Daję ci siebie #20

Choć bardzo chciałam od razu zadzwonić do Sebastiana lub po prostu do niego pojechać, opanowałam się i odwiodłam od tego pomysłu. Nie mogłam od razu rzucić się mu w ramiona. Musiałam trochę odczekać, chociażby dla poczucia swojej własnej dumy i wartości.  
Nie spieszyłam się więc. Jeszcze nie wiedziałam, ile miałam zamiar się wstrzymać, ale darowałam sobie rozmyślania choć na ten jeden dzień. Rozpakowałam się powoli i dokładnie, sprawdzając, czy wszystko zabrałam. Miałam ochotę nawet posprzątać, ale przypomniało mi się, że jeszcze nie poruszałam się na tyle sprawnie, by zaraz latać ze ścierkami oraz odkurzaczem. Wobec tego jedynie ładnie pościeliłam łóżko i poszłam zrobić sobie herbatę. Chyba byłam od nich uzależniona, choć za oknem panowało już lato. Uświadomiłam sobie, że zaraz czeka mnie sesja, więc postanowiłam przysiąść trochę do nauki. Na szczęście okazało się, że większość rzeczy w miarę umiem, musiałam je tylko solidnie powtórzyć i utrwalić.
Ten dzień spędziłam sama, ale następnego poranka usłyszałam, jak ktoś dobija się do drzwi. Zaspana, przez chwilę myślałam, że ktoś mnie napada, ale to tylko Emma wróciła ze swojego miesiąca miodowego. Pokuśtykałam do przedpokoju, gdzie przyjaciółka taszczyła swoją walizkę. Przetarłam zaspane oczy i rozłożyłam ramiona.
- Witaj w domu! – zawołałam, przykuwając jej uwagę. Uśmiechnęła się na mój widok i podeszła, by mnie uściskać. W połowie drogi oczy jej się rozszerzyły:  
- Czy ty masz złamaną nogę?! – zawołała. No, tak. Zupełnie zapomniałam, że w natłoku spraw wcale jej o tym nie powiedziałam.
- Tak – przytaknęłam. – Niestety.  
- Czy to Toby ci ją złamał? – Zmarszczyła groźnie brwi. – Uderzył cię nożem do pizzy? A mówiłam…
- Zaraz ci wszystko opowiem – obiecałam, przerywając jej. – Tylko się ogarnę. Dopiero co otworzyłam oczy. Obudziłaś mnie tym dudnieniem – powiedziałam oskarżycielsko, ale w duchu cieszyłam się, że znowu tu byłam. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak brakowało mi przyjaciółki. Toby był uroczy, ale nie był Emmą.
Przyjaciółka skinęła głową, po czym zaprowadziła walizkę do swojego pokoju. Ja poszłam do łazienki, by doprowadzić się do porządku. Gdy przeszłam do kuchni – już umyta, z rozczesanymi włosami, pomalowanymi oczami i w dużo lepszym nastroju – Emma stała przy blacie i robiła nam duży talerz kanapek.
- Nie zdążyłam zjeść śniadania – lamentowała. – Nie miałam ochoty. Teraz zjadłabym nawet ciebie, taka jestem głodna!
- Gips nie jest smaczny – zauważyłam. – A białe bułki są kaloryczne – dodałam, patrząc na składniki kanapek.
Spojrzała na mnie spode łba.
- Kogo to obchodzi. Jestem głodna! Poza tym… mam już męża i w końcu mogę się bezkarnie roztyć – zaśmiała się.
- Jest przecież coś takiego, jak rozwód – zauważyłam uszczypliwie, też czując głód. Wstałam i ukradłam jedną kanapkę z powiększającego się wciąż stosu. – A jeśli Alex postanowi się z tobą rozwieść, bo będziesz gruba jak beczka?
- Niech tylko spróbuje! Wtedy mu pokażę prawdziwą Emmę – zawołała, unosząc do góry nóż. – A ty siadaj, bo zaraz się przewrócisz i opowiadaj, jak to się stało, że chodzisz z tym kilogramowym gipsem.  
Posłusznie usiadłam i zaczęłam jej wszystko opowiadać – o mieszkaniu z Toby’m, ciągłym jedzeniu pizz, o naszych wycieczkach i nieszczęsnym przechodzeniu przez rzekę… Tu Emma mi przerwała:
- Czyli to jednak jego wina!
