Zdzi*a cz. XIX

Patrzyłem na Michela i nie do końca wiedziałem, co właściwie mam mu powiedzieć. Tam, w gabinecie szefa, Aniela mogła właśnie walczyć o życie, a ja mam teraz opowiadać jakiemuś pedałowi co przeskrobałem? Nie no, wolne żarty. Chyba już gorszego momentu nie mógł wybrać. Nie chcąc zatem przedłużać tej całej farsy westchnąłem i powiedziałem:

– Poderwałem kiedyś tutaj pewną lalę. Ładną miała buźkę i podwozie, nie powiem, że nie. Być może byłem zbyt obcesowy, bo po kilku kieliszkach potrafi mi się załączyć agresja, ale wiem, że nic większego jej nie zrobiłem. Była nieco naćpana, więc trochę się pomacaliśmy, jednak do seksu nie doszło. Nie wiem, czy dlatego, że w porę mi przerwali, czy też bo ledwo stałem już na nogach. Trochę mnie obtłukli, wybili dwa zęby i jakimś cudem odesłali do domu. Tyle.

Chyba nie przekonałem go wystarczająco, bo zapytał:

– Naprawdę nie wiesz kim była ta dziewczyna?

Wzruszyłem ramionami. Jakoś nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem.

– Nie – odparłem szczerze. – Nigdy więcej jej już nie spotkałem.

Widać było, że taka odpowiedź nadal nie wydawała mu się satysfakcjonująca. Bez słowa, w totalnym zamyśleniu tarł swoją szczękę. Zacząłem się więc mocno niecierpliwić:

– Serio, czy to jest teraz takie ważne? Kto wie co tam się dzieje? Może byś tak zainteresował się w końcu kobietą, której śmiesz wmawiać, że jesteś jej przyjacielem?  

Na te słowa odwrócił się w moim kierunku i bez ostrzeżenia złapał za koszulkę. Przyciągnął mnie bliżej i wysyczał przez zaciśnięte zęby:

– Jestem jej przyjacielem, dupku. Kimś, z kim ty nie możesz się nawet równać.

– Tak? – wypaliłem z wyraźną ironią. – To dlaczego wciągnąłeś ją w ten cały bajzel? Naraziłeś blondi na niebezpieczeństwo i dobrze o tym wiesz, a na dodatek chcesz teraz, by poszła za twoje grzeszki do pierdla?

– Co ty pieprzysz? – Wyglądał na zdumionego. – Może i Ela nie wie, że za tym wszystkim kryje się grubsza sprawa, ale również ma z tego korzyści. Zresztą, co ja ci się w ogóle tłumaczę…

– O nie, nie, nie. – Tym razem to ja złapałem go za poły. – Czas skończyć te wasze głupie gierki. Siedzę w tym po uszy, więc nie wciskaj mi tutaj bajeczek, że chuj mi teraz do tego.

Na jego twarzy, tak blisko mojej, odmalowała się niechęć pomieszana z bólem. Chętnie przycisnąłbym go mocniej, bo naprawdę miałem ochotę typa udusić. Milczał przez kilka sekund, jednak udało mi się go złamać:

– Została złapana dwa lata temu. Nie miałem pojęcia, że morduje. Ona zaś nie była świadoma, że wspiąłem się po szczeblach kariery na tyle wysoko, by zostać tajniakiem i prowadzić własny oddział. Dolores, która jest moją szefową, zaproponowała jej układ. Ela miała sprzątać niewygodnych systemowi ludzi, rozbijać gangi i narkotykową mafię. W zamian, miała zostać w całości oczyszczona z zarzutów i otrzymać pełne błogosławieństwo, na swoje dalsze poczynania, już po wykonaniu wszystkich zleceń. To jest ostatnie zadanie. Ja natomiast zostałem przydzielony jej jako opiekun. Wie, że pracuje dla milicji, jednak nie jest do końca świadoma, co właściwie robi. Roztacza swój urok, wabi i mami, wyciągając jak najwięcej informacji, a potem zdaje nam relację. To układ fifty-fifty. Nie rozumiem tylko, dlaczego tym razem pozwoliła komuś wkraść się do swojego serca. Na dodatek, usuwając wszystkie dowody, które mogłyby go pogrążyć.

