Zdzi*a cz. VII

Kąpiel zajęła Anieli niecałe piętnaście minut. W tym czasie siedziałem sobie na kiblu, bacznie obserwując wszelkie ruchy ceraty wykonywane pod wpływem wody. Musiałem być gotowy na ewentualny atak Anielki – chyba nie myślicie, że kupiłem bajeczkę o tym, iż jestem bezpieczny? Nic z tych rzeczy.

Gdy odgłosy wody ucichły moje zmysły wyostrzyły się do granic możliwości. Wstrzymałem powietrze, kiedy dosłownie kilka sekund później kotarka została odsłonięta, a za nią wraz z unoszącą się parą pojawiła się mistrzyni zbrodni. Była delikatna i krucha, bez cienia makijażu, z mokrymi włosami przyklejonymi do szyi i ramion. Ach, zapomniałbym dodać: stała tak, ociekając wodą – rozkosznie naga.

Nie ułatwiała mi zadania. To było jasne jak słońce. Nie zamierzałem jednak łatwo się poddać.

– Widzę, że zarówno ręcznik, jak i ubrania nie były ci wcale potrzebne – stwierdziłem, gdy podniosłem się do pozycji stojącej. W całej okazałości, jeśli wiecie, o co mi chodzi. Pomimo powierzchownego spokoju, w głowie gonitwa myśli leciała na złamanie karku: co do kurwy nędzy miałem uczynić w tej sytuacji?!

Stare dobre przysłowie mawiało: jeśli nie wiesz co robić, najlepiej nie rób nic. Czekałem zatem na reakcję drugiej strony, chociaż moja była aż nazbyt oczywista.

Wtedy stało się coś czego spodziewać się nie mogłem. Popatrzyła na mnie, a w jej oczach zaszkliły się łzy.

– Jeśli chcesz znać przyczynę, przyjrzyj się dobrze, a zrozumiesz. – Widziałem, jak zaciska zęby i walczy, by łzy nie popłynęły niczym wodospad. Wtedy naprawdę spojrzałem i w końcu dostrzegłem...

Jej brzuch zdobiły blizny. Różnokształtne, obszerne i liczne. Było ich zbyt wiele, by powstały w tym samym czasie. Niewątpliwie cierpiała całymi latami. Ale to nie wszystko: biodra i spód piersi szpeciły rozstępy. Lewe ucho było naderwane – nic dziwnego, że zawsze zakrywała je włosami. Gdy blond pukle stały się tylko mokrymi strąkami, na jasnym skalpie, tuż obok przedziałka przezierało długie rozcięcie. Dawno zagojone, ale oczyma wyobraźni widziałem, jak mocno musiało krwawić.

Patrzyłem tak jeszcze chwilę po czym postąpiłem o krok. Wychyliłem się po zawieszony obok słuchawki ręcznik. Zgarnąłem go, stanąłem przed Anielą i przewiązałem materiał wokół jędrnego ciała. Zamknęła oczy, a długo wstrzymywane łzy popłynęły po różanych policzkach. Wziąłem z półki przy małym zaparowanym okienku podkoszulek i majtki. Położyłem je na desce klozetowej, by następnie sięgnąć po drugi ręcznik – ten sam, który wcześniej użyłem. Owinąłem go wokół jej włosów. Stała wciąż niewzruszona.  

– Podnieś ręce do góry – szepnąłem, gdy już uporałem się z wcześniejszym zadaniem. Posłusznie wykonała prośbę. Wciągnąłem jej podkoszulek przez głowę. Teraz przyszedł najgorszy moment. Obnażyła się przede mną, a ja wciąż krępowałem się kazać założyć jej gacie. Niebywałe. W innych okolicznościach prychnąłbym śmiechem, ale wiem, że jeden błędny krok i moje życie mogłoby zawisnąć na włosku.

– Otwórz oczy – poprosiłem. – Nie zranię cię. Możesz mi zaufać.