- Oj, przecież nie będziemy go o to obwiniać. W końcu to nasz cudowny Toby, prawda? – Zatrzepotałam rzęsami i zaśmiałam się. Opowiadałam dalej – o jego wyjeździe, moim bolesnym upadku na schodach i okropnych zakwasach, o pomocy Sebastiana…  
- Suszył ci włosy? – przerwała mi znowu, aż podskakując.
- Wiesz, jeśli będziesz mi przerywała co chwilę, nigdy nie dojdę do końca tej opowieści. Tak, suszył mi włosy – przyznałam. – I to było jedno z najmilszych uczuć… nawet lepsze niż całowanie.
Potem przeszłam do narodzin Dereka. Zaczęłam pokazywać jej tysiące zdjęć, które zapychały teraz mój telefon. Miałam wrażenie, że na każdym kolejnym to dziecko wyglądało coraz to ładniej.
Emma wpadła w podobny zachwyt i oświadczyła, że dla takiego uśmiechu i malutkich paluszków warto przejść dziewięć miesięcy czując się jak słonica, a później wymęczyć się przy porodzie. Totalnie się z nią zgadzałam.
Na koniec opowiedziałam jej jeszcze o mojej ostatniej rozmowie z Sebastianem, uzupełniając moją wypowiedź o to, że chyba jednak w końcu zaryzykuję i po prostu będę z nim, bez względu na wszystko.
- Ale właściwie dlaczego wciąż się wahasz? – Emma zmarszczyła brwi.
Cofnęłam się więc nieco i opowiedziałam jej fakt, który poprzednio pominęłam – przywołałam tę noc, gdy Sebastian u mnie spał i krzyczał do Laury, by uciekała…
- Wiem, że to tylko sen – powiedziałam, kończąc. – Ale wiesz, że moje myśli wybiegają naprzód. Boję się, że to będzie się powtarzało. Że on wciąż o niej myśli i choć teraz mu się zdaje, że mnie kocha… - urwałam. Jakże dziwnie brzmiały te słowa wypowiedziane na głos. - …to gdzieś w środku mnie siedzi ten lęk, że Laura nigdy nie zniknie z jego serca, że tak naprawdę nigdy o niej nie zapomni.
- Jeżeli nie zaryzykujesz, będziesz tego żałowała do końca życia – powiedziała przyjaciółka, kładąc swoją dłoń na mojej. Zerknęłam z uśmiechem na jej połyskującą, złotą obrączkę. – To wszystko, co się z tobą dzieje, to spuścizna po Chrisie. Zranił cię tak wiele razy, że teraz boisz się podjąć jakąkolwiek decyzję i w efekcie ranisz sama siebie. Ale Sebastian to nie Chris – dodała z naciskiem. – Musisz też dać mu trochę czasu. Sama przez dłuższy okres nadal byłaś uzależniona od Chrisa, nawet niedawno – przypomniała mi. – Ale jeżeli to właśnie ten, nic wam nie przeszkodzi, nawet Laura. A jeżeli nie… - Zawiesiła głos. – To przynajmniej będziesz tego świadoma i pójdziesz dalej. Musisz zaryzykować. Inaczej niczego się nie dowiesz.
Kiwnęłam głową. Emma powiedziała wszystko, co ja sama myślałam. Przyszedł czas na oddalenie od siebie wszelkich zmartwień, obaw, rozmyślań i zastanawiania się „a co, jeśli…”. Kochałam Sebastiana i nie byłam w stanie dłużej mu się opierać. Kiedyś nie sądziłam, że taki układ w ogóle będzie możliwy – on i ja, razem… Teraz musiałam łapać tę chwilę, póki jeszcze trwała.  
*
Skupiłam się na sesji, a rozluźniłam dopiero, gdy zostały mi ostatnie dwa egzaminy. Czułam się przygotowana, więc odpuściłam sobie powtarzanie notatek po raz setny, bo zdawałam sobie sprawę, że to mogłoby jedynie namieszać mi w głowie. Pojechałam do domu, wykorzystując dni wolne. Z utęsknieniem czekałam, aż w końcu zdejmą mi gips – po pierwsze, chciałam w końcu wziąć Dereka na ręce bez obaw, że się przewrócę, a po drugie lato było już w pełni. W ciężkim gipsie było mi nieznośnie gorąco. Śmieszyło mnie też golenie prawej nogi tylko do połowy.