Potrząsnąłem głową, nic nie rozumiejąc. – „Jak to? Zniszczyła haka na mnie? Zabrała szefowi moje akta? A co najważniejsze, pozwoliła mi wślizgnąć się w swoją pikawę?”. – Postanowiłem odrzucić te myśli na boczny tor, skupiając się w końcu na tym, co było teraz najważniejsze.

– Musimy jej pomóc. Jest słaba. Chyba nie jesteś nawet świadomy, jak bardzo. Po wczorajszej akcji, ledwo stoi na nogach. Nie możemy jej tak zostawić. Musimy dowiedzieć się, czego on od niej chce. Nie ma czasu, by zwlekać. – Puściłem go w końcu, z zamiarem opuszczenia auta. Już miałem wychodzić, jednak złapał mnie za ramię i pociągnął z powrotem na fotel:

– Nic na razie nie mówią.

Popatrzyłem na niego zdumiony i lakonicznie zapytałem:

– Jak to?

W odpowiedzi wskazał na słuchawkę w swoim prawym uchu:

– Czerwone kolczyki mają w sobie podsłuch.  

W tym samym momencie, w jego kieszeni zatrzeszczała krótkofalówka. Wyjął ją, nacisnął coś w słuchawce, chwilę chłonął przekazywane mu informacje, by za moment zakomunikować przez urządzenie swojemu oddziałowi:

– Przyjąłem. Zostańcie na swoich pozycjach. Pewnie milczą, bo nadal tkwimy w aucie. Musimy się przeparkować. Bądźcie czujni. Mam nasłuch. Dam sygnał jeśli będziecie mieli wkroczyć do akcji.

Gdy jeszcze mówił, pokazał mi bym odpalił samochód i ruszył. Sam zaś zapadł się nisko w fotelu tak, aby nie było go widać. Pojechałem na tyły kasyna i zaparkowałem w bocznej alejce, uprzednio wyłączając światła. Ruch był niewielki z uwagi na późną porę, ale miejsce, które wybrałem znajdowało się wystarczająco daleko, by z budynku nie słychać było ryku silnika. Kończąc manewr parkowania obserwowałem, jak Michel ściąga z siebie niewielki plecak, a z niego wyjmuje głośnik i podłącza go do słuchawki. Po serii krótkich trzasków i ja mogłem przysłuchiwać się otoczeniu Anieli. Po niecałej minucie, w końcu dobiegł do mnie niewyraźny głos szefa:

– No, wygląda na to, że wreszcie jesteśmy sami.

– Czego ode mnie chcesz? – padła odpowiedź blondi. Wyraźnie denerwowała się, że tyle czasu musiała milczeć.

– Widzę, że zapomniałaś z kim rozmawiasz, złotko. Ale to akurat jest teraz najmniej istotne. Kazałem cię tutaj przywieźć, aby dowiedzieć się dlaczego ukradłaś mój zegarek.

Nastąpiła cisza, którą przerwały słowa Anieli:

– Skąd taka pewność?

– Nie jestem kompletnym idiotą, jak ci wszyscy, których owinęłaś sobie wokół palca. Spójrz na świetlik w drzwiach. Nie zastanowiło cię, że z drugiej strony nie ma takiego samego? Przejrzałem zapisy z kamery i wiem, że to ty przeszperałaś wszystkie papiery i zabrałaś zegarek. Gadaj więc, co z nim zrobiłaś?

Wydawało się, że zapędził blondi w kozi róg, zdziwiłem się zatem, że tak szybko zripostowała:

– Ale już nie zastanowiłeś się, kto kazał mi to zrobić? Myślisz, że nie widzę, jak pozbywasz się stąd każdego, kto zagraża twoim planom?

– Ja? – zaczął się głośno śmiać. – To chyba ty jesteś tutaj największą modliszką. Najpierw ukatrupiłaś Jarunia, potem Jana, a teraz w dziwnych okolicznościach pod ziemię zapada się Jacek. Wiem też, że zabrałaś papiery JJ-a. Czyżbyś na niego również miała chrapkę?

