Zdzi*a cz. XVIII

Telefon zadzwonił w najciekawszym momencie, całkowicie wybijając nas z rytmu. Z początku chciałem go olać, ale upór osoby po drugiej stronie, nie pozwalał mi za grosz skupić się na ruchach wykonywanych językiem. Blondi pode mną już niemal dosięgała szczytu, by przez jakiegoś dupka, spadać właśnie na skalny występ. Jej też najwyraźniej przeszkadzała natarczywość abonenta, który usilnie próbował się do mnie dodzwonić. Gdy po raz kolejny do naszych uszu dotarł dźwięk dzwonka i nie zanosiło się, że natręt odpuści, nie wytrzymała i wypaliła:

– Odbierz ten pieprzony telefon, spław gościa i wracaj tu do mnie prędko.

Złorzecząc pod nosem, podniosłem się z kolan i poszedłem w kierunku aparatu, by bez powitania warknąć:
  
– Czego?

W słuchawce nastąpiła chwila ciszy, wywołana zapewne zaskoczeniem, ale za moment rozbrzmiał w niej twardy i zimny głos naszego bossa:

– Masz tu pilnie sprowadzić Anielę. Nie obchodzi mnie, jak ją znajdziesz, ale najpóźniej za godzinę, chcę was widzieć w moim gabinecie. Czy to jest jasne?

– Tak, szefie – odparłem nieco skruszony. – Wszystkim się zajmę.

– Nie masz innego wyjścia, pokrako – rzucił chłodno i już myślałem, że się rozłączył, jednak kilka sekund później ponownie usłyszałem oschły ton. – A, i żeby była jasność, jeśli jeszcze raz się tak do mnie odezwiesz, zapomnisz o jakichkolwiek dniach wolnych. Obcinam ci pensję za ten miesiąc o połowę. Na przyszłość nauczysz się kulturalnie odbierać połączenia.

– Zrozumiałem i przepraszam szefie. – Miałem ochotę rzucić słuchawką o podłogę, ale musiałem zaczekać, aż się najpierw rozłączy.

– Pięćdziesiąt sześć minut – burknął w odpowiedzi. – Tylko ja, ona i ty. Pospiesz się. Wiesz, że nie lubię czekać.

Dopiero po tych słowach usłyszałem trzy krótkie piknięcia, potwierdzające zakończenie połączenia. Miałem ochotę rwać włosy z głowy: „Walić obcięcie pensji! Mieliśmy większy problem. Co on właściwie zamierza zrobić Anielicy?”

Nim spostrzegłem, blondi stała obok i dotykała mojego ramienia. Odwróciłem się do niej, przytuliłem i wydusiłem z zaciśniętym gardłem:

– Mam cię dostarczyć do kasyna za około pięćdziesiąt minut. Szef nie pozostawił mi wyboru. Nie wiem czego od ciebie chce, ale z tonu jego głosu wnioskuję, że to dość poważna sprawa.

Westchnęła w moich ramionach, po czym uniosła głowę i powiedziała:

– Nie traćmy zatem czasu, muszę się przygotować. Najpierw jednak trzeba powiadomić Michela. Być może będziemy potrzebować wsparcia.

Spojrzałem w niebieskie oczy i niechętnie pokiwałem głową. Wyswobodziła się z moich rąk i podniosła słuchawkę. Wybrała numer i odczekała chwilę, aż po drugiej stronie odezwał się głos jej przyjaciela. Wymienili uprzejmości, Aniela wyjaśniła w czym rzecz, parę razy pokiwała głową i przytakując krótkim: „okej, tak zrobię” zakończyła rozmowę.

– Co powiedział? – wypaliłem natychmiast. Już dawno przestałem przejmować się tym, że wtrącam nos w nie swoje sprawy. – Przyjedzie i będzie nam robił plecy?

– Tak – przytaknęła – na wypadek, gdyby zrobiło się gorąco.

– To dobrze. – Uśmiechnąłem się i pogładziłem jej policzek. – A teraz chodź, musimy doprowadzić cię do porządku.