Minęły może trzy tygodnie – niby krótki okres czasu, ale każdy dzień ciągnął mi się okrutnie. W końcu postanowiłam zrobić w to najbliższą sobotę. Planowałam pojechać do Sebastiana, uśmiechnąć się do niego szeroko, wziąć za rękę i pocałować tak, by sam się domyślił, jaka była moja decyzja. Ilekroć myślałam o tym spotkaniu, czułam przyjemne łaskotanie w brzuchu, a usta same rozciągały mi się w uśmiechu. Nagle już nie pamiętałam o Laurze. Zbliżał się mój happy end i to było jedyne, o czym potrafiłam myśleć.  
W piątek po południu pojechałam do szpitala na kontrolę. Prawie wrzasnęłam z radości, kiedy lekarz oświadczył, że czas już uwolnić mnie od gipsu. Podrygiwałam niecierpliwie, podczas gdy on wziął ogromne, specjalne nożyce i zaczął rozcinać biały materiał. Uradowana, założyłam w końcu drugiego buta, czego nie robiłam od bardzo dawna. Ostrożnie zeszłam z łóżka na podłogę i prawie się przewróciłam. Nieużywane od dawna mięśnie musiały mieć chwilę, aby sobie przypomnieć, jak się chodzi. Stopa była dziwnie lekka – tak długo była obciążona gipsem, że teraz wydawała mi się jak z porcelany. Stawiałam kolejne kroki bardzo ostrożnie, bojąc się, że jak zrobię normalny krok, to noga znowu się złamie. Lekarz widocznie spodziewał się takiej reakcji. Zachęcił mnie jednak, bym chodziła normalnie. Zrobiłam tak i już po paru minutach czułam się dużo pewniej. Ze szpitala wyszłam tak dumna, jakbym co najmniej właśnie wykonała jakąś skomplikowaną operację.
Pojechałam do domu, gdzie siedziała Emma z Aleksem. Nie zauważyli mnie – oglądali jakiś film. Drgnęli dopiero, gdy krzyknęłam tryumfalnie:
- Koniec z gipsem! Moja noga znów jest wolna!
Oboje parsknęli śmiechem.
- Gratulacje – powiedział Alex z łobuzerskim uśmiechem. – To naprawdę ważne wydarzenie w twoim życiu.  
- A żebyś wiedział. – Pokiwałam entuzjastycznie głową i skubnęłam im jednego chipsa z miski, którą postawili na stoliku. – Jak kiedyś też będziesz chodził z kilogramowym gipsem na którejś części ciała, to też będziesz się tak czuł, gdy wreszcie ci go zdejmą.
Pogadałam z nimi chwilę, po czym poszłam do siebie. Uświadomiłam sobie, że to już jutro. Już jutro zacznę nowy rozdział w życiu.
*
Rano obudziłam się zestresowana, jakbym co najmniej miała nagrodę Nobla do odebrania. Próbowałam się uspokoić – przecież to był dzień jak co dzień. Zjadłam śniadanie, włączyłam laptopa, odpaliłam film, by zabić czas. W końcu przyszedł czas na obiad. Nie miałam ochoty nic gotować, więc zamówiłam pizzę. Mimowolnie przypomniał mi się Toby i uśmiechnęłam się do swoich wspomnień. Emma ukradła mi trzy kawałki, a ja wróciłam do oglądania filmu.  
W końcu zrobił się wieczór. Stanęłam przed szafą i zastanowiłam się, w co się ubrać. Gdybym ubrała sukienkę, czułabym się chyba zbyt oficjalnie, a to by mnie stresowało jeszcze bardziej. Nie chciałam się stroić jak na przyjęcie. Postanowiłam na luźny ubiór – wieczór był jeszcze ciepły, więc założyłam krótkie dżinsowe spodenki, a do tego czerwoną lejącą się bluzkę na cienkich ramiączkach. Poszłam pod prysznic, starannie umyłam włosy, a później lekko je wymodelowałam. Tuszem pogrubiłam rzęsy, dodałam trochę srebrzystego cienia na powieki, usta pomalowałam bezbarwnym błyszczykiem. Raz po raz brałam głęboki oddech.  
Wychodząc, zawołałam do Emmy:
- Życz mi powodzenia!
- Nie musisz! – odkrzyknęła mi. – Wszystko będzie dobrze! Tylko się zabezpiecz.
Parsknęłam urywanym, nerwowym śmiechem. Wyszłam na ciepłe, letnie powietrze. Złapałam autobus i zaciskałam kciuki na szczęście. Miałam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Teraz już nic nie mogło się zepsuć.
