Zdzi*a cz. XIII

Obudził mnie natarczywy dźwięk dzwonka. Zdezorientowany uniosłem nadgarstek i spojrzałem na zegarek. Na cyferblacie widniała piąta czterdzieści siedem. Za oknem już świtało. Było więc stanowczo zbyt późno na milicję, za to za wcześnie na listonosza. Po krótkiej burzy w mózgownicy, stwierdziłem, że „i tak będzie, co ma być”, więc nieco skostniały od leżenia bez przykrycia, wyszedłem z salonu i z lekkim cykorem poczłapałem w kierunku drzwi wejściowych. Gdy już miałem odsuwać zasuwę, u progu sypialni pojawiła się owinięta moją bluzą Aniela. Na jej widok serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Stała tak, wyraźnie przestraszona. Szepnąłem więc szybko: „schowaj się i jakby co, uciekaj przez okno”, a następnie otworzyłem drzwi. Miałem nadzieję, że skok z drugiego piętra nie okaże się dla niej zbyt wielkim wyzwaniem.

Nasze obawy okazały się bezpodstawne, gdy na wejściu zobaczyłem jedynie niezbyt wyrośniętego chłopaczka. Spojrzał na mnie zaintrygowanym wzrokiem, a następnie bez powitania powiedział:

– Szukam dziewczyny.

Musiałem wyglądać na skołowanego, gdy uniosłem ze zdziwienia brwi i wskazując na siebie, stwierdziłem:

– Nie bardzo wiem, jak mam ci w tym pomóc. Jak widzisz, jestem odmiennej płci, a panowie jakoś specjalnie mnie nie interesują.

Chłystek tylko się głośno roześmiał, po czym z nieco kobiecą manierą odpowiedział:

– Nie ciebie głuptasie. Szukam Eli.

Nadal patrzyłem na niego jak na wariata, zupełnie nie rozumiejąc, o co w tym wszystkim chodzi. Niespodziewanie usłyszałem za sobą znajomy tembr kobiecego głosu:

– Wpuść go, to do mnie.

Odwróciłem się do aniołka i jak echo powtórzyłem wypowiedziane przez faceta imię:

– Ela?

Spojrzała na mnie karcącym wzrokiem i rzucając cierpkie: „chciałeś wiedzieć więcej, to się częstuj”, podeszła do drzwi i uściskała chłopaka, zapraszając do środka słowami:

– Dobrze cię widzieć Michel. Mam nadzieję, że Dolores nie miała przez nas zbyt dużo kłopotów?

– I tak, i nie – odparł, podając jej swoją skórzaną kurtkę z ćwiekami. Natychmiast powiesiła odzienie na wieszaku, obok mojego, którym najwyraźniej zajęła się po wczorajszej wymianie zdań. Uśmiechnąłem się do siebie smutno i poszedłem do kuchni, gdzie Aniela lub po prostu „Ela” nastawiła wodę i po paru minutach niezręcznej ciszy podała gościowi herbatę. Anielica oparła się o blat, a ja stałem przez chwilę niezdecydowany, by w końcu zająć miejsce przy kuchennym stole, naprzeciw Michela. Sekundę później usłyszałem z jego ust:

– Nie powinieneś sprawdzić, czy nie ma cię w drugim pokoju? – Nawet nie silił się na uprzejmość. Widocznie nie byłem w jego typie. – Przyszedłem do tej oto damy i nie potrzeba nam gumowego ucha.

Zanim zdążyłem wytłumaczyć pięścią, że siedzi u mnie w mieszkaniu, na moim pieprzonym krześle, głos zabrała blondi:

– Daj spokój „Mały Mi”, po prostu powiedz w czym rzecz.

