Czarna róża #6

Czarna róża #6Oczami Chrisa:
Obudziłem się rano około 8. Wstałem i poszedłem do łazienki. Zobaczyłem czerwone oczy i wory pod nimi. Nic dziwnego bo nie spałem. Cały czas ona mi się śniła. Pomyślicie, że dla mnie to powinno być szczęściem zobaczyć ją ponownie, ale zobaczyć ją całą porozcinaną to raczej były koszmary. Wziąłem prysznic i ubrałem się. Schodząc po schodach usłyszałem dziwną rozmowę pana Collinsa z jakąś kobietą.
-Znasz już wyniki? – zapytał ze zdenerwowaniem.
-Znam
-To może być mi tak powiedziała bo nie wytrzymam dłużej w tej niepewności – uderzył w blat stołu.
-Nie denerwuj się
-Jak ja mam się nie denerwować co? – krzyczał
-Nie krzycz bo go obudzisz
-Masz rację. To czytaj mi już – opanował się trochę.
-Już yy test wyszedł pozytywnie w 99% jest twoim synem
-K*rwa wiedziałem i co ja mam teraz zrobić? – przeraził się.
-Musisz z nim porozmawiać
- Ale on nie zrozumie. Uzna, że specjalnie go oddaliśmy – łza spłynęła mu po policzku.
-Zostało ci jeden syn. Być może drugi też, więc walcz o nich. Rób swoje tylko tego nie spieprz bo cię zabiję
-Masz rację pójdę najpierw porozmawiać z Chrisem -usiadł na fotelu w salonie.
-Dobrze to zadzwoń później i opowiedz mi wszystko
-Oczywiście – rozłączył się.
O co chodziło? Czy ja jestem jego synem? Wbiegłem do salonu i spojrzałem na niego ze złością.
-To prawda, że jesteś moim ojcem? – krzyknąłem.
-Słyszałeś? – spuścił wzrok.
-Tak słyszałem. Żądam wyjaśnień – usiadłem obok niego.
-I je dostaniesz…byłem człowiekiem bez pieniędzy tak samo jak moja żona. Wpadliśmy. Wiedzieliśmy, że jakoś damy radę z jednym dzieckiem. Jednak nie mogło być cudownie i Sophia urodziła trojaczki. Musieliśmy oddać dwoje z nich. Pomyśleliśmy, że chłopcy bardziej dają sobie radę więc oddaliśmy ciebie i Crawforda. Moja żona skontaktowała się z człowiekiem, który cię wychowywał 2 lata temu. Chciała z nim porozmawiać i zabrać cię do nas z powrotem, gdy zacząłem więcej zarabiać i było nas stać na utrzymanie drugiego dziecka. On się zdenerwował i wtedy chcieli przyjechać samochodem tutaj. Jednak po drodze zginęli w wypadku. Nic nie mogło się wydać. Ja się załamałem, a Karisma jeszcze gorzej to znosiła. Nie mogłem wtedy obarczać jej tym wszystkim. Później moja przyjaciółka kazała mi o tobie zapomnieć. Czasem się udawało, a czasem miałem ochotę odebrać sobie życie. Przepraszam i błagam cię o wybaczenie.
-Przecież ja się kochałem w siostrze. Rozumiesz to?! Ja kochałem tak bardzo swoją siostrę – załamałem się – zniszczyłeś mi życie. Dlaczego ona musiała byś twoją córką, dlaczego?
-Chris ja tak bardzo przepraszam – popłakał się.
-Nie płacz to nie pomoże – byłem już na dnie. Po prostu nie wierzę w to – Mam nadzieję, że mnie nie oszukujesz z tym, że nie miałeś pieniędzy by mnie utrzymać.
-Mówię prawdę. Dziękuję - odetchnął z ulgą.
-Kiedy jest pogrzeb?- zmieniłem temat nie chciałem o tym rozmawiać.
-Jutro o 13 – znowu zaczął płakać. Poszedłem na górę. Nie chciałem przebywać z nim w jednym pomieszczeniu.


