Moje Kochanie #12

Środa. Środek tygodnia. Pozostało mi jeszcze 5 dni, a właściwie to 4. Dalej jestem w kompletnym chaosie i rozsypce. Dalej nie mam ani złotówki uzbieranej dla Marka. Dalej nie mam pojęcia jak uzbierać tą sumę w tak krótkim czasie.
     Otworzyłam oczy. Wciąż miałam na nich mgiełkę snu. Myśli jednak coraz bardziej do mnie docierały, przebijając się przez zamglony i wciąż pogrążony w śnie umysł. Zobaczyłam smugi porannego światła na ścianie. Słońce leniwie wspinało się i wychylało zza drzew. Kończy się październik. Wraz z nim kończą się słoneczne poranki, długie i ciepłe dni oraz przepiękny śpiew ptaków.
     Omiotłam spojrzeniem pokój. Panował tu bałagan i nieład. W sumie ostatnio mało tu przebywam, a jeśli już, to nie zawracam sobie głowy sprzątaniem. Dlaczego? Bo nigdy też nie panował tu taki harmider. Mój pokój był moim światem, a zatem panował tu porządek i ład. Nauczyłam się odkładać rzeczy na swoje miejsce, a jeśli coś było nie na swoim- od razu reagowałam. Po prostu lubiłam poukładane życie. Nie lubiłam zmian.  
     Teraz, kiedy patrzę na ten bałagan mam mieszane uczucia. Z jednej strony czuję, że muszę trochę tu posprzątać, chcę zrobić wszystko tak, aby wyglądało tu porządnie, tak jak wcześniej. Z drugiej zaś strony wiem dlaczego tak to wygląda i cieszą się, że w końcu wychodzę ze swojego pokoju. Spotykam się z przyjaciółmi, wczoraj spędziłam czas z Pawłem... Od czasu, kiedy wróciłam ze szpitala i tego wszystkiego co się ostatnio stało, nie czułam się tak dobrze jak teraz. Nie jest świetnie, ale sądzę, że idę w dobrym kierunku.  
     Wstałam z łóżka i poszłam się odświeżyć do łazienki. Następnie przygotowałam sobie kanapki i przekąski do szkoły. Niestety, nie będę mogła zjeść obiadu w domu. Nie będę miała tyle czasu. Nie wiem nawet czy zdążę zostawić plecak, bo zoo wcale nie jest blisko. Nie chciałabym się spóźnić pierwszego dnia. Byłoby to co najmniej głupie.
     Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam do szkoły. Tam złapała mnie Paulina.  
     -No hej! Podobno się spotykasz z Pawłem! Czemu mi nic nie powiedziałeś! -wydęła usta, złożyła ręce na piersi i udawała obrażoną.
     -Nie powiedziałam, bo wcale się z nim nie spotykam.
     -Mhm. Już mnie nie okłamiesz! Musiałam się wszystkiego dowiedzieć od Kacpra!
     -Ale ja na prawdę się z nim...
     -Hej Piękna, hej Paula. -podszedł do nas Paweł.
     -Widziałam! I co teraz? Wpadłaś Mała! -wystawiła mi język.
     -Nooo... to nie prawda! -przyłożyłam dłoń do czoła.
     -Ale co? -uśmiechał się i patrzył raz po raz na mnie i Paulinę.
     -Spotykacie się ze sobą, prawda? -Paula miała wypisane zwycięstwo na twarzy.
     -Oczywiście, że tak. -uśmiechnął się w ten swój sposób i popatrzył w moje oczy.
     -Ohhh... Nie pieprz głupot! -wskazałam na niego palcem ze złością. -Zdarzyło się raz ale to nie znaczy, że...
     -Ale podobało Cię się. Dlaczego więc nie możemy zacząć się potykać? -mówiąc to stał naprzeciwko mnie. Był tak blisko, że wydawać by się mogło, że czuję bijące od niego ciepło.  
     -Ale to nie znaczy, że się spotykamy. Być może będzie to miało miejsce w przyszłości, ale nie w chwili obecnej.
     -Mam taką nadzieję. -Paweł zatopił się w moich oczach, a ja nie mogłam oprzeć się pokusie i zrobić to samo. Pomogła mi jednak Paulina, która pewnie sobie nie zdawała z tego sprawy.
     -Ale super! Będziemy chodzić na podwójne randki! -zaklaskała w dłonie.
     -Nie. Nie bądź dziecinna. -zażenowała mnie jej wypowiedź. -A teraz was zostawiam. Proszę nie knuć niczego za moimi plecami. -dwoma palcami wskazałam na swoje oczy, a następnie to samo zrobiłam wskazując na Paulinę, dając jej do zrozumienia, że mam ją na oku. Obydwoje na to zaczęli się śmiać. Ruszyłam do klasy.  
     Siedziałam na parapecie zapatrzona w okno ze słuchawkami na uszach. Jak zwykle, na ostatnim piętrze nie ma praktycznie nikogo, tylko pojedyncze osoby przemykają jak cienie, prawie niewidzialne. Myślałam nad tym, co teraz się dzieje z moim braciszkiem. Co teraz robi? Czy wszystko jest z nim okay? Jak może być z nim okay, skoro go nie ma… A może sam chciał od nas odejść? Może specjalnie nawet nic nie powiedział, aby całą przeszłość zostawić za sobą? A może on nie żyje? Na tę myśl po policzku spłynęła mi łza. Rękawem musiałam stłumić cichy szloch. Nie chciałam się rozklejać. Skuliłam się więc jeszcze bardziej, otarłam łzy. Niestety, za raz i tak na policzkach pokazały się kolejne. Na moje nieszczęście poczułam kogoś obecność. Miałam tylko nadzieję, że ta osoba nie widzi mojej twarzy, która jest odwrócona do okna, dodatkowo lekko przysłonięta włosami.
