Upadły Anioł - Rozdział 22

Kobieta na całe szczęście po kilku bez owocnych próbach wszczęcia rozmowy zajęła się wygrzebaną z torebki książką. Może to nie pasować do mnie, ale uwielbiam niektóre z tych opasłych tomów. Bywają też dni, gdy nimi gardzę... To na inny czas i miejsce opowieść. Wciąż pamiętam znaleziony rękopis Władcy Pierścieni, nie sądziłem, że ta opowieść wciągnie mnie aż tak bardzo. Gollum irytował, Hobbici lekko męczyli, do Saurona czułem respekt, a do Sarumana odrazę, jakby reprezentował upadłych. Najlepszy był i będzie Gandalf, okryty nutką tajemniczości, potężny i niezniszczalny, a jego przybycie pod Helmowy Jar...
     Uśmiechnąłem się ukradkiem na wspomnienie tej wspaniałej fikcji, mało tworów człowieka tak bardzo przemawiały do mnie. Niestety różowawa okładka z kobietą i mężczyzną na niej oraz inicjały HQ informowały, że mam przed sobą dość niskich lotów opowieść. Każdy ma jakieś fantazje i marzenia, byłem ciekaw, czy to niespełnione życie, czy też brak wrażeń, popchnął ją w taki świat. Dobry humor minął w mgnieniu oka, gdy poczułem ukłucie z tyłu głowy. Zrzuciłbym to na jakieś ludzkie schorzenie, gdyby nie napływające obrazy. Widziałem strzępy ludzi, tony poskręcanego żelastwa, puste oczy nieboszczyków i powoli nadchodzący pożar, mający zabić kolejnych.
     Jedna z bezużytecznych umiejętności... W teorii miała ograniczyć ilość dusz przybywających pod sąd ostateczny, w praktyce masa dodatkowej pracy. Zatrzymać czas, sprawdzić skutki nadchodzącej tragedii, zbadać, kto ma przeżyć, kto umrzeć i tak dalej. Sprawcę znaliśmy już na samym początku i to od nas zależało, czy mu się "poszczęści". Wszystkie katastrofy to wyniki przerażająco chłodnych kalkulacji przebywających nieopodal aniołów. Chyba nie istnieją istoty tak bardzo pozbawione emocji, jak skrzydlaci słudzy Stwórcy. Skutek, przyczyna, wpływ na inne osoby. Ogromna ilość splotów, które należy tak poprowadzić, by nigdy się nie kończyły. Tak zdefiniowałbym postrzeganie rasy ludzkiej.
     Jednak czy teraz powinienem ingerować? Na pewno już oddelegowali jakiegoś pechowca.... Ale czy na pewno? W razie, gdyby para niebieskich dziwnym przypadkiem przebywała w tym samym miejscu, pierwszy dawał znać impulsem, by potencjalny drugi ktoś nie musiał się fatygować. Tu tego nie odczułem... Urzędnicy z góry działają natychmiast, więc o co tu chodziło? Niech to szlak... Z każdą sekundą pociąg zbliżał do miejsca wypadku, a we mnie walczyły znów te same siły. "Siedź spokojnie, to cię nie dotyczy... To tylko ludzie, których los został już przypieczętowany", albo " Musisz coś zrobić, nie możesz ot tak po prostu siedzieć". Czułem jakby przysłowiowy mały anioł i demon siedziały mi na ramionach, próbując przekonać.
     Westchnąłem cicho i klnąc tych durniów wszelkimi znanymi mi przekleństwami, pstryknąłem palcami. Nie była to próba idealna, wyszedłem trochę z wprawy, ale musiało wystarczyć. Na ustach wykwitł uśmiech, gdy palce pasażerki próbowały przerzucić kartkę. Mozolny ruch mogłem tylko zobaczyć dzięki anielskiemu widzeniu. Wstałem, po czym udałem się w kierunku maszynisty, sprawcy całego zdarzenia, a właściwie przyszłego wydarzenia.
     Na szybach korytarza widniały różne kształty od rozpryskiwanych wolno kropel, obok matka strofowała niesforne dziecko. Cały obraz był lekko absurdalny, ale nawet ciekawy. Prześlizgnąłem się, wiedząc, że w tej formie nikt mnie nie zobaczy.
— Jesteś pewien? — dobiegł mnie głos zza drzwi.
— Rozkaz to rozkaz, chyba nie sądzisz, że najwyższy się pomylił? — odpowiedział kpiąco drugi.
— Najwyższy? — Przede mną rozmawiały anioły, nikt inny nie wypowiada się w ten sposób o przełożonych. Pytanie tylko co tu robiły i dlaczego nie wyczułem ingerencji w linie czasu. — Czy Rafael postradał zmysły, każąc się tak tytułować? Może i Stwórca śpi, lecz...