Spojrzała na mnie mrużąc oczy i uśmiechnęła się kwaśno, ale nie skomentowała. W czasie, gdy nakładała w łazience makijaż, ja szperałem w jej ciuchach i szukałem czegoś, co zakryje poturbowane ciało. Skończyło się na czerwonej, prostej sukience z ażurowym golfem oraz krytych czarnych pończochach. Może to nie najlepszy wybór na wczesną letnią noc, ale nie mogliśmy ryzykować zdemaskowania jej ciężkiego stanu. Poszedłem więc do toalety, z zamiarem wręczenia blondi wybranych ciuszków i niemal upadłem z wrażenia. Anielską twarz pokrywała co prawda gruba warstwa makijażu, jednak mocno obrysowane czarną kredką powieki oraz karminowe usta, całkowicie odrywały wzrok od nałożonej tapety. Opuchlizna w okolicach oczu była tak profesjonalnie zakryta, że gdybym nie wiedział, iż miała za sobą ciężką przeprawę, zupełnie nie zauważyłbym, że coś jest nie tak. Najwyraźniej nie pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji, co mnie z jednej strony smuciło, ale z drugiej dawało też nadzieję, że nic się nie wyda.

Z zachwytem dla umiejętności charakteryzatorskich, przekazałem niuni ubrania i nadal stojąc w tym samym miejscu, bez żadnego zażenowania przyglądałem się jak zakłada suknię i wciąga pończochy. Zupełnie zapomniałem o majtkach, jednak wzięła to chyba za moją gierkę i z tajemniczym uśmieszkiem obciągnęła sukienkę, nie zwracając uwagi na ich brak. Nerwowo odchrząknąłem spoglądając na końcowy efekt. Już teraz wyglądała bosko, ale gdy dopełniła stylizację długimi wiszącymi czerwonymi kolczykami, prezentowała się po prostu nieziemsko. Nic tylko stać i podziwiać. Nie mieliśmy na to jednak czasu. Zostało nam niecałe dwadzieścia pięć minut, więc chwytając po drodze nakrycia wierzchnie, popędziliśmy do auta.

Gdy jechaliśmy na miejsce zapytałem blondi, czy domyśla się o co może chodzić. W odpowiedzi jedynie wzruszyła ramionami i odparła, że nie ma zielonego pojęcia, chociaż po głowie chodziło jej, że ma to pewnie związek ze zniknięciem krupiera. W końcu zdawał się być w jakiś bliżej nieokreślony sposób związany z rodziną szefa. Pokiwałem tylko głową i dalej w zamyśleniu prowadziłem samochód w stronę kasyna.

Na miejscu okazało się, że na parkingu stał jedynie merol szefa. Potwierdzałoby to jego słowa, odnośnie rozmowy z Anielą face to face. Zmartwił nas brak jakichkolwiek oznak życia w kasynie, a także nieobecność Michela czy Dolores. Nie mogliśmy jednak dłużej czekać i gdy minęło pięćdziesiąt cztery minuty od rozmowy telefonicznej, wkroczyliśmy do budynku.

Na głównej sali panowały egipskie ciemności. Co jakiś czas uruchamiał się jedynie zewnętrzny baner, który nieco rozświetlał zacienione pomieszczenie. Zarysowywał obręb stołów i położonych na nich odwróconych do góry nogami krzeseł. Tylko korytarz na zapleczu zdawał się tonąć w nikłym świetle „burdelowo-czerwonych” lamp. Nie widząc innego wyjścia, poprowadziłem Anielicę w jego kierunku.

Trzymałem kobiecą rękę pod łokciem, tak jakbym dostarczał skazańca pod drzwi naczelnika więzienia. Ustaliliśmy to, będąc jeszcze w domu. Miałem grać tego „złego”, który pomimo damskich protestów, bez żadnych skrupułów wykonuje dane mu polecenie. Nie czułem się dobrze w tej roli, ale nie miałem innego wyboru. Mogłem mieć tylko nadzieję, że niepotrzebnie się martwimy.