Kilkanaście minut później wysiadłam i skierowałam się w stronę domu Sebastiana. Serce biło mi mocno. Nieco się zawahałam, gdy zobaczyłam, że nie świeciło się ani jedne światło. Czyżby nikogo nie było w domu? Mimo wszystko podeszłam do drzwi i zadzwoniłam. Czekałam, ale nikt nie otwierał. Westchnęłam. Oczywiście… kiedy już byłam blisko zrealizowania wszystkiego, o czym marzyłam od około roku, nie zastałam go w domu. A może… był z jakąś dziewczyną? Serce mi się ścisnęło. Nie zamierzałam jednak dopuszczać do siebie takich myśli ani się poddawać. Wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do niego. Odebrał prawie natychmiast.
- Cześć. – Miał dziwnie niespokojny głos.
- Cześć. – Ja starałam się mówić spokojnie. – Przyjechałam do ciebie, ale dom jest pusty… Moglibyśmy się spotkać?
- Czekaj, stoisz u mnie przed domem? – przerwał mi.
- Tak – potwierdziłam. Moje brwi podjechały wysoko do góry, gdy usłyszałam, że się roześmiał.
- Niebywałe. Ja właśnie stoję przed twoimi drzwiami. Właśnie miałem dzwonić.
Również parsknęłam śmiechem. Gdzieś w środku mnie rozlało się ciepło – przyjechał do mnie! Czyżby za mną tęsknił?
- Zaraz tam będę. Czekaj przed blokiem – rzuciłam i rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź. Ponownie wskoczyłam w autobus i podrygiwałam ze zniecierpliwienia. W końcu wyskoczyłam z autobusu i szybkim krokiem ruszyłam w stronę mojego bloku. Już z daleka dostrzegłam skąpaną w świetle latarni sylwetkę Sebastiana, który krążył wokół ławek. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się lekko.
- Nie dogadaliśmy się. Ja byłem u ciebie, a ty u mnie – powiedział.
- Skąd wiedziałeś, że z powrotem mieszkam z Emmą?
- Alex mi powiedział.
- A dlaczego… - zawahałam się, ale ciągnęłam dalej: - Dlaczego przyjechałeś? Przecież powiedziałeś, że masz dość… że nie będziesz wiecznie na mnie czekał.
Wzruszył lekko ramionami. Chłonęłam wzrokiem jego twarz. Miał kilkudniowy zarost, włosy w nieładzie, co mu niezaprzeczalnie pasowało. Letnie ubrania przypomniały mi wakacje.
- Chciałem cię zobaczyć. Tak po prostu.
- Muszę ci coś powiedzieć – wyrzuciłam z siebie. Spojrzał na mnie uważnie. – Mam dość zastanawiania się nad wszystkim. Chcę w końcu być szczęśliwa. Wciąż trochę się boję ci zaufać… ale jeszcze bardziej boję się być bez ciebie. Kocham cię – dodałam, napawając się dźwiękiem tych słów. Po raz pierwszy nie wypowiadałam ich w gniewie czy rozpaczy. – I chcę w końcu…
Nie dokończyłam zdania, ponieważ Sebastian uśmiechnął się szeroko, porwał mnie w ramiona tak gwałtownie, że moje stopy oderwały się od ziemi, po czym pocałował tak, że zabrakło mi tchu, a wszystkie myśli odpłynęły z mojej głowy.
Nareszcie.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2545 słów i 14064 znaków.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik jaaa

    Oooi czyli jeszcze coś planujesz. Zaburzysz ich spokój czasowy

    27 paź 2017

  • Użytkownik POKUSER

    No pięknie :) Czy nasza ulubiona Autorka namiesza coś jeszcze w ich związku, czy to już ten moment, że żyli długo i szczęśliwie?

    27 paź 2017

  • Użytkownik candy

    @POKUSER nie ma tak łatwo :D i dziękuję za "ulubioną" :)

    27 paź 2017

  • Użytkownik POKUSER

    @candy aż sobie musiałem sprawdzić jak wygląda taka czerwona lejąca się bluzka na ramiączkach  :D

    27 paź 2017

  • Użytkownik candy

    @POKUSER haha. Candy bawi i uczy XD

    27 paź 2017