Kobieta patrzyła zapłakanym, niemal przerażonym wzrokiem na mężczyznę, próbując ostatni raz przemówić mu do rozumu. Nie mogła, nie chciała pojąć jak Sebastian może tak spokojnie stać i przyglądać się wszystkiemu bez słów.
- Mogę obiecać, że wróci do Was cały i zdrowy - odezwała się cicho, rozumiejąc zdenerwowanie jego rodziny.
- Seba zrób coś! Zatrzymaj go! - skierowała się w stronę ukochanego mężczyzny, ale ten wiedział, że to jedyna szansa. Tylko tak i tylko w ten sposób mogą przerwać to wszystko, tylko w ten sposób mogą zakończyć koszmar, który trwał już taki długi czas..
- Braciszku uważaj na siebie - powiedział cicho mocniej niż by chciał tuląc starszego brata do serca. Teraz został mu tylko on, wciąż nie mógł pogodzić się z bezsensowną śmiercią Alexa, a na wspomnienia zamordowanej Malwiny wstrząsnęły nim dreszcze. Odruchowo spojrzał na Annę i brzuch kobiety i niemal jęknął z lękiem gdy tylko wyobraził sobie, że to ona mogła być na miejscu jego ukochanej kuzynki. Co musiała czuć Anna, gdy dowiedziała się o wszystkim? jak mógł ją chronić i dlaczego wplątał ukochaną kobietę w sam środek tych chorych wydarzeń. Nie miał żalu do Grzegorza, raczej bardziej był zły na siebie, że tak głupio naiwnie uwierzył obcym osobą, zamiast zaufać swojej intuicji. Jak mógł zwątpić w brata? jak mógł ocenić go nim z nim porozmawiał? Zerkał to raz na Annę, która wyglądała na bardzo przejętą tym wszystkim, raz na spokojnego, za spokojnego jak na ostatnie wydarzenia brata. Miał wrażenie, że Grzegorz nie mówi mu całej prawdy, jakby był pogodzony ze swoim losem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zwątpił w to, czy ujrzy go żywego.
- Wróć - błagały jego oczy. Był w stanie wybaczyć mu wszystko, zapomnieć to co działo się między nimi przez ostanie lata, gdyby tylko miał gwarancję, że jego brat wróci, że nie widzi go po raz ostatni.
- Kochany wróć do nas! Proszę Cię wróć - zapłakała Anna. Pobiegła by rzucić się mu w ramiona. Grzegorz stał i tulił szwagierkę, próbując ją uspokoić, zapewnić, że wróci, że tak trzeba. Jednak nie odnalazł odpowiednich słów, a kolejne słowa jeszcze bardziej zaniepokoiły młodą kobietę, więc nie zostało mu nic innego jak mocniej tulić ją do siebie i milczeć. Nie, nie uważał tego jak pożegnania, raczej jak milczącą obietnicę wrócę, nie zostawię Was.
- Panie Grzegorzu - upomniała cicho kobieta rozumiejąc ich, ale i niecierpliwiąc się coraz bardziej. Tylko się nie denerwować, tylko się nie denerwować. Wiedziała jak wiele zależy od tej akcji, jak wiele pokładała w niej swojej nadziei. Już nie chodziło o same zamknięcie tej sprawy, nawet o wyrównane rachunki. Chodziło o bezpieczeństwo. Bezpieczeństwo ukochanych osób, dzieci, które beztrosko bawiły się pod czujnym okiem ojca, ukochanego mężczyzny, który ufał jej na tyle, że nie zadawał żadnych pytań, tylko wyjechał by ukryć się z dziećmi, tak jak o to poprosiła. Jezu nikt nie wiedział jak bardzo za nimi tęskniła, ile oddała by by zobaczyć ich znowu. Jednak nim nie zabiją, albo nie złapią tamtego nie może narażać rodziny. - Chodźmy - rzekła ponownie starając się ukryć z twarzy wyraz przerażenia. Wszystko całą nadzieje, swoje życie, swoje marzenia i być albo nie być w Policji pokładała w rękach faceta, którego jeszcze kilka dni temu chciała zniszczyć, naiwnie wierząc w każde słowo które mówił jej przyjaciel. Wciąż nie rozumiała ich zatargów, nie rozumiała tego co łączyło tych dwoje ludzi i dlaczego tak bardzo zależało jemu na dorwaniu Grzegorza. I nie chciała wiedzieć, nie chciała bo to nie była już jej sprawa.
