Czarna róża #5

Czarna róża #5Pomoc to rzecz, którą każdy z nas chciałby dostać w najgorszych momentach życia. Wiem, że być może nie zawsze od osoby, którą lubimy. W tej chwili jednak nie ma to znaczenia. Bliskość drugiej osoby gwarantuje, że nie grozi nam upadek. Nie potrzebne są nam wtedy skrzydła, by latać. Każda nawet najmniejsza pomoc może uratować nam życie. Wiec tu nie ma zastanowienia. Po prostu zaczynamy ufać komuś. Zdarza się tak, że to my musimy poprosić o pomoc. Tutaj staję się to dla nas najtrudniejsze. Dlaczego? Bo chcieliśmy udowodnić, że sami sobie damy radę ze wszystkim, ale wtedy przeceniamy swoje możliwości. Kiedyś usłyszałam, że nie powinniśmy chodzić po pomoc do bogatych, a to tylko dlatego, że będą chcieli coś w zamian. Natomiast biedni zrobią to za darmo. Wyśmiewam to. Podam wam przykład, jak bardzo biedni chcą wszystko robić za darmo. Idziemy przez ulicę i na przykład szukamy kogoś. Pytamy wtedy stojącego niedaleko mężczyznę. Widać, że to osoba biedna. Pytamy i od razu słyszmy pytanie „Co dostanę w zamian?” Dużo razy tak miałam. Oczywiście nie każdy taki jest. Chciałam tylko przekazać, że nie powinniśmy podzielać ludzi na bogatych i biednych, by prosić o pomoc. Bo to nie prawda. Jak ktoś będzie osobą, która zechce nam pomóc to zrobi to ze szczerej woli.  


Zaczęłam słyszeć jakieś dźwięki. Po dłuższym zastanowieniu uważałam, że to była rozmowa. Postanowiłam otworzyć oczy. Jasne pomieszczenie mnie oślepiło.
-Czy ja jestem w niebie? Zginęłam? – zapytałam z przerażeniem ale jednocześnie z ulgą.
-Nie wydaje mi się – odpowiedział mi jakiś chłopak, który po chwili zaczął się śmiać. Otworzyłam bardziej oczy i zobaczyłam blondyna o pięknych brązowych oczach. Miał tatuaże. Prześwitywały one przez jego białą koszulkę. Zaintrygował mnie. Usiadłam sobie.
-Mhmm, czyli jestem nadal na ziemi– rzuciłam się na łóżko. Chłopak wybuchł jeszcze głośniejszym śmiechem. Po chwili i ja zaczęłam się śmiać. Moja choroba psychiczna się pogłębia.  
-Jesteś w szpitalu – powiedział, gdy już uspokoił śmiech.
-Zdążyłam zauważyć – sama zaczęłam się śmiać.
-No tak trafiłem na dobry egzemplarz – uśmiechnął się.
-Że co? – teraz to ja nie mogłam powstrzymać śmiechu.
-Piękna, zabawna, zadziorna i z zepsutą psychiką. Uwielbiam takie – gdy to usłyszałam to rzuciłam go poduszką prosto w głowę. Wyraz jego twarzy był bezcenny. Rzucił się na moje szpitalne łóżko i zaczął łaskotać. Śmiałam się w niebo głosy.
-No dobra przepraszam – powiedziałam przez śmiech.
-Wybaczam – uśmiechnął się i przestał mnie łaskotać – słuchaj może powiesz mi jak masz na imię? –puścił mi oczko. Zaczęłam się zastanawiać. Nie pamiętam. Nie pamiętam nic, kompletnie nic. Jak to się mogło stać? Próbowałam sobie przypomnieć, ale nie dałam rady. W głowie miałam tylko czarny obraz przeszłości.
-Powiedziałabym, gdybym pamiętała – przyłożyłam sobie rękę do głowy. Nie pamiętam zaczęłam panikować. Wstałam i chciałam wybiec ze szpitala, ale dokąd nic nie pamiętam. Chłopak złapał mnie w tali i przytulił. Stał ze mną na korytarzu i zaczął powtarzać, że wszystko będzie w porządku. No nie jestem tego taka pewna.
-Chodź wrócimy na salę – złapał mnie za rękę i zaprowadził do pokoju. Położył mnie na łóżku i sam usiadł na kanapie – Jak chcesz to mogę ci opowiedzieć tyle ile wiem o tobie – uśmiechnął się.
-Skąd wiesz? Jesteśmy parą, rodziną?– zdziwiłam się.
-Niestety, ale nie. Lekarze mi powiedzieli wszystko. Jak cię tutaj przywiozłem to miałaś w bluzie kartkę z imieniem i nazwiskiem. Powiedzieli, że mogłaś stracić pamięć od silnego stresu, przemęczenia i uderzenia w głowę. Kazali mi cię wypytywać o swoje imię i w ogóle, ale to nie ma sensu – ponownie się uśmiechnął.
-No dobrze rozumiem – również się uśmiechnęłam i usiadłam na łóżku.
-A więc nazywasz się Karisma Collins, masz 18 lat i mieszkasz w Londynie – to wszystko.
-A gdzie jesteśmy teraz? - wstałam z łóżka i zaczęłam chodzić po Sali.
-W szpitalu w Crail - uśmiechnął się i podrapał po karku.
-Gdzie? – przeraziłam się to prawie 8 godzi jazdy od Londynu. Jak to możliwe, że znalazłam się tutaj?
-W Crail. Wiem to 8 godzin drogi od Londynu. Sam nie wiem co ty tutaj robiłaś - podszedł do mnie.
-Boże co teraz ze mną będzie. Nie mam pieniędzy. Adresu zamieszkania. Dokąd ja pójdę? – załamałam się i upadłam na kolana.
-Ja ci pomogę – pomógł mi wstać – na pewno ktoś zgłosił na policję twoje zaginięcie.
-Oby – łza popłynęła mi po policzku.
-Ślicznotko nie płacz – wytarł moją łzę –masz mnie, a ja cię nie zostawię. Jutro dostaniesz wypis i na razie zostaniesz u mnie dobrze?
-Dziękuję – rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam w policzek.