Oczami Karismy:
Obudziłam się o 10. Wstałam i podeszłam do szafy. Wybrałam czarne rurki z rozcięciami na kolanach i białą bluzkę, w której widać mi było brzuch. Poszłam do łazienki. Ubrałam się i usłyszałam burczenie mojego brzucha. Zeszłam na dół. Nigdzie nie widziałam Justina. Może jeszcze śpi. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej jajka. Miałam zamiar zrobić jajecznicę. Zaczęłam wybijać jajka na patelnię. Rozbiłam pierwsze. Było zepsute. Drugie i 3 tak samo. Otworzyłam ponownie lodówkę. Nic tam nie było. Same puste pułki. Nagle poczułam ręce Jusa na moich biodrach. Przytulił się do mnie.
-Jesteś głodna? – zapytał martwiącym głosem.
-Nie tak bardzo – uśmiechnęłam się.  
-Wytrzymasz 15 minut? – zaśmiał się.
-Tak – usiadłam przy stole.
-No to ja zaraz się ubiorę i wrócę. Nie ruszaj się stąd – zaśmiał się. Dopiero teraz zobaczyłam, że stoi przede mną w samych bokserkach.
-Oczywiście- zaśmiałam się. Zniknął na schodach. Wrócił po 15 minutach tak, jak wcześniej mówił. Ja w tym czasie postanowiłam zakręcić sobie włosy. Jus usiadł na krzesełku i przyglądał mi się. Po chwili wyjął telefon i powiedział żebym się uśmiechnęła. Zrobiłam dziwną minę i zaczęłam się śmiać.
-Pięknie. Będzie na pamiątkę – zaczął się śmiać.
-Ja twojego nie mam – uśmiechnęłam się.
-Kiedyś mi zrobisz – pocałował mnie w policzek i wstał.
-Trzymam za słowo – zaśmiałam się i odłożyłam lokówkę na bok.
- Chodź jedziemy – złapał mnie za rękę.
-Już chcesz się mnie pozbyć? – uśmiechnęłam się.
-Nie – zaczął się śmiać – jedziemy na śniadanie.
-No dobrze - zaśmiałam się. Weszliśmy do garażu.
-Motor czy samochód? – zapytał z uśmiechem.
-Mówiłeś, że nie masz samochodu – zdziwiłam się.
-Kłamałem – zaśmiał się i puścił oczko.
-A więc auto, które jest twoje? – popatrzyłam na wszystkie 7 samochodów i zaczęłam obstawiać, który jest jego.
-Wszystkie – popatrzył na mnie.
-Nie było pytania – zaczęłam się śmiać. Chłopak podszedł do czarnego Audi R8 i otworzył mi drzwi. Wsiadłam i pojechaliśmy do centrum Crail. Justin jechał szybko i po zaledwie kilku minutach byliśmy koło wybranej restauracji. Weszliśmy do środka. Każdy zaczął się na nas gapić. Dziwnie się czułam. Usiedliśmy przy stoliku, a po chwili obok nas zjawiła się kelnerka. Podała nam karty dań i zaczęła się przyglądać Justinowi. Patrzyła na niego wzrokiem jakby chciała go pożreć.
-Na co masz ochotę? – spojrzał na mnie z powagą.
-Jakoś przestało mi się chcieć jeść – odłożyłam kartę i wtedy podbiegła do nas ponownie kelnerka.
K: Mogłabym poprosić o autograf?
J: Dla kogo?
K: Dla Victorii  
Chłopak oddał jej kartkę, na której się podpisał. Dziewczyna normalnie zaczęła krzyczeć i skakać ze szczęścia. Nie mogłam już powstrzymać śmiechu. Chłopak wstał i poszedł w stronę kuchni. Po chwili było słychać piski dziewczyn. Wrócił po 5 minutach. Nie zdążył usiać, a znowu obskoczył go tłum fanek. Gdy podpisał już wszystkie autografy do naszego stolika przyniesiono 2 jajecznice.
-Jedz – rozkazał chłopak. Wzięłam widelec i zaczęłam jeść co chwila się śmiejąc – No z czego ty się śmiejesz? – spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Z tego wszystkiego. W ogóle nie jesteś sławny. Jesteś prawdziwym kłamcą – powiedziałam przez śmiech.  
-Nie moja wina, że akurat natrafiliśmy na te psychopatyczne fanki – zaśmiał się.
-Tak się tłumacz – puściłam mu oczko.
