Upadły Anioł - Rozdział 28

Liczne ciała gęsto przykrywały małą, aczkolwiek urokliwą plażę. Zakrwawione łuki, połamane włócznie, pokrzywione miecze oraz liczne twarze, zawierające wszelakie możliwe emocje. Zdziwiłem się, że nawet w chwili śmierci można ujrzeć błogi spokój...
     A teraz zostawmy na bok te nieszczęsne próby fantazji o polu walki. Prawda wyglądała ciut inaczej, chociaż stan broni oddałem w stu procentach. Niektórzy wymiotowali, jedni leżeli nieprzytomni, a jeszcze inni jęczeli cicho. Niby oba scenariusze podobne, a jednak ciało ciału nierówne. Otrzepując piasek z ubrania, ruszyłem dalej, nie patrząc za siebie. Poprzednie wydarzenie lekko odcisnęły swoje piętno na mojej dumie i godności. Tak bardzo dać się przycisnąć panice. Generał archanioł... Chyba dowódca kurczak... Albo dowódca tchórzofretka. Przed obszerną budką wartowniczą nikogo nie było, tak jakby tamci stanowili jedyną atrak... ochronę. Pycha, czy głupota? Kto tam wie.
     Pchnąłem drewnianą bramę, nie napotykając żadnego oporu. Mają tyle many dookoła siebie, a nawet durnego zabezpieczenia nie potrafią stworzyć. Przez mały plac prowadziła szeroka ścieżka, zarośnięta gęstą trawą po bokach. Powoli zaczynałem powątpiewać w jakąkolwiek obecność człowieka w dalszej części zabudowań. Nie zwlekając, skierowałem kroki w głąb aż do białych, niczym śnieg kolumn.
     Słońce już powoli zachodziło, a raczej zanikało, ustępując miejsca tak samo sztucznej nocy. Wzrok powędrował w głąb mroku budynku, zapominając już, po co właściwie tu byłem, lecz odgłosy niesione przez echo lekko intrygowały i zachęcały do kontynuowania. Nigdy nie próbowałem dotrzeć do samych trzewi, by sprawdzić, co ukrywa utopia. Niszczenie każdego demona jakoś bardziej do mnie przemawiało tak jak powtarzanie tego samego jako wymówki. Im częściej zgłębiałem przeszłość, tym poziom zażenowania wypadał coraz dalej poza skale. Jak...? Eh szkoda było myśleć.
     Każde stopniejcie, echo roznosiło hen za linie wzroku, dodając negatywnego efektu do i tak gęstej atmosfery. Blask pochodni co chwile rozjaśniał liczne freski, przedstawiające dawnych herosów i ich czyny. Nie musiałem dokładniej spoglądać, by wiedzieć, że nie wysilili się na żadną nowość. Wszystko już zdążyła pokazać współczesne media. Zastanawiało mnie jedno... Skąd takie oświetlenie w miejscu, gdzie moc niemal wychodziła z każdego zakamarka. W domach tylko liche światło, na ulicach tak samo... Gdzie szła nadwyżka? Dlaczego nie słyszałem maszyn, tylko krzyki? I na jaśniejszą Panienkę, dlaczego tu tak śmierdziało?
     Wystarczyło tylko zajrzeć w głąb pamięci, aby znaleźć tą znajomą, ohydną woń, tak często wyczuwalną na wszech wiecznym polu walki. Połączenie potu, krwi, resztki magii oraz tego, co pozostanie po zmasakrowanej istocie. Przystanąłem na chwile, walcząc z narastającą chęcią zawrócenia na pięcie i wrócenia do miasta na jednego, lub więcej. Wiedziałem, że to, co było przede mną, należało do ukrytej części, znanej tylko rodowitym mieszkańcom. Zagłębiać się w kolejny mrok... Po co? Już zdążyłem wpierw oszaleć, a następnie wręcz przeciwnie stracić cząstkę siebie. Co będzie potem? Czy stracę całkiem rozum i logikę, na rzecz myślenia typowej maszyny? Aż strach myśleć, kogo wybiorę na swojego mistrza... Tacy nigdy nie działają z własnej inicjatywy.
     Westchnąłem ciężko, musiałem iść do przodu, choć to "musiałem" podyktowała tylko i wyłącznie duma. Może coś we mnie jeszcze zostało z dawnego anielskiego generała. Tak sobie tłumacz, idioto. Przed oczyma ujrzałem kamienną balustradę w kształcie koła. Podniosłem głowę i zobaczyłem setki twarzy wykrzywionych z nienawiści, podniecenia i radości. Nie patrzyli jednak na mnie, nie było tu żadnej pułapki. Uwagę publiczności zajmowała arena, a właściwie spektakl na niej. Pomiędzy trybunami, ustawionymi w kształt antycznego amfiteatru walczyły wszelakie istoty obu stron. Z trudem dostrzegałem ciężkozbrojne krasnoludy, małe wróżki, czy też zwykłe chochliki. Dominowały tu wielkie gatunki, pomijałem wilkołaki, gargulce i inne podstawowe życia. Wielki biały, wąż bił się z mamutem o podwójnych kłach. Mistrz medycyny kontra pożeracz koszmarów. Te dwa potwory wielkości wieżowców masakrowały nieświadomie resztę, a gapiów ratowała tylko i wyłącznie bariera. Wyjaśniało się, na co potrzebowali mocy. Byle czar nie uchroniłby publiczności.
