Daję ci siebie #27

Obudził mnie dotyk szorstkiej pościeli. Przeciągnęłam się, napinając wszystkie mięśnie, po czym je rozluźniłam i opadłam z powrotem na łóżko, wiedząc, że wcale nie muszę z niego wstawać. Nigdzie mi się nie spieszyło, nikt na mnie nie czekał, byłam całkiem pozbawiona obowiązków i zobowiązań.
Mimo wszystko w końcu wstałam, ponieważ mój pęcherz także pobudził się do życia i dawał o sobie znać. Później przyszła pora na żołądek, dlatego wyciągnęłam z małej lodówki jogurt, a także parę składników, by zrobić sobie kanapki. Z komórki puściłam muzykę, nucąc cicho. Kilkanaście minut później byłam już najedzona i zaczęłam się zastanawiać, jak spędzić ten dzień. Kolejny dzień, z dala od Sebastiana, Emmy i wszystkich osób, na których mi zależało.
Od dwóch dni byłam w motelu. Potrzebowałam przestrzeni, przerwy, samotności, by w końcu ostatecznie przemyśleć moje życie i wszystkie moje decyzje. Nie było już tak ciepło jak w lato, ale wakacje nadal trwały, dlatego wyjechałam na samotny urlop. Wsiadłam w samochód, nie oglądając się za siebie. Odcięłam się od wszystkich, choć nikomu nie podobał się ten pomysł.
Ubierając się, wróciłam myślami do tego pamiętnego dnia, kiedy mogłam zmienić swoje życie, a jednak odrzuciłam tę możliwość.
  
- Chcę coś powiedzieć. Powiedziałaś, że skończyły ci się pomysły, że to nie wyjdzie, że nie wiesz, jak to naprawić. Wiem, że popełniałem błędy… duże błędy. Ale ja, gdy mówiłem, że daję ci siebie… nie żartowałem. – Nagle powoli przyklęknął na jedno kolano. Prawie się przewróciłam. To było szalone. Czy on właśnie robił to, co myślałam? – I dalej nie żartuję – mówił, wpatrując się we mnie tak usilnie, że prawie spłonęłam rumieńcem. – Dlatego pytam, czy ty również nie żartowałaś i chcesz za mnie wyjść.
- Nie – wyszeptałam.
Z twarzy Sebastiana zniknęła wszelka nadzieja, a z gardła Emmy wyrwał się pomruk pełen zawodu.
- Zostawisz nas samych? – zapytałam. Moje pytanie było oczywiście skierowane do Emmy, ale ja cały czas patrzyłam na Sebastiana. Już zaczęłam żałować swojej decyzji. Z jego twarzy odpłynęły wszelkie kolory. Miałam wrażenie, że nagle wstydził się, że jeszcze chwilę temu pragnął się oświadczyć. Teraz podnosił się z kolan i wyglądał, jakby chciał wyjść. Złapałam go za rękę.
- To nie jest rozwiązanie – powiedziałam cicho. Unikał mojego wzroku. – Pierścionek niczego nie naprawi.
- Myślałem, że to całkiem wyraźna deklaracja – mruknął, dalej na mnie nie patrząc. Obróciłam jego twarz ku swojej.
- Myślisz, że tego nie chcę? Myślisz, że tylko czekałam, by odmówić? Ale, Sebastian, ja nie chcę w to wchodzić, nadawać naszemu związkowi poważniejszego statusu, kiedy sama nie wiem, czy ci ufam… kiedy dopiero o mało co nie zerwaliśmy – przypomniałam mu. Ściskałam go za rękę tak mocno, jakbym się bała, że zaraz rozpłynie się w powietrzu. – Nie mogę się na to zgodzić, kiedy czuję, że już teraz jest między nami źle.
Nie wiedziałam, czy rozumiał mnie i mój tok postępowania, bo jego oczy nie wyrażały absolutnie nic. Głośne klapnięcie przecięło ciszę, dając mi do zrozumienia, że Sebastian zatrzasnął pudełko z pierścionkiem. Z trudem przełknęłam ślinę. Bałam się, co teraz.
- Wychodzę – mruknął, ale ja zawołałam:
- Czekaj!
Odwrócił się ku mnie, ale na jego twarzy była wymalowana chęć ucieczki.
- Nie zgodziłam się, bo to nie była odpowiednia pora i czas – powiedziałam dobitnie, pragnąc, by zrozumiał. – Ale to nie oznacza, że chcę cię stracić. Muszę… chcę… po prostu na nowo ci zaufać.
- Rozumiem – mruknął znowu i tym razem wyrwał się z mojego uścisku i wyszedł. Po chwili trzasnęły drzwi. Ja jednak nie ruszyłam się, dalej stałam w tej samej pozycji, dopóki nie poczułam mocnego szarpnięcia za ramię.
- Dlaczego się nie zgodziłaś? – wysyczała Emma. – Jesteś cholernie głupia!
- Kto jak kto, ale ty akurat powinnaś mnie rozumieć – burknęłam, wyrywając się z jej uścisku, jak przed chwilą Sebastian z mojego. – Mam się zgodzić zaobrączkować i wciąż znosić biegania mojego narzeczonego bądź męża do jego walniętej byłej? Nie, nie sądzę.
- Ale może on wszystko zrozumiał i już byłoby dobrze – jęczała dalej. – A tak to nie wiadomo, czy on jeszcze w ogóle kiedykolwiek się zdecyduje na taki krok. Wszystko schrzaniłaś.
Miałam dość. Myślałam, że akurat przyjaciółka zrozumie, dlaczego nie zgodziłam się na oświadczyny, choć bardzo chciałam przyjąć ten pierścionek i zapomnieć o wszystkich problemach, tymczasem ona robiła mi jeszcze większe wyrzuty niż Sebastian.
- Czyżby? – prychnęłam, spoglądając na Emmę wściekle. – A gdyby to Alex non stop biegał do swojej byłej dziewczyny, z każdym pieprzonym problemem, który ona by sobie wymyśliła? Też byś była taka mądra? – naskoczyłam na nią. – Myślisz, że jak ty od razu poleciałaś na pierścionek, to każdy tak musi?
Emma wyglądała, jakbym ją uderzyła. Poczułam falę złości. Nie chciałam tego powiedzieć. Wcale tak nie myślałam, ale byłam tak wściekła, że mówiłam co popadnie. Nie czekając na reakcję, odwróciłam się i poszłam do swojego pokoju. Z szafy wyciągnęłam walizkę i zaczęłam wrzucać do niej byle jakie ubrania. Gdy kilkanaście minut później wychodziłam z mieszkania, Emmy już nie było. Nawet nie chciałam się pożegnać. Zeszłam na dół, upchałam walizkę w bagażniku, po czym przesiadłam się na siedzenie kierowcy, z mocnym zamiarem jechać jak najdalej stąd.
  