-Dobra koniec tematu – zaśmiał się i zaczął jeść. Ja zrobiłam to samo. Po skończonym posiłku udaliśmy się do samochodu.
-To gdzie teraz? – zapytał mnie.
-Jedźmy na tą policję – posmutniałam.
-Jak sobie życzysz księżniczko –uśmiechnął się. Ja w sumie też. On wie jak poprawić mi humor. Po 15 minutach byliśmy pod komendą. Weszliśmy do środka. Podeszliśmy do pewnej kobiety i Jus zapytał.
-Przepraszam mam pytanie – uśmiechnął się.
-Słucham - kobieta podniosła wzrok i zakryła rękoma usta. Na jej czyny Justin wybuchł śmiechem.
-Sprawdzi pani czy Karisma Collins należy do grupy osób zaginionych? – kobieta natychmiast wpisała w komputer moje imię i nazwisko.
-Należała, ale została wycofana – spojrzała na chłopaka– podpisze mi pan autograf?
-Dla kogo? – spojrzał na mnie ze smutkiem.
-Dla Evelyn – uśmiechnęła się.
-Proszę – podał jej kartkę, złapał mnie za rękę i wyszedł. Nic nie mówił. Otworzył mi drzwi do samochodu. Po chwili on także do niego wsiadł. Odpalił silnik i przycisnął pedał gazu. Wgniotło mnie w siedzenie. Nie bałam się. Wiedziałam, że mogę mu ufać. Jechał tak przez pół godziny. Nagle zaczął zwalniać i skręcił do oddalonego od ludzi budynku.
-Co tutaj robimy? – złapałam go za rękę.
-Przyjechaliśmy na moją próbę – uśmiechnął się.
-No dobrze, a co później? – posmutniałam.
-Zostaniesz u mnie – przytulił mnie.
-Posłuchaj ja znajdę pracę i oddam ci wszystkie pieniądze jakie na mnie wydałeś – z moich oczu wypłynęła łza.
-Nie złotko nic nie musisz oddawać i nie płacz – odchylił moją głowę i spojrzał w moje oczy – Wystarczy, że zostaniesz ze mną.
-Zostanę jeśli tego chcesz – uśmiechnęłam się.
-Dziękuję - przytulił mnie – słuchaj może już chodźmy na tą próbę.
-Oczywiście – wyszłam z samochodu a za mną Justin. Weszliśmy do budynku i pojechaliśmy windą na 8 piętro. Winda otworzyła drzwi, a za nimi był cudowny duży pokój.
Weszliśmy głębiej i zobaczyłam kanapę, na której siedziało kilka osób. Podeszliśmy bliżej, a oni wstali i podeszli do mnie. Justin zaczął ich przedstawiać.
- Pierwszy od lewej to Christian on gra na perkusji, później Scooter on jest moim menadżerem, następnie Jake gra na gitarze on tak jakby prowadzi całą muzykę i na końcu jest Adam jego instrument to skrzypce. Oni wszyscy powiedzieli jednocześnie cześć. Zaśmiałam się.  
-A ty tylko śpiewasz? – spojrzałam na Jusa.
-Nie do końca. Czasem też gram na fortepianie, gitarze perkusji i trąbce, ale to rzadko - zaśmiał się.  
Christian: No, no stary tak szczerze to bardzo ładną dziewczynę nam przyprowadziłeś
Scooter: Przynajmniej jedna nie krzyczy na twój widok – zaśmiał się.
Justin: To moja przyjaciółka.
Ja: Dokładnie my tylko się przyjaźnimy.
Jake: Przyjaźnicie się i mieszkacie razem?
Justin: Ja jej pomagam  
Scooter: W jaki sposób? Co się takiego stało że wziąłeś ją pod swój dach?
Justin; Nie powinno was to interesować
Christian; Ale interesuje
Ja: On mi pomaga bo znalazłam się tutaj nie wiedząc jak. Nic nie pamiętam, a moje miejsce zamieszkania to Londyn. Nie znam nawet dokładnego adresu. Na policji powiedzieli, że byłam osobą zaginioną ale to wycofali.
Jake: Ale przecież ty żyjesz to jak mogli to wycofać?
Justin; Ona nie wie o co chodzi
Scooter: No dobra to pogadaj z nią później
Justin: Wiem, zrobię to
Christian: Właściwie to pasujecie do siebie  
