Bańka mydlana. cz.8

Bańka mydlana. cz.8Ten dzień musiał nadejść. Choć nie wiem jak bym błagała, modliła się. Czuję, że już jutro stojąc i patrząc jak mój ukochany wsiada do samolotu, serce rozpadnie się na milion elementów. Albo wyrwie się z mojej piersi i schowa się w kieszeni jego marynarki. Tak mi go będzie brakowało. Myśl pozytywnie. Może wróci po tych planowanych 3 miesiącach? To też bardzo długi okres, ale krótszy niż perspektywa braku jego osoby przez drugie tyle! Nie mogę mu pokazać, że jest mi tak ciężko. Nie chcę, żeby pomyślał, że sobie nie poradzę. A poradzę? Sama nie wiem. Przynajmniej spróbuję. Wierzę w jego możliwości, i chcę, aby osiągnął swój sukces. On na to liczy. Już bez tego jestem z niego tak cholernie dumna. Niech rozwinie swoje skrzydła i pokarze wszystkim na co Jack’a Matt’a stać. Byle by te skrzydła nie doprowadziły go w ramiona innej..

Niekontrolowanie mocniej zacisnęłam palce na rączce noża. Podświadomość podpowiadała mi, że tak może się stać. Przecież to facet. Pół roku bez kobiety nie wytrzyma. Musiał by być głuchy niemy i w dodatku niewidomy. O czym ja plotę, przecież to moja miłość. Tyle razy uświadamiał mi jak bardzo mu na mnie zależy a ja jak ten niewierny Tomasz..Nie mogę uwierzyć i Snuje jakieś bezpodstawne domysły..
-auć!- cholera, jeszcze skaleczenia mi brakowało!
-Co jest słońce?- od razu zauważył sączącą się krew w obrębie palca.- Przecież mówiłem, że Ci zaraz pomogę!
-Przepraszam, - zaczęłam się tłumaczyć, było mi głupio, że musiał zostawić pakowanie swoich rzeczy przez moją głupotę-wróć do swoich zajęć. Zaraz skończę robić lasagne.- Poinformowałam go przyklejając plasterek.
-Poczekaj, -nie patrzyłam mu w oczy, a mimo to potrafił wyczuć moje samopoczucie- skarbie, mi też jest ciężko. To szybko zleci-tłumaczył jak dziecku. Znowu odezwał się mój egoizm, moja podświadomość, która zażarcie próbowała otworzyć mi usta i błagać aby został.  
Widział jak toczę ze sobą walkę. Jak targają mną w środku emocje. Nie chciałam tego pokazywać, nie w tej chwili. "Nie popsuj tego! Nie teraz!”. Uśmiechnęłam się do niego, po czym zabrałam się powrotem do pracy. Jednak nie na długo.

Czułam ciepły oddech na swoim karku. Wiedział, że to mój czuły punkt. Powoli zbliżał się wargami do tego miejsca. To zawsze działa. Gdy już dotarł, byłam na skraju przepaści. Ręce tak mi się trzęsły od nadmiaru emocji, że musiał zabrać mi narzędzie z ręki. Nie przestając mnie całować wędrował rękami po moich ramionach, mijając plecy, by poświęcić chwilę na zapamiętywanie dotykiem mojego brzuszka. Przysunął mnie mocniej do siebie. To wystarczyło bym poczuła, jak na niego działam. Nie wytrzymam dłużej. Odwracam się i widząc wzrok pełen pożądania i lekko rozchylone wargi nie zastanawiałam się dłużej. Zaczęłam na siłę ściągać z niego koszulę. W tym amoku słyszę jedynie odgłosy spadających guzików, obijających się o płytki na podłodze. Językiem smakuje jego skóry na szyi. Ten spacer ciągnie się aż do pępka. Całuję jego zdyszane, wilgotne od potu ciało, w między czasie mocuję się z paskiem jego spodni, lecz zbyt krótko bo zostaję podciągnięta do góry. Czuję na pośladkach silne dłonie, szukające ukojenia. W kolejnych sekundach na podłodze ląduje moja bluzka razem ze wszystkim leżącym na blacie. Teraz ja jestem na nim przyrządzana. Jego oddech jak i usta są wszędzie. W końcu opadają na moje spragnione wargi. Czuję się jak w niebie. Jego język rozwiera najpierw delikatnie moje drżące, pragnące uwagi usta po to by po chwili wedrzeć się do środka. W gardła wydobywa się okrzyk rozkoszy, dążący do spełnienia..

*

Kochaliśmy się długo. Namiętnie. Staraliśmy się zapamiętać każdy dotyk, każdy fragment naszych ciał. Nie śpieszyliśmy się. To miało być pożegnanie. W tamtych chwilach, nie chciałam o tym myśleć. Miało to wryć się głęboko w moją pamięć. A teraz, stojąc przed odprawą, czuję ogromny lęk. Towarzyszy mi to z różnych przyczyn. Boję się o przyszłość, naszą przyszłość. Co stanie się w przeciągu tych kilku miesięcy, Jaka zmiana nastąpi w nas, lub miedzy nami. Stres góruje także z drugiej strony. Czuję, jak mój jedyny zaciska dłoń na mojej. Nie potrafię spojrzeć w oczy pełne bólu, niepokoju. Znam to i choć wiem, że przetrwamy, to z tyłu głowy mam wrażenie, że może coś pójść nie po naszej myśli. Patrzymy chwilę na siebie, a zegar nieubłaganie pędzi do przodu. Powinien już iść, ale nie może się ruszyć. Nasze usta łączą się w ostatnim pocałunku. Obejmuje mnie ramionami i mocniej przywiera. Zachłannie łapie moje wargi wysysa ze mnie każdą kroplę niepewności. Będzie tęsknił jak ja. Wiem to.
-Kocham Cię.- Odrywa się i idzie w kierunku bramki. Moje oczy wypełniają się łzami. Chcę pobiec jeszcze za nim, lecz nogi mam wmurowane w ziemię. Nie potrafię krzyknąć, zatrzymać go, by choć na moment jeszcze poczuć jego zapach. Nie odwraca się, znam powód.  
-Już nie długo ukochany.-Bezgłośnie mówię sama do siebie. Stoję jeszcze chwilę, mając nadzieję, że wróci. Z tej nostalgii wyrywa mnie dźwięk nadchodzącego smsa.  
"Przed wejściem czeka na Ciebie Taxi. Na drzwiach ma napisany numer 143. Wsiądź, wszystkiego się dowiesz.”
Mając pewność, że samolot już odleciał, udałam się w kierunku wyjścia. Tak jak było ustalone, samochód czekał na mnie. Otworzyłam i zobaczyłam w środku na oko 40letniego mężczyznę. Wyglądał przyjaźnie i od razu wzbudził we mnie zaufanie.  
-Witaj Meggi, nazywam się Andrew, - rozpoczął rozmowę- możesz mi mówić Andy- spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczami.-Jak się domyślasz, jestem twoim opiekunem.
-Mentorem?- nie byłam pewna. Przecież mieli się zgłosić za jakiś czas.
-Nie spodziewałaś się? Wiem o twojej rozmowie z Mell. Mimo, że dopiero kilka tygodni temu zostałaś naznaczona, jesteś już gotowa do podjęcia kolejnych kroków..

Meggi

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1127 słów i 6140 znaków.

2 komentarze