Daję ci siebie #14

Moje ostentacyjne wyjście z mieszkania nie miało za wielkiego sensu, ponieważ miałam więcej bagażu niż tylko jedną walizkę, ale nagle zachciało mi się udawać bohaterkę komedii romantycznej. Postanowiłam, że najwyżej zejdę na dół z tą jedną walizką i poczekam na Toby’ego na zewnątrz, a później wrócimy się po resztę – ale nie zdążyłam zejść nawet jednego schodka w dół. Trzasnęły drzwi i Sebastian złapał mnie za rękę, uniemożliwiając dalszy ruch.
- Jak to: nic cię to nie obchodzi? – Jego twarz wyrażała jednocześnie zmartwienie i pojawiającą się złość. – Przecież tego chciałaś. Nie zaprzeczysz, że nie. Już nad morzem awanturowałaś się, czemu nie zostawię Laury. Właśnie to zrobiłem – mówił, a mi było coraz trudniej tego słuchać. – Daję ci siebie – powiedział nagle dobitnym tonem słowa, które ja wypowiedziałam do niego we łzach, tamtego pamiętnego dnia, w jego urodziny… - Daję ci całego siebie. Nie możesz… - Wzmocnił uścisk, chyba nieświadomie. – Nie możesz teraz odejść.
Poczułam, jak moja silna wola i chęć, by oddalić się od Sebastiana, nagle ulatują daleko w przestworza. Nagle już nie myślałam tak stanowczo o przeprowadzce. Oczy Sebastiana patrzyły na mnie prosząco, a ja miałam ochotę rzucić mu się w ramiona i cieszyć się, że wreszcie go mam, że zerwał z Laurą, że to ja wygrałam. Że jednak mnie kocha.  
To było tak silne uczucie, jakby popychała mnie ku temu niewidzialna siła. Już prawie puściłam walizkę, by wpaść Sebastianowi w ramiona i mocno się przytulić, kiedy…
Pomyślałam o tym czasie, kiedy nie był z Laurą, gdy nawet z nią nie rozmawiał – to wtedy się do siebie przybliżyliśmy. Mogłam go dotknąć, przytulić, bez obaw, że mnie odtrąci. Nasza relacja miała charakter trudny do określenia – może nie było na to słów – ale to był prawie magiczny czas. Czułam się trochę tak, jakby on już był mój – nie poprzez słowa, ale poprzez wszystko, co się między nami stało.
Byłam wtedy szczęśliwa.
A potem, jak grom z jasnego nieba, spadła na mnie jego decyzja, kiedy postanowił wybaczyć Laurze i odsunąć mnie na dalszy plan. Jaką mogłam mieć pewność, że tym razem nie będzie inaczej? Jaka była gwarancja, że to zerwanie było naprawdę "na dobre”? A może Sebastian za miesiąc znowu zmieni zdanie, a ja ponownie zostanę odtrącona? Nie wiedziałam, ile jeszcze takich sytuacji będę w stanie znieść.
- Nie. – Pokręciłam głową. Sebastian patrzył na mnie poważnie. – Nie mogę. Nie mogę ci zaufać.
- Dlaczego… - zaczął, ale przerwałam mu:
- Nie mogę. Unieszczęśliwiłeś mnie zbyt wiele razy. Nie mogę ci zaufać, bo wiem, że już zawsze będziesz myślał o Laurze.
- To nieprawda! – zaprzeczył.
- To prawda – szepnęłam, a łzy zaczęły lecieć mi ciurkiem po policzku. – Nie przyznajesz tego teraz przed sobą, ale ja wszystko pamiętam. Pamiętam, jak mówiłeś, że ona jest ważną częścią twojego życia, że czujesz się za nią odpowiedzialny, bo jest chora, bo ma tylko ciebie. Już zawsze będziesz się zastanawiał, co u niej, czy bierze leki, kiedy będzie miała problem, będziesz pierwszym, do którego będzie dzwonić. A ty będziesz się stawiał na każde jej zawołanie. Myślał o niej… - Otarłam łzy rękawem. – A ja nie mogę sobie na to pozwolić. Potrzebuję kogoś, kto będzie mnie kochał i myślał o mnie, a nie o innej.
- Vanessa… - zaczął, ale ja nie chciałam go słuchać. Nie chciałam słuchać jego zapewnień, że wcale tak nie będzie, bo jakiś głos w głowie podpowiadał mi, że mam stuprocentową rację.  
- Idź już – mruknęłam, odwracając wzrok. Nie chciałam zapamiętywać jego wykrzywionej bólem twarzy. – Proszę. Chcę… chcę zapomnieć.
Zaszlochałam cicho, kiedy po chwili zbiegł w dół po schodach. Otworzyły się drzwi i z mieszkania wyjrzała Emma. Nic nie powiedziała, jedynie podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
Wiedziałam, że miałam rację, ale dlaczego to musiało aż tak boleć?
