Zdzi*a cz. II

Rok, w którym do nas zawitała nie był dla mnie łaskawy. To właśnie w '89 podpadłem największemu łajdakowi, jaki panował w naszej okolicy. Choć wcale mi się nie uśmiechało – stałem się jego chłopcem na posyłki.

Rzecz jasna, nie tylko mi było z nim nie po drodze. Miałem jednak odpowiednią posturę i jak ulał pasowałem na jego bandziora. Wystarczyło poderwać nie tę panienkę co trzeba, mieć lekką głowę i zbyt dużo alkoholu we krwi. Ani się obejrzałem, a już zbierałem siekacze z podłogi.

To był dopiero początek udręki. Któregoś dnia po ciężkim dancingu zagrzmocili do moich drzwi o 4:37 nad ranem. Pamiętam, jak w samych gaciach wywlekli mnie z mieszkania i zawieźli do jego kasyna. Niecałą minutę zajęło mi podjęcie decyzji. Nie ma czasu na negocjacje, kiedy spluwa dotyka twojej pulsującej od kaca skroni.

Zlecano mi najróżniejsze zadania. Od wyłudzeń przez zastraszenia, na pobiciach kończąc. Nie było kogoś w tym zapyziałym mieście, kto by o nas nie słyszał i się nas nie bał. Wsiąknąłem w to głębiej niż chciałem i coraz bardziej wątpiłem, że kiedykolwiek uda mi się odpracować mój błąd.

Wszystko zmieniło się w dniu, gdy zaskrobała o kontuar swoimi czerwonymi szponami. Siedząc w kasynowej loży jak jeden mąż odwróciliśmy swe głowy. Skrzywiłem się, bo rozdzierający dźwięk zakłócił mi spokój porannej kawy.

– Czego hałasujesz, ty zdziro! – Barman odwrócił się i oniemiał, rzucając ścierkę na blat.

Karminowe usta uniosły się w szerokim uśmiechu, ukazując rząd zębów bielutkich jak śnieg:

– Szukam pracy. Pomożesz mi wielkoludzie? – odparła, gdy leniwym spojrzeniem powłóczyła po jego dłoniach, torsie i twarzy.  

Widziałem, jak mimowolnie zadrżał. Powietrze zgęstniało do konsystencji budyniu. To samo działo się zapewne z mózgiem barmana. Ona zaś śledziła go wzrokiem niczym kocica swą upragnioną zdobycz. Jeszcze chwila i gotowa była mu skoczyć do gardła.  

Biedak nie wiedział, że to właśnie wtedy upatrzyła swoją pierwszą ofiarę...

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.