— Mamy wykonywać polecenia, a nie o nich rozmyślać. Zresztą z tym najwyższym przejęzyczyłem się. Czy nie mogę się pomylić? — odparł krótko.
— Ale oddawać demonom?.... — odezwał się po chwili ciszy. — Przecież w tym pojeździe jest masa ludzi...
— Zostali zaliczeni jako poziom zero... Nie mów, że nie uważałeś na ostatniej odprawie? Nie ważne. Mamy dopilnować stuprocentowej śmierci. Szacujemy prędkość, skale wybuchów i wielkość pożarów. Nikt nie może się wymknąć...
     Już nie wytrzymałem... To, co usłyszałem, sprawiało, że krew wrzała w żyłach. Nie wszystko rozumiałem, ale wiedziałem, co się święci. Wytworzyłem kulę z many i posławszy ją przez zamknięte drzwi, zdetonowałem. Teraz wystarczyło oszołomionych pozbawić przytomności. Gdy wszedłem do środka, zobaczyłem, że przesadziłem. Jeden nie miał połowy głowy, a w drugim zionęła dziura w klatce piersiowej. Obrażenia kwalifikujące się do krótkiego snu. Nawet autoregeneracja miała swoje ograniczenia. Przez swoją głupotę zostało mi nie wiele czasu, ktoś w końcu zauważy rannych w tej pętli czasu.
     Powoli przeszedłem nad nieprzytomnymi i skierowałem się w stronę śpiącego maszynisty. Wbrew pozorom chłop nie był niczemu winny. Żona chora, małe dziecko i wiecznie zrzędząca teściowa oraz nadopiekuńcza matka, dodać do tego nieprzespane noce i... gotowe. Nikt nie zauważyłby tej drzemki, gdyby nie potrzeba przepuszczenia drugiego składu z łatwopalnym ładunkiem. Nieźle to sobie wymyślili... Nie wyczułem ich, nie miałem jak, skoro kontrolowali to od samego początku. Albo skusiła ich do tego wizja awansu, albo ktoś dał im niezwykle surową karę, innego powodu nie widziałem.
     Trzeba było wrócić do sedna, jak niby obudzić śpiocha? Kamyk w szybę odpada, alarm, czy inne dźwięki nawet nim nie poruszą... Powoli przetrząsnąłem kabinę w poszukiwaniu czegoś, co mogłem wykorzystać. Przypominało to jakąś konsole z elektrowni atomowej, a nie konsole pociągu. Wrzucanie węgla do pieca i hamulec. Tyle kiedyś wystarczało... Jak niby mrugającymi kontrolkami i dźwigniami obudzić tego gościa? Zupełnie nie wiedziałem jak... W końcu mój wzrok spoczął na radio, zawieszonym na suficie. Wyglądało na starszy model, a słuchawka do najlżejszych nie należała. Zostanie guz, ale co tam. Podszedłem i odpiąłem przedmiot, wymierzyłem tak, by uderzył z odpowiednią siłą. Powinno wystarczyć.
     Cofnąłem się i jeszcze raz spojrzałem na swoje dzieło i zamarłem... Durniu, żeby to zadziałało, trzeba usunąć pętle, zaktualizować rzeczywistość. Jak zobaczy tę dwójkę w niebieskiej kałuży... Z pomocą magii podniosłem ich i wyczyściłem kabinę z wszelkich śladów. Następnie przeniosłem nas na pobliską górkę. Teraz tylko odseparować ich czas i można puścić bieg wydarzeń. Kobieta mocno się zdziwi, gdy zobaczy, że zniknąłem. Może uzna to za wymysł wyobraźni? Jakoś mało mnie to interesowało.
     Istniała inna możliwość, coś w stylu anielskiego cudu. Manipulacja ludzkim mózgiem nie wymagała skomplikowanych czynności. Śnieżnobiałe skrzydła, święcąca aureola, kilka zdań i gotowe, jednak to nie dla mnie. Zbyt wiele ceregieli i rozgłosu. Przede wszystkim uznaliby nieszczęśnika za wariata. Kto w dzisiejszych czasach wierzył w cuda... Głupie, choć świetnie pokazuje współczesne czasy. Nadeszła pora na mnie, trzeba będzie zmienić kontynent, albo kraj. W blasku błękitnej mgiełki zniknąłem, by znaleźć się gdzie indziej.

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i przygodowe, użył 1315 słów i 7646 znaków. Tagi: #fantastyka #fantasy #magia #przygodowe #demony #anioły

2 komentarze

 
  • Almach99

    No to taka malutka kula many 😀 ojc kogos tu ponioslo

    23 kwi 2021

  • krajew34

    @Almach99 dzięki za wizytę i komentarz

    23 kwi 2021

  • shakadap

    Brawo. Świetne.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    7 kwi 2021

  • krajew34

    @shakadap dzięki za wizytę i komentarz.

    7 kwi 2021