Tym razem to Anielica wybuchnęła gorzkim rechotem. Chwilę się nim zanosiła, by w końcu wypalić:

– Ładnie to sobie wszystko obmyśliłeś. Nie ma co, punkt dla ciebie. Nie zwróciłeś tylko uwagi, że miałeś tysiąc powodów, by pozbyć się każdego z nich. Pozwolisz zatem, że ci to wytłumaczę? – zapytała niemal kapiącym od jadu tonem i przerwała. Chwilę później usłyszałem szuranie krzesła. Zapewne tego, które stało tuż obok drzwi. To pewnie blondi, nie mogła już ustać w tych niebotycznych obcasach i wolała usiąść. – Twoją ciszę odbieram za przyzwolenie. Zacznijmy może od samego początku. Od twojej zmarłej córki. Tej samej, którą JJ tak uparcie próbował poderwać. Tej samej, która zmarła tego feralnego wieczoru, kiedy przedawkowała prochy od Jarka…

– Skąd wiesz o Marlenie?! – przerwał jej głośno, wyraźnie wzburzony.

– Jestem naprawdę dobrym obserwatorem i mam uszy oraz oczy szeroko otwarte – odparła ze stoickim spokojem. – I jak ty, nie jestem głupia. Tyle tylko, że ja wiem wszystko o twoich grzeszkach, a ty o moich nic. Wiem na przykład, że twoja żona kazała zabić JJ-a. Ty jednak stwierdziłeś, że zrobisz z niego swojego niewolnika. Anastazji sprzedałeś bajeczkę, że się pozbyłeś patałacha, którego obwiniała za śmierć córki. Szkoda, że nie miałeś odwagi przyznać się, iż ten zegarek nie należał wcale do naszego JJ-a, a jakiegoś przypadkowego ćpuna zgarniętego przez Jareczka z chodnika. Nie wiedział biedak, że za tak oddaną przysługę zechcesz zapodać mu śmiertelną dawkę narkotyku. Dobrze wiedziałeś, że był uzależniony. Te świeże wkłucia nie nastąpiły z jego ręki.

– Ale, ale… przecież to ty go udusiłaś?

– Ja? – zapytała niewinnie, po czym skłamała z wyuczoną latami pewnością. – Ja siedziałam wtedy w jego cieplutkim mieszkanku i robiłam sobie maseczkę z ogórków.

– Ty zdziro! – wypalił. – Myślisz, że ktoś ci uwierzy. Po moim trupie!

Aniela prychnęła, wyraźnie rozbawiona:

– Myślę, że Anastazja już się o to postara, gdy dowie się, że ją tak perfidnie okłamałeś. Ale hola, hola, to jeszcze nie koniec twoich przewinień. Can I continue? Chcesz chyba wiedzieć, co się stało z zegarkiem. Dobrze wiem, jak szczysz po gaciach na myśl, że twoja żoneczka dowie się jaki z ciebie partacz. Bez jej kasy, nadal tkwiłbyś w rynsztoku. W gruncie rzeczy ty i Jan jesteście do siebie podobni. Obydwaj gardzicie każdym dookoła siebie, a sami sprzedajcie własne tyłki dzianym prukwom. I to mnie nazywasz zdzirą, ty pieprzony chujodajku?

– Mów gdzie jest zegarek, ty kurwo! – szef grzmotnął dłonią w swoje mahoniowe biurko. Słyszałem jak z blatu potoczyły się i spadły na ziemię jakieś przedmioty. Wyglądało na to, że za chwilę rzuci się Anieli do gardła.

– Spokojnie, dojdziemy do tego. Usiądź i szanuj swój kręgosłup. Moralny masz już totalnie zjebany, więc chociaż zaopiekuj się tym organicznym. No już. Siad, siad. Grzeczny piesek.

Musiałem przyznać, że posiadanie Anielicy za wroga, było jedną z gorszych ewentualności. Stąpała po cienkim lodzie, stawiała sprawę na ostrzu noża, bała się, ale nie odpuszczała. Nie znałem nikogo, kto mógłby być jednocześnie tak sprytny i tak lekkomyślny.

– Przejdźmy teraz do sprawy Jana. Tego zakochanego po uszy w twojej córuni chłoptasia. Tylko on wiedział, że zegarek należał do bezimiennego ćpuna. Jarunio był na zbyt ostrej fazie, by skojarzyć fakty. Potrzebowałeś więc kogoś, kto nie tylko będzie trzeźwy i silny, ale też okaże się na tyle emocjonalnie związany ze sprawą, by bez wahania ubrudzić sobie za ciebie ręce. Zabił kolesia, utracił miłość, a ty w ramach rekompensaty dałeś mu talon na kurwy i balon. I to dosłownie! Naprawdę myślałeś, że dziurę w sercu może załatać noc spędzona z jakąś dziwką? Przecież ten facet tkwił w małżeństwie z despotyczną panią sędziną, więc czego się spodziewałeś, jak znalazła twoje zaproszenie do „Mokrych majteczek”? Znów miałeś czyste rączki, bo to zazdrosna żonka pozbyła się niewiernego ochroniarza. Nie takie sprawy pani urzędniczka państwowa zamiatała pod dywan.

