Daję ci siebie #15

Emma zadzwoniła do mnie, ponownie rozemocjonowana. Myślałam, że już skończyły jej się powody do bycia radosną niczym niegdyś Laura, ale okazało się, że była jedna sprawa, o której zapomniałam.
- Miesiąc miodowy! – zapiszczała Emma. – Udało się! Jedziemy!
No tak… zapomniałam, że ich miesiąc miodowy nie był do końca oczywisty – Emma studiowała, a Alex pracował. Kombinowali jak mogli, byle tylko załatwić sobie miesiąc miodowy, nawet gdyby nie miał on trwać faktycznie miesiąc. Teraz widocznie się im to udało, ponieważ zbliżały się wakacje – nie można sobie wymarzyć lepszego czasu na pierwszy małżeński wyjazd.
- To super. – Uśmiechnęłam się, choć mnie nie widziała. – Dalej nie mogę się przyzwyczaić do tego, że jesteś mężatką.
- Czasem, gdy wstanę zbyt rano, też o tym zapominam. – Roześmiała się, po czym dodała: - A jak się miewa nasz cudowny Toby? Dalej jest taki cudowny?
Minął już miesiąc, odkąd zamieszkałam u Toby’ego. Pierwsze dni były dziwne – on wyraźnie musiał się przystosować do obecności drugiej osoby w mieszkaniu, a ja do faktu, że tą drugą osobą nie była Emma, tylko facet. Gdy tylko robiłam pranie, w ręce wpadały mi niezliczone ilości męskich bokserek i nadal czułam się nieco nieswojo. Po tygodniu zaczęło być lepiej – szybko okazało się, że moja waga już wkrótce poleci w górę. Toby często przynosił do domu różne pizze, które potem wspólnie jedliśmy, siedząc przed telewizorem. Dalej nie wiedziałam, kim dla siebie byliśmy. Nie rozmawialiśmy o tym, choć może powinniśmy. Choć nadal lubiłam wpatrywać się w jego niebieskie oczy i podziwiać te urocze blond loczki, nie czułam, by moje uczucia wykraczały poza coś na kształt przyjaźni. Momentami czułam się z Toby’m… po prostu jak z dobrym kumplem. Nie przeszkadzało mi, że jem pizzę, ubrana w dres i powyciąganą koszulkę, przy okazji jeszcze brudząc się sosem. Nie przejmowałam się swoim wyglądem. Opowiadałam mu, jak minął mi dzień, jak się czuję, jak bardzo zgłodniałam, czekając na pizzę. Toby się śmiał, uroczo potrząsał włosami, ale… nic więcej. Nic więcej nie czułam. Bałam się zacząć rozmowę na ten temat.
Mimo wszystko nie było mi z nim nudno.
Musiałam kupić sobie nowy żel pod prysznic, ponieważ poprzedni skończył mi się o wiele za szybko – pewnie Emma trochę sobie z niego pożyczała. Nieopatrznie wzięłam inny żel niż zawsze – po wszystkim okazało się, że miał zapach przypominający żelki, irytująco słodki. Mimo wszystko uznałam, że lepszy taki niż żaden. Poszłam do pracy, a gdy Penelopa przyszła mnie zamienić, pociągnęła nosem i spytała, czy jadłam żelki. Odparłam, że nie, ale nie wyglądała na przekonaną. Wróciłam do domu, gdzie Toby, całując mnie w policzek, nagle powąchał moją szyję i spytał:
- Jadłaś żelki i się ze mną nie podzieliłaś? – Po czym zrobił obrażoną minę słodkiego dziecka.  
To był też również cały miesiąc bez Sebastiana. Szczerze mówiąc, nie wiedzieć czemu, myślałam, że nie odpuści – czekałam na jakąś wiadomość, niezapowiedziany telefon, jakikolwiek znak, że mimo mojej odmowy on będzie o mnie walczył. Potem jednak przypominałam sobie, że kazałam mu niejako zniknąć ze swojego życia. Przyznałam, że chcę o nim zapomnieć. Widocznie właśnie mi w tym pomagał. Traciłam jednak pewność, że właśnie tak chcę spędzić resztę swojego życia. Owszem, było fajnie siedzieć z Toby’m na kanapie, jeść jedną pizzę za drugą, jednym okiem oglądać film w telewizorze, a drugie mieć skierowane na uroczego blondyna, ale… czegoś mi jednak brakowało w tej układance. Powoli zaczynałam się poddawać. Skoro każda moja próba zapominania o Sebastianie kończyła się porażką, może jednak nie powinnam o nim zapominać, bo to może nigdy nie nadejść.
