Daję ci siebie #7

Moim pierwszym odruchem było zadzwonienie do Chrisa – tak jak robiłam to już wielokrotnie, przez parę lat. Natychmiast znienawidziłam się za tę myśl. Nie mogłam wciąż do niego wracać, a później pozwalać, by dalej mnie zawodził. To był odruch mojego mózgu, który musiałam zwalczyć. Musiałam poradzić sobie z tym sama.
Myślałam, że Sebastian za mną wybiegnie, ale nie zrobił tego. Miałam nadzieję, że Emma zorientuje się, że znowu coś się wydarzyło i zjawi się w domu, by razem ze mną pić wino i sprawić, bym nie czuła się tak parszywie, ale ta myśl była tak egoistyczna, że od razu ją porzuciłam. Nie mogłam wymagać od Emmy tego, żeby specjalnie zostawiała chłopaka, by mnie niańczyć – tym bardziej, że w końcu znalazła kogoś, z kim dobrze jej się układało. Cieszyłam się, że postanowiła w końcu przestać skakać z kwiatka na kwiatek i znaleźć kogoś, kto zapewniłby jej stabilizację i bezpieczeństwo. Nie było jej winą, że moje życie uczuciowe było jedną wielką porażką.
Gdy tylko weszłam do mieszkania, rozpłakałam się. Wyłam jak bóbr, łzy ciekły mi po twarzy jeszcze gwałtowniej niż przedtem, nie mogłam złapać tchu, wkrótce nos miałam cały zatkany, jakbym miała silny katar. Łkałam i cała się trzęsłam. Zdjęłam z siebie tę głupią sukienkę, którą włożyłam specjalnie dla niego, zrzuciłam z nóg szpilki i tak jak stałam, poszłam do łazienki. Weszłam pod prysznic i puściłam gorącą wodę. Po paru minutach się uspokoiłam, choć jeszcze wstrząsały mną pojedyncze szlochy. Czułam się porzucona, choć tak naprawdę nic nie było między mną a Sebastianem. Nie było i nie będzie, ponieważ on nie dał nam szansy. Trzymał się kurczowo Laury, tak jak ja niegdyś – czy może nadal wciąż – trzymałam się Chrisa.  
„W końcu nadal jest moją dziewczyną i nie zrobiła tego wszystkiego celowo. To choroba, a nie prawdziwa Laura. Kocham ją. Chyba…”
Nie chciał jej zostawiać, bo ją kochał, czy czuł się zobowiązany do pozostania z nią, ponieważ była chora? I kim ja byłam dla niego, że odrzucał mnie z taką łatwością? Traciłam rozeznanie w tym wszystkim. Dlaczego, dlaczego to robił? Dlaczego przytulał mnie, dotykał, sprawiał wrażenie, jakbym była dla niego ważna, a na koniec i tak wybierał Laurę? Czy on myślał, że nie mam uczuć? A może to on nie miał żadnych uczuć co do mojej osoby?
Kiedy wyszłam z łazienki, usłyszałam wibracje komórki, dalej schowanej w torebce. Otulona szlafrokiem, podeszłam do torebki i zaczęłam w niej grzebać. Odetchnęłam głęboko, widząc, że mam już dziesięć nieodebranych połączeń od Sebastiana, a jedenaste właśnie się kończy.
Nie zdążyłam odebrać. Telefon zamilkł. A może wcale nie chciałam odbierać? Chyba powiedział już wszystko. Czym jeszcze mógł mnie zranić?
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi i aż podskoczyłam. Niepewnie podeszłam i uchyliłam drzwi. Na widok Sebastiana ponownie miałam ochotę się rozpłakać.