     Dwójka gigantów nie powinna tu być... Jeden zajmował miejsce w gęstej dżungli Amazonii, pilnując ziół, drugi modyfikował swój rozmiar i podróżował po świecie, pożerając najstraszniejsze sny. Obaj neutralni, żyjący według własnych czytelnych zasad. Zazwyczaj nie atakowały niczym nie sprowokowane, tu jednak przypominali berserków. Poczułem tak silne drgania ziemi, że wyciągnąłem dłoń przed siebie, by nie upaść. Głowę zalała mi niesamowita wściekłość, która ustąpiła po wzięciu ręki z przezroczystej osłony.
     Próbując wyrzucić z głowy resztkę wymuszonego gniewu, usiadłem na kamiennej ławce. Nade mną krzyczeli ludzie, dopingując swoich faworytów.
— Cóż za paskudne świnie... Pewnie tak myślisz co? — Astaroth, jak zwykle pojawiła się znikąd. Odziana w błękitną, długą tunikę, głaskała jednego ze swych pupili. — To miejsce przypomina mi Rzym...
— Przed czy po uwiedzeniu Brutusa? — Na moment zapomniałem o arenie. — A pozostali?
— Te staruchy? O co ty mnie podejrzewasz — odpowiedziała, kręcąc głową. — Wystarczyło parę kłamstewek, by wzbudzić u nich zazdrość i strach. Cezar was pozabija, rozwiąże senat, zrobi z waszych krewnych niewolników — rzuciła słodkim, przepełnionym fałszywym strachem głosem. — Władza uzależnia gorzej od narkotyków. Spójrz na wszystkich tutaj... W dzień to sprawni rzemieślnicy, filozofowie mówiący o wielkich rzeczach, nauczyciele, sprzątaczki i wiele innych wspaniałych obywateli. A potem? Wielu, gdy nastanie noc, nie śpi obok swojej połówki, nie próbują uprawiać cichej miłości, starając się nie obudzić pociech śpiących tuż obok. Nie... Oni krzyczą z radości, gdy tam ktoś straci kończyny, lamentuje o litość, jak wnętrzności brudzą udeptany, czerwonawy piach. A ty wciąż próbujesz ich ratować. — Podeszła do mnie i podniosła swoimi palcami mój podbródek. Jej wspaniałe oczy przewiercały wręcz do duszy. — Czy sądzisz, że te prymitywne, niskie formy życia są w stanie zmienić swoje postępowanie? Jak to wasze nawrócenie polega, co? Morderca gorzko zapłacze nad zmasakrowanym ciałem młodej kobiety, czy może pedofil z łzami pogłaska po główce skrzywdzone dziecko? Powiedz mi, na co to ofierze? Co gorzki żal za już popełnioną zbrodnie zmieni w skrzywionej psychice małej Mary albo Toma? Wymażesz te wspomnienia, wyrzucisz koszmary, czy też zmienisz to, co zostało nieodwracalne zmienione?
— Wiesz, że nie o to chodzi... — Wyrwałem się z jej dłoni.
— Tak, tak, życie wieczne.... — Przerzuciła oczyma w geście irytacji. — Ale wiesz, że zanim ono nastąpi, jeśli nastąpi, to kamyczek zdąży zryć szeroką drogę, stając się lawiną? Jeden gram szczęścia, równa się tonie cierpienia, gdzie tu logika twojego Boga?
�— Nie mi o tym decydować. — Chciałem bronić swojej racji, lecz brakowało mi pomysłów. Mógłbym powiedzieć, że każda porażka wzmacnia, że każde cierpienie ma jakiś sens... Ale jak to wytłumaczyć osobie, która to przeżywa? Jak osoba trzecia może znaleźć odpowiedni balsam, nie wiedząc, gdzie i jaka rana. Ach Boże kochany... Wiem, że robisz wszystko dla swoich dzieci, lecz pewne rzeczy powinny być mniej tajemnicze.... Tyle razy mówiłem, że stuprocentowa wolna wola to szaleństwo, a ty się na to tylko uśmiechałeś.
— No tak typowa wymijająca odpowiedź. — Skinęła dłonią na mnie i na swoich pupili. — Uwielbiam stawiać anielskich pod ścianą. Wasz pan nie daje wam odpowiedzi, zmusza do samodzielnego myślenia. Szkoda tylko, że nie dał wam większego intelektu, czy też daru przemawiania, przez co tracicie z czasów na czasy coraz więcej wiernych. Ludzie to proste stworzenia, myślą o sobie jako o czymś większym... Głupotą i próżna duma, ignorancja. Mniejsza o to. Chodź za mną, pewne rzeczy uległy zmianie.
     Gdy tylko to usłyszałem... Eh ta cholerna życiowa kolejka górska... Ciągle zakręcona i nieprzewidywalna. Boże kochany weź się w końcu w garść, pora wstawać. Ruszyłem niczym potulne ciele za ładną demonicą. Dlaczego one wszystkie muszą tak wyglądać... Jeszcze nie widziałem owrzodziałej, pokrytej pryszczami starej z wielkim nosem i garbatą. A może to i lepiej?