Nie miałam jednak odwagi zmienić tej sytuacji – odrzuciłam go, a teraz po miesiącu miałam zmieniać zdanie? To było to, czego się obawiałam, lecz z jego strony i raczej w odwrotnej kolejności. Póki co jednak okazywało się, że to ja byłam niestała w uczuciach i decyzjach. Parę razy chciałam do niego zadzwonić, ale zawsze powstrzymywała mnie jedna myśl – a jeżeli on już ma kogoś nowego? Jeżeli to on zdążył już zapomnieć o mnie? A co, jeśli nie chce mnie widzieć, słyszeć, znać? Może tak go zraniłam, że nie chciał mieć ze mną nic wspólnego? Te myśli zawsze krążyły w mojej głowie niczym sępy i zawsze odkładałam komórkę, nie wykonując żadnego połączenia ani nie pisząc żadnej wiadomości. Cisza trwała, ja dalej jadłam pizzę, wciąż milcząc na temat mojej relacji z Toby’m.  
Dobrze, że chociaż Emma była szczęśliwa. Ja czułam się mizernie, ale… może sama sobie na to zasłużyłam?
***
Robiło się coraz cieplej, a Toby’ego zaczęło nudzić siedzenie w domu. Coraz częściej miał ochotę na jakieś wycieczki. Wkrótce takowe zaczęliśmy sobie organizować co piątek – a to zwiedzanie miasta, a to park linowy – gdzie poszłam nie bez bólu od wszechogarniających wspomnień – pewnego razu nawet zaciągnął mnie nad jakieś tajemnicze jezioro, które wyhaczył za miastem. Było piękne, ale było gorąco i byłam niesamowicie zmęczona, więc poprosiłam go, żebyśmy usiedli chwilę, zanim ruszymy dalej na podbój krajobrazu. Zgodził się ze mną i opadliśmy na nagrzany piasek. Wyciągnęłam z plecaka butelkę wody – było jej tam około półtora litra, ale byłam tak spragniona, że bez problemu wypiłam połowę.
- Ej. – Poczułam, jak Toby zabiera mi butelkę sprzed ust. – Pamiętasz, że to miało być dla nas obojga? Jesteś wielbłądem, czy co? Pijesz, jakbyś miała zaraz umrzeć z pragnienia.
- Trzeba było sobie wziąć drugą butelkę – wypomniałam mu, szturchając go w bok. – A nie potem się awanturujesz o swoje.
- Mam chory kręgosłup – zmyślił na poczekaniu.
- Nieprawda. Po prostu jesteś zbyt leniwy, by pójść do sklepu i kupić własną butelkę wody.
Przekomarzaliśmy się tak jeszcze chwilę, aż w końcu poczułam, jak mocno słońce grzało mnie w twarz. To przywołało wspomnienia znad morza i poczułam nieprzyjemny skurcz w żołądku. Gwałtownie się podniosłam.
- Chodźmy dalej – oświadczyłam. Mina Toby’ego mówiła wyraźnie "przecież dopiero co chciałaś odpocząć”, później mruknął coś jak brzmiało "te kobiety…”.
- No, rusz się – pogoniłam go, bo dalej siedział na piasku. – Nie mamy całego dnia.
- Ale energii dostałaś – mruknął, ale posłusznie się podniósł. Przeciągnął się i ziewnął. – Ale mi tu jest dobrze. Mógłbym tu zostać i się przespać.
- I dostać udaru od słońca? – zasugerowałam. Potrzasnął gwałtownie głową. Jego loczki zafalowały.
- Nie, tego akurat wolałbym uniknąć.
- No, ja myślę – prychnęłam, ale odwróciłam głowę w jego stronę i posłałam mu wesoły uśmiech.  
Szliśmy dalej, aż drogę przecięła nam woda. Nie zajmowała dużo miejsca – jakiś metr, może dwa – po drugiej stronie dalej była ziemia, jednak nie byliśmy w stanie przeskoczyć tej dziury. Toby wytrzasnął skądś duży konar drzewa, po którym spokojnie mogliśmy przejść – a przynajmniej on tak stwierdził.
- To wcale nie wygląda stabilnie – powiedziałam z niepokojem, patrząc wątpliwie na drewno. – Pewnie zaraz się złamie pod naszym ciężarem i będzie z tego tyle, że wpadniemy do jeziora.
- Przynajmniej się ochłodzisz, przecież tego chciałaś. – Toby posłał mi rozbawione spojrzenie, po czym dwoma krokami przebiegł po konarze drzewa. Już po chwili był po drugiej stronie. – Widzisz? Przechodź. Nie mamy całego dnia – zacytował mnie, uśmiechając się i pokazując mi język.
- Czułabym się pewniej, gdybym mogła się czegoś przytrzymać – burknęłam, wchodząc na drzewo. Od razu przypomniały mi się belki w parku linowym, które chybotały się jak szalone. Tylko dzięki Sebastianowi po nich przeszłam…  
