Poranki „po” są zazwyczaj niezręczne. Babeczki lubią się miziać, tulić i oczekują deklaracji miłości. No chyba, że się je wygna z łóżka zaraz po tak zwanym „akcie”. Wtedy wystarczy buzi na „do widzenia” i sprawa jest załatwiona. Gorzej jak lala zostaje na noc. Tragicznie wręcz, gdy pozwalasz jej ze sobą zamieszkać...
Obudziłem się zdezorientowany. Łóżko obok mnie było puste. Przez głowę przemknęły mi obrazy z poprzedniego wieczoru. Jako młodzik, pewnie bym się zarumienił. Było dziko i namiętnie: chemia zadziałała, jak trzeba.
– W sumie w porzo – burknąłem sam do siebie. – Ciekawe, co będzie dalej.
Niechętnie zwlokłem się z wyra, podrapałem po łbie i głośno ziewnąłem. Dzień jak codzień – można by rzec. Trąc oczy wyszedłem z sypialni i stanąłem… jak wryty.
– Oż, fuck! – stwierdziłem oniemiały. – Czy to się dzieje naprawdę?
Zabrzmiało bardziej jak stwierdzenie niż pytanie. Golusieńki jak Jezusek, chciałem tylko pomaszerować do kibla, a tu taka niespodzianka:
Aniela stała w kuchni i robiła jajecznicę –czekała więc na mnie kobieta i posiłek. W tym samym czasie... Czaicie bazę? Po prostu szok i niedojrzewanie. Do tego jeszcze ten boski zapach boczku, który rozchodził się po całej chałupie...
Blondi ubrana była w legginsy i podkoszulek. Wyglądało, że zdążyła przywieźć swoje rzeczy. Wychyliłem się, w stronę salonu i zobaczyłem, że zniknął paskudny abażur i koc. W ich miejsce pojawił się żółty pled i nowy cytrynowy klosz. Nieźle…
– Podobają ci się? – zapytała, wychylając z kuchni w moim kierunku. – Tamte były ohydne. Mam nadzieję, że się zbytnio do nich nie przywiązałeś?
– Te są spoko – odparłem, ciesząc się w duszy ze zmiany – ale nie musiałaś nic kupować.
Zmierzyła mnie badawczym spojrzeniem, po czym rzekła:
– Ubierz się. Musimy pogadać.
– O czym znowu? – krzyknąłem, gdy byłem już w łazience. – Wydawało mi się, że wszystko już ustaliliśmy.
– Otóż, nie – stwierdziła, kładąc talerze na stół. – Dużo myślałam o tym, co wczoraj zaszło i chcę ustalić pewne zasady.
– Dawaj – rzuciłem, wchodząc do kuchni i wciągając koszulkę przez głowę. Zachłannie rzuciłem się na jedzenie. Zdziwiony zauważyłem, że bułka była ciepła, a piekarnik uchylony. Sama je upiekła? Kurwa. No tego to się nie spodziewałem…
– A więc tak – zaczęła, dziobiąc widelcem w swoim talerzu. – Po pierwsze: ustalmy co z czynszem. Czy dzielimy się po połowie? Ile to wyjdzie na głowę?
– Daj spokój – żachnąłem się – to moje mieszkanie. Jesteś tu gościem.
-
– No, ale ja tak nie chcę. Nie jestem jakąś tam damą do towarzystwa czy utrzymanką. Zwaliłam ci się na łeb i chociaż nie bez przyjemności, to wydaje mi się, że nie jest ci to jakoś wybitnie na rękę.
Pokiwałem głową i chwilę się zastanowiłem. Za moment moją paszczę wykrzywił szyderczy banan.
– Możemy się umówić, że będziesz robiła zakupy i gotowała. Nieźle wyszły te bułeczki. Jajówka też całkiem zacna.
