Tekst pisany gwarą więzienną.
_________________________________
Wczesnym rankiem do mojego kwadratu wpadły charty, zakuli mnie w obrączki i mędówką zawieźli do uzdrowiska. Ze wpasowaniem się w regał nie miałem kłopotu, ponieważ byłem stałym bywalcem.
Pierwszy raz kiblowałem za pchanie sztafety, dostałem wtedy trzy lata. Wówczas zaczynałem jako noworodek w tej dziedzinie. Musiałem się natrudzić, aby siebie wkleić w ten niecodzienny klimat. Na początku kombinowałem na różne sposoby, by wylądować w kabarynie lub laborce. Tam miałem szerokie pole do myślenia. Dosyć szybko się wpasowałem i poznałem dokładnie subkulturę więzienną.
***
Uzdrowisko było usytuowane nad rzeką „Styks”. Tak nazywali Wisłę pieprzeni malkontenci, a było ich wielu. Naczelnik był Charonem, który wprowadzał ich do tego piekła „Bramą Niebieską”. Nie wszyscy z niego wychodzili. Gdyby nie kraty, niejeden by skoczył z okna w rwący nurt rzeki. Ci, co trafiali tutaj pierwszy raz za jakieś, małoważne przekręty narzekali na przepisy, na kumpli i swoje kobiety. Chodzili struci i bez przerwy oburzali się na warunki panujące w kurorcie. Taki prawiczek na wolności był kimś. Tutaj poczuł się bowiem niedoceniony i niepewny siebie. Wszystko było złe z zasady. Nie widział jasnych stron danego aspektu sytuacji, gdyż uważał, że nie ma prawa w ogóle go być. Umieszczano ich w części północnej uzdrowiska i tam mogli narzekać do woli. Był to „Sektor defetystów”
***
Pamiętam mój pierwszy raz w kabarynie, kiedy po włożeniu szklanej fifki do członka, wylądowałem na kozetce w pokoju zabiegowym. Obsługiwała mnie siostrzyczka Zofia, była o wysoką, zgrabną czterdziestką o jędrnym ciele, czarnych włosach spiętych w kok, dosyć masywnych nogach i wydatnych wargach. Opinający ją błękitny uniform wyglądał tak, jakby miał za chwilę na szwach się rozerwać. Do tego nadawała jak katarynka. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że miała romans z jednym ze strażników, rudzielcem Karolem.
— Co tam? Znowu jakiś idiota okaleczył sobie penisa! — krzyczała. — Już ja ci wybiję z głowy te pieprzone zabawy — uśmiechała się cynicznie.
Ubierała rękawiczki z wielką celebracją, potem brała w swoje imadełka moje klejnoty i ściskała z całej mocy, a przy tym jeszcze zrzędziła jak stara wyżymaczka... nie wytrzymałem i zemdlałem. Kiedy się ocknąłem, w pokoju panowała cisza. Chciało mi się piekielnie pić, a mój fiut palił niemiłosiernie pod kilogramami opatrunku.
— Czy jest tu ktoś? — zawołałem.
Za chwilę pojawiła się ona i poinformowała mnie o moim stanie zdrowia. Pozostałem w izolatce cztery dni. Przez ten pobyt byłem wynicowany na lewą stronę. Dobrze, że nie zwariowałem z tego kwękania. Kiedy po roku zachorowałem na zapalenie płuc. Trzytygodniowy pobyt w laborce zbliżył nas do siebie. Jej biadolenie było wpisane w plan dnia i powoli przyzwyczaiłem się do tego stopnia, że po opuszczeniu brakowało mi tego. Staliśmy się przyjaciółmi. Zofia załatwiła mi codzienne trzygodzinne dyżury w izolatce.
***
Dosyć szybko się wpasowałem i poznałem dokładnie subkulturę więzienną. Dzisiaj mam śpioszki na powiece, które są symbolem wyższego rangą więźnia. Przeszedłem rentgena u palmiarza i zawieziono mnie na wagę. Za styranie arystokratki na dziewonę, dostałem pięć lat. Niepotrzebnie ją oszpeciłem, dostałbym góra ze trzy lata. Wróciłem z niepokojem na stare śmieci i do swojej komnaty.
Powitano mnie okrzykami, bo w końcu wchodził admirał. W celi czekał Szopkarz, współwięzień z czajurą i jagodzianką. Przygotował się jak potrzeba.
Rozpoczęła się rozpoznawcza gamza. Już wiedziałem, że Zofia pracuje. Rano pierdolnik wzywał do pobudki, po szamaniu udałem się na deptak, przywitali mnie starzy znajomi: łysy, który dostał ćwiarę za zabicie podbitej dupy, zmasakrował ją nożem na śmierć. Ma wybaczone, bo była winna. Pan dyrektor, za przekręty i molestowanie swojej sekretarki dostał osiem lat. Git facet, takie orgietki trzeba pukać. Na regale wszyscy wiedzą o wszystkich, nic się nie ukryje, trzeba mówić prawdę i przestrzegać prawa i niespisanego kodeksu. Po deptaku odwiedziłem starą pralinkę i zaopatrzyłem się w jagodziankę i pojarunek, odwiedziłem też cwela i zamówiłem go na wieczór – przecież nie będę się sam pałować.
