Upadły Anioł - Rozdział 24

Po dotarciu do drzwi z odpowiednim numerem otworzył je, roznosząc jednocześnie krótki hałas na cały korytarz.
— Oto twój pokój — powiedział wampir, pchając drewniane wrota. Pokój w porównaniu do reszty wystroju niemal odznaczał jak biała plamka na czarnym tle. Pojedyncze łóżko z baldachimem, mała komoda oraz stół i krzesło. Chyba we wszystkich hotelach wyglądało to tak samo. — Łazienkę otwierasz, pociągając za wyrzeźbioną nogę łóżka. Jak zdecydujesz się na wyjazd, zapłać i zwróć klucz. A zapomniałbym... — rzucił zza niedomkniętych drzwi. — To, co robisz, nas nie interesuje, przynajmniej nie mnie... Jednak jeśli swoje sprawy wyniesiesz z pokoju albo do hotelu... Byli już tacy i zapewniam cię, że niezbyt dobrze na tym wyszli. Biznes to biznes, ale naruszając naszą spokojną enklawę... — Nie dokończył, tylko zamknął drzwi.
      Położyłem klucz na stoliku i po kilku próbach byłem w łazience. Rzuciłem na zamkniętą toaletę mokre ciuchy i odkręcając wodę, stanąłem pod gorącym natryskiem. Poczułem, jakbym zrzucił ogromny ciężar z ramion, nie sądziłem, że zwyczajny prysznic może przynieść tyle relaksu. Rozwiesiłem rzeczy na starodawnym grzejniku i nagi wróciłem do sypialni. Raczej wątpiłem, by w takim ośrodku istniała służba pokojowa, stawiałbym raczej na magiczne istoty, a te mają raczej inne podejście do ubrań, niż ludzie.
     Usiadłem na miękkim łóżku, stanowczo zbyt miękkim, niemal zapadłem się do środka, mimo to nie zmieniłem pozycji. Wyciągnąłem dłoń przed siebie i przyzwałem kosę. Jej wygląd uległ zmianie, teraz przypominała coś w rodzaju tworu z lodu, czy też szkła, niż potężny oręż. Pomyślałem o dziwnym potworze i o tym, że tak po prostu dałem sobie "grzebać" w duszy... I to temu czemuś... Momentalnie broń zmieniła barwę na niebieski, który ściemniał po chwili. Jakby reagowała na to, co aktualnie odczuwam. Odesłałem kosę na swoje miejsce, pewnie znowu przesadzam.
— To jakiś nowy rytuał, czy dołączyłeś do nudystów? — Kątem oka dostrzegłem krótkie czarne włosy i wyraźnie pomalowane usta. W głębi duszy cieszyłem się z jej przybycia. — Załóż coś na siebie. — Rzuciła w moim kierunku wysuszone magią ubrania. — Lekko dekoncentrujesz, a raczej nie mam ochoty na taką rozrywkę, szczególnie z potencjalną zabawką.
— Dość długo zajęło ci znalezienie mnie... — Powoli wkładałem na siebie odzież, nastręczyło to niemałych trudności, gdy się leżało... ale jakoś nie chciało mi się wstawać.
— Nie powiem, że było to trudne... Tak oczywiste kłamstwo nie pasuje do demona... — Usiadła na krześle i założyła nogę na nogę. Zdjęła skórzane rękawiczki i spojrzała na mnie. — Zostawiasz tak oczywiste ślady, że nawet ślepiec by cię znalazł. Apropo znalazł... Wiesz, że po twoim ostatnim wystąpieniu zdenerwowałeś ukochanego cherubinka? Wysłał list gończy za tobą, trafiło to również do nas. Ta setka dusz to całkiem przyzwoita sumka. — Uśmiechnęła się szeroko.
— Nie licz na to. Rafael prędzej spali swoje księgi, niż da coś komuś... — Podniosłem się na nogi i zacząłem przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu papierosów. Niestety albo już wszystko wypaliłem, albo wypadły gdzieś po drodze.
— To samo odnosi się do demonów. Jeśli myśli, że dbamy o jakąś tam równowagę... — Wyjęła z dżinsów paczkę i wraz z zapalniczką rzuciła w moim kierunku. Napisy w cyrulicy uświadomiły mi region, skąd pochodziły. Raz takie paliłem i więcej nie zamierzałem... Przynajmniej wcześniej, teraz nie wybrzydzałem. Po chwili pokój wypełnił dym tytoniowy. — Na końcu wszyscy rzucą się sobie do gardeł i nastanie apokalipsa. Pewnie najwięcej ucierpią ludzie, ale oni są jak karaluchy... Tak łatwo nie znikną. Co do samego wyniku nie jestem pewna. Jeśli poprowadzą to tak, że to niebiescy zaczną... Wtedy Lucyfer ominie pakt z Bogiem i sam dołączy do atakujących. W końcu ile można torturować największych grzeszników, po tylu latach zaczyna to być nudne, a Bóg raczej nie interweniuje, skoro śpi. — Zabrała swoją własność i również zapaliła papierosa.
