Nigdy o Tobie nie zapomnę. Cz. 17 - Ostatnia

Nigdy o Tobie nie zapomnę. Cz. 17 - OstatniaStałam przed wielkim lustrem i patrzyłam na kobietę w bieli. Moje oczy promieniały własnym blaskiem, a dzisiejszy dzień z pewnością zaliczę do tych najważniejszych. Moje życie powoli wracało do normalności, a rutyna była jakby zbawieniem. Miałam tyle obowiązków, że tak naprawdę nie miałam czasu na rozmyślenia ani wspomnienia. Dziś dwa miesiące po wyjściu ze szpitala i pięć po dramatycznych wydarzeniach byłam w tym miejscu i stałam w białej sukni ślubnej.  
- Wyglądasz zjawiskowo - usłyszałam zachrypnięty męski głos i uśmiechnęłam się do Grzegorza. W ciągu ostatnich kilku miesięcy ten mężczyzna tak wiele dla nas zrobił, tak wiele nam pomógł.
- Każda kobieta w sukni ślubnej tak wygląda - zaśmiałam się. Ostatnim czasie szwagier zaczął mnie onieśmielać, a ja kompletnie tego nie rozumiałam. Bywał u nas regularnie, kompletnie oczarowany moim dzieckiem. Cieszyłam się, że Alex ma rodzinę, kogoś na kim zawsze będzie mógł polegać, a nie mogłam wybrać dla niego lepszego chrzestnego. Sebastiana nie widziałam od rana, ale rozumiałam to. Był przesądny i starał się by za wszelką cenę nie zobaczyć mnie w białej sukni. Nie wierzyłam w te bzdury. Po tym co przeszliśmy, ile wycierpieliśmy starałam się nie wierzyć w takie zabobony. - Dziękuję za wszystko co dla nas zrobiłeś - rzekłam cicho. Pocałowałam go w policzek czując, że on czuje do mnie coś więcej. Już od dawna podejrzewaliśmy z Sebastianem, że jego brat czuje do mnie mięte, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Chyba tak naprawdę staraliśmy się każdemu oszczędzić tej trudnej i niezręcznej rozmowy.
- Jesteście dla mnie najważniejsi - usłyszałam. Po chwili Grzegorz wyszedł, a ja spojrzałam na Magdę, która lekka i szczęśliwa jak skowronek szła w moją stronę.  
- Wszystko załatwione! Umowy podpisane, pieniądze na koncie są. Radzimy sobie bez Ciebie laska - zaśmiała się. Nie odpowiedziałam bo nigdy nie wątpiłam w to, że sobie nie poradzą. Ufałam im bezgranicznie, wierzyłam w nie. - Jak my sobie bez Ciebie poradzimy? Jak poprowadzimy tą fundację, skoro nie będzie miał nami kto dowodzić? - zapytała przejęta. Milczałam. Wiedziałam, że nie podoba jej się ten pomysł, ale nie miałam zamiaru zmieniać decyzji. Sebastian miał rację, musieliśmy zmienić otoczenie, wyjechać by raz na zawsze zapomnieć.  
- Magdo Ameryka to nie koniec świata. Zresztą codziennie będę z Wami rozmawiać przez internet. To jest szansa. Tamta fundacja ma wielki potencjał, możliwości. A połączenie sił przyniesie naprawdę tak wiele dobrego - wyznałam. Długo wahałam się, czy przyjąć propozycję, ale to Sebastian mnie przekonał byśmy wyjechali. Ja, on i nasze dziecko z Grzegorzem mieliśmy wyjechać do Ameryki by tam zacząć wszystko od nowa. W zasadzie już prawie wszystko spakowaliśmy. Zostaliśmy tu by wziąć ślub, skromną ceremonie ślubną dla najważniejszych i najbliższych osób, a za dwa dni mieliśmy wyjazd.
- Rozumiem Was, ale nie popieram. nie wyobrażam sobie tej fundacji bez Ciebie no i zabierasz mi chrześniaczkę - powiedziała rozżalona.  
- Będziemy wysyłać Ci bilet byś do nas przylatywała - zaśmiałam się. Podeszłam do niej i mocno ją objęłam. Była dla mnie równie ważna jak Malwina, której tak strasznie mi brakowało.
- Już czas - wyszeptała cicho