Zapukałem głośno do drzwi i czekałem na przyzwolenie do wejścia. Odpowiedział mi niski głos:

– Wejść. – Chociaż brzmiało to mało zachęcająco, pociągnąłem za klamkę, uchyliłem skrzydło i popchnąłem aniołeczka w głąb gabinetu.

Szefuńcio siedział rozparty na krześle i palił jedno ze swoich cygar. „Pieprzony Don Corleone” – niemal się zaśmiałem, ale w porę ugryzłem wnętrze policzka. Przywitał nas skinieniem głowy. Widziałem, że w oczach Anieli zaiskrzyły iskierki gniewu. Wpadła w rolę. Już otwierała usta, jednak boss wyciągnął przed siebie dłoń i uciszył jej zapędy. Spojrzał na mnie i rzekł:

– Dobrze się spisałeś, JJ. Możesz już iść. Nie będziesz nam dzisiaj potrzebny.

Zerknąłem na blondi, która wciąż grając, patrzyła na mnie niechętnie. Dostrzegłem jednak przebłysk lęku w niebieskich taflach. Pokiwałem obojgu na pożegnanie, zauważając wcześniej uchylone okno, które wychodziło na nasz śmietnik. „Nie był to najlepszy wybór na ulokowanie gabinetu, ty stary chuju” – pomyślałem i w mojej głowie zakiełkował plan, by obejść budynek i zakraść się od tyłu, aby móc podsłuchać rozmowę. Wcześniej jednak musiałem przeparkować auto.

Opuściłem pokój bez słowa i pospiesznie skierowałem się na parking. Już miałem otwierać drzwi od samochodu, gdy od tyłu zaszedł mnie milicjant w czarnym kombinezonie i kominiarce. Słysząc, szybkie: „wsiadaj do środka i nie zadawaj żadnych pytań”, natychmiast rozpoznałem głos Michela. Usiadłem więc na fotelu kierowcy, podczas gdy on obszedł samochód, by zająć miejsce pasażera. Nie pozwolił mi zapalić świateł. W kompletnej ciemności wskazał dłonią na rząd umundurowanych jak on funkcjonariuszy, którzy sprawnie okrążali budynek. Moje myśli kotłowały w głowie jak w pralce.

– Co to do kurwy nędzy ma znaczyć? – wyrwało mi się niepostrzeżenie.

Usłyszałem, jak parsknął śmiechem. Szybko zdjął kominiarkę i spojrzał mi w oczy. A przynajmniej tak mi się wydawało, ponieważ ciemność skutecznie utrudniała obserwację:

– To ja tutaj zadaję pytania, słodziutki. Mów, co on na ciebie ma… – odparł bez cienia sympatii.

W tym momencie zrozumiałem, że czas, który dane mi było spędzić z Anielą, właśnie dobiegł końca. Jednak nie to mnie najbardziej martwiło. Skoro Michel od samego początku był gliną i wiedział o wszystkich zabójstwach, zarówno blondi, jak i ja mieliśmy totalnie przesrane. To zaś oznaczało, że za żadne skarby nie uda się nam z tego wyplątać…

Kocwiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał i erotyczne, użyła 1657 słów i 9485 znaków, zaktualizowała 16 sie 2020. Tagi: #kobieta #wulgaryzmy #przemoc #seks #alkohol

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Majkel705

    Odlot jak najlepszy kryminał pełen szacun

    20 lip 2020

  • Kocwiaczek

    @Majkel705 dziękuję :)

    20 lip 2020

  • Majkel705

    @Kocwiaczek kiedy ciąg dalszy?

    20 lip 2020

  • Kocwiaczek

    @Majkel705 zapewne w niedzielę, w tygodniu zazwyczaj nie mam wystarczająco czasu, aby pisać :/ Niemniej mam nadzieję, że mi wybaczycie:)

    20 lip 2020