***
Pięć lat temu, kiedy zbliżałem się do końca odsiadki, poszedłem jak zwykle do laborki. Było słoneczne przedpołudnie. W drzwiach minął mnie rudzielec, był chyba trochę zdenerwowany.
— Jestem! — zawołałem. — Cisza, jaka panowała, była zastanawiająca. Kiedy wszedłem do dyżurki, zobaczyłem Zofię leżącą na posadzce. Łzy płynęły jej po policzkach, a z ust sączyła się strużka krwi.
— Zofio, co się stało! — krzyknąłem.
Wyciągnęła rękę do mnie, ująłem ją, a ona ścisnęła mocno. Podniosłem z podłogi i posadziłem na krześle. Otworzyła drugą dłoń, w której zobaczyłem język, odcięty język. Teraz już wiedziałem, co się stało i ta straszna cisza. Jej szeroko otwarte oczy były pełne żalu. Potem już zostałem odsunięty od sprawy. Nawet nie pozwolono mi się z nią pożegnać. Z tego, co wiadomo, to rudzielec nie wytrzymał jej zrzędzenia. Uciszył ją na wieki.
***
W nocy całe towarzystwo obudziły syreny, głośne krzyki i bieganina. Trwało to chyba z godzinę. Rano przed śniadaniem pierdolnik wezwał wszystkich na deptak. Komendant powiadomił o znalezieniu zwłok pedofila i rozpoczęciu śledztwa.
W niedzielę miałem płaczonko, odwiedziła mnie Miśka i oznajmiła o ciąży i o tym, że muszę się sprzedać, a ona już wszystko załatwi. Przyniosła dużą rakietę szamaniową i wiadomości o chorobie matki.
Szopkarz z komnaty dostał wypust, a jego miejsce zajął rampiarz, skroił cudzoziemca na dużą gażę. Młody cuwaks, dopiero zaczynał, ale z mocnej pozycji. Spokojnie, pomogę mu się wpasować w regał. Delikatny był, po wypiciu parząchy, całą noc spawiał i rano przeniesiono go do kabaryny. Powolutku młody dojdzie na górną półkę i żeby nie trafiła mu się żadna wychyłka. Ma chodzić jak zegarek, a przy mnie nie zginie i poprowadzę go po śpioszki. Znowu w nocy ktoś bachnął się i rzucił ciało na linę, inny zrobił sobie cesarkę, a jeszcze inny się porezał.
***
Zofia nadal pracowała w więziennej laborce. Była ciągle urocza, tylko już milcząca. Chodziłem jak kiedyś na trzygodzinne dyżury. Dopóki nie władałem językiem migowym, pisaliśmy sobie karteczki. Później byłem bogatszy o nowy język i rozumiałem co Zofia do mnie mówi.
***
Dzisiaj klawisz powiadomił mnie o czterech dniach wypustu na ślub, moja podbita dupa załatwiła. A co mam do stracenia, bez szpącenia się sprzedam. Może na taką okoliczność nie będę garować do spodu, ma czachę ta moja orgietka.
6 komentarzy
Arekrak· 10 lip 2019
Zawaliste. Mimo, że sporo z tego nie zrozumiałem.
kaszmir· 11 lip 2019
@Arekrak Witaj i dziękuję za spojrzenie. Pozdrawiam pięknie
Speker· 27 cze 2019
Super tekst, choć niektóre wersy wyszły z użycia, ale bajera godna gita.
kaszmir· 27 cze 2019
@Speker witam i dziękuję za gita. Pozdrawiam
Speker· 27 cze 2019
@kaszmir no bo masz bajere skrańcowaną na niezłym poziomie. 3m się!
YankoWojownik· 26 cze 2019
Normalnie Git! Ale można by jeszcze podkręcić
kaszmir· 26 cze 2019
@YankoWojownik wszystko można zrobić
dziękuję za spojrzenie
YankoWojownik· 26 cze 2019
@kaszmir Spojrzeć było ciekawie bardzo. A, że można by, to ja sobie podkręciłem w trakcie czytania i tym bardziej było ciekawie
Materiał wyjściowy porządny a dalej spada na tryby wyobraźni i powstaje interpretacja wewnątrz zmysłów - no może u mnie tak właśnie, to przebiega
kaszmir· 27 cze 2019
@YankoWojownik dzięki za wnikliwe podejście
violet· 25 cze 2019
Jestem pod wrażeniem
Szacuneczek! 
kaszmir· 25 cze 2019
@violet dziękuję za miłe słowa
Pozdrawian
AnonimS· 25 cze 2019
Pozytywnie zaskocxony. Skąd Ty znasz grypserę?
kaszmir· 25 cze 2019
@AnonimS Dzięki. Wujek Google wszystko podpowie. Pozdrawiam
agnes1709· 25 cze 2019
Wyśmienicie!!!
kaszmir· 25 cze 2019
@agnes1709 Dzięki za odwiedziny i zrozumienie.
agnes1709· 25 cze 2019
@kaszmir