Stałem obok Grzegorza, który posyłał mi delikatny uśmiech a stres zżerał mnie od środka. Dopiero gdy zobaczyłem jak powoli kroczy w moją stronę, jak zbliża się do mnie, jak uśmiecha się szczęśliwa, stres mijał. Po chwili chwyciłem jej dłoń, czując jak pali mnie od środka pod wpływem jej dotyku i skierowaliśmy się w stronę księdza. Jeszcze jedno spojrzenie sobie w oczy, jeszcze jeden delikatny uśmiech i byłem najszczęśliwszym facetem na ziemi.
- Kochani - ksiądz zaczął przemawiać, ale jeśli mam być szczery nie miałem pojęcia o czym on mówi, bo w tym momencie liczył się dla mnie tylko uśmiech Anny. Ten sam uśmiech, który potrafi oczarować wszystko i wszystkich ten uśmiech który sprawił, ze zakochałem się w niej tracąc dla niej głowę.  
- Ja Anna biorę sobie Ciebie Sebastianie- jej słowa wypowiedziane z taką swobodą i nadzieją w głosie były tak poruszające, że przez chwilę zaschło mi w gardle. Pragnąłem przytulić ją, pocałować i schować się z nią przed całym światem. Jak mogłem porzucić tą kobietę? Skąd w sobie znalazłem wtedy tą siłę, by wyjść w nocy i zostawić ją samą? Jak mogłem być takim głupkiem by wierzyć tym ludziom?  
- Ja Sebastian biorę Ciebie za żonę i ślubuję Ci - słowa płynęły prosto z mojego serca. Po chwili złota obrączka z wyrytą datą naszego ślubu lśniła na naszych palcach, a ja wreszcie mogłem pocałować pannę młodą. Gdy podszedłem do niej serce biło mi jak szalone, gdy delikatnie położyłem rękę na jej policzku, a po chwili namiętnie pocałowałem czułem jak serce na moment staje. W takiej chwili niczego nie było, nic nie liczyło się dla mnie prócz tego momentu. - Moja ukochana - szepnąłem czułym głosem by po chwili na nowo skraść jej pocałunek. Gdybyśmy nie byli w kościele mógłbym tak całować ją cały czas, poczułem jak serce wali nam jak szalone, jak nasze oddechy przyspieszają, jak moje ciało zdradza mnie mówiąc, że chce znacznie więcej i napotkałem roześmiane spojrzenie księdza. Oprzytomniałem. Musiałem poczekać jeszcze kilka godzin, musiałem zaliczyć jeszcze wesele by w nocy rozkoszować się każdą minutą u boku ukochanej kobiety. Wyszliśmy z kościoła obsypani ryżem i czymś tam jeszcze. Wraz z Magdą i Sebastianem ruszyliśmy w stronę limuzyny, która czekała na nas przed kościołem. Pojechaliśmy do sali, gdzie czekało na nas przyjęcie weselne. Szedłem obok Anny, trzymając Alexa na rękach. Gdy miałem te dwie istoty w pobliżu zasięgu, nic się dla mnie więcej nie liczyło. - Kocham Was - wyszeptałem cicho przyciągając ukochaną żonę. (...)  Po gratulacjach i życzeniach od gości przyszedł czas na pierwszy taniec. Grzegorz wziął Alexa od Anny, a ja starałem się udawać, że nie widzę tego zakochanego, nieobecnego spojrzenia mojego brata. Chwyciłem Annę za rękę i poprowadziłem na środek sali. Objąłem ją w pasie, przytuliłem i zaczęliśmy nasz taniec. Pierwszy z wielu jako mąż i żona. Gdy trzymałem ją w ramionach, gdy czułem zapach jej perfum, gdy czułem dotyk jej dłoni miałem wrażenie, że oszaleje ze szczęścia. Nic się dla mnie więcej nie liczyło, nie chciałem by się liczyło. Miałem ukochane osoby przy sobie, miałem więcej szczęścia niż mógłbym sobie to wyobrazić.  
- Kocham Cię Anno. I zawsze będę przy Tobie - wyznałem cicho zamykając oczy i pozwalając by muzyka sama nas prowadziła.  
- I ja Cię kocham mój mężu - roześmiała się tak swobodnie, że i ja musiałem się uśmiechnąć. - Wciąż nie mogę uwierzyć w nasze szczęście - rzekła patrząc czułym wzrokiem na Alexa, który gaworzył coś do swojego wuja. Nadmiar zdarzeń sprawił, ze byłem pijany nadmiarem naszego szczęścia, a przecież przed nami wciąż była ta jedna, wyjątkowa noc. Ta noc, gdy Anna będzie w moich ramionach, a ja pocałuje ją i między pocałunkami wyznam jak bardzo ją kocham i jak bardzo jestem dumny, że to własnie ona została moją żoną a później zrobię wszystko by zapomniała o całej przeszłości, zatracając się w nią w trakcie spełnienia. Gdy po wszystkim zaśniemy wtuleni, przytuleni do siebie jako małżeństwo, będę od dziś do reszty swojego życia czuwać nad jej spokojnym snem.