Kiedy po kilkunastu minutach zjawił się Toby i rzucił w moją stronę wesołe "Cześć, współlokatorko”, zastanowiłam się, czy nie popełniłam właśnie jednego z największych błędów w moim życiu.
***
Mój pokój u Toby’ego okazał się być prześliczny. Przyznał, że dzięki rodzicom może sobie pozwolić na nieco ładniejsze mieszkanie. Prawie go nie słuchałam, oczarowana tym, co zobaczyłam. Pokój był pomalowany na biało, ale kontrast dawały fioletowe zasłony. Mała biała kanapa, beżowy fotel, czarno-biały dywan z włosiem, białe biurko, duży obraz na ścianie przedstawiający filiżankę z ciemnym napojem – od razu pomyślałam o kawie. Pokój był jasny i minimalistyczny, ale dla mnie w sam raz, choć gdy opadłam na fotel, poczułam się tu nieswojo. Może jednak przeprowadzka do człowieka, którego ledwo znałam, wcale nie była takim świetnym pomysłem. Pocieszyłam się szybko, że to na pewno przejdzie.
Toby pomógł mi się rozpakować, choć prawdę mówiąc, trochę zawadzał – musiałam po swojemu wszystko poukładać, jednak co chwila zerkałam na niego, urzeczona sposobem, w jaki opadały jego blond loczki, gdy schylał się po kolejne rzeczy z walizki. Nie dopuszczałam do siebie żadnej myśli o Sebastianie. Tak było lepiej.
Po tym, jak wyjęliśmy z walizki ostatnią rzecz, Toby zaproponował, żebyśmy coś zjedli. Po przejrzeniu wszystkich szafek w kuchni, zgromadziliśmy składniki na gofry. Kilkanaście minut później już się smażyły w gofrownicy, rozsiewając wokół cudowny zapach. Toby i ja byliśmy całkiem zorganizowani – on smażył gofry, ja rozkładałam naczynia i sztućce, w lodówce znalazłam dżem truskawkowy. Czułam się dziwnie, ale to było całkiem przyjemne uczucie. Tak się przyzwyczaiłam do mieszkania z Emmą, że nie sądziłam, bym kiedykolwiek mieszkała z kimś innym. Tymczasem robiło mi się ciepło w środku, gdy zerkałam na Toby’ego. Byłoby właściwie idealnie, gdybym w środku dalej nie czuła bólu, wywołanego dzisiejszym spotkaniem z Sebastianem.
Właściwie mogłam ogłosić remis – on niedawno złamał mi serce, teraz ja złamałam serce jemu.
A przynajmniej tak myślałam. Ból, który widziałam na jego twarzy, musiał być podobny do tego, który ja niedawno przyoblekłam na swoją twarz. Dzisiejsze wydarzenie dotknęło też mnie – nie mogłam od niego odejść, nie raniąc też siebie.  
W końcu nie męczyła mnie myśl o stronie internetowej, której wciąż nie zaktualizowałam – okazało się, że to właśnie Toby’ego potrzebowałam do tego zadania. Cierpliwie wszystko mi wytłumaczył, ale i tak zrobił większość za mnie. Miałam nadzieję, że więcej nie będę dostawać takich zleceń, ale jakby co – miałam już pomocnika.
Toby miał dwadzieścia trzy lata i studiował zarządzanie i finanse. Mało mi to mówiło, orłem z przedmiotów ścisłych nigdy nie byłam. Gdy dowiedział się, że studiuję filologię włoską, śmiał się, że widocznie naszym przeznaczeniem było się poznać właśnie w pizzerii. W końcu co mogłoby być większą kwintesencją włoskości?
Może tylko kawa, ale w tamtym dniu kawa nie zaspokoiłaby mojego głodu.
Pogadaliśmy jeszcze jakiś czas, a później Toby uparł się, że pozmywa naczynia. Trochę się z nim podroczyłam, ale obiecał, że to tylko na dzisiaj – później to ja będę zaganiana do zmywania garów. Roześmiałam się, a później poszłam się myć – w końcu jutro był poniedziałek, trzeba było wracać do rzeczywistości. Mieszkanie Toby’ego było nieco dalej od mojego wydziału niż moje poprzednie mieszkanie, ale nie przejmowałam się tym – najwyżej będę więcej chodzić, a przecież ruch to zdrowie.
Dopiero, gdy znalazłam się sama pod prysznicem, puściły emocje. Nie potrafiłam pozostać obojętna na to, co się stało. Nadal miałam w głowie wyraz twarzy Sebastiana, taki smutny… choć popełnił masę błędów, teraz widocznie chciał je naprawić, a ja… a ja odeszłam. Kazałam odejść jemu i powiedziałam, że chcę zapomnieć.
Chciałam?
Byłoby miło nie myśleć wciąż o kimś, kto złamał mi serce. Nie przejmować się przeszłością, cieszyć się obecną chwilą, po prostu być szczęśliwą.  