     -Hej, Iza? -pomimo, że miałam słuchawki, w których leciała głośna muzyka, i tak usłyszałam jego słowa. Słowa Pawła, który teraz starał się zwrócić na siebie uwagę, a ja uparcie patrzyłam w dal udając, że go nie słyszę. To jednak na nic, bo chłopak chwycił mnie za udo i odkręcił mnie twarzą do niego. Teraz na pewno zobaczył moją twarz. Niestety, ja również widziałam jego oczy, które z niepokojem i smutkiem wpatrywały się we mnie, szukając jakichkolwiek wskazówek, co się stało. Jego obecność jeszcze bardziej mnie dołuje, przez co do oczu napływają łzy i uniemożliwiają przejrzystą widoczność. Na moich udach dłonie formuję w pięści. Głowa jest skierowana w dół, przez co włosy lekko zakrywają ten żałosny widok malujący się na buzi. Nawet ból spowodowany wbitymi paznokciami w skórę choć trochę mnie nie uspokaja.
     -Hej… Mała… -urwał tylko na tym. Chyba stwierdził, że głupie będzie pocieszanie. Kompletnie mi to nie pomaga, a wręcz przeciwnie. Wtedy jeszcze bardziej wyję. Paweł położył dłonie na moich biodrach, przyjemnie masując mnie kciukami. Poczułam się słaba i po prostu oparłam głowę o pierś Pawła. Dłonie zacisnęłam na bluzie chłopaka i pozwoliłam sobie na upust emocji. On natomiast przycisnął mnie do siebie lekko kołysząc w swoich ramionach jak matka swoje maluteńkie dzieciątko. Poczułam się bezpiecznie. Zarzuciłam dłonie na jego szyję i mocno do niego przylgnęłam.  
     Jeszcze przez długą chwilę nie mogłam dojść do siebie. Paweł natomiast cały czas mnie tulił, gładził dłonią i po prostu był. W końcu odważyłam się odezwać, ale za pierwszym razem z moich ust wydobył się tylko i wyłącznie zachrypnięty, łamiący się dźwięk.  
     -Przepraszam. -w końcu powiedziałam z drżącymi ustami. Paweł na to wzdychnął.
     -Nie masz za co. Powiedz mi tylko, co się stało. -odsunął mnie tak, aby mógł spojrzeć na moją twarz. Wyczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi, a ja wiedziałam, że taka nie padnie. Nie wiedziałam tylko jak mu to powiedzieć, aby go nie urazić. Opuściłam głowę i zaczęłam dobierać słowa w myślach.
     -Ja… to dla mnie bardzo ciężkie… Nie wiem, czy potrafię o tym rozmawiać. -po chwili pomyślałam, że to co powiedziałam, wcale jasno i konsekwentnie nie wyraża tego, że nie chcę o tym mówić. Nie chciałam jednak urazić Pawła, ani nie dać mu do zrozumienia, że mu na tyle nie ufam, aby powiedzieć o moich zmartwieniach. -Jeśli pozwolisz, nie chcę o tym mówić. Przynajmniej nie teraz. Dobrze? -popatrzyłam w jego błękitne oczy. Na szczęście nie zobaczyłam tam niczego złego. Chłopakowi malowało się zrozumienie i współczucie na twarzy.
     -Jasne. Pamiętaj tylko, że jeśli będziesz mnie potrzebowała, będziesz chciała się wygadać, ucieszę się, jeśli do mnie przyjdziesz.
     -Jasne. -uśmiechnęłam się przez resztki łez w oczach i ponownie do niego przyległam. Jestem na prawdę mu wdzięczna, że jest teraz przy mnie. Jego ramiona są takie kojące, a ciepło jego ciała otula mnie i sprawia, że czuję się bezpiecznie.
     Jest już dobre 15 minut po dzwonku, a on dalej mnie tuli i dodaje otuchy. Nie odchodzi. Nie wiem, czy myślał w ogóle, aby iść na zajęcia.  
     -Dobra, leć na zajęcia. Za długo Cię przetrzymałam. -lekko się zaśmiałam.
     -Jakoś mi się nie śpieszy. A Ty co masz teraz?
     -Sama nie wiem. Chociaż… -przystawiłam palec do ust w geście zamyślenia. -Mam chyba fizykę. Nie ważne, bo idę za raz do domu. -machnęłam ręką.
     -Mmm… w takim razie Cię zawiozę.
     -O co to to nie. Nie dość, że przeze mnie jesteś spóźniony, to jeszcze chcesz w ogóle sobie olać tą lekcję.
     -Ale bez sensu teraz na nią wracać. Idiotyzm. Po prostu nie marudź i chodź. -odsunął się ode mnie i wyciągnął rękę. Uśmiechnęłam się do niego, zeszłam z parapetu i chwyciłam jego dłoń.
     Poszliśmy do szatni, gdzie Paweł założył mi kurtkę i wziął mój plecak. Tak. Założył mi kurtkę. Wiem, że to idiotyczne, ale on jest taki kochany.
     Jechaliśmy wolno przez miasto. Nawet za wolno. Nie spieszyliśmy się. Woleliśmy napawać się chwilą, w której jesteśmy jeszcze blisko siebie. Korzystaliśmy z okazji i nawiązywaliśmy ostatnie rozmowy, ostatnie czułe spojrzenia, czasami ukradkiem, a czasami odważnie. Nie protestowałam, kiedy dłoń Pawła lekko muskała moją, czy kiedy delikatnie kładł ją na moje udo. Cieszyłam się jego obecnością i bliskością. Cieszyłam się tym, że w końcu pozwoliłam sobie na odrobinę miłości od drugiej osoby.  