- No, dawaj, to nie jest kilometr – dopingował mnie Toby, ale ja nagle straciłam grunt pod nogami. Konar był śliski – moja stopa nagle zachybotała się niepokojąco, boleśnie zgięła, a ja wylądowałam w wodzie. Nie była głęboka, tutaj woda akurat płynęła płytko, ale i tak wierzgnęłam mocno, przerażona ilością brudu, w jakim zapewne się teraz znajdowałam. Od razu wynurzyłam się na brzeg i chwyciłam wyciągnięte ramię Toby’ego, który wciągnął mnie na ziemię.
- Nie wiem, jak ty to zrobiłaś – zaczął gderać, jednak widziałam po jego minie, że trochę się zmartwił. – Nic ci nie jest?
Oszołomiona upadkiem do wody, chwilę nie odpowiadałam, nagle jednak poczułam pulsujący ból w prawej kostce.
- Noga… - powiedziałam słabym głosem. Zerknęłam w dół i przeraziłam się tym, co zobaczyłam – moja kostka, przed chwilą wyglądająca jeszcze normalnie, teraz była opuchnięta, czerwona i chyba wciąż się powiększała. Bolało tak, że na chwilę mnie zamroczyło.
- Cholera. – Poczułam, jak Toby przy mnie kuca. – Chyba ją złamałaś.
Niech szlag to trafi. Niech szlag trafi konary drzew, brudne jezioro i drogę, którą teraz będę musiała pokonać, by dotrzeć do szpitala.
***
- Złamana. – Lekarz pokręcił głową z udawanym smutkiem, patrząc na rentgen, choć byłam pewna, że dla niego orzekanie złamanych kości było już taką rutyną, że nawet nie odczuwał przy tym jakiejś przykrości – w końcu to tylko kość, do wesela się zagoi. – Niech pani zdejmie sobie spodnie z jednej nogi – poradził mi, patrząc na moje długie legginsy. – No, chyba, że mamy założyć pani gips na ubranie. – Uśmiechnął się nieco wrednie, a ja posłałam mu złowrogie spojrzenie. Ale dowcipniś – tak, na pewno marzyłam o gipsie na ubraniu przez co najmniej miesiąc. Hurra.  
Ściągnęłam legginsy z jednej nogi, pozwalając, by materiał luźno zwisał. Poczułam nagły wstyd, siedząc z odsłoniętą nogą i częściowo bielizną – dobrze, że chociaż miałam ogolone nogi. Spojrzałam smętnie na swoją nogę. Gips… a te wszystkie wycieczki były takie przyjemne! Oczywiście Toby bez przeszkód przeszedł przez głupi konar drzewa, ale Vanessa jak zwykle musiała coś odwalić. Usiłowałam wyobrazić sobie moje życie przez najbliższy czas – będę kuśtykać, wyglądać jak kaleka, będę musiała nosić luźne ubrania, wynaleźć jakiś "but” na gips… momentalnie odechciało mi się życia na najbliższy miesiąc. Najchętniej zostałabym w łóżku. Już kiedyś miałam gips, jednak na lewej ręce, co nie stanowiło tak wielkiego problemu. Poza tym, byłam wtedy mała i we wszystkim pomagali mi rodzice. A teraz…  
Miałam ochotę soczyście przekląć.
Lekarz ustawił moją stopę do prawidłowej pozycji, po czym obłożył ją ciepłym podkładem, potem zaczął owijać ją bandażem gipsowym. Przez dłuższą chwilę czułam prawie że przyjemne ciepło, ale zaraz wszystko zaczęło zastygać. Mogliśmy już wrócić do domu.  
Toby ze zmartwioną miną pomógł mi zejść z łóżka i stanąć na własnych nogach – a raczej na nodze – ale ja prawie natychmiast usiadłam. Jak miałam wyjść ze szpitala na jednej nodze, z wciąż niezaschniętym gipsem i w dodatku z jedną gołą nogą, świecąc przy tym majtkami, ponieważ nie byłam w stanie zasłonić sobie tyłka tą resztką legginsów?
Po raz drugi wyartykułowałam w myślach przekleństwo.
Nagle podjechał wózek – opadłam na niego, wdzięczna, że pół szpitala nie musi oglądać mojej bielizny. Toby skądś wynalazł jakiś cienki koc i wezwał taksówkę. Wzdychałam cicho raz za razem. Dlaczego, dlaczego akurat ja? A miało być tak pięknie.  
Gdy już wsiadaliśmy do taksówki, podbiegła pielęgniarka i wcisnęła mi do rąk kule.
- Będą pomocne przy chodzeniu! – zawołała, przekrzykując silnik. Wymamrotałam jakieś podziękowania i zatrzasnęłam drzwi, z żalem spoglądając na swoją nogę, pokrytą teraz grubym białym materiałem.
- Będę mógł ci się podpisać na gipsie? – usłyszałam głos Toby’ego, usiłujący rozluźnić atmosferę, ale jedno moje spojrzenie wystarczyło, żeby pojął, że nie byłam w nastroju na żarty.
Miało być fajnie, wyszło jak zawsze.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2258 słów i 12511 znaków, zaktualizowała 18 paź 2017.