Z drugiej strony… to był jednak Sebastian. Nikt nie wywołał u mnie takich emocji, jak on. Chciałam spróbować być z nim, czuć się znowu tak jak wtedy, gdy sprowadziłam go z Włoch, kiedy było między nami tak dobrze. Odrzuciłam to, bo wiedziałam, że mówiąc mu te wszystkie rzeczy, którym zaprzeczał, miałam rację.
A może jej nie miałam?
Cóż, nie było sensu tego roztrząsać. Wypłakałam resztę łez, ciesząc się, że przez szum wody z prysznica Toby nic nie usłyszy. Potem owinęłam się ciasno szlafrokiem i poszłam do siebie, wołając jeszcze do Toby’ego, że życzę mu dobrej nocy. Zdążyłam jeszcze tylko napisać wiadomość do mamy, jak się czuje i przeczytać jej odpowiedź, że trochę zmęczona, ale szczęśliwa, po czym opadłam na łóżko i zasnęłam.
*
Wstałam oczywiście spóźniona, co nie było za dobrą wiadomością. Toby w końcu wyłączył mój budzik i lekko mnie szturchał, bym się obudziła, jednak to było za mało, bo dalej spałam. Nagle zabrakło mi Emmy, wylewającej na mnie wodę.
Między zajęciami miałam okienko i byłam wściekle głodna. Poszłam na szybki obiad do pobliskiego baru, a później pomyślałam sobie, że chętnie wypiłabym koktajl. Poszłam do kawiarni, gdzie robiono też różnego rodzaju smoothie i koktajle i zamówiłam na wynos koktajl z truskawki, banana i brzoskwini. Czekając, podrygiwałam ze zniecierpliwieniem, już marząc o pysznym płynie, który zaraz będę pić przez słomkę.  
Z głębi kawiarni dobiegał szmer rozmów i śmiechy – widocznie wiele osób nie miało teraz zajęć lub po prostu uznało, że wolą iść się czegoś napić. Nagle z wnęki wyszła Laura. Zastygłam w miejscu, modląc się, by mnie nie zauważyła, jednak to było złudne marzenie – stałam tuż obok lady. Nie sposób było mnie nie zauważyć, chyba, że pomyliłoby się mnie z posągiem.  
W końcu oczy Laury spoczęły na mnie. Prawdę mówiąc, trochę się obawiałam, co teraz nastąpi – zacznie płakać? Rzuci się na mnie z pięściami i zacznie krzyczeć, że zabrałam jej Sebastiana? Chyba już dawno przeminął ten etap, gdzie byłyśmy "najlepszymi przyjaciółkami”.
- Cześć – odezwałam się drżącym głosem.
Laura zamrugała gwałtownie, jakby dopiero teraz mnie zauważyła.
- O. Cześć. – Skinęła mi głową. – Co zamówiłaś?
To było chyba najdziwniejsze pytanie, jakie mogła mi zadać. Mimo wszystko odparłam:
- Koktajl. Mam straszną ochotę. A ty?
- Ja… piłam kawę. – Machnęła ręką w nieokreślonym celu. Źrenice miała dziwnie rozszerzone. – Chciało mi się spać. Więc… przyszłam… na kawę.
- Wszystko w porządku? – spytałam niepewnie, bo wyglądała i mówiła bardzo dziwnie. Panie zza lady zaczęły się nam przypatrywać.
- Och… tak… - mruknęła, po czym przeniosła wzrok za okno. – Jakie piękne niebo! – Zachwyciła się nagle. – Ma taki ładny, turkusowy kolor, prawda?
- Właściwie to zwyczajnie błękitny – mruknęłam, ale Laura mnie nie słuchała. Bez pożegnania nagle wypadła przez drzwi, patrząc się w górę. Zamrugałam z niedowierzaniem. Jeszcze nigdy nie zachowywała się aż tak… jak wariatka.
- Koktajl na wynos – usłyszałam głos zza lady i odwróciłam się automatycznie, by wziąć plastikowy kubek. – Dziwna dziewczyna – powiedziała kobieta ściszonym głosem, wskazując na Laurę. – Gdy zamawiała kawę, przez chwilę domagała się, by do niej dolać soku jabłkowego. Pani ją zna? – spytała, taksując mnie wzrokiem.
- Tak jakby – wymamrotałam, unikając jej spojrzenia. – Do widzenia – rzuciłam szybko i wyszłam na zewnątrz. Laury już nie było. Czemu się tak dziwnie zachowywała? Kompletnie ześwirowała? Czy może zwiększyli jej leki i to po nich była taka otumaniona?
Popijając koktajl, wróciłam na zajęcia. Po części czułam ulgę, że Laura nie mówiła nic o Sebastianie, ale później pomyślałam, że może w tym stanie nic do niej nie dociera.  
Westchnęłam ciężko. Choć dalej utwierdzałam się w przekonaniu, że postąpiłam słusznie, miałam wrażenie, że bez Sebastiana też wkrótce zeświruję.