I tak oto byłam – w malutkiej miejscowości, gdzie już nie było czuć wakacji, a jedynie wspomnienia po nich. Wynajęłam pokoik w motelu, który nie był może szczególnie ładny ani wygodny, ale liczyło się to, że byłam w nim sama, z dala od wszystkich. Nie było ryzyka, że nagle ktoś wpadnie przez drzwi, oferując mi pierścionek, a przyjaciółka nie naskoczy na mnie, że wszystko spieprzyłam.
Bolało mnie to, że nawet Emma mnie nie zrozumiała, ale jeszcze bardziej bolało mnie to, co odrzuciłam. Wiedziałam, że miałam rację – nie mogłabym być narzeczoną Sebastiana i dalej kłócić się z nim wciąż o te same rzeczy. Musieliśmy naprawić wszystko, co się między nami stało, musiałam mu zaufać, zanim moglibyśmy pójść o krok dalej. Dlaczego nikt tego nie rozumiał?
Emma, gdy tylko się zorientowała, że nie ma mnie w mieszkaniu, zaczęła sms-ować jak szalona. Wciąż byłam na nią wściekła, ale odpisałam jej, podając tylko informację, że nic mi nie jest i że potrzebuję kilku dni w samotności. Sebastian w ogóle się nie odzywał. Biłam się z myślami. Czy powinnam odezwać się do niego pierwsza i ratować to, co jeszcze z nas zostało, czy może czekać? Czy można było jeszcze nas uznawać za parę, czy teraz już każde z nas było wolnym człowiekiem? Płakać mi się chciało na samą tę myśl. Nie chciałam być wolna. Chciałam po prostu oczyścić sytuację, zanim sprawy poszłyby do przodu.
Wzięłam się w garść i ubrałam. Nie miałam ochoty siedzieć cały dzień w czterech ścianach. Nie było jeszcze zimno, ale ciepło też nie, dlatego uznałam, że najstosowniej będzie włożyć wygodne, rozciągliwie legginsy, do tego luźną koszulkę z długimi rękawami i sweter, w razie gdyby zrobiło się jeszcze zimniej. Spakowałam do torby parę rzeczy i wyszłam, zakluczając pokój. Wychodząc, wciągnęłam świeże powietrze i ruszyłam przed siebie – tym się właśnie ostatnio głównie zajmowałam. Nie myślałam, nie zastanawiałam się, dokąd iść. Nogi wiodły mnie same. Polubiłam dłuższe spacery. Miałam wrażenie, że chodzenie na świeżym powietrzu było dla mnie jedynym sposobem, by myśleć racjonalnie.
Wybrałam dłuższą drogę do centrum i dotarłam tam po około czterdziestu minutach, nieco zziajana. Czułam już lekki głód, ale postanowiłam wstrzymać się z obiadem jeszcze chwilę. Przeszłam na mostek, na którym było kilka ławek, z których można było podziwiać falującą za barierką wodę. Lubiłam tam siadać i na nią patrzeć, ale to boleśnie przypominało mi o wakacjach – i tych, i poprzednich – i o Sebastianie.
  
