NIgdy o Tobie nie zapomnę cz. 4

NIgdy o Tobie nie zapomnę cz. 4- Jesteś tego pewny Sebastianie? - zapytał po raz kolejny Alex, nie spuszczając wzroku z mojej zagubionej twarzy. Od kilkunastu minut siedzieliśmy w nowym jeszcze nie urządzonym mieszkaniu, które przygotowało dla mnie FBI i zastanawiałem się co powinienem teraz zrobić. Alex miał rację. Jeśli chciałem zmieć plan, jeśli chciałem cokolwiek zmienić, jeśli chciałem się wycofać, teraz była na to ostatnia szansa. Ostatnia szansa by cokolwiek naprawić, by powstrzymać ten szalony plan. - Sebastianie co mam zrobić? możemy się jeszcze wycofać! - powtórzył Alex, ale oboje doskonale wiedzieliśmy, że nie możemy.
- Sebastian umarł. Nie ma go - wyznałem cichutko, trzymając w ręku akt mojego zgonu. Alex spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem, ale starałem się udawać, że nie widzę zatroskanego wyrazu jego twarzy. Nie mieliśmy odwrotu. Nie mieliśmy szans by cokolwiek zmienić. Byliśmy pionkami w grze policji i nie mieliśmy prawa wyboru. I chociaż wiedziałem, że postępujemy właściwie, przynajmniej jedna część mnie wiedziała, ta druga, ta która mówiła mi wciąż, że ranie tych których kocha, miała dużo wątpliwości.  
- Alex nie mamy wyjścia, rozumiesz? Tu chodzi o życie tych których kocham, o życie tej której kocham. Musimy to zrobić - wyznałem. Alex milczał. Wiedziałem, że w ciągu najbliższych dni to jego zaczęły dopadać wątpliwości, a nie na odwrót, ale bałem się. Bałem się, że zbyt pochopną decyzją zniszczymy wszystko.  
- Nie chcę być tym, który zniszczy jej życie. Czemu to ja mam jej to przekazać? Anna nie zasłużyła na to - odezwał się, Alex, ale nie odpowiedziałem. Miał racje. Nie zasługiwała na takie traktowanie, nie zasługiwała na taki cios, ale nie mieliśmy wyjścia. A może mieliśmy, ale tak było nam łatwiej, mi było łatwiej.  
- Zaopiekujesz się nią, prawda? Będziesz ją wspierać Alexie? - spytałem nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Alex pokiwał głową i pakował ostatnie rzeczy do dużej, brązowej walizki. - Co powiesz Beacie? - zapytałem przytomniej, ale nie dostałem odpowiedzi.  
- Nic. Po prostu wyjadę. Nie potrafię tak po prostu się z nią pożegnać. Nie mam tyle odwagi co ty - odezwał się Alex po krótkiej ciszy. Zrozumiałem, że nie tylko ja jestem tu ofiarą i nie tylko nasza miłość skazana była na utracenie, mój brat także miał utracić dziewczynę, ale nie był taki silny jak ja.  
- Musimy się pospieszyć. Nie długo ucieknie Ci samolot - wyznałem cicho.