Oczami Chrisa:
Upadłem na kolana. Załamałem się. Chciałem ją w końcu zobaczyć, ale nie mogłem bo znowu została porwana. Zaraz, przecież dostałem od nich film. Może na nich jest jakaś wskazówka czy coś w tym stylu. Podniosłem się i szybko pobiegłem po opakowanie z płytą. Wziąłem je i poszedłem do policji. Dałem im kasetę, a oni włączyli nagrany tam film na laptopie. Zaczęło się od tego jak ona leży i próbuje się wyrwać jednemu z będących tam mężczyzn. Już domyślałem się co chcą z nią zrobić. Łzy dopłynęły mi do oczu. Ujrzałem całą scenę sami wiecie czego na najcudowniejszej osobie mojego życia. Oni nie dotrzymali umowy. Popłakałem się tak samo jak ojciec Kar. Zaczął krzyczeć. To co z nią zrobili jest okropne. Kiedy pan Collins się uspokoił pojechaliśmy do domu. Kazał iść do łazienki, ogarnąć się, a potem spać. Jej tata jest najlepszy. Zrobiłem tak jak mi kazał. Nie mogłem usnąć. No bo kto mógłby w takiej chwili. Wiedziałem, że pan Collins siedzi w salonie i sam nie wie co robić. Leżałem w łóżku tak do rana. Około 8 rano do domu wpadła policja. Miała nam do przekazania wiadomość. Zszedłem na dół i usiadłem przy stole.
-Bardzo nam przykro, ale wszystko na to wskazuje, że Karisma Collins nie żyje – rozszerzyłem oczy. Łzy leciały mi już po całej twarzy – została wyrzucona na ulicę z pędzącego samochodu w miejscowości Crail. Znaleźliśmy tam ślady krwi, które doprowadziły nas do jej ciała. Było całe zmasakrowane. Bardzo nam przykro. – uderzyłem w blat stołu i wybiegłem na dwór. O mało co nie przejechało mnie auto. Szczerze mam to w dupie. Kochałem ją, a oni ją zabili. Razem z nią umarła część mnie. Biegłem tak i biegłem. Nie wiedziałem co dzieje się wokół mnie. Wszystko stało się ponure i smutne. Zapłaciłem im to dlaczego mi jej nie oddali. Usiadłem na ławce i zacząłem rozmyślać. Łzy cały czas spływały mi po policzkach. Moja mała nie żyje. Teraz najbardziej do mnie to doszło. Miałem ochotę rzucić się z mostu. Jak ona zginęła to ja nie mam dla kogo żyć. Nie mam nikogo. Moje serce nie pokocha nigdy więcej już dziewczyny, dlatego że żadna nie jest taka jak ona. Zostanie w mojej pamięci na zawsze.  
Po kilkunastu godzinach postanowiłem sprawdzić jak trzyma się pan Collins. Wszedłem do jego mieszkania i zastałem go kompletnie załamanego. Siedział i gapił się w okno ze łzami w oczach. Usiadłem obok niego i dopiero teraz zauważyłem, że trzyma jej zdjęcie. Znowu się popłakałem. Tak bardzo chciałbym, żeby żyła. Jednak to niemożliwe.  
-Chciałbym żebyś został ze mną tutaj. Nie chcę być sam w tak dużym i pustym domu –spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-Ja nie wiem czy mogę – otarłem spływające łzy.
-Błagam cię Chris – podał mi rękę na znak zgody.
-No dobrze – uścisnąłem jego dłoń. – a skąd oni mogą wiedzieć, że ciało należy do Karismy skoro było całe zmasakrowane?– zrobiło mi się niedobrze na samą myśl jak to wygląda.
-Ona miała 3 pieprzyki obok siebie na prawej kostce, a teraz  zmykaj do łazienki bo jest już późno – wrócił wzrokiem na okno.
-Jasne – wstałem i poszedłem na górę.