Spojrzała na mnie spod ciężkich powiek. Niebieskie tafle wpatrywały się z bólem, ale i ufnością. Mimo to zastanawiałem się, czy nie rzuci mi się zaraz do gardła. Cóż, bywała wszakże nieobliczalna. Podświadomie napiąłem swe mięśnie. Sięgnąłem jednak po majtki, cały czas nie spuszczając z niej wzroku. Podałem jej i skinąłem głową. Schyliła się i założyła bez słowa. Pociągnąłem za pierwszy ręcznik, by za moment rzucić go w kąt. Chciałem czym prędzej opuścić łazienkę.  

Złapałem ją za dłoń i ciągnąc za sobą zaprowadziłem do salonu. Wskazałem na sofę, wyciągnąłem spod poduszki pamiątkę po poprzednim właścicielu mieszkania – paskudny czerwony koc w kratę, przykryłem blondi, kiedy usiadła, sam zaś ruszyłem do kuchni, by nastawić czajnik. Zacząłem rozmasowywać skronie. Kurwa, byłem cholernie zmęczony. Wyglądało jednak, że trochę jeszcze czasu upłynie zanim dane będzie mi zasnąć.

Wróciłem do salonu, niosąc dwie duże herbaty. Posłodziłem obydwie, stwierdzając, że cukier obojgu dobrze nam zrobi. Upiła bez słowa protestu.

– Opowiedz mi skąd je masz. – Wskazałem na brzuch aniołeczka, siadając na fotelu naprzeciwko kanapy. Jej twarz oświetlała lampa z równie ohydnym jak koc abażurem. – Jeśli mam zrozumieć twoje motywy, muszę nie tylko widzieć, ale też wiedzieć.

Wpatrywała się w swoją herbatę jak w zwierciadło. Nie wiem, co mogła wyczytać z tak mętnych pomyj, ale najwyraźniej ją to uspokajało.

– Miałam jedenaście lat, gdy zaczęłam dojrzewać – odparła po dłuższej chwili. – Mój ojciec nigdy nie był ideałem. Bił matkę, pił, a do tego zmuszał mnie do usługiwania mu. Kiedyś było to podawanie kolejnej butelki lub robienie żarcia, gdy mamy nie było w pobliżu, później kiedy już nabrałam kształtów… – przerwała, by wypić dwa krótkie łyki. Za każdym razem słyszałem, jak jej zęby dzwonią głośno o szklankę – gwałcił mnie, jakby to było najnormalniejszą rzeczą na świecie. Matka wiedziała, ale bała się cokolwiek powiedzieć, głaskała mnie tylko po włosach i kazała być dzielną. Trwało to przez sześć lat, jednak gdy któregoś dnia przyprowadził z pracy kolegów i musiałam obdzielić ich wszystkich, coś w końcu we mnie pękło…

Patrzyłem na nią w skupieniu. Wiedziałem, że walczy z demonami przeszłości. Owszem, jej historia robiła na mnie wrażenie, ale wolałem cierpliwie zaczekać, aż w końcu powie mi wszystko.

– Tamtego dnia po raz pierwszy się postawiłam. Darłam się, biłam, gryzłam i kopałam. Jednak czymże był taki podlotek jak ja, gdy otaczało mnie pięciu dorosłych facetów. Te blizny na brzuchu w większości pochodzą od butelek. Wcześniej jednak wlali w siebie ich zawartość. Wbijanie "tulipanów" we mnie, w tym stanie zdawało się być świetną zabawą. Za ucho natomiast pociągnął mnie ojciec. Chciał pokazać, jak bardzo był ważny i kto miał decydujące zdanie. W głowę oberwałam na końcu. Kant regału – uśmiechnęła się ironicznie – nie mogę zliczyć ile razy wcześniej mnie na nim pieprzył.

Wypiła kolejne hausty herbaty. Zrobiłem to samo. Napój znacznie już ostygł – miał uwielbianą przeze mnie temperaturę –  był ciepły, ale już nie gorący. Wyglądało, że mieliśmy podobne gusta w tym zakresie.