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i przygodowe, użył 1529 słów i 8916 znaków. Tagi: #fantastyka #fantasy #magia #przygodowe #anioły #demony

3 komentarze

 
  • Almach99

    Fajne. Nasz Uriel za chwile zwariuje, albo sie cudownie ozdrowi psychicznie albo moralnie.

    28 sty 2022

  • krajew34

    @Almach99 powitać długo niewidzianego czytelnika. Dzięki za wizytę i komentarz oraz

    28 sty 2022

  • shakadap

    Witaj, cieszę się, że mogłem przeczytać kolejny odcinek.
    Jak zwykle fantastyczna robota, świetnie napisane, wciągające i dające do myślenia.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    27 wrz 2021

  • krajew34

    @shakadap dzięki za wizytę i komentarz. Miło, że  się spodobało

    27 wrz 2021

  • emeryt

    @krajew34, z odcinka na odcinek stwarzasz coraz większe wymagania swoim czytelnikom.
    Coraz mniej rozrywki podczas czytania, a za to coraz więcej psychicznych rozterek bohatera, jego drogi wyboru zmuszające do samodzielnego myślenia, a to nie jest łatwe. Prościej jest iść utartym szlakiem niż samemu myśleć. Pozdrawiam serdecznie, mam też nadzieję że na następny odcinek nie będę musiał tak długo czekać.

    26 wrz 2021

  • krajew34

    @emeryt mniej rozrywki brzmi groźnie:) Nie wiem czy coś  zmieniać, w końcu  czytanie to rozrywka. A co do rozterek  cóż  główny bohater nie będzie  z tych, co mają  moc to łatwo wygrają, w końcu  to były  anioł, wyrwany z ciepłej posadki, z ustalonej roli. Ktoś  kto od tysiacleci był  kim był nagle nim nie jest. Dzięki za wizytę i komentarz, ostatnio jakoś brakło  chęci do pisania

    26 wrz 2021

  • emeryt

    @krajew34, że czytanie jest rozrywką to ja wiem, ale powiedz to mojemu wnuczkowi, odnośnie lektur, a spotka Ciebie niemiła niespodzianka. Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny odcinek.

    27 wrz 2021