- Skoro nie odbieram, to znaczy, że nie chcę z tobą rozmawiać – powiedziałam zachrypniętym głosem, który bezbłędnie wskazywał na to, że wcześniej wylałam z siebie dużo łez.
- A skoro ja wciąż dzwonię, to znaczy, że mam ci jeszcze coś do powiedzenia – odparł i wszedł do środka, nie czekając na zaproszenie. Nagle moje upokorzenie dopadło mnie ze zdwojoną siłą. Stałam w puchatym szlafroku, ze spuchniętą twarzą, wyglądając jak siedem nieszczęść. W dodatku dopiero teraz uświadomiłam sobie, co wykrzyczałam Sebastianowi w jego pokoju – powiedziałam mu, że go kocham.
Kocham.
Słowo tak piękne, tak silne, nagle wydało mi się przekleństwem. Nie zostało odwzajemnione, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Czego ode mnie oczekujesz, Vanessa? – spytał mnie cicho Sebastian. Nie spojrzałam na niego, patrzyłam się w podłogę, ale jego głos był tak znużony, jakby spędził na płaczu co najmniej tyle, ile ja. – Mam ją zostawić dlatego, że jest chora?
- Nie… - mruknęłam, dalej nie podnosząc na niego wzroku.
- Ona jest ogromną częścią mojego życia. Nie mogę tego ot tak odrzucić – mówił dalej. – Spójrz na mnie.
Nie spojrzałam.
- Vanessa. – Poczułam, jak chwyta mnie pod brodę i zmusza, bym podniosła głowę. Bałam się, że gdy na niego spojrzę, znowu się popłaczę. – Rozmawiałem z nią. Powiedziała mi, dlaczego to zrobiła.
- Nie interesuje mnie to – wymamrotałam, ale Sebastian nic sobie z tego nie zrobił.
- Czuła się zagrożona przez ciebie – powiedział cicho. – Na tyle, że upozorowała gwałt. Po to, by cię ode mnie odstraszyć. Żebym był tylko jej. Pomyśl, jak mocno musi mnie kochać, żeby się decydować na takie kroki?
Było wiele rzeczy, które chciałam teraz powiedzieć – że Laura jest psychiczna i nie powinna być w związku, tylko w jakiejś klinice, gdzie by jej pomogli. Że Sebastian jest głupi, skoro mimo oskarżenia o gwałt, potulnie wraca do swojej dziewczyny. Że skoro Laura czuła się zagrożona przeze mnie, to może jednak Sebastian czuł więcej do mnie, a nie do niej. Było tyle rzeczy, które chciałam wykrzyczeć mu w twarz… ale nie miałam na to siły. Za to szepnęłam:
- Kochasz ją?
Na jego twarzy pojawiło się zmieszanie. Przygryzł wargę i nic nie powiedział.
- A mnie? – spytałam, zbierając w sobie całą odwagę. Z bijącym sercem czekałam na jego odpowiedź.
- Vanessa, ja… - Urwał i potrząsnął gorączkowo głową. – Nie mogę…
- Nie możesz odpowiedzieć? – przerwałam mu. – Czy nie możesz mnie kochać?
Znowu nie odpowiedział. Miał udręczony wzrok. W tym momencie pojęłam, że być może Sebastian zaczyna mnie kochać, ale to bez znaczenia, ponieważ Laura i jej choroba i tak są dla niego na pierwszym miejscu. Zawsze będą.
Odsunęłam się od niego.
- Chyba powinieneś już iść – powiedziałam bezbarwnym tonem, błagając go niemo, by poszedł, zanim znowu cała się rozkleję. – Trafisz do drzwi.
Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem, po czym wyminął mnie i wyszedł. Choć tego chciałam, wcale nie poczułam się lepiej.

