Daję ci siebie #8

https://www.youtube.com/watch?v=6uEWkR9NUT4


Spotkanie z Laurą rozbiło mnie na parę dni. Niby to nie było nic takiego – przecież tego nie można było nawet nazwać rozmową – ale jej widok przypomniał mi Sebastiana, ten wieczór, gdy wyjechał, jej potworne kłamstwo. Gdy wróciłam do domu, chciałam tylko spać. I faktycznie, zasnęłam, a sen, który sprezentował mi mój mózg, był najgorszym z możliwych.
W moich myślach wciąż gdzieś obracała się rozmowa z Sebastianem na temat Laury. Nie dopuszczałam jej do siebie, nie chciałam o niej myśleć, co nie znaczy, że całkowicie zniknęła. Odsuwałam od siebie przeszłość Laury, aż w końcu mnie dopadła. W innej wersji niż ją usłyszałam.
W moim śnie Laura patrzyła na mnie z nienawiścią. Byłam tym zaskoczona. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to nie była Laura. To była Leila, a osoba, na którą patrzyła… to ja. Ja byłam Laurą.  
Leila wyglądała jak moje lustrzane odbicie. Takie same miodowe oczy, olśniewające włosy ze złocistymi refleksami, piękna twarz – ale u niej wykrzywiona złością. Zawsze tak wyglądała. Zastanawiałam się, czy moja siostra w ogóle potrafiła się uśmiechać.
W ręku trzymała kluczyki. Wyciągała je w moją stronę.
- Bierz je – powiedziała ostro, a jej głos odbił się wielokrotnym echem w mojej głowie.
- Nie chcę – pisnęłam, odsuwając się. – Leila, nie bądź głupia. Nie mam prawa jazdy. Tata wpadnie w szał!
- Tchórz – odpowiedziała Leila, krzywiąc się okropnie. – To dlatego nie potrafisz utrzymać przy sobie przyjaciół. Nie umiesz się bawić. Nie ma z tobą żadnej zabawy – mówiła, a ja miałam wrażenie, że kurczę się z każdym jej słowem. – Nawet twój chłopak chyba zaczyna się z tobą już nudzić. Jak mu tam było… Sebastian?  Nikt nie chce mieć dziewczyny, która jest sztywniarą.
Zagotowało się we mnie po jej słowach. Zacisnęłam wargi i chwyciłam kluczyki. Leila uśmiechnęła się, ale nie był to serdeczny uśmiech. Miałam wrażenie, że nawet teraz była zła.
Przejechałam może dwa kilometry. Był wieczór, a panująca wokół ciemność sprawiała, że wpadałam w panikę. Nie chciałam jednak nic mówić, żeby nie denerwować Leili, jednak nic nie widziałam. Po chwili rozpadał się deszcz. Leila cały czas mnie poganiała:
- Szybciej! Wciśnij ten gaz!
Wciskałam go, samochód pędził coraz szybciej. Było tak ślisko, że ledwo panowałam nad maszyną. Deszcz zalewał szybę. Wycieraczki nagle się zacięły. Nie widziałam drogi, jedynie fontannę wody. Szarpałam się z uchwytem, by wycieraczki jednak zadziałały. Nagle poczułam ogromne uderzenie. Przód auta został zmiażdżony tak szybko, że nawet tego nie zarejestrowałam. Dopiero, gdy wypadłam z auta uświadomiłam sobie, że nie zapięłam pasów. Leżałam przez chwilę na mokrej ziemi, oszołomiona. Po chwili się podniosłam i zobaczyłam, że samochód zatrzymał się na drzewie. W panice podbiegłam do samochodu i zajrzałam do środka. Leila…  
Jej nie wyrzuciło z samochodu. Dalej tam była. Ze zmiażdżoną klatką piersiową. Zamiast oddechu słyszałam rzężenie. Krwiak na czole rósł z każdą chwilą. Krew zalewała jej twarz. Mimo wszystko i tak zdołałam dojrzeć wściekłe spojrzenie, które mi rzuciła.
- Leila… - jęknęłam. Nie wiedziałam, co robić. Często jej nienawidziłam, bałam się jej, bałam się sposobu, w jaki wymuszała na mnie różne rzeczy, ale… była moją siostrą. A teraz umierała.