Oczami Karismy:
Wstałam rano około 8. Obudziło mnie krzątanie pielęgniarki po sali. Usiadłam i zobaczyłam śpiącego chłopaka na kanapie. Był mega przystojny. Genialne brązowe oczy. Nie wiem dlaczego ale, gdy patrzę na chłopaka to dla mnie najważniejsze są oczy. Muszą być piękne i właśnie jego takie są. Jak otworzył je i zobaczył, że mu się przyglądam to zaśmiał się tak samo jak ja.
-Jak się spało? – uśmiechnął się.
-Ujdzie, ale powiem ci, że te łóżka są bardzo niewygodne – zaśmiałam się.
-Ja nie wyrażę swojej opinii na temat tej kanapy – puścił mi oczko i podszedł do mnie – to co mam iść po wypis?
-Możesz, dostajesz moją zgodę – zaczęłam się śmiać – ale czekaj nie mam nawet w co się przebrać.
-O to się nie martw. Tam na krześle masz ubrania, które ci wczoraj kupiłem. Załóż coś na siebie a resztę spakuj w tą torbę dobrze? – spojrzał na mnie z nieschodzącym uśmiechem.
-Oczywiście – zaśmiałam się i wstałam z łóżka.  
-To ja idę  - przesłał mi buziaka w powietrzu. Uwielbiam jego poczucie humoru chociaż znam go od wczoraj to wydaje mi się, że nasza znajomość trwa o wiele dłużej.  