5 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • ja1709niezalogowana

    Bo to szybko się przebiega, nie truchtem:DRozdziawa:lol2:

    3 cze 2018

  • jaaa

    Heeej kolejną część ????

    18 paź 2017

  • candy

    @jaaa napisać się musi :sad:

    18 paź 2017

  • Black

    A ja zapytam, gdzie można dostać taki żel:D Świetna część <3

    18 paź 2017

  • candy

    @Black w rossmannie! xD

    18 paź 2017

  • KlasycznyAnanas

    Uuu lubię nawet Toby'go no ale wiesz... to nie Seba :/

    18 paź 2017

  • candy

    @KlasycznyAnanas o, to bardzo dobra reakcja. Mimo wszystko #teamSebastian

    18 paź 2017

  • POKUSER

    Pierwszy :) Daję łapkę w górę i biorę się za czytanie

    18 paź 2017

  • candy

    @POKUSER haha brawo :D

    18 paź 2017

  • POKUSER

    @candy proszę o nagrodę, wirtualne piwo może być, pierwszą kolejkę ja stawiam  :cheers:

    18 paź 2017

  • candy

    @POKUSER haha :D  :cheers: leci drugie, a co tam, jak szaleć to szaleć

    18 paź 2017

  • POKUSER

    @candy  :zjem: może by coś przegryźć, żeby na pusty żołądek nie pić?

    18 paź 2017

  • candy

    @POKUSER jadłam polecane mi przez koleżankę pierogi ze szpiankiem ale okazały się, krótko mówiąc, totalnie niesmaczne  :rotfl: więc mogę i na pusty żołądek

    18 paź 2017