– Po wszystkim mnie tak zostawili. Sami poszli gdzieś do jakiegoś Bolka, Tolka, czy innego Zdziśka. Matka znalazła mnie na podłodze i wezwała karetkę. Tylko ona mnie odwiedziła w szpitalu. Gdy odzyskałam przytomność, wcisnęła mi w rękę kopertę z uzbieranymi przez lata pieniędzmi. Już nigdy więcej tam nie wróciłam. Nie spotkałam się z nią od ponad dziewięciu lat. W tym czasie skończyłam studia na AWF. Stałam się silna i powiedziałam sobie, że nie pozwolę nikomu więcej mnie stłamsić. Dlatego właśnie wykańczam wszystkich, którzy stają na mojej drodze. – Nagle zaniosła się drwiącym rechotem. – Aż dziw, że jeszcze oddychasz…

Uśmiechnąłem się do niej znad szklanki.

– Myślę, że żyję właśnie dlatego, że jeszcze ani razu cię nie obraziłem. Sądziłaś zapewne, że stanowię zagrożenie dla twoich planów, ale minęłaś się z prawdą. Szczerzę powiedziawszy po ciuchu ci kibicuję. Nie będę przeszkadzał, ani oceniał. Rób co uważasz za słuszne. Nic mi do tego. Bądź jednak ostrożna. Jarek był płotką w porównaniu do całej reszty. Nie porywaj się z motyką na słońce.

– Wątpisz w moje umiejętności? – zapytała, na powrót ukazując rząd swoich ząbków. Bez makijażu straciła nieco uroku, niemniej nadal potrafiła zawrócić w głowie.

– Daruj sobie – odparłem, szybko ją gasząc. – Nie działa na mnie twoja gra i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Jeśli chcesz mojej pomocy, musisz mnie traktować poważnie. Jeśli nie, radź sobie sama.

– Do tej pory szło mi całkiem nieźle – skwitowała kwaśno. – Niby w czym mógłbyś mi pomóc?

– Źle zadajesz pytanie – rzuciłem, po czym opróżniłem kubek do końca. – Obydwoje możemy sobie pomóc. Ty wykończysz gości, którzy odebrali mi życie, a ja nauczę cię kilku sztuczek. Też byłem studentem tej sportowej akademii. W ostateczności mogę również ocalić ci tyłek. Powiedzmy, że będę twoim ukrytym bodyguardem. Co ty na to?

– I nie chcesz nic w zamian? – Uniosła brwi z niedowierzaniem. – Seksu, miłości, pieniędzy?

– Nie – rzuciłem. - Dobrze wiem, że gdy się uwolnię sam to wszystko zdobędę. A zatem, umowa stoi?

Popatrzyła na mnie nieufnie. Nie mogłem ukryć rozbawienia:

– Czy chcesz coś jeszcze dodać? – zapytałem. – Nie ma tu żadnych kruczków, ani tekstu drobnym maczkiem.

– Zgodzę się, o ile pozwolisz mi ze sobą zamieszkać – odparła. – Podoba mi się twoja łazienka.

– Czy ty przypadkiem nie próbujesz właśnie naruszyć warunków porozumienia? – rzekłem, podczas gdy ona szybko odrzuciła koc, odstawiła moją i swoją szklankę na mały stolik i usiadła na mnie okrakiem. Cały czas w moich szortach i podkoszulku.

– W żadnym wypadku. – Uśmiechnęła się kącikiem ust, tak jak kiedyś i wpiła się palcami w moje plecy. – Wychodzę tylko z założenia, że jeśli jakieś warunki mi nie odpowiadają, należy negocjować. Wiesz… - zawiesiła na moment głos – ja jeszcze nigdy nie robiłam tego z kimś, z kim chciałam. Zaskakujące, prawda?

– Być może – szepnąłem, odgarniając z jej twarzy, już nieco falujące ale nadal wilgotne włosy. – Tylko, co zrobimy potem?

– Będziemy dalej negocjować. – Zaśmiała się, chyba po raz pierwszy tak szczerze i serdecznie. – To jak? Przystajesz na to, póki nie wymyślimy nic lepszego?

– Już stoję – odparłem, zanurzając dłonie pod materiał bokserek. Chwyciłem ją za pośladki i zaniosłem do sypialni. – Przyrzekam, jeśli zechcesz mnie potem zabić, możesz pomarzyć o kluczyku do łazienki.

– Rozpatrzę twój wniosek – rzuciła, wbijając mi zęby w szyję – o ile poprawnie go złożysz…

Mogę tylko powiedzieć, że tej nocy zbytnio się nie wyspałem.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.