– Widzę, że masz gotową odpowiedź na każde pytanie, ale jeszcze nie wyjawiłaś mi tej, której od ciebie oczekuję.

– Spoko luz. Już powoli do tego dochodzę.

– Powoli, to kończy się moja cierpliwość.

– To twój problem. Ja mam jeszcze trochę do opowiedzenia. Pamiętasz tę szkatułkę, której nie mogłeś otworzyć, a którą twoja żonka umieściła w sejfie pod biurkiem? Ciekawe, że mając tyle kasy i ciebie, oddanego męża, trzymała tutaj coś, do czego nie miałeś dostępu. Nie jesteś zainteresowany, co zawierała?

– Otworzyłaś ją? Jak? Przecież była zaszyfrowana.

– Nie ma takiego muru, którego nie można zburzyć, jak i nie ma kodu, którego nie da się złamać. – oczyma wyobraźni widziałem, jak moja lejdi uśmiecha się, mówiąc te słowa. – Ale nie bój się, zaraz cię oświecę. Czy wiesz, że Jacek nie miał być tylko krupierem, którym go mianowałeś? Miał być twoim zięciem. Osobiście wybranym i zaakceptowanym przez Anastazję. W tej szkatułce znajdował się akt własności kasyna. W niedługim czasie miałeś zostać uświadomiony, że ten, który miał opiekować się twoją córką, skrycie opiekuje się twoją żoną. Tak, i to jak się opiekuje. Zrozum więc, jak wybitnie głupim pomysłem było nasyłanie go na mnie w celu zrobienia mi kompromitujących fotek. Na co mu moje zdjęcia i twoje uznanie, skoro dostał ode mnie akt własności i może teraz pognać zarówno ciebie, jak i twoją naiwną, sflaczałą żoneczkę? Nie zdziw się zatem, że przez jakiś czas nie będzie się tutaj pokazywał. Dostał co chciał, a teraz poczeka, aż kurz opadnie, by później wziąć to, co do niego należy.

– To nieprawda! Nie! Kłamiesz! Anastazja w życiu, by mi tego nie zrobiła! Przecież ciągle powtarza, że mam najlepszą sylwetkę, że tak dobrze ją rżnę! Nie może mnie tak po prostu porzucić!

– Myślę, że jesteś już na tyle dużym chłopcem, by mogła odstawić cię od cycusia. Tylko mi się tu teraz nie popłacz, bo…

Nie dokończyła. Usłyszałem, jak kolejne przedmioty spadają z biurka na podłogę. Dźwięk szurania materiału, dudnienie, uderzenia i łamiące się krzesło. Wszystko wydarzyło się w ułamku sekundy. Potem dotarły do mnie odgłosy duszenia i łamiącego się krzyku. A także urwany szept: „...dżej”.  

Michel zaczął wydzierać się do krótkofalówki. Zrozumiałem tylko tyle, że mają problem z włamaniem się do środka. W tym momencie złapałem za drzwi i zostawiając je otwarte rzuciłem się biegiem w kierunku kasyna. Z auta wrzeszczący Michel kazał swoim wstrzymać ogień, krzycząc słowa: „To nasz, to nasz!”.  

Nie tracąc ani chwili przeskoczyłem przez kilka siatek oraz parkanów i popędziłem do wyjścia na zapleczu. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że wszystkie okna były zakratowane, a drzwi pancerne. Klucze drżały w moich dygoczących dłoniach. W myślach błagałem Anielicę o jedno: „daj radę, trzymaj się, skarbie, jeszcze chwila”.  

W końcu otworzyłem zamek i wpadłem do środka. Za mną zaś, jak na filmie akcji, popędziły czarne mundury.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik shakadap

    Brawo!
    Pozdrawiam i powodzenia

    27 lip 2020

  • Użytkownik Kocwiaczek

    @shakadap dziękuję:)

    27 lip 2020