- Anno - Starałem się by mój głos złagodniał. Chociaż drżałem na całym ciele o los mojego brata, musiałem to ukrywać. Jej bezpieczeństwo, jej strach był ważniejszy od mojego.
- On wróci prawda? Wróci? - patrzyła na mnie wyczekująco jakby oczekiwała zapewnień. Jakby liczyła na to, że moje zapewnienie przyniosą jej ulgę, a ja chciałem wierzyć, że właśnie tak będzie. - Nigdy nie wolno stracić nadziei. Wiesz? - przerwałem jakbym jeszcze zastanawiał się czy powiedzieć to co już od dawna nie dawało mi spokoju. - Ja nigdy nie straciłem nadziei, gdy siedziałem w tym domku, nie było dnia, godziny ani minuty bym nie wahał się, czy postąpiłem słusznie, bym nie myślał, nie tęsknił za Tobą kochanie - odezwałem się cicho. Podszedłem bliżej kobiety i stanąłem na przeciwko niej.- Nie rozmawialiśmy o nas. Nie wiem czy mam jakieś szanse? wybaczysz mi? - zapytałem. Oczekiwałem odpowiedzi, ale nie ponaglałem jej. Byłem w stanie zaczekać tyle ile będzie to potrzebne, ale wiedziałem jedno, nie zrezygnuje z niej, tym bardziej teraz, gdy dobry los pozwolił nam się znów odnaleźć. Tym losem był mój brat, to on na nowo nas połączył, a ja obiecałem sobie, że już nigdy nie pozwolę jej odejść.
- Ja też nigdy nie straciłam nadziei. Zawsze czułam jakbyś był obok mnie. Nawet gdy mój świat runął dwukrotnie, pierwszy raz, gdy przeczytałam ten list wtedy w mieszkaniu Malwiny, a drugi, gdy Alex powiedział o twojej śmierci nie straciłam nadziei Sebastianie. Wierzyłam, chciałam wierzyć - zatrzymała się. - Dla mnie nic się nie zmieniło. Jesteś tu, ja nosze twoje dziecko, kocham Ciebie i nie chce znów pozwolić Ci odejść - odezwała się cicho. Dopiero teraz dostrzegłem jej łzy. Przytuliłem ją mocno. Ukryłem w swoich ramionach obiecując sobie, że nigdy już jej nie zawiodę, nie zranię. Chciałem ją chronić przed złem tego świata, chciałem chronić przed cierpieniem.
- Kocham Cię - szepnąłem cicho
- Ja ciebie też kocham Sebastianie. My Ciebie kochamy - szepnęła głaszcząc się po brzuchu a ja odruchowo położyłem rękę na jej broni w miejscu, gdzie rósł owoc naszej miłości. - Boże Alex, Malwina na jakim świecie będzie wychowywać się to dziecko? Jak mogło do tego dojść? Seba nie urodziłam, a straciliśmy dwójkę naszych bliskich, a być może trójkę. A jeśli on nie wróci? zostaniemy tylko My? a skąd wiesz, że jesteśmy bezpieczni? - jej oczy zdradzały przerażenie, płakała, a ja tak bardzo chciałem powstrzymać jej łzy.
- Obronie Was. Jesteście ze mną bezpieczni - obiecałem jeszcze mocniej wtulając ją w swoje ramiona. - Obronię - przyrzekłem nawet, gdybym miał poświęcić swoje życie....
