Zdzi*a cz. IV

Pewnie jesteście ciekawi, co było przyczyną śmierci barmana. Otóż... to nadal jest tajemnicą. Na ciele miał tyle śladów po igłach – świeżych i nowych, że nie sposób było się w nich połapać. Lekarz przekazał nam jednak, że się biedaczek udusił. Powodem mogły być narkotyki lub inne czynniki zewnętrzne. Jakie? Bóg raczy wiedzieć.

Gliny nie kwapiły się wszczynać dochodzenia dla byle jakiego Jareczka z kasyna. Więcej miał bowiem wrogów niźli przyjaciół. Można by dywagować na temat wartości jego człowieczeństwa. Tylko powiedzcie mi po co?

Oczywiście Anielka zalewała się łzami. Niesprawiedliwie by było oceniać je jako sztuczne. Histeria w jaką wpadła, gdy odkryliśmy zwłoki na zapleczu równała się istnemu tornado. Krzyczała, kwiliła, darła się, trzęsła i wymachiwała rękoma. Ot, rola godna Oskara.

Czy ktoś zakwestionował jej zakochanie? Nie. Czy ktoś ją podejrzewał? Owszem. A kto? Otóż byłem to ja. Miałem wszelkie powody, by uznać ją za winną zabójstwa swego kochanka. Dlaczego? Powiedzmy, że dało o sobie znać moje męskie przeczucie...

Nikt nie brał jej pod uwagę. Bo jak tak drobna i słodka istotka mogłaby powalić takiego bysiora? Hmm... dobre pytanie... Znałem jednak mniejsze wróbelki, które zadziobałyby sępy.  

Wierzcie mi lub nie, ale ciało ludzkie nie było mi obce. Nie dlatego, że miałem wiele panienek, czemu absolutnie nie zamierzam zaprzeczać. Fakt jest jednak taki, że zanim wpadłem w spiralę przemocy byłem ni mniej, ni więcej, ale studentem AWF. Tak, wiem. Jestem gościem pełnym niespodzianek. Radzę się wam przyzwyczaić. Przyznam zatem otwarcie: plecy, barki i kark blondi miała wyćwiczone wzorowo.

Pomimo to, nie zamierzałem dzielić się z nikim moimi spostrzeżeniami. Owszem mogłem poddać jej niewinność w wątpliwość, lecz wolałem czekać na rozwój wydarzeń. Powiedzmy sobie szczerze. Nienawidziłem każdego pieprzonego sukinsyna związanego z tym miejscem. Jeśli ktoś planował ich wszystkich wykończyć – moja podświadomość biła mu brawo, wciskając dupsko w kostium cheerleaderki.

Czy się bałem? Owszem. Szczałem po nogach ze strachu bo czułem, że jest niebezpieczna jak diabli. Miałem tylko nadzieję, że mnie jednak cudem oszczędzi. Albo chociaż uda mi się do tego czasu wymyślić jakiś plan B.

Wracając do tematu Anieli. Przedstawiała widok tak żałosny, że i mnie w dołku ściskało ze smutku. Nie sposób było ją uspokoić. Gdy ktoś chciał się do niej zbliżyć na nowo wpadała w swój lament. W końcu jeden z ochroniarzy nie wytrzymał tej ciągłej histerii:

– Ile ta zdzira będzie się jeszcze nadzierać? – Popatrzył na nią z politowaniem. – Ktoś musi zająć się barem. Klientów tylko odstrasza.

Szefunio ręce rozłożył. Taki był z niego Don Corleone, ale zupełnie nie wiedział jak dziewczę pocieszyć. Spojrzał na nas błagalnie byśmy coś zaradzili. Zabić i zastraszyć byłoby łatwiej. Ale kto zatłucze kurę, co znosi złote jajka?

Ten sam ochroniarz pokiwał głową zrezygnowany:

– Anielko, skarbeńku – zaczął i ujął jej roztrzęsione dłonie. – Tak nie można. –Uśmiechnął się pocieszająco. – Wiem, że jest ci ciężko, ale nie zwrócimy mu życia. –Pogładził jej policzek i starł łzy kapiące na piersi. – Musisz być dzielna. Jarosław by tego pragnął. Przecież wiesz, że nigdy nie chciałby twojego cierpienia.

Spojrzała na niego smutno, przytrzymując jego dłoń:

– To co mam teraz zrobić? – Jej dolna warga zadrżała, zapowiadając kolejną salwę płaczu.

– Ci... – Otoczył ją ramieniem, dodając w ten sposób otuchy. – Musisz go godnie zastąpić. Tylko wtedy jego śmierć nie pójdzie na marne.

Popatrzyła na niego z mieszanką smutku, nadziei i determinacji malującymi się na twarzy. Wtedy zrozumiałem, że udało się jej ich wszystkich przechytrzyć.

– Zrobię to – odparła twardo i pewnie. – Nie zawiodę Jarunia. – Pokiwała głową, wytarła twarz i dziarsko poszła w kierunku baru. Pół godziny później po jej rozpaczy nie było już śladu.

– Co za durna idiotka. – Usłyszałem głośny rechot ochroniarza, gdy mijałem go w drodze do kibla. – Uwierzyła, że mu na niej zależało. Toż to przecież lachociąg drugiego sortu. Komu by się chciało zwrócić na nią uwagę. Ma Jareczek szczęście, że się od niej uwolnił.

Spojrzałem w kierunku baru. Ani chybi usłyszała jego przemowę. A może tak miało być? Może to właśnie tym sposobem miała znaleźć drugą ofiarę? Jeśli tak, casting wydawał się być zakończony.

Nasze oczy spotkały się szybciej niźli sądziłem. Perfekcyjna buzia zalśniła jak u anioła. Makijaż poprawiła w kilka minut i znowu wyglądała nieziemsko. Spojrzała na mnie i już wiedziałem, że stałem się częścią jej planu.

Zerknęła znacząco w stronę ochroniarza. Gwoli ścisłości, Jan mu było na imię. Wyszczerzyła zęby w lubieżnym uśmiechu. Puściła mi oczko, a ja posłałem jej ten sam uśmieszek jakim ostatnio mnie uraczyła. Pokiwałem głową, ona zrobiła to samo.

Tym właśnie sposobem zawarliśmy nasz pakt. To, jak długo miał trwać zależało tylko od naszej kokietki.

Kocwiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał i erotyczne, użyła 933 słów i 5265 znaków, zaktualizowała 29 wrz 2020. Tagi: #kobieta #wulgaryzmy #przemoc #seks #alkohol

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto