Bańka mydlana. cz.19

Bańka mydlana. cz.19Zadzwonił Andrew i oznajmił, że za kilka dni wypadają urodziny Samanty. Podejrzewał, że w tym czasie Damon, będzie chciał się ze mną skontaktować. Była to dla nas ogromna szansa, na pozbycie się go na zawsze. Razem z Mell, opracowywałyśmy strategię, by nasze działanie przyniosło zamierzony skutek. Niestety. Nie będzie wtedy przy mnie Jack’a. Musimy sobie poradzić same, a raczej to ja muszę być silna. Staram się myśleć pozytywnie, ale to nie zawsze zdaje egzamin. Zbyt dużo mi siedzi w głowie, mam tyle wątpliwości, a strach mi dodatkowo wszystko utrudnia. Przez kilka dni, każdą chwilę spędzałyśmy razem. Każda z nas wiedziała, że nie możemy ponieść klęski. Bałyśmy się, że jeżeli zrobimy inaczej, może się to źle skończyć.

-Słuchaj Mellanie, - zaczęłam już powoli rezygnować i szczerze wątpić, iż do owego spotkania ma dojść- a może On wie, że będziemy przygotowane?- Nie miałam pojęcia co już mam myśleć.
-Myślę, że on się domyśla kim jesteś.- Dziewczyna zaczyna intensywnie nad czymś myśleć.- Wie też, że ma przewagę nad tobą, że może Cię zmanipulować..-Coś w tym jest. Ale mam już dość ciągłej opieki, tego że zawsze ktoś jest przy mnie. Chcę się już pozbyć tego piętna, i w każdej chwili mogła bym się z nim spotkać, by to zakończyć. Pozbyć się tego strachu o przyszłość.-Gdzie idziesz? Meg?!
-Do łazienki.- widząc, że podąża za mną, podniosłam rękę- nie przesadzaj, przecież go tam nie ma.- Mimo, że od kilku dni byłyśmy czujne, nic się nie wydarzyło. Mam świadomość, że akurat dzisiaj, powinnam być ostrożna, ale to już było męczące. Nie miałam najmniejszej ochoty być ciągle niańczona.
-Wolałabym iść z Tobą, - jej poważny ton głosu mnie rozśmieszył.-Ok. Jak Uważasz.-Widząc moją minę, zrezygnowała.-Ale jak coś to wołaj!
-Dobrze mamusiu.- Nasz śmiech niosło echo korytarza w szkole. Miałyśmy zaraz ostatnią lekcję tego dnia, ale nam się na nią nie śpieszyło.

Korzystając z toalety, usłyszałam jak ktoś wszedł. Pomyślałam, że ta dziewczyna jest naprawdę przewrażliwiona. Przecież tu są kamery, woźny ciągle przechadza się po piętrach pilnując porządku. Już miałam ją okrzyczeć, ale wychodząc nikogo nie widziałam. Podeszłam do umywalki i zaczęłam myć ręce. –Mam jakąś paranoję.-mówiłam sama do siebie, nerwowo się podśmiechując.
-Pięknie wyglądasz.- Zastygłam. Każdy mój fragment ciała skamieniał, nie pozwalając mi na nawet najmniejszy ruch. Strach owładnął mnie całą. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie tego po mnie widać. Powoli moje oczy poruszyły się do góry, by spojrzeć w lusterko. W tym idealnie czystym i połyskującym zwierciadle, widziałam faceta opartego o ścianę. Jak on się tam znalazł? Przecież tu nikogo nie było.- Coś się stało skarbie?- Znowu. Strach, który we mnie się obudził, skoncentrował się na moich wnętrznościach. Nieprzyjemne mrowienie czułam w każdym miejscu. Z trudem przełknęłam ślinę.- Przecież się mnie spodziewałaś.-To było pytanie retoryczne. Zawsze wie, gdzie i kiedy się pojawić.
-Nie.- Wolnym ruchem, odwróciłam się do niego. Za plecami trzymałam się umywalki, gdyż bałam się, że mogę upaść.- To znaczy tak.-Nawet dziecko, wyczuł by u mnie w tym momencie zdenerwowanie.- Po co przyszedłeś?- Nie patrzył na mnie. Jego wzrok utkwił gdzieś na posadzce. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Był taki przystojny. Pociągała mnie jego idealna sylwetka przyodziana w dopasowane jeansy i białą koszulkę polo z rozcięciem na torsie. Wyglądał tak apetycznie, kiedy na jego czoło opadały nieposłuszne kosmyki ciemnych włosów.  
-Złożyć Ci życzenia i zabrać do domu.- Spojrzał na okno zza półprzymkniętych powiek, jakby chciał zobaczyć, czy nie znajdzie się chociaż jedna chmurka, by przysłoniła promienie słońca, uporczywie zaglądające do środka, rażąc go przy tym.- Stęskniłem się.- Wyprostował się, a ja odruchowo zesztywniałam, obawiając się tego co nastąpi.- Ty się mnie boisz?- Odważnie zrobił kilka kroków do przodu. Milczałam. Nie byłam w stanie, niczego z siebie wyrzucić. Moje palce, instynktownie zaciskały się na krawędziach porcelany, sprawiając mi nieprzyjemny ból. –Nie uciekaj przed tym.- Był już tak blisko. Czułam zapach jego perfum. Jego dłoń, delikatnie uniosła się do góry, by zaraz spocząć na moim policzku. Jego kciuk delikatnie gładził moją skórę. Zamknęłam oczy, gdyż czułam już napływające do nich łzy. Nie chciałam pokazać mu moich uczuć. Nie chcę by miał nade mną przewagę. Serce mi podeszło do gardła, gdy poczułam jego oddech na czole. Ścisnęłam bardziej powieki, a usta zacisnęły się w wąską linię. Już czułam, jak Damon przemierza drogę, by móc mnie pocałować, gdy w pomieszczeniu rozległ się dźwięk mojej komórki. Tak mnie to wystraszyło, że zrobiło mi się słabo. Osunęłam się na ziemię.- Zawsze coś nam przeszkadza!- Wrzask, który wyszedł z jego płuc, dał znak, że jest już zniecierpliwiony. – Nie pozwolę by się to powtórzyło!- Chodził nerwowo po pomieszczeniu klnąc na lewo i prawo. Korzystając z sytuacji wyciągnęłam telefon z kieszeni i instynktownie wybrałam numer Mellanie. Chwilę później już słyszałam dobijającą się do drzwi dziewczynę. –Mamy towarzystwo.- Jego uśmiech przyprawił mnie o ciarki, wiedząc, że coś kombinuje. Szybkim ruchem podszedł i przekręcił klucz, dając przy tym wolną drogę dla mojej wybawczyni.- Proszę, ratuj księżniczkę.
-Nic Ci nie jest?- Kiwnęłam do niej przecząco głową.- Zaraz będą chłopaki.-Spojrzałam na nią. Wiedziałam, że w takim krótkim czasie, zdążyła już powiadomić wszystkich.- Lepiej się odsuń!- Wrzasnęła, widząc kątem oka zbliżającą się postać. Momentalnie zasłoniła mnie i przyjęła pozę, oznaczającą gotowość do walki.- Nawet nie próbuj jej skrzywdzić.- W jej ustach było to naprawdę groźbą.
-Nie zamierzam.- Odchylił się lekko w ten sposób, by mógł mnie zobaczyć.- Niech sama zdecyduje, czego chce.- Oboje spojrzeli na mnie, a ja nie wiedziałam co począć. Taki chaos zagościł w mojej głowie, że nie mogłam skupić się na niczym. Z jednej strony, wiedziałam, co mam zrobić, a z drugiej, patrząc na niego, czułam tęsknotę. Skrywane dotąd na dnie serca uczucia, budziły się właśnie do życia. Moje całe ciało przepełniało się miłością, ciepło rozchodziło się po całym moim wnętrzu.-No dalej..- Usłyszałam głos mojego ukochanego. Jednak coś mnie blokowało. Podświadomość, mówiła, że źle robię poddając się temu.
-Nie!- Krzyknęłam, hamując to co się ze mną działo. Podniosłam się z zimnych płytek. Dopiero gdy poczułam twardy grunt pod nogami, spojrzałam mu w oczy.- Nie jestem Samantą, mimo, że uważasz inaczej. -wstrzymałam się na sekundę aby zebrać myśli.- Może jakaś część jej tkwi gdzieś w środku, ale jest tak mała, że jej nie odczuwam.-Zawróciłam się, czując ogromny ból w klatce piersiowej. Czy to jest zawód?- Nie dam Ci się zmanipulować. Musisz przyjąć moją wolę i odejść. Wrócić tam, gdzie powinieneś być i czuwać gdy nadejdzie ta, na którą czekasz.
-Myślisz, że uwierzę w te brednie?- jego śmiech zachwiał moją pewnością siebie. Bałam się, że nie będę dość silna, by się mu przeciwstawić.- Dobrze wiesz tak jak i ja, że w tobie płynie jej krew. To co czujesz, to płynie od niej..
-Dość!- mój mocny i stanowczy głos wystraszył nawet mnie.- Nie będziesz mi mydlił oczu! To jest koniec. Twój koniec!- złapałam za rękę Mell i przymknęłam powieki. Z jej ust wydobywały się słowa w innym języku. Były dla mnie niezrozumiałe, ale wiedziałam, do czego dążą.
-Jesteście śmieszne, jeżeli myślicie, że tak łatwo wam pójdzie.- Otworzyłam oczy, a kiedy to zrobiłam, usłyszałam, jak ciało dziewczyny bezwładnie osuwa się na ziemię.-Mówiłem..
-Zamknij się!- Mell otworzyła ostatnimi siłami oczy. Była zmęczona, ale nic jej nie będzie. –Damonie, -spojrzałam w oczy koleżance. To co chcę zrobić będzie ryzykowne. Przerażenie jakie w nich zobaczyłam mieszało się ze strachem. Wiedziała, że nie odwiedzie mnie od tego.- To nie jest Twoje miejsce.- Powoli odwróciłam się do niego, próbując złapać kontakt z jego duszą.- Twój czas już minął, więc poddaj się oczyszczeniu i daj sobie pomóc.- Czułam jak mnie hipnotyzuje. Mój umysł skutecznie odpychał te czary, starając trzymać mnie w stanie skupienia.- Wiele zła wyrządziłeś, za co musisz ponieść konsekwencję.-W pewnym sensie zaczął się łamać, ale swoją postawą chciał mi pokazać, że się nie podda.
-Bez Ciebie nigdzie nie idę!- W otchłani jego oczu widziałam tyle ciepła i miłości. Wciągało mnie to jak w wir, nie mogłam tego przerwać. Mój lód pod nogami zaczął się łamać, a ja nie panowałam już nad tym. W oddali słyszałam jakieś krzyki..- Chodź..-powtórzył. Jednym zwinnym krokiem byłam już na jego rękach z oplecionymi nogami wokół jego bioder. Nasze usta się połączyły w jedność. Delikatnie, a zarazem pewnie jego język buszował w moich ustach, sprawdzając każdy jeden ząbek. Zatraciliśmy się w pełnym namiętności pocałunku, który uśpił jego czujność. Otworzyłam powieki, a moim oczom ukazała się jak przez mgłę postać Jack’a klęczącego i trzymającego zapłakaną twarz w dłoniach.
-Przepraszam..- wypowiedziałam w sposób tylko dla niego słyszalny, po czym otworzyłam portal i zniknęłam w jego otchłani.
-Megg! Nie!- Słyszałam rozpaczliwy głos mojego chłopaka, który został przy moim ciele..

Meggi

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1849 słów i 9839 znaków.

6 komentarzy

 
  • Użytkownik kasiula

    Kocham to opowiadanie <3

    12 lip 2014

  • Użytkownik Natalia

    Mega mega mega !!• szybko kolejna :)

    12 lip 2014

  • Użytkownik Anna2207

    Kocham ta historię !! :)

    11 lip 2014

  • Użytkownik ola

    Uwielbiam cie <3

    11 lip 2014

  • Użytkownik Coori

    Meggi ;)) lubię to <3

    11 lip 2014