Chociaż tak bardzo chciałam wierzyć w cichą obietnicę i zapewnienia Sebastiana, nie potrafiłam uspokoić przerażenia w sercu. To nie tak, że przy Sebastianie nie czułam się bezpieczna. Kochałam go i wiedziałam, że cokolwiek się nie stanie on nas obroni, że dla niego nasze bezpieczeństwo zawsze będzie najważniejsze. Jednak nie chciałam by nasze dziecko miało tylko nas, nie chciałam odbierać mu rodziny. No i może to dziwnie zabrzmi, ale przy Grzegorzu czułam się pewniejsza. Nie mogłam dopuścić by Sebastian się dla nas narażał, nie chciałam stracić i jego. Tak wiele wydarzyło się w przeciągu kilku tych dni, że wciąż czułam się skołowana. Straciłam prawie wszystkich, których kochałam i miałam ostatnio pod ręką, ale za to zyskałam kogoś, kogo nigdy nie byłabym wstanie zapomnieć. Nie chciałam przekreślać tego co było między nami, boi wciąż kochałam go tak jak na początku, rozumiałam też jego poprzednią decyzję i to, że nas opuścił. Zresztą obchodziło mnie tylko to, że był teraz przy mnie, że wrócił, że wciąż nas kocha i chce dzielić z nami życie. Byłam przerażona tym wszystkim, nie wiedziałam dokładnie czym, ale moje serce drżało ze strachu o kolejny dzień. Gdybym wtedy, gdybym wtedy nie pozwoliła mu wyjechać, czy coś zmieniło by się między nami? czy nie stało by się to co działo się potem? nie, przecież już wtedy nas los był przesądzony, już wtedy byliśmy wplątani w sam środek nie swojej wojny. Wojny w zasadzie o co? co takiego działo się między Grzegorzem a tym facetem, że postanowił zniszczyć mojego szwagra? że nienawidził go do tego stopnia, że umarła Malwina a Alex.... nie, Alex padł ofiarą kierowcy, który zasnął za kierownicą, ale czy aby na pewno? gdybyśmy nie uciekali, gdyby nie jechali wtedy tamtą ulicą, nie zderzyliby się z tamtym samochodem, a Alex stałby teraz z nami i doprowadzał mnie do szały. Tak, Alex tak samo padł ofiarą tamtej wojny, niewinną, być może nawet przypadkową, ale ofiarą. Czy Grzegorzowi uda się to wszystko zakończyć? czy nie poniesiemy kolejnej straty? czy zostaniemy z tym wszystkim sami, z pytaniami bez odpowiedzi, z bólem w sercu i uczuciem, że to nie tak miało wszystko wyglądać?
- Jest coś, o czym muszę Ci powiedzieć Anno - Sebastian patrzył na mnie zapłakanym wzrokiem, a jego twarz była blada jak ściana. Przeraziłam się, ale nie chciałam mu przerywać, to co chciał powiedzieć mi Sebastian zżerało go od środka w przeciągu ostatnich dwóch godzin. - To nie Sebastian był winny śmierci rodziców, to Alex - wypowiedział niemal półszeptem. Spojrzałam na niego w milczeniu zachęcając do dalszego mówienia, bo niewiele z tego rozumiałam. - Przez tyle lat nienawidziłem go za to wszystko. Nienawidziłem Grzegorza obwiniając za tamten wypadek, za to, że nas zostawił, że nie pomógł mi, gdy własnie wtedy najbardziej potrzebowałem pomocy. Alex się buntował. Wiesz zganiałam to na śmierć rodziców, myślałem, że właśnie tak radzi sobie z tą tragedią, a on walczył z poczuciem winy. Sądzę, sądzę, że Grzegorz od początku znał prawdę, ale bronił go. Nawaliłem - wybuchł. Szloch słychać było w całym pomieszczeniu. Chciałam coś powiedzieć, pocieszać go, ale nie mogłam odnaleźć słów, którymi starłbym poczucie winy z duszy Sebastiana. Dlatego milczałam. W milczeniu stałam i tuliłam się w jego plecy, a on szlochał jeszcze przez długi czas. Tak bardzo poraniona była dusza trzech braci, które przeszli w dzieciństwie niemal piekło. Chciałam im ulżyć, ale Alex nie czuł już ani poczucia winy, ani bólu, bo nie było go tu z nami na ziemi. Grzegorz natomiast był tam gdzieś daleko i po raz kolejny robił wszystko, by ochronić tych których kocha. Chronił mnie i swojego brata, który przez tyle lat tak bardzo nim gardził, tak bardzo nienawidził wierząc, że jest winny wypadkowi, Boże jakie to wszystko było skomplikowane i niesprawiedliwe. Tylko to dziecko, miało szanse naprawić relacje rodzinne. Wierzyłam, że jego przyjście na świat odmieni los tej rodziny, odmieni nasz los.
Szedłem w milczeniu krok za dwoma funkcjonariuszami. Miałem na sobie założoną kamizelkę kuloodporną, która niemiłosiernie mi ciążyła. Miałem pretensje do siebie za wszystko co się działo. Chciałem, po prostu chciałem umrzeć, jeśli taka miała być cena za wolność mojej rodziny. Nie mogłem znosić widoku Sebastiana i Anny. Chociaż cieszyłem się,że są ze sobą szczęśliwi, moje serce rozpadało się z zazdrości i bólu, gdy z czułością na siebie patrzyli. Wciąż byłem zakochany w tamtej kobiecie, mimo iż okazała się moją bratową, czułem do niej to samo, co w momencie gdy ujrzałem ją na tej fotografii. Czy musiało dojść do tego wszystkiego? czy musiało paść tyle ofiar? śmierć mojego przyjaciela, którego własnoręcznie zabiłem, Alex mój ukochany młodszy braciszek, moje słoneczko i Malwina, która była taka dobra i szlachetna.