Sebastian wybuchnął śmiechem. Z oburzenia prawie się zachłysnęłam powietrzem. Siedziałam na podłodze z obitymi plecami, okrywając się samym prześcieradłem, a on… po prostu się śmiał.
- Co cię tak bawi? – zawołałam, owijając się prześcieradłem ciaśniej, jak mumia. – Nie dość jeszcze skomplikowałeś sytuację?
- Gdybyś tylko się teraz zobaczyła… - powiedział, dalej chichocząc. – Kulisz się przy łóżku w prześcieradle i wyglądasz, jakbym co najmniej wparował ci pod prysznic.
- To wcale nie jest zabawne – zamamrotałam gniewnie. Rumieniec ponownie pokrył moje policzki.
  
- Masz ochotę przejechać się motorówką? Tylko nie wypadnij – usłyszałam. Odwróciłam się do Sebastiana, który uśmiechał się – po raz pierwszy niezłośliwie. – Nie bardzo mi się chce potem cię wyławiać, ale może nie będę miał wyjścia.
  
To właśnie wtedy dowiedziałam się, że nie byłam mu obojętna, co było dla mnie szczytem marzeń, o jakich nie śmiałam nawet myśleć.
- To przez ciebie! – naskoczył na mnie. Było już ciemno, ledwo widziałam jego twarz, ale widać było, że był wściekły i najchętniej by coś uderzył. Złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. Serce waliło mi jak młotem. – Bo pojawiłaś się w moim życiu! Bo cię zobaczyłem i od tamtej pory nie mogłem przestać o tobie myśleć! – Puścił mnie równie gwałtownie, jak przed chwilą złapał i przetarł oczy, a ja gwałtownie zaczerpnęłam powietrze. To było ostatnie, co spodziewałam się od niego usłyszeć.
  
I później te okropne słowa, po których straciłam wszelką nadzieję…
  
- Posłuchaj, gdybym ją rzucał dla każdej dziewczyny, która mi się spodoba, już dawno bym z nią nie był, a to nie jest to, czego chcę – oświadczył, a to co mówił, nie miało dla mnie najmniejszego sensu. – Zdarza się, że czasem na ulicy zobaczę jakąś dziewczynę, która mi się spodoba, ale tylko z wyglądu, rozumiesz? Po dniu czy dwóch to mija. Fizyczna atrakcyjność nie ma tu nic do rzeczy. Kocham Laurę i tego nie zmieni żadne chwilowe zauroczenie.
  