Staliśmy na lotnisku i czekaliśmy za samolotem. Chciałem odprowadzić Alexa na odprawę i poczekać aż bezpiecznie znajdzie się w samolocie. Oboje byliśmy w śmiertelnym niebezpieczeństwie i doskonale o tym wiedziałem.  
- Daj jej to - powiedziałem do Alexa przekazując jej kolejny list. Kiedyś nie pisałem listów wcale, teraz w ciągu kilku dni napisałem do niej drugi list, zabijając ją od środka. Jednak musiałem, po prostu musiałem zabić w niej jakąkolwiek nadzieje i zrobię to, w czasie, gdy dostanie mój akt zgonu. Nie miałem pewności, ale wierzyłem, że postępuje słusznie. Chciałem mieć pewność, że będzie szczęśliwa, bezpieczna i nic złego już jej nie grozi. Chciałem mieć pewność, że mój brat zajmie się nią, dopóki nie stanie na nogi, zaopiekuję się nią i dzieckiem, będzie ją wspierał.  
- Sebastianie ja nie wiem - wyznał Alex, ale nie dokończył. - Nie wiem co powiedzieć. Chciałbym jakoś Ci ulżyć - dodał w końcu, a ja lekko się do niego uśmiechnąłem.
- Zaopiekuje się twoją dziewczyną, a Ty proszę zaopiekuj się Anną i naszym dzieckiem - poprosiłem. Alex pokiwał głową i poszedł, bo w tej samej chwili usłyszeliśmy zapowiedz jego samolotu. - Chroń ją. Proszę Cię chroń nasze dziecko - wyznałem. Alex nie powiedział już nic. Spojrzał na mnie takim wzrokiem, że wyczytałem w nim wszystko, jego obietnice, jego smutek i ból.
- Zaopiekuję się nimi - obiecał brat i ruszył przed siebie. Nie spojrzał za siebie, a ja byłem mu wdzięczny. Nie czekałem aż odleci, po prostu nie mogłem tego już znieść. Biegiem ruszyłem w stronę wyjścia i opuściłem lotnisko. Zostałem tu sam, sam z moimi myślami, sam ze strachem i bólem, sam z wspomnieniami o szczęśliwych chwilach z Anną i sam z wyobrażeniem naszej szczęśliwej rodziny, rodziny która już nigdy się nie spełni. Nie wiedziałem, czy nie płacę za wiele za tą cenę. Nigdy nie ujrzę już Anny, nigdy nie zobaczę naszego dziecka, nigdy nie zobaczę jak dorasta, jak się śmieje, nigdy nie zobaczę czy jest podobne do mnie, czy do matki. I nigdy nie usłyszę jak mówi do mnie tato.  
- Postąpiliście właściwie - usłyszałem głos policjanta i spojrzałem na niego. Nie odpowiedziałem. Ostatnim razem powiedziałem już wystarczająco. Anna nie będzie tego zdania co on, nigdy nie powie, że ja postąpiłem właściwie. Jednak gdyby wiedziała, gdyby tylko wiedziała, czy poparła by moje zachowanie? czy by zrozumiała?
- Nie ma nic właściwego z tym co robimy. Zeznaje przeciw bratu, opuszczam ukochaną i nasze dziecko. Kurwa niech mi pan nie mówi, że postępuję właściwie! - odparłem i wsiadłem do taksówki, by w samotności zastanowić się nad tym, czy faktycznie postępuje właściwie.

  ***
Właśnie wracał ze trzeciego spotkania z Anną oszołomiony tym, czego się dowiedział. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, ale Anna zaskoczyła go po raz kolejny i po raz kolejny udowodniła mu, jaka jest silna i mądra. Nie był zachwycony pomysłem z umową, ale rozumiał ją i bez zbędnych problemów podpisał ją. Anna chciała w ten sposób ubezpieczyć się, a on doskonale to rozumiał. Nie chodziło tu już o nią, a o fundację, za którą była odpowiedzialna i dobro jej podopiecznych. Chociaż rozumiał ją, poczuł się dotknięty tym, że wcale mu nie ufała. Przecież nie zrobiłby nic, co mogło by zagrozić jej. Tylko skąd ona mogła to wiedzieć? skąd mogła mieć taką pewność? nie mogła. Powinien spróbować się do niej zbliżyć, pokazać jej, że może mu zaufać, że jest dobrym człowiekiem. Tylko jak? jak mógł to zrobić? jak miał zbudzić jej zaufanie? zjechał na pobocze i poszukał w telefonie jej numeru. Długo wahał się, czy powinien zadzwonić, ale jednak chęć usłyszenia jej okazała się silniejsza.  
- Witam z tej strony Grzegorz. Chciałbym się z panią zobaczyć - wyznał cicho i wziął głęboki wdech. - Mam pewien pomysł - dodał po chwili, gdy usłyszał niezręczną ciszę.  
- Zgoda. Jestem jeszcze w biurze. Może pan przyjechać - usłyszał jej cichy głos. Rozłączył się i bez chwili wahania nawrócił auto i pojechał pod znajome miejsce. Nie wiedział jak, ale musiał przekonać ją o tym, że ma dobre zamiary i może na nim polegać.