Muszę przyznać, że chłopak ma dobry gust. Zabrałam jedną parę ubrań i udałam się do łazienki. Ściągnęłam szpitalną koszulę i zobaczyłam swoje ciało w lustrze. Przeraziłam się. Miałam wielką bliznę na prawym udzie i na lewej stronie brzucha. Nogi całe w siniakach jak i ręce. Plecy całe zadrapane, a twarz masakra. Rozcięty prawy łuk brwiowy i warga po lewej stronie. Co ja robiłam? Przestałam nad rozmyślaniem i weszłam pod prysznic. Moja kąpiel trwała około 15 minut. Po wyjściu wytarłam się ręcznikiem i ubrałam wybrane ubrania. Wyszłam z łazienki i zobaczyłam rozszerzone oczy yy chłopaka bo nie znam, albo nie pamiętam jego imienia.  
-Czemu tak patrzysz? – zaśmiałam się.
-Bo jesteś piękna – uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy.
-Wątpię. Widzisz moją twarz? Co ja sobie zrobiłam? – stanęłam naprzeciwko niego i popatrzyłam mu w oczy.
-Nie mam pojęcia – przytulił mnie.
-Tak właściwie to jak się nazywasz? – zmieniłam szybko temat.
-Nie przedstawiłem się? – udał przerażenie i puścił mnie.
-Niestety, ale nie – zaśmiałam się.
-Nazywam się Justin. Justin Bieber – uśmiechnął się
-Miło cię poznać – podałam mu rękę – ja chyba jestem Karisma, czekaj - zaczęłam się śmiać.
- Collins – uśmiechnął się.
-Tak dokładnie tak –zaczęliśmy iść w kierunku sali.  
- Mogę ci mówić Kar? – zapytał.
-Pozwalam, a czy ja mogę ci mówić Jus?- zaśmiałam się.
-Ależ oczywiście – złapał mnie za rękę i spojrzał na mnie od tyłu – Świetne kształty kochana
-Dziękuję – zaśmiałam się. Zabrał moją torbę i wyszliśmy ze szpitala.  
-Daleko mieszkasz? - zapytałam nie puszczając jego dłoni.
-Jakieś 15 km stąd – spojrzał na mnie.
-Czym tam dojedziemy? – spojrzał na mnie jak na wariatkę – no co? Możesz nie mieć samochodu – zaśmiałam się.
-Bo nie mam – teraz to ja spojrzałam na niego jak na debila i zaczęłam się śmiać.
-To czym pojedziemy? – uśmiechnęłam się.
-Moje cudeńko stoi przed tobą – puścił moją dłoń. Spojrzałam przed siebie a tam stał Junak M16.
-O mój Boże ja na to nie wsiądę- przeraziłam się. No, a chłopak jak zwykle śmiał się ze mnie.
-Oj mała będę jechał wolno - ukląkł na kolano –błagam jedź ze mną.
-No dobrze – zaczęłam się śmiać.  
-Jesteś gotowa? – zapytał i nie czekając na odpowiedź odpalił silnik.
-Jak odpaliłeś to już tak – powiedziałam z przerażeniem.
-Trzymaj mocno – wziął moje ręce i oplótł je sobie wokół swojej talii.
-Oki – uśmiechnęłam się, a on ruszył. Tak jak obiecał jechał wolno. Po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu. Zsiadłam z jego „cudeńka” i zapatrzyłam się w jego dom. Był ogromny z zewnątrz, normalnie willa. Chłopak nie przeszkadzał mi w patrzeniu tylko otworzył drzwi i zaniósł moją torbę. Wrócił i wziął mnie na ręce. Zaczęłam się śmiać.
-Co robisz? – powiedziałam przez śmiech.
-Księżniczki się wnosi do pałaców – uśmiechnął się. Jego dom był piękny. Taki duży i biały, a zamiast ścian były szyby w niektórych miejscach. Weszliśmy do środka. Postawił mnie na korytarzu. Po chwili weszliśmy na górę. Otworzył drzwi do dwóch pokoi gościnnych.
-Nie wiedziałem, który bardziej przypadnie ci do gustu więc pozostawiłem tobie wybór.
-Jeszcze raz bardzo ci dziękuję – przytuliłam go.
-Jutro pójdziemy na policję i zapytamy czy jest zgłoszenie o zaginięciu twojej osoby – wtulił się we mnie.
-Dobrze – odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.
