Daleko od prawdy (17)

W pokoju stoi mały chłopiec, wpatruję się w wielki regał z książkami, bada je swoimi ciekawskimi zielonymi oczyma. Bada tytuły i zapamiętuje każdy kolejny, powtarza je od początku i ponownie zapisuje w rejestr pamięci. Jego mała rączka sięga aby dotknąć chociaż jedną z nich wyciągnąć obadać, poczuć zapach wytartego papieru. Niestety jest zbyt niski i nie sięga nawet do najniższych półek, stojąc na palcach próbuje wdrapać się na tyle wysoko by uchwycić chociaż koniuszkiem palca jedną z nich, już prawie ma ją w rękach dosięga jej  
   -Co ty robisz! - usłyszał z za pleców srogi głos ojca. W pokoju razem z małym chłopcem teraz stał, mężczyzna o srogiej twarzy z niedbale ogolonym zarostem i z płomiennym wzrokiem mierzącym chłopca, szybkim gniewnym krokiem podszedł bliżej i wtem chłopiec odsunął się od biblioteczki jakby na zawołanie, jakby palce zaczęły go piec od  dotykania ksiąg tajemnych i nieznanych i nieosiągalnych dla niego. Usunął się na bok i ze spuszczonym wzrokiem począł przepraszać ojca i chcąc uniknąć konsekwencji próbował powoli opuszczać gabinet.
    Gabinet malutkich rozmiarów przypominający bardziej strych, bo i tak zagracony, wypełniony był po brzegi książkami mapami, kartami i przeróżnymi innymi zbiorami. Na niektórych ścianach tapeta, stara już i brzydka odrywała się niedbale, na innych trzymała się lepiej dumnie ukazując abstrakcyjny wytłoczony wzór, przypominała jedną z tych PRL- owskich i taka też była, była tą, która akurat była i którą ojciec akurat dostał. Z pomiędzy stert papierów i wszelakich ksiąg gdzieniegdzie prześwitywały meble, stare przedwojenne kredensy, dębowe biurko pomalowane na ciemno brązowy kolor, stare fotele obite w porządną skórę i krzesła z tego samego drewna co biurko, no i oczywiście biblioteczka, która swoim majestacie odstawała zupełnie od reszty pokoju,  ręcznie składana i ręcznie rzeźbiona ryciny wykonał dla Horacego bardzo dobry przyjaciel. Nikt łącznie z samym Horacym nie pamiętał dlaczego i za co go dostał. Szyby w biblioteczce były starannie polerowane przez Panią Warzyńską i to było jej jedyne zadanie w tymże pokoju, miała dbać o regał i reszty nie ruszać nie przecierać, nie układać i nie sprzątać.  
   Nikt nie wiedział czemu ten regał jest tak istotny co w nim się kryje tak cennego i ważnego, że pomimo ogólnego chaosu, on sam jedyny ma być pielęgnowany. I to właśnie najbardziej intrygowało małego chłopca, który mimo przestrzeżeń ojca oraz mamy nie umiał się oprzeć pokusie dostania się do tajemnicy schowanej za szklaną powłoką.
       -Ile razy ci powtarzałem, że tobie ani nikomu innemu nie wolno tutaj przebywać bez mojej obecności a tym bardziej grzebać w moich rzeczach a już w szczególności w moim regale! I gdzie mi ty teraz uciekasz, chłopcze wracaj tutaj natychmiast. Pokaż ręce. - Horacy już z bardziej łagodną miną spojrzał na syna i patrzył na wyciągnięte przed chłopca chude psute ręce. - No dobrze zmykaj i żeby cię więcej nie kusiło.  
Odprowadził chłopca do drzwi i zamkną za sobą na klucz. W flanelowej wytartej koszuli i w wymiętych materiałowych spodniach razem z chłopcem ruszył do kuchni, szurając przy tym niesamowicie swoimi puchatymi kapciami.  
     Był wczesny ranek, promienie słońca wdzierały się ospale przez szyby nad wyraz dużych okiennic, wpuszczając to coraz więcej światła do chłodnego i bladego pomieszczenia. Na kuchence gotowała się już woda w czajniku, Pani Warzyńska kręciła się przy kuchennych blatach i raz po raz robiła to inne rzeczy, albo coś przecierała albo kroiła, chowała do szafek lub wykładała na talerzyki. Chłopiec lubił jej się przyglądać tak jak i jego ojciec, obaj przyglądali się porannym ceremonią w oczekiwaniu na śniadanie. Pani Warzyńska była kobietą przy kości, posiwiałe już włosy upinała w zgrabny kok, starymi rękami skończyła wycierać właśnie ostatni talerz poprawiła obrączkę na palcu i przystanęła na chwilę w namyśle. Jej mąż nie żył od 10 lat. Horacy zastanawiał się dlaczego Małgorzata nie ściągnęła obrączki ani też nigdy nie wyszła za mąż ponownie. Z tego co się dowiedział od swej niezwykle urodziwej żony nie była też nigdy z żadnym innym mężczyzną przed ani po jej mężu. Uważał to za wyczyn niezwykle heroiczny i prawie nadrealny. Sam bowiem mimo, że miał u swego boku jedną z najpiękniejszych kobiet, o niezwykłej figurze, kobiecych kształtach, idealnie wypełnionych ustach i głęboko zielonych oczach, zdarzyły mu się w życiu ekscesy i skoki w bok. Niezobowiązujące jak to sobie tłumaczył. Nikomu się do tego nie przyznał nikomu nie powiedział, był zbyt poważny aby wdawać się w tłumaczenia komukolwiek czy też nie daj