     Niestety nastał moment, w którym ta sielanka miała się skończyć. Samochód Pawła leniwie wtoczył się na podjazd mojego domu, a po chwili silnik zgasł. Chłopak się do mnie odwrócił kładąc dłoń na moim zagłówku. Patrzył w moje oczy, a jego wydawały się ciemniejsze. Głębia błękitu pochłonęła mnie bez reszty. W tym pięknym oceanie, wydawało by się, że bez dna, widziałam jakieś uczucia. Emocje co chwilę się zmieniały, przez co tafla brudnego błękitu nie był taka jednolita.  
     -Chciałbym… chciałbym Cię pocałować. -powiedział lekko zachrypłym głosem. -Ale nie wiem czy Ty tego chcesz. - zaschło mi w gardle. Na prawdę się mnie pyta, czy może mnie pocałować? Chyba nie do końca do mnie to dotarło. Siedziałam tak, zatapiałam się w jego przepięknych oczach i chciałam powiedzieć “TAK”. Jednak nie potrafiłam tego powiedzieć na głos. Czułam się tak, jakby ktoś odebrał mi głos i nie mogę na to nic poradzić. -Rozumiem. -odsunął się lekko i spuścił głowę. -Będę czekał na ten odpowiedni moment. -popatrzył się z uprzejmym, choć nie wiem czy prawdziwym uśmiechem.
     Patrzyłam się na niego jak idiotka nie wiedząc co zrobić. Nie potrafiłam z siebie wykrzesać słowa, ani uczynić żadnego gestu. Byłam jak z kamienia. Paweł w ciszy cierpliwie czekał na to co zrobię. W końcu jednak przysunął swoją twarz i cmoknął mnie czule w czoło. Jeszcze przez chwilę się nie odsuwał. Nie wiem czemu, nie wiem co mnie do tego popchało, ale objęłam Pawła dłońmi chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Chciałam dać mu choć cząstkę tego, co od niego otrzymuję.  
     Odsunęłam się i nie patrząc już ani razu na niego, wysiadłam z auta. Zimne powietrze otuliło mnie całą, przez co po ciele przeszedł mnie dreszcz. Nagle poczułam, że jest mi gorąco. Prawdopodobnie mam ogromne rumieńce na policzkach. Chłód pomaga mi się uspokoić, ale mimo to mam mętlik w głowie. Wszystkie myśli buzują, powodując skurcz w brzuchu. Tak jak w samochodzie miałam zaledwie kilka myśli, a czasami nawet żadnej, tak teraz nie mogę się od nich uwolnić. Tak jakby umysł był zaprogramowany do myślenia tylko i wyłącznie o nim. Nie mogę wymazać chwili, kiedy wpatrywałam się w jego prześliczne oczy, a on zadał mi to pytanie. Dlaczego nie mogłam na nie odpowiedzieć? Złapałam się za głowę bo natłok myśli przysparza mi ból. Nie oglądając się za siebie weszłam do domu. Oparłam się o drzwi i przymknęłam oczy. Wsłuchiwałam się w bicie mojego serca. Po chwili usłyszałam też dźwięk silnika samochodu. Z początku był głośny i ociężały, z czasem jednak stał się miarowy i cichych, aż w końcu nic nie słyszałam. Przełknęłam ciężko ślinę. Czułam, jakby ogromny gul ugrzązł mi w przełyku.  
     Stojąc naga przed lustrem spojrzałam w swoje odbicie. Skrzywiłam się na swój widok. Zawsze miałam smukłą sylwetkę, ale teraz jest tragicznie. Mogę policzyć mnóstwo kości, których u normalnego człowieka nie widać. Odrysowują mi się nawet mięśnie, ale tylko dlatego, że pod skórą nie ma niczego innego. Postanowiłam, że zadbam o siebie pod tym względem. Po tym całym zamieszaniu w moim życiu teraz są widoczne skutki. Pani psycholog, która zajmowała się mną jakiś czas, mówiła mi, że pewnie tak się stanie. Wtedy też bardzo naciskała na mnie, abym jadła zdrowo i pożywienie. Oczywiście nie słuchałam, a ta cała gadka tylko mnie bardziej wkurzała i sprawiała, że jeszcze mniej jadłam.  
     Woda kapie z moich dłoni, włosów i brody. Reszta biegnie strumykami po ciele odnajdują w końcu zimne, łazienkowe kafelki. Wytarłam się ręcznikiem po czym się nim owinęłam i poszłam do pokoju. Mam jeszcze ponad godzinkę do pracy, więc nie muszę się spieszyć. Postanowiłam zrobić sobie smaczne przekąski do pracy.
     Zapakowałam wszystko w pojemniczki, a herbatę przelałam do kubka trzymającego ciepło. Poszłam do łazienki i rozczesałam włosy. Są już na prawdę długie. Wciągnęłam na siebie wygodne jeansy i grubą, ciepłą bluzę. Myślę, że będzie wieczorem strasznie zimno. Nagle coś zaczęło bzyczeć i szamotać się w ręczniku zwiniętym na szafeczce przy umywalce. Telefon.
     -Tak, słucham?
     -Hej, za 10 minut jestem po Ciebie.
     -Yyyy…
     -No to do zobaczenia! -wtrącił energicznie i się rozłączył.