- Jesteś gotowy? - odezwał się cicho mężczyzna, nie spuszczając ze mnie wzroku. Kiwnąłem głową. Nigdy nie było się gotowym by stanąć oko w oko z najgorszym wrogiem, ale własnie teraz, właśnie dziś musiałem zakończyć tą wojnę.
- No to zaczynamy - padły ostre słowa i z hukiem weszliśmy do środka. (...)
Wszystko działo się tak szybko,że nie zdążyłem zareagować. Kopniakami otwierali jedne drzwi za drugimi łapiąc całą szajkę bandy. Kobieta, która dowodziła całą akcją wraz ze swoim partnerem wciąż krok za krokiem jak cień chodzili za mną, a mnie zaczęło to już lekko denerwować. Chciałem złapać go pierwszy spojrzeć mu w oczy i zapytać go dlaczego, ale nie wiedziałem,czy będzie miał okazje.
- Ostatnie drzwi, wchodzimy na raz, dwa, trzy - rzucił mężczyzna i nim powiedział trzy usłyszeliśmy huk wystrzału. Kopem wyważyliśmy drzwi i wbiegliśmy do środka. Mężczyzna leżał w kałuży krwi na samym środku pomieszczenia, ale żył. Wciąż biło jego serce.
- Kurwa! - rzucił wściekły policjant i natychmiast wezwał pogotowie. Jednak nie mieliśmy szans, by zdążyć na czas. Facet, którego szukała cała policja umierał z minuty na minutę. Doczekał tylko chwili by spotkać się z mężczyzną, którego nienawidził tak bardzo, ale bardziej niż nienawiści potrzebował teraz jego wybaczenia.
- Dlaczego? - padło jedno z najważniejszych pytań które nurtowało mnie od zawsze.
- Bo kochała Was a mnie nie - padła szybka odpowiedź. Chciałem jeszcze o coś zapytać, chciałem dowiedzieć się prawdy, ale nie zdążyłem, bo oczy mężczyzny zgasły. To nie prawdą było to, co wierzyli wszyscy. Nie chodziło o jakieś porachunki gangsterskie, czy mafijne. Prawda była bardziej przerażająca niż mogło się wydawać. Nie potrafiłem wybaczyć bratu tego,że zabił ich rodziców, że tak bardzo znienawidził ich swoich braci,że zemsta odebrała mu rozum. Nie chodziło o nagrania, które miały zniszczyć mu policyjną karierę. Znienawidził brata za to,że matka kochała ich,a jego samego porzuciła jakby nigdy jej na nim nie zależało. Więzy krwi doprowadziły do tragedii, w których było zbyt wiele ofiar. Więzy krwi i niedopowiedzenia sprawiły,że los wielu osób został przesądzony już wieki temu, gdy jeszcze jako małe dzieci beztrosko przyszły na świat. Los jakże skrzywdził te osoby, a raczej nie los a matka, która wcale nie porzuciła go z braku miłości. Nigdy tak naprawdę nie dowiedzą się co stało się tamtego dnia, nigdy nie powiem też bratu,że ich przyrodni brat przyczynił się do tego wszystkiego.
- Jesteś bezpieczna - usłyszałem głos funkcjonariusza skierowanego w stronę swojej partnerki. Znałem prawdę, ale nie miałem zamiaru ujawniać informacji, które znalazłem w tamtym domku. Niech przeszłość zostanie raz na zawsze zamknięta i wróci do przeszłości. Póki nie zamknę drzwi nie otworzę nowych i nie zaznam spokoju i szczęścia.
- Bezpieczna - uśmiechnąłem się do kobiety postanawiając spalić dowody obciążające policjantkę i raz na zawsze pożegnać się z przeszłością. Nic nie zmieniło by to,że zniszczyłbym komuś karierę,a może nawet życie. Nie przewróciło by to życia Alexowi.
- Już po wszystkim powiedziałem sam do siebie i po raz pierwszy od niepamiętnych czasów poczułem prawdziwą ulgę. - Po wszystkim - roześmiałem się sam do siebie i wyszedłem z kamienicy, by zapalić papierosa i raz na zawsze zapomnieć o przeszłości. CDN
Dodaj komentarz