Kurczę, kurczę, doba ma za mało godzin... Kto też tak ma? :(

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2319 słów i 12701 znaków, zaktualizowała 17 paź 2017.

6 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik ja1709niezalogowana

    Różnie to z tą dobą bywa:kiss: A co do opka to czuję, że Laura zrobi kuku sobie albo komuś. :kiss:

    3 cze 2018

  • Użytkownik Fanka

    Rewelacyjna część ;)  :bravo:  
    Co do doby,to chyba każdemu brakuje paru chwil więcej :D Mi tak minimum brakuje 24 godzin  :rotfl:

    18 paź 2017

  • Użytkownik POKUSER

    O Toby bliski mi kierunek studiuje :D Świetna część

    18 paź 2017

  • Użytkownik Black

    Doba powinna mieć dwa razy więcej godzin. 24 godziny to zdecydowanie za mało na pracę, studia i... życie. Znam to doskonale. Część doskonała, uwielbiam <3

    17 paź 2017

  • Użytkownik candy

    @Black <3 <3

    17 paź 2017

  • Użytkownik KlasycznyAnanas

    Oh dzięki Ci na prawdę dziękuję ????

    17 paź 2017

  • Użytkownik candy

    @KlasycznyAnanas nie ma za co! :D

    17 paź 2017

  • Użytkownik jaaa

    Dziekujeeeeeee

    17 paź 2017

  • Użytkownik candy

    @jaaa proszę ;)

    17 paź 2017