     Spojrzałam na wyświetlacz. Ze zdziwieniem uniosłam brew. Zapisałam sobie numer Pawła i wyszłam z łazienki. Bądź co bądź, przyjedzie po mnie za 10 minut. Do tego czasu muszę spakować wszystkie rzeczy. Zaczęłam biegać po domu jak opętana. Ostatecznie jednak wyrobiłam się przed czasem! Wyjrzałam przez okno w kuchni na podjazd i zobaczyłam tam auto Pawła. Założyłam buty i zarzuciłam szybko kurtkę po czym wyszłam z domu. Zamknęłam za sobą drzwi, bo oczywiście nikogo nie było.
     -No hej Piękna. -puścił mi oczko i obszedł samochód, aby otworzyć mi drzwi.  
     -Yhmmm… Piękna? -skrzywiłam się.  
     -Dokładnie tak. -gestem dłoni zaprosił mnie do samochodu. Posłusznie posłuchałam i usiadłam na skórzane siedzenie. Sam po chwili również znalazł się w środku.
     -Gotowa na pierwszy dzień? -uśmiechnął się ukazując zęby.  
     -Chyba tak. -również się wyszczerzyłam.
     Paweł odpalił silnik i ruszyliśmy do zoo. Z każdą minutą rosła we mnie ekscytacja, ale i strach. W końcu to mój pierwszy dzień w pierwszej pracy. Mam nadzieję tylko, że się nie zrażę.  
     Za oknem widziałam coraz to mniejsze budowle, które rozstawione były coraz rzadziej, w większych odstępach. Na horyzoncie przebijała się zieleń. Ogromne lasy, które teraz jeszcze wydawały się malutkimi obszarami zalesionymi, zwiastowały, że wjeżdżamy na obrzeża miasta, a tym samym jesteśmy blisko celu. Chłopak skręcił w węższą drogę wylaną nie asfaltem, a wyłożoną wielkimi, betonowymi blokami. Aktualnie znajdujemy się w jakiejś dzielnicy przemysłowej. Pełno tutaj zakładów i fabryk. Nie było tutaj tłumów- wręcz przeciwnie. W okolicy szwendało się może z pięć osób. Pewnie są to pracownicy owych firm.  
     Dziwne. Za pierwszym razem nie jechaliśmy tą drogą. Szczerze to nawet nie za bardzo się tutaj odnajduję. Nigdy nie przebywałam tutaj na dłużej, jedynie przejazdem, co i tak zdarzyło się może z dziesięć razy. Spojrzałam na Pawła. Jechał jak gdyby nigdy nic, oparty jedną ręką o wybrzuszenie na drzwiach i jeździł dwoma palcami po swoich ustać. Druga dłoń sprawnie operowała kierownicą. W oczach miał skupienie, ale po chwili jego brwi uniosły się lekko do góry, a wzrok padł na mnie. Pochwycił moje spojrzenie, które próbowało wyszukać jakichkolwiek sygnałów na to, że coś jest nie tak.
     -Co. -spytał głosem, który tak na prawdę nie oznaczał nic. Przykuło to moją uwagę, a nawet zaczęłam myśleć, że były to słowa od niechcenia, jakby miał jakiś ze mną problem.  
     -Dlaczego jedziemy inną drogą? -odważnie spytałam. Ten na to znacznie uniósł jedną z brwi.
     -Chyba nie myślisz, że chcę Cię wywieźć gdzieś do lasu. -spojrzał przed siebie i parsknął śmiechem.  
     -Nie, nieee… Skądże. Po prostu się pytam. -wzruszyłam ramionami, aby upewnić go w tym, co powiedziałam, chociaż tak na prawdę się trochę zaniepokoiłam.  
     -Tędy jest szybciej. Mniej ruchu.
     Nie odezwałam się więcej. Jego zachowanie jest trochę dziwne. Przez to czuję się spięta, zupełnie inaczej niż zawsze. Jak dotąd przebywanie w jego towarzystwie było przyjemne, czasami nawet było lepiej niż w gronie przyjaciół. Teraz jednak nie wyraża żadnych uczuć, a jego ton jest wręcz oschły. Zamknęłam oczy i głęboko odetchnęłam. To jakieś urojenia w mojej głowie. Nie mogę tak przecież myśleć. Paweł to Paweł. Nie kto inny.
Chwilę potem jechaliśmy wzdłuż lasu, aż w końcu znaleźliśmy się na tylnym parkingu dla personelu zoo. Jak najszybciej wysiadłam z samochodu. Nie chciałam, aby Paweł znowu otwierał mi drzwi, a przez to, żeby zobaczył moją minę. Sama nie wiem co się tam maluje, więc nie chcę przypadkiem czegoś zdradzić na temat obecnych przemyśleń.
     Tak jak myślałam, z godziny na godzinę jest coraz zimniej. Dobrze, że się ciepło ubrałam.
     -Wejdziemy razem, ale niestety nie pokaże Ci co i jak. -musnął moje ramię, aby zwrócić na siebie uwagę. A może tylko po to, aby mnie dotknąć? -Poprosiłem taką panią Kasię, żeby Ci wszystko wyjaśniła, więc się nie martw. Bardzo miła kobieta. -lekko się uśmiechnął. -Przepraszam, chciałem sam to zrobić, ale ojciec kazał mi do niego zajść. Ma jakieś papiery, którymi trzeba się bezzwłocznie zająć. -dodał z lekkim smutkiem w oczach.  
     -Okay, nie ma problemu. -wykrzywiłam usta w lekkim uśmiechu.  
     -Złapię Cię gdzieś jak już skończę. -pokiwałam głową na znak, że rozumiem.  