- Wytrzymaj! – wrzasnęłam rozpaczliwie. Łzy zmieszały się z padającym deszczem. Poczułam coś mokrego na twarzy, coś innego niż woda, gęstszego. Krew? Nie miałam czasu na krew. Musiałam ratować siostrę.
Zobaczyłam, jak Leila patrzy na mnie okiem, którego nie zalewała krew, jak otwiera usta, by coś powiedzieć. Chciałam krzyknąć, by nic nie mówiła, by się oszczędzała. Ona jednak wycharczała ostatkiem sił:
- To wszystko… przez ciebie… ty mnie zabiłaś… - Sekundę później głowa opadła jej na roztrzaskane wnętrze samochodu. Przestała się ruszać.  
Grunt usunął mi się spod nóg. Wokół mnie zaczęli zbiegać się ludzie. Krzyczeli, żebym się odsunęła od samochodu, bo może wybuchnąć, że karetka już jedzie. Ja jednak się nie ruszyłam. Wpatrywałam się w siostrę – w siostrę wyglądającą identycznie jak ja – której twarz, identyczna jak moja, powiedziała, że zginęła z mojej winy.
Obudziłam się ciężko dysząc. Moja ręka odruchowo powędrowała do czoła, choć przecież nie ciekła z niego żadna krew. Nie było deszczu, jedynie łzy, które wypłynęły z moich oczu w trakcie snu. Było mi gorąco, duszno. Spociłam się tak, że koszulka przykleiła mi się do ciała. Czułam się okropnie. Ten sen był tak realistyczny, że poczucie winny przygniotło mnie niczym buldożer. Czułam się winna. Czułam się… jak Laura.
Nagle inaczej spojrzałam na to wszystko. Nie mogłam polegać na tym śnie jako na realistycznej wersji tego, co się wydarzyło – w końcu to był tylko zlepek otrzymanych informacji i moich wyobrażeń – ale dwa fakty pozostawały niezmienne. Laura patrzyła na śmierć siostry, a co więcej – patrzyła, jak osoba wyglądająca tak samo jak ona, wypowiada tak okrutne, ostatnie słowa.  
Wyobraziłam sobie nagle, co bym czuła, gdybym to ja miała siostrę bliźniaczkę. Druga Vanessa, z podobnymi czarnymi włosami i podobną tuszą, z twarzą wiecznie wykrzywioną złością. Wyobraziłam sobie samą siebie z roztrzaskanymi kośćmi, krwią na twarzy, warczącą w moją stronę, że to właśnie ja ją zabiłam. Przeszły mnie ciarki. To było okropne. Nagle wyobraziłam sobie, jak musi czuć się Laura – którą trup siostry nęka pewnie każdego dnia. Nagle zrozumiałam też Sebastiana. Jak można zostawić kogoś po takiej traumie? Jak można zawieść taką osobę, która tyle przeżyła i którą się zapewniało, że się ją kocha?
Ale przecież nie brali ślubu, szepnęło coś w mojej głowie. Zerwania się zdarzają. Nie można uzależniać swojego życia od osoby, którą nawet nie wie, czy się wciąż kocha.
Ale jak można zostawić osobę, która kocha ciebie i która przeżyła coś tak okropnego?, kłóciłam się sama ze sobą. Nie można tego zrobić bez wyrzutów sumienia. Zostawiłabyś Sebastiana lub Chrisa, gdyby oni przeżyli coś takiego?  
Nagle uświadomiłam sobie, że tę sytuację mogłam faktycznie porównać do mojej z Chrisem – sama już nie wiedziałam, co do niego czułam. Był jednak taki moment, gdy na pytanie „czy go kocham” odpowiedziałabym podobnie jak Sebastian – „chyba”, „nie wiem”. A on mnie kochał; na pewno czuł do mnie dużo więcej niż ja do niego. I także był dużą częścią mojego życia, tak jak Laura była Sebastiana. Mimo wszystko nie chciałam go krzywdzić. Czy zostawiłabym go, gdyby przeżył to samo?
Wcisnęłam głowę pod poduszkę. Nie znalazłam odpowiedzi.
Przez resztę nocy śniły mi się trupy o moim wyglądzie, mówiące, że to ja je zabiłam.