Od trzynastu minut siedział w wygodnym fotelu, na przeciwko zmęczonej i milczącej Anny i patrzył w wyczekiwaniu na jej twarz. Chciał znać jej zdanie na propozycję, którą jej złożyć, ale nie usłyszał nic.  
- Szczerze mówić, trochę mi się spieszy. Właśnie miałam iść na kolację zafundowaną przez zaprzyjaźnioną fundację, ale teraz zastanawiam się, czy nie zabrać tam pana. Bardzo mile zaskoczył mnie pana pomysł i myślę, że nie tylko mnie. Piknik dla dzieci, zabawy i koncert będzie idealny by chociaż w małym stopniu wynagrodzić im wszystko, co się stało. - powiedziała bez namysłu.  
- Też chciałbym im pomóc wszystko wynagrodzić. Mogę opłacić jakiś zespół, chciałbym żeby na długo zapamiętały ten piknik - odezwał się. - Nie mam żadnych planów. bardzo chętnie poznam ludzi z innych fundacji, może uda mi się pomóc też innym - wyznał. Anna uśmiechnęła się po raz pierwszy dzisiejszego dnia, a on odwzajemnił jej uśmiech.
- Proszę za mną poczekać, zamknę i możemy iść - usłyszał po chwili.Już kwadrans później wychodzili z fundacji i postanowili pojechać jednym samochodem. Nie był pewny tego pomysłu, ale cieszył się, że spędzi z nią więcej czasu. - Proszę mówić mi po imieniu - odezwała się Anna, a on uśmiechnął się. - Anna - rzekła cichym głosem, wyciągając do niego rękę.  
- Grzegorz- wyznał również podając jej dłoń. Gdy dotkną ją kolejny raz, teraz jej ręka była znacznie cieplejsza niż zazwyczaj. Podobało mu się to, właśnie taki dotyk od zawsze sobie wyobrażał. Kilkanaście minut później dojechali do niewielkiej posiadłości, w której miał odbyć się bal. - Proszę rozluźnić się, to przyjaźni ludzie - odezwała się Anna i posłała mu ten uśmiech, który lubił najbardziej.