***

Dopiero po dwóch tygodniach bacznego obserwowania mnie przez Penelopę, zrozumiałam, o co jej chodziło. Patrząc w lustro, tylko się upewniłam w swoim przekonaniu – stałam się taka jak ona. Twarz miałam jakby poszarzałą, włosy w nieładzie, mięśnie twarzy od dawna nie drgały, by się rozciągnąć w uśmiechu. Świetnie. Stałam się chodzącą lalką.
- Co się stało? – spytała mnie w końcu. – Myślałam, że zawsze będziesz taka pogodna jak wcześniej, a tymczasem wyglądasz tak, jakbyś wpadła w depresję.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie można cały czas się cieszyć ze wszystkiego – powiedziałam, myśląc o Laurze.  
- Teraz już klienci w ogóle nie będą chcieli zostawać w hotelu – burknęła Penelopa. – Obie wyglądamy jak żywe trupy. – Próbowała żartować, ale mnie to nie bawiło.
- No cóż… - mruknęłam.
Penelopa pochyliła się ku mnie.  
- Wiesz, od jakiegoś czasu myślałam nad… terapią. – Niemal wypluła z siebie to słowo. – Wszyscy mnie do tego namawiają od kilku miesięcy. Wcześniej nie chciałam, ale teraz sobie myślę… może… może by pomogło – mówiła głosem pełnym nadziei. – Nie chcę tak dłużej żyć. I nie chcę patrzeć na ciebie, wyglądającą tak jak teraz. Może pójdziemy razem?
Na terapię? Terapia kojarzyła mi się z ludźmi z problemami alkoholowymi, wszelkimi uzależnieniami lub po długiej depresji. Albo z takimi jak Laura. Potrząsnęłam głową.
- Nie, dzięki.
Penelopa westchnęła.
- Ja też miałam takie samo nastawienie. Naprawdę. Sama się pewnie domyślasz. Mówiłam sobie, że to minie z czasem. Ale nie minęło, a życie przecieka mi przez palce. Nie pozwolę ci, żebyś marnowała swoje – powiedziała, nagle zmieniając ton na surowy. Poczułam się, jakby mnie ganiła – jak matka. – Ucz się na moich błędach. Chodź ze mną, chociaż raz.  
- Jestem w tej apatii od dwóch tygodni – zaoponowałam. – Nie mam kilkuletniej depresji. Nie muszę chodzić po terapiach.
- W porządku, jeśli ci nie będzie pasowało, to zrezygnujesz. Ale chodź ze mną chociaż raz. Nie odrzucaj tego pomysłu od razu, zwłaszcza, jeśli nawet nie spróbowałaś.
Zrozumiałam, że mi nie odpuści, więc westchnęłam z irytacją.
- Zgoda. Jedno spotkanie. Ale jeśli nie będę chciała tego kontynuować, dasz mi spokój?
- Postaram się, ale nie obiecuję. – Penelopa uśmiechnęła się lekko.
Poczułam nową więź przyjaźni – szkoda tylko, że była oparta na wspólnym cierpieniu i propozycji terapii. Boże, terapia! Jak to brzmiało! Na samą myśl miałam ochotę sztucznie się uśmiechać, byle tylko ludzie dali mi spokój.
Ale życie nie polega na sztucznym uśmiechaniu się, pomyślałam nagle. Tylko na tym, żeby uśmiechać się prosto z serca, bo jest się szczęśliwym.
Głupia terapia. Już zaczęła działać.