***
Wkrótce dostałam za zadanie aktualizację strony hotelowej. Szef uprzedzał mnie, że być może będę to robić, jednak gdy zobaczyłam na stronie tonę opcji, z których połowy nawet nie rozumiałam, trochę się przeraziłam i bałam się dotknąć myszki, by przypadkiem czegoś nie kliknąć i nie spieprzyć. Siedziałam nad tym i próbowałam coś z tego zrozumieć. Był wtorek wieczór. Zaraz zbierałam się do domu. Właściwie powinnam już wychodzić, ale zastanawiałam się, kogo mogę poprosić o pomoc, by wszystko wyglądało tak jak powinno, a nie, jakby stronę urządzał pięciolatek. Ślęczałam nad ekranem i nawet nie zauważyłam, kiedy przyszła Penelopa.  
- Naprawdę powinnaś chodzić ze mną na terapię – oświadczyła stanowczo. Podniosłam na nią wzrok. Uśmiechała się lekko. – Czuję się lepiej. Naprawdę. Ty też byś się tak poczuła, gdybyś tylko nie wybiegła wtedy tak, jakby gonił cię sam diabeł.
- Widziałam tam diabła – mruknęłam humorystycznie, powracając do gapienia się na ekran. – Uciekłam, bo wysłał w moją stronę wiązkę śmiercionośnych promieni. – Miałam już dość analizowania opcji, dlatego zamknęłam okno. Chwyciłam torbę i wstałam. – Spadam. Cieszę się, że jest ci lepiej.
- Uparciuch! – zawołała za mną, ale ja wyszłam przez drzwi, nawet się nie odwracając. Nagle role się odwróciły – teraz to ja zwiewałam z hotelu, nie oglądając się za siebie. Ja też pozostawiałam tu wspomnienia – Laurę, Sebastiana i ich pokój dwieście dwanaście.  
Wróciłam myślami do skomplikowanej strony i ponownie zastanowiłam się, kogo mogłabym prosić o pomoc w tej sprawie. Z Chrisem nie rozmawiałam. Z Sebastianem też nie. Wyglądało na to, że pozostał mi tylko Alex – w momentach, kiedy będę w stanie oderwać go od Emmy.
Sebastian… sama myśl o nim zabolała. Tęskniłam za nim. Kiedy regenerował siły po trzęsieniu ziemi staliśmy się sobie tak bliscy, jak nigdy. Tak przynajmniej myślałam. Nigdy nie sądziłam, że jednak zostanie mi dane przytulić go, złapać za rękę i że wszystko będzie wtedy w porządku. Brakowało mi go ogromnie. Straciłam rachubę, ile dni już nie rozmawialiśmy. Nie widziałam powodu, dla którego którekolwiek z nas miałoby się odezwać. On pewnie wrócił do Laury, a ja nie zamierzałam się wcinać. W głowie wciąż miałam walkę – czy Sebastian postąpił dobrze, czy źle? Czy powinien wybrać mnie, czy jednak zostać przy Laurze, bo tak należało?  
Sama się w tym gubiłam i podejrzewałam, że Sebastian gubił się jeszcze bardziej.
Gdy wróciłam do mieszkania, zobaczyłam w przedpokoju buty Aleksa. Ucieszyłam się, że akurat u nas był – od razu mogłam go zapytać, czy pomoże mi z pracą. Myślałam, że był w pokoju Emmy, ale mijając salonik, zatrzymałam się i wytrzeszczyłam oczy.
Alex i Emma siedzieli na kanapie, przytulając się mocno i coś do siebie szepcząc. Na szklanym stoliku leżał ogromny bukiet róż i – ku mojemu zdumieniu – małe pudełeczko. Nie było wątpliwości, co w sobie wcześniej zawierało. Potwierdzenie znalazłam na palcu Emmy.  
- Przepraszam, że wam przeszkadzam… - zaczęłam i wtedy mnie zauważyli. Oboje parsknęli śmiechem na widok moich wytrzeszczonych oczu. O rany, co tu się działo? Wyjdzie człowiek do pracy, a gdy wraca, ma świeżo zaręczoną parę na swojej kanapie.
- Zaręczyłam się, Van! – zapiszczała nagle Emma, podrywając się do góry i psując cały romantyzm chwili. Alex i tak spojrzał na nią z czułym uśmiechem. – Zobacz, zobacz! – zawołała, podbiegając do mnie i wyciągając rękę w moją stronę. Pierścionek był skromny, ale bardzo ładny – srebrny, z małym, iskrzącym się granatowym diamencikiem.
- Moje gratulacje. – Zmusiłam się do uśmiechu, ale dalej nie mogłam wyjść ze zdumienia. Wiedziałam, że Emma chciała się w końcu ustatkować, ale… żeby aż tak? – Cóż, Alex, co prawda miałam do ciebie parę pytań, ale zdaje mi się, że mogą zaczekać. Pójdę do siebie. Jeszcze raz wam gratuluję.
Zamknęłam się w pokoju, odcinając się od ich szczęścia. Dalej jednak nie mogłam się otrząsnąć po tym, co zobaczyłam. Nierzadko takie szybkie małżeństwa jeszcze szybciej kończyły się rozwodem. Co im się stało? Dlaczego nie mogli poczekać? Czyżby Emma zaszła w ciążę? Tyle pytań i zero odpowiedzi… zanotowałam sobie w głowie poważną rozmowę z przyjaciółką, jak tylko zostaniemy same, a ona ochłonie z wrażeń.  
Zignorowałam ukłucie w sercu, które pojawiło się, gdy zobaczyłam bukiet róż, tak podobny do tego, który Sebastian sprezentował mi na urodziny; otworzyłam podręcznik i zaczęłam powtarzać materiał. Wszystko, byle tylko nie myśleć.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2179 słów i 11979 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • POKUSER

    Świetny opis wypadku, emocjonujący i mroczny...

    8 paź 2017

  • candy

    @POKUSER Dzięki ;) fajnie, że wyszło, bo mam wrażenie że nie potrafię opisywać takich rzeczy

    8 paź 2017

  • jaaa

    Czekam już na kolejną część

    8 paź 2017