     ***
Siedziałam obok Grzegorza, który w ostatnich dniach okazał się naszym aniołem stróżem i piłam kolejny łyk wina. Kolacja przygotowana przez moją serdeczną koleżankę, okazała się strzałem w dziesiątkę, by chociaż na chwilę zapomnieć o tym co się stało. Minęło kilka dni, odkąd znalazłam ten przeklęty list i mimo mojego wielkiego zaskoczenia, funkcjonowałam. Wstawałam, głównie dlatego, że musiałam bo czekała na mnie fundacja, jadłam i żyłam jak maszyna, bez jakichkolwiek uczuć, ale było mi tak wygodniej. Nie czułam bólu, bo nie miałam na to czasu, z wyjątkiem samotnych wieczorów, w których upijałam się butelką wina. W mieszkaniu nie zmieniałam nic, chociaż niejednokrotnie chciałam zabrać i wyrzucić ubrania, rzeczy, które mi o nim przypominały- nie potrafiłam. Teraz zamiast spędzać kolejny samotny wieczór na upijaniu się i wylewaniu łez w poduszkę, siedziałam wśród wyjątkowych ludzi i świętowałam mały sukces zaprzyjaźnionej fundacji.  
- A więc chce pan nam pomóc, naprawdę? - z oddali usłyszałam głos młodego mężczyzny i uśmiechnęłam się. Cieszyłam się, że znów mogłam pomóc.  
- Skąd go znasz? - usłyszałam cichy głos Baśki i uśmiechnęłam się do niej. Nie wiedziałam, czy pytała o to zawodowo, czy prywatnie, ale w sumie nawet nie interesowało mnie to.
- To nasz inwestor. Przeznaczył sporą sumkę na naszą fundację - powiedziałam nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Nie zdradzałam ile, bo nie byłam pewna, czy życzy sobie podawania takich danych, a nie chciałam go urazić.  
- Po prostu lubię pomagać - powiedział jakby nigdy nic i skupił swój wzrok na mnie.  
- A co na to pańska żona, że jest pan teraz tutaj, a nie w domu? - zapytała koleżanka, a ja uśmiechnęłam się, bo wiedziałam o co jej chodzi. Cwaniara chciała dowiedzieć się, czy mężczyzna, który wpadł jej w oko ma kogoś, czy może się za niego brać.  
- Nie mam nikogo. Jestem wolny jak ptak - rzekł nie spuszczając ze mnie wzroku. Spuściłam wzrok, czując się trochę zmieszana jego intensywnym spojrzeniem i wypiłam kolejny łyk wina.  
- A Ty Anno? dlaczego nie ma przy Tobie Sebastiana? - dopytywali wszyscy, a ja mogłam się domyślić, że tak to będzie wyglądać. - Musiał wyjechać i chyba już nie wraca - wyznałam bez namysłu i wstałam ze stołu. Widziałam zaskoczenie na twarzy wszystkich ludzi, słyszałam jakieś szepty.  
- Anno! - zawołała Jolka, ale nie zatrzymałam się. Czego się spodziewałam, czego spodziewałam się przychodząc tu sama? Przecież cały świat, w którym się zajmowałam, wszyscy moi bliscy, przyjaciele, znajomi wiedzieli o mnie i Sebastianie, powtarzali, że jesteśmy sobie przeznaczeni. - Anno! usłyszałam damski głos. Jolka przytuliła mnie, a ja rozpłakałam się.  
- Sebastian mnie zostawił. Poznał kogoś, chyba - powiedziałam po krótkim wahaniu. - Pójdę już - dodałam i nie czekając na reakcję koleżanki, opuściłam łazienkę.  
- Dziękuję za kolację, ale na mnie już czas.Życzę miłego wieczoru i dziękuję za zaproszenie - wyznałam cicho, zbierając się do wyjścia.
- Poczekaj! Odwiozę cię - usłyszałam męski głos. Odwróciłam się i spojrzałam na zatroskaną twarz Sławka.  
- Przykro mi, głupio wyszło - powiedziałam po kilku minutach, gdy już wracaliśmy z powrotem.  
- Nic nie szkodzi. Długo z nim byłaś? pewnie jest Ci trudno, co? - zapytał zatroskany.  
- Nie chcę o tym gadać. Nie chcę o tym myśleć. Mam fundację i chyba ucierpiała właśnie moja reputacja - powiedziałam bez namysłu. Grzegorz zatrzymał się i przez kilka minut nie spuszczał ze mnie wzroku. Chciał coś powiedzieć, ale nie odzywał się, a mi było to na rękę.
- Nie ucierpiała twoja reputacja. Nikt nie ma tyle siły co Ty. Nikt tyle nie zrobił co Ty. Proszenie o pomoc nie jest oznaką słabości, przeciwnie jest całkiem naturalne - usłyszałam.  
- Przeciwnie. U mnie oznacza to słabość. Ja jestem silna, zawsze taka byłam i poradzę sobie, to tylko efekt zmęczenia, nie wyspania i samotności. Chwila słabości, która zaraz niknie. Jutro znów będę sobą, jutro znów będę walczyć dla fundacji, poświęcę się temu co kocham i lubię. Będę sobą, muszę - rzekłam zachrypniętym głosem. Poczułam na ramieniu ciepłą dłoń Sebastiana i zamknęłam oczy. Nawet nie wiedziałam w którym momencie rozpłakałam się, nawet nie wiedziałam w którym momencie znalazłam się w jego ramionach. Czułam się tak, jakbym traciła kontrolę nad sobą i własnym życiem, nie lubiłam tego.  
- Jesteśmy. Dasz się jutro zaprosić na lunch? - zapytał po chwili. Kiwnęłam głową. Nie wiem dlaczego, ale miło mi się rozmawiało, dobrze się przy nim czułam. - Jakbyś potrzebowała kogoś do rozmowy, to dzwoń. Postaram się znaleźć dla Ciebie czas- usłyszałam. Miał rację. Proszenie o pomoc to nie oznaka słabości i nie usłyszałam tego pierwszy raz. Malwina powtarza mi to bez opamiętania. Przychodzi do mnie codziennie, ale codziennie ją spławiam, odtrącam osoby, które naprawdę są mi bliskie. Musze coś zmienić w swoim życiu, muszę się pozbierać. Muszę się ogarnąć.  
- Zatem do jutra Grzegorzu - wyznałam cicho i wysiadłam z jego samochodu. Wsiadłam do auta i wybrałam numer Malwiny.  
- Przyjdziesz do mnie? - zapytałam ochrypniętym od płaczu głosem.  
- Zaraz będę - obiecała Malwina, a ja pojechałam do domu. Gdy po kilkunastu minutach znalazłam się na parkingu, przed mieszkaniem, zobaczyłam znajomą męską sylwetkę. Nie wiedziałam kto to był, ale gdy po chwili wysiadłam z samochodu i podeszłam do mężczyzny, zamarłam.  
- Alex - powiedziałam cicho i spojrzałam na mężczyznę.