Zarumieniła się. Serio? Ona? Przysięgam, że pąsy wystąpiły na jej policzki! Laska kręci tyłkiem i cyckami w barze, a rumieni się w mojej kuchni. Istny cyrk. Świat stanął na głowie.
– Okej. Pasuje mi – odparła, odrywając kawałek bułki i mocząc ją w lejącym się żółtku. Podniosła do ust i łapczywie oblizała. Musiałem przyznać, że na ten widok mój przyjaciel drgnął niespokojnie. Wczorajsze sceny na powrót mnie nawiedziły. Odchrząknąłem, próbując przywołać się do porządku.
– Coś jeszcze? – spytałem, odwracając wzrok.
– Po drugie: nie chcę byś mi w czymkolwiek przeszkadzał.
– Już mówiłem, że nie będę. – Ponownie na nią spojrzałem. – Czemu miałbym to robić?
– Nie mam pojęcia, ale wolę uniknąć niedomówień. Chcę byś zrozumiał, że to ja tutaj podejmuję decyzje. Nie życzę sobie byś śledził mnie wzrokiem, nadopiekuńczo pilnował czy kwestionował moje działania. Zrobię wszystko, jak sama uznam za słuszne. Jeśli będę potrzebowała twojej pomocy, w co jednak wątpię, to się do ciebie zgłoszę. Rozumiemy się?
– Zgoda. A po trzecie?
– Po trzecie nikt nie może się dowiedzieć, że u ciebie mieszkam. Możemy jechać razem do pracy, ale wysiądę z auta ulicę wcześniej. Wychodzić z roboty też musimy oddzielnie. Jeśli będziesz miał chęć, możesz mnie zgarnąć gdzieś po drodze.
– Jeśli będę miał chęć? – zapytałem rozbawiony. – Skąd taki pomysł?
– Ze względu na jedzenie – skwitowała, cmokając na moją arogancję. – Samo się przecież nie zrobi.
– Jakoś do tej pory dawałem sobie radę. Umiem o siebie zadbać.
– Ale po co jeść ochłapy, skoro można dostawać takie bułeczki?
– To na śniadanie. A co będzie na kolację?
– Jak to co? – wybuchnęła śmiechem. – Na kolację możesz mieć mnie.
– To się zbytnio nie najem. – Uśmiechnąłem się w odpowiedzi.
– To najpierw ci zrobię kanapki, a potem podam siebie na deser.
– Bardzo wysoko się cenisz – stwierdziłem – ale chyba dam radę z tym żyć. Czy chcesz coś jeszcze omówić?
– Tak. Po czwarte... – skierowała na mnie swój palec – żadnej zazdrości. Nie jesteśmy w związku. Co najwyżej można nas nazwać wspólnikami z bonusem. Nie licz więc na to, że będę ci wierna. To nie idzie w parze z moimi planami. Nie dziw się, jeśli czasem nie wrócę na noc. Postaram się przygotowywać jedzenie na zapas, ale niekiedy będziesz musiał sam sobie coś upolować.
Westchnąłem. Nie wiem ile razy mam jej powtarzać, że to nie jest jakaś sielankowa historia rodem z opery mydlanej. Nie będę o nią zazdrosny, bo jej po prostu nie kocham. Czy to tak trudno zrozumieć?
– Dobrze, przystaję na twoje warunki.– Nieco zniecierpliwiony łypnąłem na zegarek. Niedługo trzeba będzie się zbierać, jeśli mamy zdążyć na otwarcie kasyna. – To wszystko?
– Prawie. – Wstała, podeszła do mnie i cmoknęła w policzek, po czym skierowała się do łazienki. Odwróciłem głowę i zostałem poczęstowany widokiem zgrabnych pośladków uwydatnionych przez obcisłe spodnie. W końcu zamknęła za sobą drzwi, chyba tylko po to by z wnętrza wrzasnąć:
– Ty zmywasz!
Tym sposobem zostałem wystrychnięty na dudka. Miała baba tupet. To musiałem jej przyznać.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.