boże przeprosiny. Tłumaczył miłość w sposób bardzo subiektywny, uważał bowiem iż miłość i oddanie kobiecie swojego życia nie polega na dzieleniu z nią wszystkiego ale w sposób intelektualny platoniczny i umysłowy, miłość według Horacego to był stan przywiązania zobowiązujący o dbanie o drugą osobę w taki sposób aby jej niczego nie brakło i aby zaspokoić jej pragnienia. I tego samego oczekiwał dla siebie, dlatego też uważał że fizyczność miłością nie jest a jak ktoś kocha ( w ten sposób jak on pojmował miłość), na te ekscesy będzie nie tyle pozwalał co je wypełni akceptował. Matka chłopca Matylda, mimo niezwykłej urody była też bardzo mądrą kobietą i doskonale zdawała sobie sprawę z przypadłości męża, jednak będąc kobietą mądra a także pokazującą się w dobrym świetle obywatelom, pokazywała bardzo ostentacyjnie, że tego nie widzi i że jej 'jedyny' do takich rzeczy nie dopuszcza. Jednocześnie za zamkniętymi drzwiami sypialni Państwa B. pozwała sobie rzucić Horacemu chłodne spojrzenie mówiące, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Jednocześnie zaraz potem przykładała sobie jego dłoń do policzka i przysuwając się do niego składała na jego czole subtelny i pełen miłości pocałunek. Chłopiec z tych rzeczy nic nie rozumiał, inaczej widział ten świat, chociaż na razie nie był nim zupełnie zainteresowany, jednakże Horacy w późniejszych latach przekazał temu małemu zielonookiemu chłopcu cenną lekcje miłości oraz fizyczności i tym co oddziela te dwa niełączące się w żaden sposób światy. Matylda słuchała tego wszystkiego i liczyła pewnie, że chłopiec sam zrozumie i nie pójdzie w ślady ojca. Nie śmiała też równocześnie podważyć zdania swojego męża. Nieszczerego i nieoddanego ale dobrodusznego i ciepłego człowieka jakim Horacy istotnie był. Chłopiec dorastał w tej utopijnej rodzinie, zaczynając swoje poranki przy kuchennym stole obserwując Panią Warzyńską, kończąc swój dzień w łóżku, dzień przepełniony lekcjami praktykami i ćwiczeniami gry na fortepianie czy też na gitarze, rzadko wychodził na podwórko, 'grać w piłkę z chłopakami', zwykle siedział sam i wczytywał się w to co akurat dostał do czytania, lubił swój utopijny mały światek. Leżał i rozmyślał co będzie dalej. A dalej była śmierć.  
   Matylda zmarła na zawał, zawał na własne życzenie. Jedna zdrada Horacego nie dawała jej spokoju i w tym amoku zazdrości czy też ciekawości uznała, że odpowiedź znajdzie się regale do którego nikt nawet ona nie miała dostępu. I odpowiedź znalazła. Znalazła i przez świadomość umarła. Nie było już ratunku, a on: chłopiec stał i nie mógł jej pomóc ani jej pozbierać ani odzyskać a znając ojca wiedział, że to Warzyńska się nim będzie zajmować a dorastając odkrył, że stary z niej babsztyl i mimo że niezłośliwy to jednak dość oschły i nienadający się na model matki. Zgasło w nim życie jak i w jego ojcu. Obaj umarli z matką. Regał został okrzyknięty nawiedzonym i już nikt do gabinetu ojca nie wchodził. Pani starsza czasami kręciła się przy drzwiach odmawiając pacierze ale zaraz potem uciekała jak najszybciej żegnając się i robiąc znak krzyża w powietrzu. Tak chłopiec utracił swoją pierwszą miłość i bez modelu matki wsłuchiwał się w odpowiadania ojca i w jego światopogląd i przesiąk nim do reszty zatracił się w tym obrazie i sam wykreował siebie jako niego, oddzielonego od świata i od ludzi, od miłości. Z tego co nauczył go ojciec głęboko wziął sobie do serca tą drugą część opowieści, fizyczność zostawił dla innych kobiet, a tą platoniczną jedyną i prawdziwą miłość już zawsze chciał zatrzymać dla matki.  
   - To jedyna miłość jaką znam- odpowiadał Ojcu, kiedy ten pytał go jak się mają sprawy i czy 'ją pozna'. Chciał znaleźć złoty środek i myślał, że już go uchwycił tak jak wtedy kiedy prawie dosięgną książki, ale niestety znowu ktoś stanął na drodze i zamkną mu drogę dalej, ktoś znowu przy nim umarł, umarł w nim.



Czy to Black czy jednak K?  
Kim jest mały chłopiec?  
I co o nim myślicie?

Imaginaryartist

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1652 słów i 9137 znaków.

5 komentarzy

 
  • Adrianna192345

    A dla mnie do 13 części spoko a reszta juz po pieprzona schizujaca jakby pisał ktoś psychiczny sory

    25 gru 2016

  • Imaginaryartist

    @Adrianna192345  Okey, jak dorośniesz to zrozumiesz.

    25 gru 2016

  • Nick235

    Kiedy kolejna?

    24 lis 2016

  • Olifffka<3

    Cudowne ! :dancing:

    11 lis 2016

  • tylenaty

    Czekałam na to i było warto :jem:

    9 lis 2016

  • Tytyyty

    Wyjaje mi sie ze Black :) i jeszcze ten wątek o matce. To musi byc Black <3 i opowiadanie jak zwykle cudne

    9 lis 2016