Weszliśmy, tak jak mówił, razem. Ustaliśmy przy recepcji i przywitaliśmy stojącą tam panią. Paweł poprosił ją o mój kluczyk od szafki i wymienił z nią jeszcze kilka słów, których nie usłyszałam. Kiedy skończyli, kobieta się na mnie spojrzała z wymalowanym uśmiechem na twarzy.  
     Okazało się, że to pani Kasia. Chwilkę później Paweł się pożegnał zapewniając mnie kolejny raz, że znajdzie mnie później i żebym się nie martwiła i niczym nie stresowała. Już w towarzystwie pani Kasi weszłam do szatni odnajdując swoją szafkę. Okazało się, że w środku znajdował się mój uniform. Pani Kasia wyszła z pomieszczenia dając mi swobodę i prywatność i powiedziała, że na mnie poczeka w pomieszczeniu, gdzie znajdował się czajnik i stoliki.
     Założyłam na siebie ubrania w zielonych i brązowych barwach. Strój ten składał się z solidnych, ocieplanych butów, brązowych spodni wykonanych z jakiegoś materiału, który był bardzo ciepły, a przy tym lekki, zielonego sweterku i ciepłej kurtki w kolorze zgniłej zieleni z naszywkami loga zoo. Do tego na głowę włożyłam brązową czapkę z daszkiem, również ze znaczkiem zoo. Gotowa zamknęłam szafkę, uprzednio chowając w niej mój plecak i ubrania, w których przyjechałam i wyszłam z szatni.
     Na początek wybrałyśmy się na wycieczkę po zoo, zapoznając się z każdym jego mieszkańcem, dokładnie go poznając. Jak się okazało później, informacji zebrało się tak dużo, że wszystko zaczęło mi się mieszać. Nie chciałam jednak ponownie pytać. Nie chciałam już na początku dostać minusa. Później kobieta wyjaśniła mi role niektórych osób. Dowiedziałam się, że każdy ma jakiś przydział. Na przykład, pani Kasia opiekuje się hipopotamami. O nich opowiedziałam mi najwięcej, teraz już wiem dlaczego. Kilka innych osób przesiaduje tylko i wyłącznie w tym większym budynku, gdzie można by powiedzieć, że jest biuro czy centrum dowodzenia. Dbają oni o porządek w papierach, zajmują się dostawami żywności i innych przedmiotów dla zwierząt, porozumiewają się z innymi ogrodami zoologicznymi czy organizacjami. Ogólnie zajmują się ogarnianiem całej placów, tworząc podstawy do prosperowania zoo. Następnych kilka osób jest tutejszymi weterynarzami. Wiadomo o co chodzi. Kilka innych zajmuje się tylko i wyłącznie urządzeniami i maszynami. Teraz właśnie tacy ludzie zajmują się popsutą pompą w basenie fok. Istnieje jeszcze wiele innych ról, o których nie miałam pojęcia. Ja jednak na razie nie mam określonego celu. Po prostu będę się szwendać z panią Kasią i pomagać jej we wszystkim. Możliwe, że przydzielą mnie do opieki hipopotamów, gdyż jakiś facet, który również się nimi zajmował, poszedł na zwolnienie lekarskie.
     W końcu przyszedł czas na przerwę. Udałyśmy się do pomieszczenia ze stolikami. Pani Kasia zaparzyła nam herbatę, a ja wyjęłam moje pudełeczka z jedzeniem. Podzieliłam się nimi z moją towarzyszką, która na początku nie chciała, ale ostatecznie zjadła starannie przygotowane przekąski. Rozmawiałyśmy cały wolny czas. Dzięki temu lepiej poznałam panią Kasię. Jest to bardzo ciepła, ale i ciekawa osoba. Mimo to cały czas czekam na Pawła. Coraz częściej przyłapuję się na tym, że wyłączam się z rozmowy i myślę o Pawle. Zbliża się już koniec naszej pracy, a nie zobaczyłam go ani raz od momentu, w którym się rozdzieliliśmy.  
     No i koniec odpoczynku. Co prawda, na razie nic męczącego nie robiłam, ale gdy usiadłam na te 20 minut, czas strasznie szybko upłynął. Może to za sprawą wciągającej rozmowy z panią Kasią. Ona również powiedziała mi, że w sumie nie wie co ze mną teraz zrobić, bo do przerwy wziąć mnie pod swoje skrzydła miał Paweł. Ten jednak się nie pokazał, ani nikogo nie zawiadomił o niczym. W końcu doszłyśmy do wniosku, że pomogę jej przy hipopotamach. Musimy więc zająć się sprzątaniem ich wybiegu co nie będzie przyjemne. W przeciwieństwie do tego, co robiłam niedawno w klatce hipopotamów, jest to dla mnie ogromnym wyzwaniem. Mimo to wyzbyłam się wszelkiego obrzydzenia czy zniechęcenia i wypełniałam polecenia pani Kasi najlepiej jak tylko mogłam. Później jeszcze przyniosłyśmy siano, aby wyłożyć miejsce do spania dla hipopotamów i odpowiednio wszystko przygotowałyśmy, aby wpuścić je do środka.  
     Stałam przed wejściem do zagrody zwierząt i czekałam na Panią Kasię. Moje buty całe były umorusane błotem pomieszanym z odchodami. Gdzieniegdzie nawet nogawki były ubrudzone! Co prawda już mi to nie przeszkadzało, najzwyczajniej w świecie nie zwracałam na to uwagi, aż w końcu o tym zapomniałam, ale zdaję sobie sprawę, że dla osób trzecich nie będzie to miłym zapachem i widokiem. Na szczęście każdy wie z czym się wiąże opieka poszczególnymi wybiegami.  