Otarłam szybko łzy, które mimochodem wypłynęły. Minął chyba rok, odkąd powiedział te słowa, a one nadal były prawdą. Czy ja też byłam dla niego tym chwilowym zauroczeniem? Czy ja też nie byłam w stanie zmienić tego, że nadal kochał Laurę?
Burczenie w brzuchu zasygnalizowało mi, że tym razem to był już czas na zjedzenie obiadu. Chwyciłam torbę i zeskoczyłam z ławki, ale komórka wyślizgnęła mi się z dłoni i upadła na drewniane deski, kiedy mocno się z kimś zderzyłam.
- Przepraszam! – jęknął ktoś, kogo staranowałam. Zobaczyłam, jak męska ręka podnosi moją komórkę i mi ją podaje. Wyprostowałam się, zażenowana. – Tak gwałtownie wstałaś z tej ławki, że nie zdążyłem uskoczyć.
Podniosłam wzrok. Stał przede mną średniego wzrostu blondyn. Oczy miał rozbiegane, jasnozielone. Chwyciłam komórkę, którą mi podawał.
- Nic się nie stało – odpowiedziałam pogodnym tonem. – Dzięki.
Wyminęłam go i odeszłam, ale czułam na sobie jego wzrok.
*
Po zjedzeniu obiadu poszłam na kolejny spacer, choć wyraźnie się ochłodziło; nie miałam jednak ochoty wracać do pokoju. Swoim wyglądem nie zachęcał do zostawania z nim, a choć potrzebowałam samotności, zaczynałam się czuć zbyt samotnie. Z całych sił pragnęłam się przytulić do Sebastiana, poczuć wokół siebie jego silne, męskie ramiona, wdychać jego zapach i zasnąć, by się obudzić przy człowieku, którego kochałam. Skoro ja kochałam jego, a on mnie, dlaczego to wszystko nie mogło być proste? Dlaczego musiało istnieć tysiąc przeszkód, których najwyraźniej nie potrafiliśmy obejść?
Chodząc dookoła i rozmyślając nad tym, nagle uświadomiłam sobie, że wciąż mijam tego chłopaka, na którego wpadłam na mostku. Raz minęłam go na ulicy, później, gdy weszłam do herbaciarni napić się czegoś, dostrzegłam go parę stolików dalej. Parę razy łapałam go na tym, że rzuca mi ciekawskie spojrzenia. Nie pragnęłam jakoś szczególnie atencji, jednak musiałam przyznać, że pochlebiało mi to. Byłam ciekawa, czy na patrzeniu się skończy.
W końcu jednak temperatura znacznie się obniżyła, w dodatku zaczęło się ściemniać. Miałam ogromną ochotę położyć się do łóżka z dużym kubkiem ciepłej herbaty, czymś wybitnie niezdrowym, otulić się kołdrą, choćby i szorstką, do tego włączyć serial. Tak mnie zachęciła ta wizja, że wstąpiłam jeszcze do marketu i kupiłam torebkę cukierków oraz czekoladę z truskawkowym nadzieniem. Gdy szłam do kasy, nagle drogę zagrodził mi ten chłopak, wyglądając na lekko zestresowanego.
A jednak, pomyślałam. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Imprezowy wieczór? – spytał, wskazując na produkty, które trzymałam w dłoniach.
- Po prostu kaprys – odparłam. Wyciągnęłam prawą rękę, przytrzymując słodycze lewą. – Vanessa.
- Daniel – przedstawił się. – Jesteś tu na wakacjach?
- Nie do końca. Wyjechałam tylko na parę dni.
- Sama?
- Sama – potwierdziłam.
- Chłopak nie chciał ci towarzyszyć? – rzucił, niby lekkim tonem, ale w duchu doceniłam jego sposób na wydobycie mimochodem najważniejszych dla niego informacji.
- Chyba się rozstaliśmy – odpowiedziałam, ponownie czując ukłucie w środku. Nie chciałam dłużej ciągnąć tematu Sebastiana, dlatego spytałam: - Spieszy ci się – Po czym dodałam, zaskoczona własną śmiałością: - Jeśli nie, możesz mnie odprowadzić do motelu.
Zgodził się chętnie, a ja szybko przekonałam się, że choć Daniel na początku wydawał się nieco nieśmiały, kiedy już przekonał się, że chcę z nim rozmawiać, bardzo się rozgadał. Rozmawiało mi się z nim całkiem lekko. Przez te kilkanaście minut zdążyłam go polubić, jednak z każdą chwilą rosły moje wyrzuty sumienia. Czy robiłam dobrze, gawędząc w najlepsze z innym chłopakiem, zamiast ratować związek z Sebastianem?
- Do kiedy tu będziesz? – Pytanie Daniela wyrwało mnie z zamyślenia.
- Sama nie wiem… - zawahałam się. – Może jeszcze dwa dni, może trzy.
- Chciałabyś się ze mną jeszcze spotkać przed wyjazdem?
Wyrzuty sumienia wzrosły jeszcze bardziej, gdy po chwili zawahania odparłam ciche „tak”.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2714 słów i 14862 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik POKUSER

    Co ty Candy dla Vanessy szykujesz?... Chwilowe zauroczenie, przygodę na jedną noc, czy wypłakanie się tylko w kołnierz? Zobaczymy :)

    16 lis 2017

  • Użytkownik candy

    @POKUSER nic strasznego :D

    17 lis 2017