Fagas łypnął na mnie niechętnym wzrokiem, by bez ogródek stwierdzić:

– Jest chujowo jak barszcz, bejbe. Gliny maglowały Dolcię cały wczorajszy wieczór. Miała stałą śpiewkę: pokoje wynajmujemy na godziny, dziewczyny płacą „czynsz za lokum” i prowizję od usług, nie mamy umów, było wielu klientów, nie wie, która to zrobiła, nie stać nas na monitoring, bla, bla, bla. Wiesz, to co zawsze. Martwy punkt, zero świadków. Ale potem przylazła ta baba, żoneczka lowelasa, którego posłałaś do piachu. No i się zaczęło. Przyprowadziła ze sobą dwóch śledczych. Trochę powęszyli, zebrali dowody, które jakimś cudem nam umknęły i kazali się nie oddalać. Trzy razy zmieniałem ubranie i brykę, by tu dzisiaj przyjechać. Mówię ci, babsztyl nie odpuści. Podsłuchałem, jak rozmawiała z tymi dwoma. Śledztwo zostanie umorzone, ale na jej rozkaz nie spoczną, aż nie znajdą, tu cytat – podniósł ręce w górę i zgiął środkowe oraz wskazujące palce obu dłoni – „kurewki”, z którą się pieprzył. Wygląda na to, że będzie chciała ukarać cię za mężowski występek. Jednym słowem, kotku: Wiej.

Aniela tylko pokiwała głową. Nie wyglądała na zbytnio zaskoczoną.  

– Potrzebuję minimum trzech tygodni – stwierdziła na głos, jakby wypowiadała własne myśli. – Dacie radę ich zwodzić tak długo?

Michel tylko westchną ze smutną miną:

– Nie będzie łatwo, mają dowody, nie wiem dokładnie jak mocne, ale musisz się streszczać.

– Jeszcze tylko dwóch – rzuciła w odpowiedzi. Popatrzył na nią wyraźnie zdziwiony, po czym powtórzył:

– Dwóch, a nie trzech?

– Dwóch – spojrzała stanowczo w oczy chłopaka, zupełnie jakby chciała dać mu coś do zrozumienia. Patrzyłem na wymianę ich spojrzeń i czułem, że coś mi umyka, ale za cholerę nie wiedziałem co.

– Skoro tak mówisz – odparł po dłuższej chwili.  

– Mogę na was liczyć? – zapytała nieco już rozluźniona.

Roześmiał się serdecznie i wstał, by ją objąć. O dziwo, nie miałem ochoty przegryźć mu na ten widok tętnicy. To był tylko przyjacielski uścisk. „Tak właśnie powinna wyglądać przyjaźń”. – Sam siebie zganiłem. Bycie przyjaciółmi to udzielanie wzajemnej pomocy, poleganie na sobie i wyłącznie bratersko-siostrzane uczucia. Nie to, co my i nasze obściskiwanie. Ech…

– Dla ciebie wszystko, Elżuniu – odpowiedział na pytanie, wypuszczając aniołeczka z objęć. – Ale pamiętaj, trzy tygodnie – pogroził jej palcem – nie damy rady wiecznie chronić twojej pięknej dupeczki. I twojej też. – Odwrócił się i puścił do mnie oko, gdy Aniela odprowadzała go do wyjścia. Mimowolnie parsknąłem śmiechem. Zostałem na miejscu i cierpliwie czekałem aż skończą wymianę pożegnań. Gdy blondi powróciła do kuchni, spojrzałem na nią i zapytałem:

– Trzy tygodnie, Elu?

Skrzywiła się smutno i opadła na krzesło, które wcześniej zajmował Michel.

– To moje drugie imię, skoro już tak się tego uczepiłeś – odparła zmęczonym głosem. Dopiero teraz zauważyłem cienie pod jej oczami. Czyżby przez wczorajszą dyskusję zaliczyła nieprzespaną noc? Zanim zdążyłem zagłębić się w dalsze rozważania, odparła: – Tak, tylko trzy tygodnie.

– I co potem? – zapytałem, nie bacząc na jej wieczorne ostrzeżenia. Już i tak wiedziałem za dużo i igrałem ze śmiercią. Ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Nie miałem nic lepszego do roboty. Nie posiadałem żadnego ciekawszego zajęcia. Takie było moje teraźniejsze życie. Ona stanowiła jego podwaliny. Tylko co właściwie zrobi po tych trzech „łikach”?

– Ucieknę, jak zawsze – odparła, jakby czytając mi w myślach i wzruszyła ramionami. – Najpierw jednak pomogę ci odzyskać twoje dawne życie.

  – Wiesz przecież, że tego od ciebie nie wymagam – powiedziałem poważnym tonem. Nie chciałem, by się dla mnie narażała.