     -Oooo losie. Kobieto. Coś Ty robiła? -ustał przy mnie Paweł i zatknął nos palcami kwasząc się przy tym.
     -Paaaweeeeł! -otworzyłam usta z ekscytacji, ale za raz potem skrzyżowałam ręce na piersi i oparłam cały swój ciężar na jednej nodze. -Ktoś tu miał po mnie przyjść.
     -Wieeem… -przetarł dłonią twarz. -Nie mogłem. Przepraszam… -złożył dłonie jakby chciał o coś błagać, na co wystawiłam mu język i się wyszczerzyłam.
     -To nic, w sumie świetnie się bawiłam z panią Kasią.
     -Widać. -wskazał palcem na moje buty i wybuchł śmiechem.
     -Ejjj! -dołączyłam się do niego i zaczęłam się śmiać.
     -Ohhh! Zguba się odnalazła! -w końcu przyszła pani Kasia z ogromnym uśmiechem na twarzy.
     -Taaak… Przepraszam, nawet pani nie zawiadomiłem, że nie dam rady przyjść po Izę. -przetarł kark.  
     -Ah tam. Nie ma sprawy. Przynajmniej miałam w końcu pomoc! -poklepała mnie po ramieniu na co ciepło odwdzięczyłam się uśmiechem.  
     -Cieszę się. A teraz zapraszam panie do szatni! Koniec pracy na dziś. -klasnęłam w dłonie na słowa Pawła.  
     Udaliśmy się do szatni i przebraliśmy. Powiedziano mi, że buty są czyszczone na koniec dnia, więc poszliśmy jeszcze je opłukać. Spodnie natomiast zaniosłam do kosza na pranie. Podobno jutro ktoś się nimi zajmie, a ja dostanę kolejną parę. W końcu o 19:57 wychodziliśmy z zoo. Byłam w sumie zadowolona z tego dnia. Bardzo mi się podobało, ale muszę jakoś nadrobić wszystkie informacje na temat zwierząt… Prostą sprawą by było zapytanie Pawła, on na pewno ma tak samo dokładne informacje na ich temat jak pani Kasia, ale trochę mi głupio. Nie dość, że załatwił mi pracę, to jeszcze będzie mi ratował dupę i mówił na temat zwierząt.
     -Spieszy Ci się do domu? -nagle spytał zza moich pleców.
     -Omm… A proponujesz coś?
     -Może dałabyś się namówić na kolację?
     -Sama nie wiem… Musze trochę przeredagować informacje na temat zwierząt… -bingo! Już wiem jak go poprosić o to, ale tak nie dosłownie, nie wprost!
     -W takim razie masz eksperta przed sobą od tego. Możesz się pouczyć w moim towarzystwie. -strzelił palcami i uśmiechnął się w ten swój charakterystyczny sposób.
     -A nie uważasz, że te Twoje towarzystwo mnie tylko będzie rozpraszać? -przechyliłam głowę i zamknęłam jedno oko uśmiechając się przy tym.  
     -Tak? -wyszczerzył się. -Tak na Ciebie działam? -oparł się o samochód i skrzyżował ręce na piersi uśmiechając się łobuzersko spod byka. Podeszłam do niego bliżej i zbliżyłam usta do jego ucha.  
     -Nawet sobie nie zdajesz sprawę jak bardzo. -szepnęłam mu do ucha i uśmiechnęłam się w ten sam sposób. Następnie odsunęłam się, otworzyłam drzwi i buchnęłam śmiechem. Wkręciłam się w te gierki, nie ma co mówić. W dodatku sprawia mi to ogromną przyjemność. Żenada z gimnazjum. Trudno.
     Paweł wsiadł za raz za mną i od razu odjechaliśmy. Sama w sumie nie wiedziałam gdzie jedziemy. Nawet mnie to nie obchodziło. Zgodzę się zarówno na kolację, jak i na to, oby mnie odstawił do domu. Choć na to pierwsze liczę najbardziej. Okazało się, że jedziemy do niego. Do niego do domu. Trochę to mnie zdziwiło i lekko zestresowało. Kiedy mi to powiedział, spojrzałam na niego wymownie, ten zaś powiedział, żebym się tak nie lampiła. Po prostu zjemy kolację u niego, a przy okazji pouczy mnie o tych wszystkich rzeczach z zoo. Powiedział, że tak będzie wygodniej i żebym nie myślała o nie wiadomo czym. W tym też momencie stwierdziłam, że jestem głupia. Pomyślałam o beznadziejnych rzeczach. Phhhh…
     Tak jak mówił, przyjechaliśmy do niego. Nie mieszka daleko ode mnie. Zaledwie kilka przecznic dalej. Tak samo jak ja, mieszka do domu jednorodzinnym. Wielkością myślę, że jest zbliżony do mojego, ale wygląda zupełnie inaczej. Mój dom jest w stylu tradycyjnym, zwyczajnym. Jego natomiast jest bardzo minimalistyczny w stylu nowoczesnym. Pełno jest dużych okien do samej ziemi. Budynek ten jest biały z drewnianymi akcentami. Z tego co mogę zobaczyć, nie ma z tyłu żadnego ogrodu. Widać tam drewniany, duży taras i to tyle. Nie to co u mnie. Mimo to dom bardzo mi się podoba. Trafia w mój gust.
     Wnętrze podobnie wygląda jak na zewnątrz. Duży minimalizm, modernistyczny styl. Zupełnie nie widać kobiecej ręki. Dużo jest wolnej przestrzeni i nic nie jest zagracone.