***

Wciąż odrobinę marudząc, pozwoliłam, by Penelopa zaciągnęła mnie do jakiegoś budynku, w którym pracowała pani specjalizująca się w pomaganiu. Tak na to mówiłam w głowie. Penelopa podała mi dużo innych, zapewne bardziej precyzyjnych informacji, ale szczerze mówiąc, niezbyt mnie one interesowały. Nie chciałam tu przychodzić. Nie byłam przecież w depresji. Zostałam jedynie odrzucona. Zdarza się przecież.
Nie chciałam jednak sprawiać Penelopie przykrości, zwłaszcza, że po raz pierwszy odkąd ją poznałam, nieco się ożywiła – no cóż, jeśli od teraz jej celem miało być moje dobre samopoczucie, niech będzie i tak.
Budynek nie wyglądał zachęcająco. Był w kolorze, którego nawet nie mogłam jednoznacznie określić – coś między szarym a beżowym. Pomyślałam, że powinien być raczej pomalowany na jakieś jasne, wesołe kolory, które by zachęcały do wejścia tam i odmienienia swojego życia. Czułam gorycz w gardle. Patrz, Sebastian, do czego mnie zmusiłeś. Ty i Penelopa.
Nie rozmawiałam z nim, odkąd praktycznie wygoniłam go ze swojego mieszkania. To były już długie dwa tygodnie. Nagle z całej rodziny widywałam tylko Aleksa i to jedynie przez chwilę, bo przecież teraz już nie przychodził do mnie, tylko do Emmy. Wyraźnie unikał tematu Sebastiana przy rozmowie ze mną. To już stawało się tradycją – co jakiś czas między mną i Sebastianem była cisza, po czym coś się działo i historia zataczała koło. Teraz jednak nie miałam pewności, czy ponownie z nim porozmawiam, choćby o zwyczajnych sprawach. O czym rozmawiać z dziewczyną, która wyznała ci miłość, chociaż się ją rzuciło?
Penelopa załatwiła wszystko na recepcji, ponieważ moja niechęć była wręcz namacalna i naprawdę chciałam tylko stąd wyjść. Nie obchodziło mnie nawet, w jakiej formie się to wszystko odbywa – może to spotkanie grupowe, czy też na osobności. Ciekawe, ile za to zapłacę. Zaraz się okaże, że moja praca przyda mi się tylko do płacenia za terapię, a nie za mieszkanie, jedzenie czy kosmetyki, jak pierwotnie zakładałam.
Powlokłyśmy się na górę, ponieważ spotkanie miało być na trzecim piętrze. Po chwili już dyszałam. Nie lubiłam chodzić po schodach.
- Nie mogłyśmy pojechać windą? – jęknęłam.
- Ruch uwalnia endorfiny – rzuciła, jakby to było w tym momencie najważniejsze. – No, ruszaj się. Obecne spotkanie zaraz się skończy.
Zrobiłam, jak kazała i już po chwili stałyśmy na korytarzu trzeciego piętra. Tutaj ściany były pomalowane na kolor jasnozielony – podobno taki kolor uspokaja. Oprócz nas było jeszcze parę osób, więc domyśliłam się, że spotkanie ma charakter grupowy. Nastroszyłam się odrobinę. Nie miałam najmniejszej ochoty na opowiadanie grupce ludzi całej żałosnej historii mojej i Sebastiana – zwłaszcza że pewnie nikt tu nie przychodził z takimi problemami, jak moje. Spodziewałam się prędzej usłyszeć takie historie, jakimi mogła się podzielić Penelopa.  
- Wychodzę stąd – rzuciłam do niej ukradkiem. – Nie chcę. Ale dzięki za dobre chęci.
- Vanessa… - zaczęła, ale przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi i szum rozmów. Poprzednie spotkanie się skończyło i ludzie zaczęli się wysypywać przez drzwi, jeden po drugim. Właściwie nie powinno być dla mnie żadnym zaskoczeniem, że w pewnym momencie zobaczyłam Laurę. Mimo wszystko zdziwiłam się. Byłam ciekawa, kto ją posłał na terapię. Może to był warunek postawiony przez Sebastiana? Prychnęłam cicho na jej widok. Nie miałam ochoty jej widzieć. Ona, gdy mnie zobaczyła, też nie miała szczęśliwej miny. Zwęziła oczy i wyglądała, jakby miała ochotę mnie uderzyć.
Miałam podobne uczucia. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale rzuciłam lekkim tonem:
- Cześć. Jak się czujesz po gwałcie? Już ci chyba lepiej, co?
Penelopa spojrzała na mnie z oburzeniem i widocznie chciała coś powiedzieć, ale nadepnęłam jej na stopę. Laura milczała, chyba się zastanawiając, co mi odpowiedzieć.
- Lepiej – odpowiedziała w końcu. – Ciekawe, że akurat ty o to pytasz. Nawet nie raczyłaś mi powiedzieć, że Sebastian mógł umrzeć.
Teraz przysłuchiwał się nam już cały korytarz. Aż dygotałam ze złości. Przeklęta kłamczucha, jeszcze śmiała mi coś wypominać?
Ona jest chora, przypomniałam sobie. Opanuj się…
- Jest twoim chłopakiem, powinnaś być na tyle zorientowana w jego życiu, żeby to wiedzieć – rzuciłam. Laura zacisnęła mocno usta. – Chciałaś go mieć tylko dla siebie? – dodałam. – Gratuluję. Jest cały twój. Ciekawe tylko, czy z miłości, czy z litości – warknęłam, po czym odwróciłam się i z tupotem zbiegłam na sam dół budynku. Wiedziałam, żeby tu nie przychodzić.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2508 słów i 13951 znaków.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • monis2112

    Super :)

    7 paź 2017

  • POKUSER

    Mocna część. Chociaż do tej części po raz pierwszy mogę się o coś doczepić: Vanessa nie mógła określić koloru ściany? Fake :D My faceci znamy tylko trzy kolory, ale kobieta?!  :jupi:

    7 paź 2017

  • candy

    @POKUSER haha :D to nie zawsze jest prawda, ja też jestem kobietą a nie znam nazwy każdego odcienia każdego koloru  :rotfl:

    7 paź 2017

  • jaaa

    Uuu mocne słowa. Nie mogę się doczekać co będzie dalej

    7 paź 2017