– Ale chcę – stwierdziła z naciskiem na drugie słowo. – Tylko wtedy nie będę miała sobie za złe wszystkiego, co ci zrobiłam.

– A masz tego w ogóle świadomość? – Nie byłem pewny, jak odczytała moje wczorajsze zachowanie. Była inteligentna, chociaż świetnie grała słodką idiotkę. To ja niezbyt dobrze potrafiłem maskować swoje emocje. A przynajmniej tą jedną, szczególną.

– Niestety tak. – Zerknęła na mnie smutnym spojrzeniem, a następnie wyjrzała przez kuchenne okno. Patrzyła nieobecnym wzrokiem w jakiś nieznany mi punkt i kontynuowała:  

– Wiem, że się we mnie zakochałeś. Zauważyłam to już kilka tygodni temu, ale siedziałam cicho, nie chcąc ci tego wyrzucać. Nie mogę jednak odwzajemnić twoich uczuć. Nie wolno mi. Przynajmniej nie teraz. Nie pytaj dlaczego. I bez tego wiesz stanowczo zbyt wiele. Nie chcę jednak pozostawiać cię z niczym. Może nie obiecywałam, że oddam ci utraconą wolność, ale w tej sytuacji uważam, że będzie to chociaż namiastką zadośćuczynienia za złamane serce.

„Czyli już wszystko stracone” – pomyślałem. Nie miałem u niej żadnych szans. Cóż, mogłem się tego domyślać. Zapytałem jednak na głos, o to czego bałem się najbardziej:

– Czy mogę mieć chociaż nadzieję, że potem cię jeszcze spotkam?

Uśmiechnęła się i sięgnęła przez stół, by pochwycić moją dłoń.

– Zawsze można mieć nadzieję. Nie bez powodu mówią, że umiera ostatnia.

Uścisnąłem kobiece palce i ucałowałem drobne kosteczki śródręcza. Zobaczyłem, jak na ten gest spod jej powieki wypływa pojedyncza łza. Szybko ją starła i roześmiała się:

– To co, nadal mamy nasz deal?

– Tylko to nam jeszcze pozostało. – Z bolącym sercem odwzajemniłem uśmiech.

Niedługo miałem ją stracić, za to odzyskać wolność. Nie wiedziałem, czy się śmiać, czy płakać. Coś jakby we mnie pękło. „Trzy tygodnie. Tylko trzy i aż trzy.” – dumałem, gdy wróciłem do salonu jeszcze na chwilę się położyć. Aniela w tym czasie okupowała łazienkę. „Czy gdybym wiedział, że tak szybko się to skończy, pozwoliłbym się wtedy udusić? Tak? Nie?” – Nie wiedziałem. Naraz podjąłem jednak spontaniczną decyzję: „Jeśli to miały być nasze ostatnie tygodnie, zrobię wszystko, by były kurewsko dobre.”  

Przecież nie miałem nic do stracenia, prawda?

Kocwiaczek

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał i erotyczne, użyła 1628 słów i 9413 znaków, zaktualizowała 8 cze 2020.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Onyx

    Świetna część. W jaki sposób Aniela zamierza zwrócić naszemu bohaterowi wolność? To ciekawi mnie najbardziej

    26 paź 2020

  • Kocwiaczek

    @Onyx zapraszam do dalszej lektury. Powoli, powoli, a wszystko się wyjaśni:)

    26 paź 2020

  • Majkel705

    Brak słów normalnie czad bomba i odlot czyta się jednym tchem masz talent dziewczyno kryminał z najwyższej półki :bravo:  :yahoo:

    8 cze 2020

  • Kocwiaczek

    @Majkel705 bardzo cieszę się, że ci się podoba :) to ogromnie motywujące.

    8 cze 2020

  • Majkel705

    @Kocwiaczek Tylko prośba wstawiaj coś trochę częściej bo cykl jest naprawdę bardzo dobry

    8 cze 2020

  • Kocwiaczek

    @Majkel705 robię co mogę, ale równocześnie prowadzę drugą serię. Tę tworzę na bieżąco więc automatycznie zajmuje mi nieco dłużej. No i pomysł na kolejny rozdział po prostu musi dojrzeć w mojej głowie.

    8 cze 2020