     Przygotowaliśmy sobie tosty z serem i parujące herbaty i poszliśmy do jego pokoju. Wchodząc do niego, od razu uderzyła mnie woń męskich perfum. Pokój zaś był urządzony zupełnie w chłopięcym stylu. Ściany w dwóch kolorach: szare i lekko niebieskie. Przy ścianie naprzeciwko ogromnych okien stało dwuosobowe łóżko, które o dziwo było starannie zaścielone. Pod oknami stały niskie, podłużne szafki, na których był zamontowany długi, gruby materac. Po bokach leżało dużo poduszek. Wychodzi na to, że to jego kanapa. W sumie bardzo praktyczne. Po lewej stronie były duże, drewniane drzwi. Pewnie to jego szafa. Na drugiej zaś stronie był podłużny blat, który stanowił jego biurko. Bardzo mi się to podobało. Od dawna marzę o mieszkaniu utrzymanym w takim stylu. Kiedyś na pewno takie sobie sprawię, a póki co mogę podziwiać to wszystko u Pawła.  
     Nasz przygotowany posiłek wraz z herbatami postawiliśmy na materac. O dziwo nic się nie wylało, nawet kiedy usiedliśmy po dwóch jego stronach. Paweł dodatkowo wziął długopis i jakieś kartki. Włączył muzykę, która w sumie nie wiem skąd płynęła. W końcu wzięliśmy się za jedzenie. Szczerze powiedziawszy byłam już głodna i ze smakiem zajadałam się prostymi, serowymi tostami. Kiedy skończyliśmy jeść, Paweł chwycił długopis i zaczął coś pisać na kartce. Po chwili zaczął odczytywać to, co napisał. Były to wszystkich imiona zwierząt w ogrodzie zoologicznym i odpowiednie informacje na ich temat. Powtarzałam za nim wszystko i śmiałam się z historii opowiadanych na ich temat. Na przykład dowiedziałam się, że nasze pawie pogoniły kiedyś Pawła z klatki. Do teraz za sobą nie przepadają.
     -Dlaczego dziś, kiedy po mnie przyjechałeś, byłeś jakiś dziwny. -zapytałam w końcu, kiedy przez dłuższą chwilę panowała cisza. -chłopak lekko się zgarbił i spojrzał w okno i na majaczący się tam wieczorny obraz.
     -Dziwnie się po prostu czułem, kiedy po tym co się wcześniej stało, znowu znalazłem się przy Tobie.
     -Daj spokój. -machnęłam ręką i uśmiechnęłam się miło.
     -Wiem, wygłupiłem się, przepraszam. -też się uśmiechnął, ale wiedziałam, że dalej coś go gryzie.
     -Nie wygłupiłeś się. Po prostu zapytałeś się wprost. To się liczy. Nie przejmuj się już i po prostu o tym zapomnij. -oparłam się o szybę z uśmiechem na ustach.
     -Ale to nie jest takie proste. -uśmiechnął się w ten swój, dziarski sposób i lekko się do mnie przysunął. -Za bardzo na mnie działasz, a myśli same do Ciebie wracają, od tak! -wyszczerzył się i jeszcze bardziej zmniejszył pomiędzy nami dystans.
     -Ah tak? -uniosłam brew i wykrzywiłam usta jeszcze bardziej. -No to mamy podobnie. -nie wiem czemu, ale jego słowa sprawiają mi przyjemność. Ciepło rozlewa się na sercu i powoduje ogromną radość.
     -Więc dlaczego nie chcesz mnie pocałować? -kolejne pytanie zadane przez śmiech. Pomimo to, wiem, że jest śmiertelnie poważne.
     -Bo się tego cholernie boję. -również powiedziałam przez śmiech, ale on wie, że mówię to, co tak na prawdę czuję. Nagle Paweł wstał ze swojego miejsca i nachylił się nade mną tak, że prawie stykaliśmy się czołami. Emocje nagle we mnie wezbrały przez co zrobiło mi się mega gorącą. Jestem pewna, że na policzkach mam rumieniec. Wstrzymałam oddech i zatopiłam wzrok w jego przepięknych oczach. Paweł wyczuł mój moment słabości i lekko musnął moje usta swoimi. Odsunął się, ale za raz ponownie to powtórzył. Robił tak kilka razy, za każdym razem był delikatny i czuły. Z każdym jednym pocałunkiem moje wargi się rozszerzały milimetr po milimetrze, aż w końcu Paweł przytrzymał pocałunek zatapiając się w moich ustach. Bezwładnie moja ręka powędrowała do jego włosów. Wplotłam palce w jego miękkie włosy i oddałam się rozkoszy jaką sprawiały mi jego usta. Całował delikatnie, czule. Przelewał na to swoje wszystkie emocje. W końcu się ode mnie oderwał, gdyż zabrakło nam powietrza. Szeroko otwartymi oczami patrzyłam na jego twarz. Na wargach wciąż czułam jego pocałunki i towarzyszące temu lekkie mrowienie. “Chcę więcej!” -krzyczało moje serce. Nie kontrolując swoich ruchów chwyciłam Pawła za koszulkę i go do siebie przyciągnęłam, łącząc z powrotem nasze usta. Teraz to ja go całowałam, a on oddawał każdy pocałunek. Był teraz pewniejszy, ale nadal czuły i troskliwy. Moja druga dłoń spoczywała na jego klatce piersiowej. Pod palcami czułam łomot jego serca, które szamotało się energicznie i szybko w piersi. Jego ręce natomiast omiatały moją talię. Czułam, że jego silne palce wkradają się delikatnie pod moją bluzę, muskając gołą skórę. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz i lekko jęknęłam w jego usta. Sam pewnie poczuł, że sprawiło mi to ogromną przyjemność, ale zachował trzeźwość umysłu i do niczego więcej się nie posunął.