Staliśmy na środku lotniska nadsłuchując informacji. Magda stała zapłakana, a ja po raz kolejny próbowałam przetłumaczyć jej,że nie żegnamy się przecież na zawsze.  
- Wrócę - obiecałam przytulając przyjaciółkę nie spuszczając wzroku z mojego męża. Grzegorz stał kilka metrów od nas oczywiście trzymając swojego chrześniaka na rękach, a Sebastian stał tuż obok mnie. Mimowolnie ziewnęłam kompletnie nie wyspana po ostatnich dwóch upojnych nocach w ramionach ukochanego, ale byłam szczęśliwa jak nigdy. - Zadzwonię jak dolecimy. Magdo musimy już iść - wyznałam cicho próbując delikatnie oswobodzić się z jej ramion. - Zadzwonię - obiecałam po raz kolejny i po chwili odsunęłam się od niej. Delikatnie starłam pojedyncze krople łez i chwyciłam dłoń męża. Magda jeszcze stała i zapłakana machała nam na pożegnanie, a ja szłam w stronę odpraw drżącymi nogami.
- Nie lubię pożegnań - wyznałam Sebastianowi, przypominając sobie jego zniknięcie i mój rozpacz, gdy dosiedziałam się  
- Nie żegnacie się - upomniał mnie Sebastian i uśmiechnął się. - Potraktuj to jako dłuższe wakacje - zażartował. Zabrał od Grzegorza naszego synka i przepuszczając mnie przodem ruszyliśmy w stronę samolotu, który czekał już na swoich pasażerów. Jeszcze spojrzałam w tył, jeszcze zawahałam się, ale gdy zobaczyłam uśmiechnięte oczy mojego męża, poczułam ulgę. Gdy miałam go przy sobie nic mi nie zagrażało.  
- No to zaczynamy nowe życie - uśmiechnęłam się do Sebastiana przypinając siebie i dziecko.  
- Nowe życie - wyznał Grzegorz puszczając oczko do Sebastiana a potem do mnie.
- Nowe i szczęśliwe - wyznał Seba patrząc z czułością i miłością to na mnie, to na naszego syna, który spokojnie zasypiał. Miałam nadzieje,że Ameryka przyniesie nam więcej szczęścia niż zaznaliśmy tutaj. Chociaż starałam się myśleć o samych dobrych wydarzeniach, wciąż nie potrafiłam zapomnieć o tym co nas spotkało. - Kocham Cię - rzekł Sebastian trzymając moją dłoń. Spojrzałam w jego oczy przepełnione szczęściem i miłością. Tak zaczynaliśmy nowe, lepsze życie. Byłam tego pewna. Położyłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy, zdając sobie sprawę,że od teraz nasz los był tylko w naszych rękach i tylko my mogliśmy decydować o podjętych decyzjach. - Koniec -

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1897 słów i 10113 znaków, zaktualizowała 8 sty 2018.

Dodaj komentarz