Czas w tym dziwnym hotelu mijał powoli, choć właścicielka za każdym spotkaniem zabijała wzrokiem, to nie zamierzałem zmieniać miejsca. Nie powiedziałbym, że czułem się jak w domu... W końcu takiego miejsca nie posiadałem. Bramy niebios pozostawały zamknięte, a w drugą stronę nie zamierzałem iść.
Po ostatnim ataku miałem dziwne wrażenie wewnętrznej zmiany... Jakby coś mrocznego zapuściło korzenie prosto w duszy. Nie przypominało szaleństwa, czy odbicia lustrzanego mojej osobowości... Nie to coś przerażało chłodem... Mroziło wszelkie uczucia i to nie tylko te pozytywne. Coś jakby... Nie wiem... Trudno było to wytłumaczyć. Przerażało mnie wyjście między ludzi, a do stacji kolejowej miałem rzut beretem. Śmieszne, w ulewie według własnych obliczeń przeszedłem z kilka kilometrów.
Mimo obaw w nocy, gdy nikt nie widział, wychodziłem na pustkowia i ćwiczyłem walkę nową bronią. W porównaniu do miecza trzeba było przyspieszyć i pamiętać o podstawowej słabości broni drzewcowej. Instynkt przeczuwał tajemnicę kryjącą się w tym orężu, coś, czego po tych kilku dniach jeszcze nie dostrzegałem. Gdy sobie przypomnę o przeszłości, zalewa mnie ogromny wstyd... Traktowanie każdego uzbrojenia jak jaskiniowiec maczugę. No... Na pewno nie było to zachowanie godne istoty inteligentnej. A śmiałem się z trollów i innych podobnych maszkar.
Pewnego tygodnia powiedzenie: nic nie może wiecznie trwać, prostym uderzeniem jednego za aniołów, potwierdziło swoją prawdę. "Młode" małżeństwo w spokoju czekało na rozwój wydarzeń, a sam z ciekawości spoglądałem, jak Kasja wychodzi przed niebieski szereg z mieczem w dłoni. W tamtej chwili powinienem uciec, nim nadejdą przyszłe wydarzenia. Sam nie wiem, na co liczyłem. Na rzucenie się w ramiona? Czułe słówka? A może stanięcie po mojej stronie? Głupie mrzonki niepoparte niczym... Nadzieja bywa bardziej irytująca, niż mogłoby się wydawać.
— Na mocy udzielonej mi przez Najwyższego... — Pytanie tylko, czy o Rafaela jej chodziło, czy jeszcze kogoś innego. Na razie zapowiadał się rozległy spektakl. — Do twoich licznych zarzutów zostają dodane następne. To jest podniesienie ręki na swych braci, dwójkę aniołów niższego szczebla i za pomocą przemocy, zmuszenie ich do wiecznego snu. To zbrodnia najwyższej wagi. Czy oskarżony jest świadomy własnej winy? — Z tonu Kasji zniknęła wszelka uprzejmość, wyczuwałem za to gniew, rozczarowanie... A może i smutek?
— Nie przypominam sobie niczego takiego.... — Zgromiłem wzrokiem młodego niebieskiego, gdy próbował uderzyć mnie metalową maczugą. — Nigdy nie zabiłem żadnego z moich braci i sióstr.
— Pozostałości po ich cielesnych powłokach oraz dodatkowe dwie niebiańskie dusze w komnacie wiecznego snu mówią same za siebie, zdrajco! — Dawna ukochana rzuciła się w moją stronę, prawie wbijając ostrze prosto w pierś. Oczyma wyobraźni widziałem ckliwą scenę, pod której koniec po prostu zapadam w wieczną ciemność... Ciekaw byłem, co czekałoby na mnie po otrzymaniu śmiertelnych ran. Wieczny sen? Regeneracja w jakimś mrocznym jarze? A może nicość? Żaden ze mnie ochotnik, więc po prostu uskoczyłem do tyłu, tylko po to, by uniknąć kolejnej broni... demona.
Z ogromnym zdziwieniem odkryłem, że czerwoni i niebiescy po raz pierwszy od tysiącleci stanęli ramię w ramię. Zaczęło mnie to śmieszyć. Poważne oraz chłodne twarze aniołów, a obok pełne emocji demony. Przypominało to dziwną bajkę, nie mogłem tego nazwać rzeczywistością. Absurd. czy raczej abstrakcja? Świat jakby zwolnił swoje tempo.
Spojrzałem w kierunku Kasji. W jej oczach płonął ogień gniewu, tak jak w głosie, tak samo tutaj nie znajdę nic pozytywnego. Znikło zaufanie, podziw, miłość... Czemu do jasnej cholery, wszyscy wokół mnie potrafią przypiąć określone łatki, bez poznania, bez rozmowy... Zabawka... Zdrajca... Potwór... Upadły... Wstrętny anioł... Nie sposób zapamiętać ich wszystkich. A czy miałem wybór? Czy cokolwiek z tego, co mnie spotkało, zależało ode mnie? Stworzono mnie aniołem, spiskowano za moimi plecami, choć nigdy nie interesowałem się intrygami, była tylko walka... Czyja to wina, że tak skończyłem? Boga? Nie wiem. Ich? To przecież Rafael to wszystko zaczął, lecz ja nie zareagowałem. Jej? Też nie... To tylko tępe narzędzie, bez woli i rozumu. Moja? Możliwe... Nie.... Czekaj.... To wszystko przez głupie emocje. Durna lojalność, nadzieja, miłość, a nawet szczęście... Gdybym je porzucił, spoglądałbym odpowiednim wzrokiem i zauważył...