     W końcu się od siebie odsunęliśmy. Każde z nas lekko dyszało i patrzyło sobie w oczy. Ta emocjonująca chwila dalej trwała, żadne z nas nie zatraciło choć odrobinki uczuć, jakie przed chwilą nam towarzyszyły. Powietrze wokół nas stało się gęstsze i cieplejsze. Nasze ciała były rozpalone, a umysły szalały. Żadne z nas nie odważyło się na choćby jedno słowo, czy choćby jeden, malutki ruch. W końcu jednak Paweł po chwili przełknął ślinę i lekko odchrząknął.
     -Jesteś… niesamowita. -powiedział ściszonym, zachrypniętym głosem. Ja jednak nie zdołałam nic powiedzieć. Po prostu patrzyłam w brudny błękit jego oczu, który teraz wydawał się taki przejrzysty i intensywny. Nie odważyłam się również ruszyć. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie. Paweł założył pasmo moich włosów za ucho i ciepło się uśmiechnął.
     -Było tak strasznie? -zaśmiał się. Dzięki rozluźnieniu tej atmosfery jestem w stanie się otrząsnąć. Uśmiechnęłam się i potrząsnęłam głową zaprzeczając.
     -No widzisz. -pocałował mnie czule w czoło i chwycił za dłoń. Kciukiem lekko ją masował. Usiadł przy mnie i cały czas się uśmiechał.  
     -Co. -zapytałam nie rozumiejąc.
     -Nic. -wzruszył ramionami, ale jeszcze bardziej się uśmiechnął.
     -No mów! -wykrzywiłam usta w uśmiechu, ukazując zęby. Ten na to ponownie wzruszył ramionami. Chwilę później nabrał dużo powietrza w płuca.
     -Po prostu… nie mogę w to uwierzyć. Tak świetnie smakujesz. -puścił mi oczko. Nie wiedziałam co zrobić, więc po prostu się zaśmiałam. Odwróciłam się do niego i kątem oka zobaczyłam ciemność panującą na zewnątrz.
     -O kurcze, która godzina? -lekko się zaniepokoiłam.
     -Ommm… za raz sprawdzę. -wstał i podszedł do swojego łóżka. Dopiero teraz zobaczyłam, że leży tam jego telefon. -21:14.
     -O coooo…? Już tak późno? -wstałam i sama odszukałam swój telefon, aby się upewnić.
     -Możesz przenocować u mnie. -stał i uderzał telefonem o dłoń. Minę miał poważną. Przekrzywiłam głowę.
     -Chciałbyś- wystawiłam mu język
     -Chciałbym. -wyszczerzył się. -No ale cóż, już się zbierasz?  
     -Taaak. -zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Paweł natomiast wciągnął na siebie bluzę i chwycił za kluczyki. Kiedy zobaczył, że zebrałam już wszystko wziął ode mnie plecak i wyszliśmy z jego pokoju kierując się na zewnątrz.
     Pod moim domem byliśmy jakieś 10 minut później. Paweł, jak zwykle, uprzejmie otworzył mi drzwi od pasażera po czym oparł się o samochód. Podeszłam do niego i zarzuciłam mu ręce na szyję. Ten objął mnie w tali lekko mną kołysząc.
     -Dziękuję za wszystko. -posłałam mu najcieplejszy uśmiech na jaki było mnie stać.
     -Nie ma za co Piękna. -zbliżył swoją twarz i chyba chciał mnie pocałować, ale go ubiegłam i złożyłam mu całusa na czole. Chłopak mruknął coś pod nosem, ale więcej nie protestował, ani niczego się nie domagał. Jedyne co zrobił, to mocno mnie do siebie przycisnął opierając na mojej głowie brodę.  
Z początku naszej znajomości myślała, że jest może mojego wzrostu. Teraz, kiedy tak często z nim przebywam, okazało się, że jest dobre kilka centymetrów wyższy. Zadziwiające, jak bardzo się wtedy pomyliłam.
     -Możesz mnie już puścić. Na prawdę. -zaśmiałam się pod nosem wdychając silny zapach męskich perfum, które tak bardzo lubiłam.
     -No dobra. Leć do domu. -zdołałam wydostać się z jego objęć, ale jeszcze przez chwilę trzymał moją dłoń w swojej.  
     Otworzyłam drzwi i jeszcze raz spojrzałam w stronę Pawła. Nie ruszał się z miejsca i wyglądał tak, jakby nie miał takiego zamiaru. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, oczekiwałam w ciszy, żeby usłyszeć dźwięk silnika. I nic. Stałam tam jeszcze jakieś 2 minuty, aż w końcu go usłyszałam. Powoli dźwięk zaczął cichnąć i oddalać się co znaczyło, że już odjeżdża. Nagle coś zacisnęło się wokół mojego serca i nie chciało puścić.  
     Już za nim tęsknię. Za nim i za jego ustami. Za nim całym.

Mesia

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6778 słów i 36812 znaków, zaktualizowała 23 paź 2016.

3 komentarze

 
  • Lola221

    Również czekam na kolejna cześć :)

    31 paź 2016

  • Nataliiia

    Kiedy następna część?

    24 paź 2016

  • cukiereczek1

    Czekam na kolejną z niecierpliwością. :* dodaj coś szybko. :) :*

    23 paź 2016