Wszyscy się zaśmiali i zaczęli próbę. Prześpiewali 6 piosenek i usiedli obok mnie na kanapie. Porozmawialiśmy jeszcze chwilę po czym zaczęli się rozjeżdżać. W końcu Justin został ze mną sam na sam.  
-Spodobałaś im się – uśmiechnął się – zaakceptowali cię a powiem ci, że mało jakie dziewczyny są przez nich zatwierdzane – teraz się zaśmiał.
-Miło słyszeć, są super – wzięłam łyka herbaty zrobionej przez Jusa.
-Nie będę zaprzeczał – również napił się herbaty.
-A mam pytanie, z którym dogadujesz się najlepiej? – spojrzałam na jego zaskoczoną minę.
-Wiesz właściwie nie zastanawiałem się nad tym - uśmiechnął się – raczej ze wszystkimi
-Ale jakbyś miał wybrać jednego – zaśmiałam się.
- To Scooter – wstał i zaczął chodzić po pomieszczeniu.
-Powiedz mi o co chodzi z tym wycofaniem – mój wyraz twarzy stał się poważny.
-No bo to jest tak, że osoby wycofane z tych zaginionych są uznawane za zmarłe – spojrzał na moją reakcję. Wstałam a po moim policzku popłynęła łza.  
-Trudno – Justin mnie przytulił.
-Chodź jedziemy już do domu – złapał mnie za rękę. Nic nie odpowiedziałam tylko po prostu za nim poszłam. Idąc do samochodu potknęłam się i leżałam jak długa na ziemi. Zobaczyłam obok mojej prawej nogi krew. Swoją krew płynącą z blizny, która ponownie została rozcięta. W ułamku jednej sekundy przypomniały mi się wydarzenia związane z nią. Jasne pomieszczenie, cała podłoga we krwi, dwóch zamaskowanych mężczyzn i ja związana oraz pobita.
-Boże Karisma żyjesz? – podbiegł do mnie i natychmiast pomógł wstać.
-Żyję, żyję posłuchaj przypomniało mi się pewne wydarzenie – otrzepałam się z piachu i spojrzałam na chłopaka.
-Jakie wydarzenie? – był zdziwiony moim zachowaniem.
-Przypomniałam sobie jasne pomieszczenie, które miało podłogę we krwi, siebie i jakiś dwóch zamaskowanych mężczyzn.
-To może tłumaczyć dlaczego znalazłaś się tutaj. Może mieli tutaj kryjówkę a ty im po prostu uciekłaś – patrzył mi prosto w oczy.
-Ale właściwie to i tak dużo nie daje, żeby mnie poznać bardziej – posmutniałam.
-No już nie smuć się – przytulił mnie – jesteś głodna?
-Trochę tak, ale nie mam siły na przesiadywanie w restauracjach i słuchanie tych pisków twoich fanek – oderwałam się od niego.
-A kto powiedział, że pojedziemy do restauracji? – zaśmiał się.
-No słuchaj w lodówce to twoje pułki świecą pustkami – zaczęliśmy się śmiać.
-Pojedziemy na zakupy – wziął mnie za rękę i wpakował do samochodu. Odpalił silnik i zaczęliśmy jechać. Justin włączył radio i zaczął śpiewać tekst piosenki, która właśnie leciała. Jechaliśmy tak i nagle w radiu włączył się pewien utwór. Jus zaczął się śmiać. Nie wiedziałam z czego, aż do czasu gdy i tej nie zaczął śpiewać. Nie wiedziałam, że to jego piosenka. Głos dzieciaczka do niego nie pasował.
-Powiem ci, że ta piosenka jest genialna – uśmiechnęłam się.
-Dziękuję – zaśmiał się.
- Po tej piosence uważam, że od młodych lat jesteś sławny – położyłam głowę na szybie.
-Tak masz rację – spojrzał szybko na mnie i z powrotem na drogę. W końcu się zatrzymał i wysiedliśmy. Zrobiliśmy dokładne zakupy i ruszyliśmy do domu. W drodze powrotnej byłam tak zmęczona, że zasnęłam w samochodzie.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Pytonek03

    Kochana ty moja <3 cudowne !!! Kiedy następna część? :*

    22 kwi 2017

  • Użytkownik Night

    @Pytonek03 Mam nadzieję, że wyrobię się na wtorek <3 Dziękuję! <3

    22 kwi 2017