-Chodź zrobimy kolację bo na pewno jesteś głodna – uśmiechnął się.
-Żebyś wiedział, że jestem – odwrócił się, złapał mnie za rękę i zszedł na dół do kuchni.
-Na co masz ochotę? – oparł się o blat.
-Strasznie marzę o naleśnikach – uśmiechnęłam się.
-To robimy naleśniki – zaśmiał się. Wyjął potrzebne rzeczy, a mi kazał rozgrzać patelnię. Po kilku minutach zrobił ciasto i dał mi je, gdy spojrzałam na niego to wybuchnęłam śmiechem. Był cały w nim ubrudzony.
-No przestań się już śmiać idę wziąć prysznic, a ty je usmaż bo z moimi zdolnościami smażenia to one dobre nie wyjdą – zaczął się śmiać.
-Tak jest szefie – zaczęliśmy patrzeć sobie w oczy z pełną powagą, która wytrzymała kilka sekund bo zaraz było słychać nasze śmiechy. Uciekł do łazienki, a ja zostałam z ciastem naleśnikowym. Usmażyłam je szybko i posmarowałam dżemem. Jak robiłam ostatniego to zjawił się czyściutki Justin. Zjedliśmy naleśniki i powędrowaliśmy do salonu. Tam chłopak zaproponował, żebyśmy obejrzeli film. Nie miałam nic przeciwko. Jednak Jus się rozmyślił i postanowiliśmy porozmawiać.
-Posłuchaj bo mam do ciebie ważne pytanie – był bardzo poważny. Siedział naprzeciwko mnie i wlepiał we mnie swoje piwne oczy.
-Pytaj – uśmiechnęłam się a on zrobił to samo.
-Co zrobisz, gdy na policji nie będzie żadnego zgłoszenia o twoim zaginięciu? – jego uśmiech zszedł mu z twarzy.
-Nie zastanawiałam się nad tym. Jeżeli nic by nie było to ja sama nie wiem. Nic o sobie nie pamiętam, nie mam pieniędzy po prostu nic – posmutniałam co zauważył chłopak.
-Wiesz ja ci pomogę tylko boję się, że o mnie zapomnisz – spuścił głowę.
-Jak to zapomnę? – nie bardzo rozumiałam.
-No, gdy dowiesz się wszystkiego o sobie i wrócisz do Londynu to boję się, że nigdy więcej cię nie zobaczę – spojrzał na mnie.
-Nie ma szans na to – uśmiechnęłam się – będziesz cały czas ze mną.
-Miło słyszeć – uśmiechnął się i mnie przytulił.
-A tak w ogóle to może opowiedziałbyś mi coś więcej o sobie – spojrzałam na niego z uśmiechem.
-No dobrze – zaśmiał się – a więc nazywam się Justin Bieber, mam 23 lata, mieszkam tutaj sam od jakiś 4 lat, moi rodzice mieszkają w LA i utrzymuję się z muzyki – wyszczerzył zęby.
-Jak to z muzyki? – zdziwiłam się – śpiewasz?
-Tak śpiewam– zaśmiał się.
-Czy przede mną siedzi mega sławna osoba? – zaśmiałam się.
-Nie tak bardzo, ale trochę – złapał mnie za rękę.
-No dobrze – podniosłam się – dziwnie się czuję.
-Być może  - również się podniósł – idź już się położyć.
-Oki to dobranoc – pocałowałam go w policzek.
-Dobranoc księżniczko – odwzajemnił pocałunek.
Poszłam na górę, wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Byłam mega zmęczona więc natychmiast usnęłam.

Night

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2914 słów i 16019 znaków. Tagi: #miłość #pomoc #JB #CC

2 komentarze

 
  • Użytkownik Pytonek03

    Jakie cudo <3 strasznie mnie zaciekawiłaś losami głównej bohaterki ;) wielki plus, że wtrąciłaś tutaj Justina Biebera. Bardzo go lubię. Coś mi się wydaje, że właśnie zostałem twoim fanem <3 :*

    16 kwi 2017

  • Użytkownik Night

    @Pytonek03 <3 <3

    16 kwi 2017

  • Użytkownik Misiaczek0222

    Bardzo mi się podoba <3 Życzę weny :*

    15 kwi 2017

  • Użytkownik Night

    @Misiaczek0222 Dziękuję <3

    15 kwi 2017