— A może to jego plan? — Znowu zaczynałem filozofować... Sam nie wiem, czy to już nawyk, czy brak zajęcia.
— A kto tam wie. To jest właśnie największy problem Wielkiego. — Zaakcentowała ostatnie słowo. Ironia, czy ostatnie resztki szacunku? W jej przypadku wszystko było możliwe. — Służysz mu przez tysiąclecia, zasuwasz jak muł, dajesz z siebie wszystko, a mimo to nie wiesz, czy to tak miało być. Zgadywanie na podstawie gniewu, czy pochwał przypominało wróżenie z fusów. Teraz... — Oparła się na krześle i wzrok skierowała na okno. — Jestem sobie sama szefem, rozkazy wprawdzie dostaje, ale, jak i gdzie, to sama decyduje. Choć bywają chwile, gdy nie wiem, czy cieszyć się, czy w gniewie spalić jakiegoś nieboraka. — Ostatnie zdanie ledwo co słyszałem, przez co zrozumiałem tylko sens. — I co...
     Słowa straciły swe znaczenie i zlały się w jeden bełkot i buczenie. Serce zaczęło wolno, ale mocno bić. Jakby ktoś uderzał od środka młotem. Obraz przed oczyma zmienił kolor, zalewając wszystko krwistą czerwienią. W głębi duszy widziałem czerniejącą kosę z wielką czaszką między trzonkiem a ostrzem. Jej oczodoły pulsowały wściekle.
— Uduś! Zmiażdż pod gradem ciosów. Uderz krzesłem. Utop w toalecie. Odetnij głowę jednym cięciem. To takie proste — mówiła głębokim, męskim głosem. Czułem wściekłość, chciałem zniszczyć piękność, siedzącą tuż przede mną. Już powoli wyciągam dłonie...
— Co zamierzasz dalej? — rzuciła Astaroth, nie odwracając się. To krótkie pytanie wystarczyło, by przywołać mnie do normalności.
— Co dalej? — Ukrywając swoje przerażenie, skierowałem się do łazienki. Odkręciłem kran i używając wody, próbowałem zdusić niepokój. — Pewnie będę próbował dotrzeć do Boga.
— Nie wiedziałam, że kręci cię zabawa w bohaterstwo... — Zdusiła pęta w glinianej popielniczce, to samo zrobiła z moim. W trakcie incydentu spadł na pościel, co zauważyłem dopiero, jak przeleciał tuż koło wejścia. Trzeba będzie uprzątnąć ten bałagan na śnieżnobiałej pościeli. — To, co skoczyć po rajtuzy i pelerynę?
— Powiedziałbym coś, ale tylko potwierdziłbym tym twój żart... — Schowałem drżące ręce za plecami. Czy nie ataki nie miały się skończyć? Czy stwór coś zepsuł? A może szaleństwo miało tak rozlegle korzenie, że przeszło na kosę? Oby Astaroth postanowiła sobie pójść. Nie wiem, czy dam radę opanować następne takie coś. Nieszczęścia zawsze chodzą parami.
— W każdy razie powodzenia, żołnierzyku... — Wstała i poprawiła skórzaną kurtkę i podniosła rękawiczki z blatu. — Wpadłam tylko zobaczyć, ile jeszcze pociągniesz... W końcu każda rozrywka dobiega końca. Obyś jednak dostał nowy sezon. — Chwile później zniknęła w czarnej mgiełce.
     Zamknąłem drzwi od pokoju na klucz, zasunąłem zasuwę na okno, po czym ciężko ległem na łóżku. Nie miałem ani siły, ani chęci, by ściągnąć je do snu. Rano pomyśle, co mogę z tym "nowym fantem" zrobić. Świeży umysł bywa lepszy od nieprzespanej nocy pełnej przemyśleń. Magia i dusza wymagają trzeźwego spojrzenia. Zamknąłem oczy, mając w wyobraźni obraz czaszki. Byle nie koszmar... Byle nie koszmar.

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i przygodowe, użył 1338 słów i 7611 znaków. Tagi: #fantastyka #fantasy #magia #przygodowe #anioły #demony

3 komentarze

 
  • Almach99

    No i nasza ulubiona demonica powrocila :)

    3 maj 2021

  • krajew34

    @Almach99 dzięki za wizytę. :)

    3 maj 2021

  • shakadap

    Brawo. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    3 maj 2021

  • krajew34

    @shakadap miło że wpadłeś

    3 maj 2021

  • emeryt

    Dziękuję za kolejny odcinek, trochę długo go tworzyłeś, lecz warto było czekać. Unikaj tej mikrogadziny, pozdrawiam i czekam na kolejne odcinki.

    3 maj 2021

  • krajew34

    @emeryt dzięki za wpadniecie i komentarz

    3 maj 2021