Przeszłość to przeszłość, nie da się zmienić tego, co było. Jednak mogę wpłynąć na teraźniejszość. Porzucić negatywne myśli o atakujących, wyrzucić z głowy rozczarowanie Kasją i przede wszystkim odrzucić idiotyczne poczucie obowiązku. Urielu, byłeś sam i zostaniesz sam. Skoro tak...
Przyzwałem kosę, wbrew wszystkiemu dziejącemu się w głowie i poza nią, nie ujrzałem czerni, czy innej ciemnej barwy. Przypominała wodę, zlaną w specyficzny kształt. Widocznie tak miało być. Jednym, płynnym ruchem nabiłem jednego z napastników na ostrze i rzuciłem go w kierunku innych. Widziałem rozległe rany i krew cieknącą spomiędzy warg. Jeden wyłączony z walki. Kilkoma zamaszystymi ruchami chwilowo powstrzymałem pozostałych.
W kilka sekund stwierdziłem bezsensowność konfliktu z każdym napastnikiem. Wystarczyło wyeliminować przywódcę, by grupa się rozpadła, a ja zakończyłbym pewną drogę na licznych ścieżkach życia. W mgnieniu oka byłem tuż przed Kasją i chwyciłem ją za gardło, podnosząc do góry. Kiedyś oddałbym wiele za każdą sekundę spędzoną w jej towarzystwie, teraz to tylko przeszkoda...
Drugą dłonią wytworzyłem łańcuch z many i przytwierdzając go do kosy, zakręciłem dookoła. Zacząłem czerpać satysfakcje z gniewu napastników. W walce wystarczy stracić zimną krew, by przegrana zajrzała prosto w oczy. No, chyba że wróg miałby wielką siłę... ale gdzie tam miał być siłacz wśród tych licznych pionków. W międzyczasie mój wzrok powędrował w kierunku blondynki, próbującej wyrwać się z żelaznego uścisku. Tylko jeden ruch wystarczył, by straciła całą swoją pewność siebie. O ironio, jak cienka bywa granica między potęgą a słabością.
Teraz wystarczyło skręcić kark, wiele razy tak robiłem, choć nigdy "swoim". Interesująca była mieszanina emocji widoczna na pięknej twarzy. Przerażenie, nienawiść, gniew.... I co ja mam niby zrobić? Jeśli pragnąłem zmienić swoje życie, pozbywając się emocji, pierwszy krok stanowiło zlikwidowanie osoby, powodującą ich zbyt wiele, lecz irytujące ukłucie w sercu podpowiadało, że to nie najlepsza decyzja. Sumienie bywa gorsze od wszystkiego. Westchnąłem ciężko i po prostu rzuciłem dawną dziewczyną prosto w gruby mur jakieś fabryki, czy też magazynu. Niech los zdecyduje, czy przeżyje, chociaż po dość głośnym huku, nie dawałem zbyt wielkie szansy przeżycia. Dali jej awans tak szybko, a ciekawe, czy w ogóle miała do tego predyspozycje. Przynajmniej zyskała doświadczenie, sama myśl o tym sprawiła mały uśmiech na ustach.
Reszta poszła jak z płatka. Czy oni naprawdę myśleli, że ta marna banda wystarczy? Głupota, czy zwykłe lekceważenie? Musiałem przypominać desperata, do którego neutralizacji wystarczy plastikowy nóż. Spojrzałem na pobojowisko dookoła. Masa gruzu, kałuże krwi, liczne ciała i wszechobecny pył, w oddali echo roznosiło dźwięki syren. Lada moment będzie tu tłoczno. Uciekłem z pomocą magii w losowe miejsce na planecie. Czeka mnie najgorsza robota, jaka istnieje. Myślenie.
4 komentarze
shakadap
Świetny odcinek.
Jak zawsze dobra robota.
Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg.
Pozdrawiam i powodzenia.
krajew34
@shakadap dzięki za wizytę i komentarz.
Almach99
Ocho. Uriel znowu jest potezny. Tylko o co w tej historii chodzi? Kto jest kim? Kto z kim i o co walczy?
krajew34
@Almach99 jak to bywa nic nie jest proste i oczywiste. Dzięki za wizytę i komentarz
Czytadelko
Super prosimy o wiecej
krajew34
@Czytadelko dzięki za wizytę i komentarz
emeryt
Dziękuję za kolejny, dobrze napisany odcinek. Przesyłam pozdrowienia.
krajew34
@emeryt dzięki za wpadniecie i komentarz