Alex. Patrzyłam na oprawcę całego cierpienia i nie wiedziałam co zrobić. Przetarłam oczy, upewniając się, czy aby wypity wcześniej alkohol nie płata figla moim oczom. Nie byłam pewna, czy to co widzę, to prawda. Nie byłam już niczego pewna. Nie poznawałam się. Nie wiedziałam co robię z własnym życiem. I chociaż podejrzewałam ciążę, nie poszłam do lekarza, piłam alkohol, całkowicie zapominając, że krzywdzę ukochaną istotę. Nie przejmowałam się, co będzie z dzieckiem, którego nosze pod sercem, czy przeżyję, czy nie ucierpi, przez błędy matki. Zostawił mnie, Dziecko przypominało mi Sebastiana, a Sebastian przypominał mi o tym, że mnie zostawił, że mnie skrzywdził.  
- Anno przyjechałem prosto z lotniska! Droga Anno tak bardzo mi przykro - usłyszałam smutny głos Alexa. Nie wiedziałam dlaczego patrzył na mnie takim wzrokiem, dlaczego mówił takim głosem.Miał w oczach łzy, a ja nie rozumiałam co on tu robi, dlaczego przyleciał sam? gdzie jest Sebastian? - Anno muszę Ci coś powiedzieć. Anno posłuchaj mnie proszę - powiedział cicho Alex. Bez słowa wpuściłam go do mieszkania, a po chwili przyjechała Malwina.  
- Mam gościa, przyjechał Alex - powiedziałam ściszonym głosem. Po krótkiej chwili wraz z Malwiną i Alexem siedziałam w salonie i nie spuszczałam wzroku z szwagra. - Droga Anno musisz być silna, tym bardziej teraz - powiedział cicho Alex - Stało się coś strasznego, chodzi o Sebastiana. Anno on nie żyję - usłyszałam. Potem nie słyszałam już nic, bo straciłam przytomność. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2979 słów i 16016 znaków, zaktualizowała 22 wrz 2016.

2 komentarze

 
  • KAROLAS

    Hm Grzegorz,  Sławek, Sebastian trzy imiona do jednego faceta na kolacji?  Chyba, że ja ze zmęczenia źle już widzę  ;) ogólnie super

    20 wrz 2016

  • agusia16248

    @KAROLAS Owszem mój błąd. Pomyliłam imię Grzegorza z Sławkiem

    22 wrz 2016

  • jaaa

    I kolejna cudowna częśc <3

    19 wrz 2016

  • agusia16248

    @jaaa dziękuję

    22 wrz 2016