48 godzin. - cz. 4.

48 godzin. - cz. 4.Wypaliła dwa łażąc w te i z powrotem po parkingu. Ochroniarz łaskawie zostawił ją w spokoju, czekając posłusznie przy samochodzie. Sam oczywiście nie palił. Tak jak i oczywiście nie pił, oczywiście nie ćpał i oczywiście zdrowo się odżywiał. Daria rzuciła na niego okiem. Zamojski był i dla Kacpra kimś ważnym. „Czy można być aż tak nieczułym?” – dziwiła się stalowym nerwom mężczyzny. „Widocznie dla niego to tylko praca. Nie ten szef, to inny.”
Przykucnęła zgięta bólem przygniatającej rzeczywistości. „Jestem już sama. Tak cholernie sama.” – zagryzła wargi by ponownie nie wybuchnąć łzami. Kacper spojrzał z zaniepokojeniem, jakby z odległości kilkudziesięciu metrów widział kłębiące się nad głową dziewczyny dobijające myśli.
-Zawieź mnie pod szkołę. Potrzebuję coś załatwić. – hardy głos grał swoją grę, gdy wróciła do auta.
-Tak chcesz jechać? – rzucił okiem na nieświeże ubranie. – Jesteśmy prawie pod domem. Wykąpiesz się, zjesz coś i zawiozę cię gdzie będziesz chciała.  
Bez słowa przyznała mu rację. W milczeniu dojechali do posesji. Myśl, że będzie tu teraz całkiem sama wrzynała się w mózg jak pisk alarmu otwieranej bramy.
Postanowiła zebrać się w sobie i jak najszybciej ogarnąć sprawy, bo po południu móc w spokoju oddać się emocjom. To, że ojcu zostało niewiele, wiedzieli wszyscy. Ale, że doczeka wyników matury, było jej prywatnym marzeniem.  

Po pół godzinie dziewczyna była gotowa.
-Daria, zawiozę cię do szkoły. Po auto pojedziemy późnej, ok? Albo skoczę z Robertem. Nie chcę, żebyś prowadziła w takim stanie.      
-W jakim stanie?! – krzyknęła wypełniając emocjami chłodnie nowoczesny salon. I udowadniając tym samym „taki stan”.  
W odpowiedzi mężczyzna dopił wodę i zgarnął kluczyki ze stołu.  

Kacper powoli zatrzymał samochód po przeciwnej stronie ulicy. Rzucił okiem na ceglany budynek liceum. Nie mieli tu nikogo i nikt się im tu nie próbował instalować. Zakaz szefa. Oprócz jednego cwaniaka, który w pierwszej klasie zawrócił dziewczynie  w głowie, tylko po spełnić swoje gówniarskie marzenie o pracy dla jej ojca. Pogonili go szybko. Daria zbierała się do kupy dużo dłużej. Pamiętał jaka była wtedy nieznośna.  
-Wiesz co… Daj mi ten projekt. Załatwię to, a ty spokojnie poczekaj.  
-No coś ty! Ta baba w ogóle nie będzie z tobą rozmawiać! Nie ma mowy!  
-A ty z nią będziesz? Jesteś roztrzęsiona! Kilka godzin temu straciłaś ojca i siedziałaś w pudle. Teraz wyglądasz jakbyś szła jej przywalić. Słaby plan. Dawaj tą teczkę.  
Daria nie zamierzała się z nim szarpać. Miał rację - czuła, że jest na granicy wytrzymałości.
Przesiedziała kilkanaście minut w samochodzie. Zamknięte powieki bezpiecznie odcinały od przyduszającej rzeczywistości. Dla rozluźnienia próbowała przypomnieć sobie jakikolwiek kawałek poezji z kanonu lektur obowiązkowych. Analiza wiersza to był najgorszy z jej maturalnych koszmarów, choć sama nieraz napisała coś swojego.  
Wrzucony do schowka „teleskop” Kacpra nie pozwalał się skupić. Nigdy nie lubiła broni. Zresztą ojciec nie afiszował się z tym w domu. Ochroniarz wyskoczył kiedyś z pomysłem, że powinna poćwiczyć strzelanie, ale popatrzyła na niego tak, że jedynie uniósł ręce w górę i tradycyjnie odszedł nalać sobie wody.
Delikatne pukanie w szybę wyrwało dziewczynę z zadumy. Odbezpieczyła blokadę drzwi i z zaskoczeniem odkryła, że oczy Kacpra nie zawsze są stalowe. Na ile to możliwe w jego przypadku wyglądał na zadowolonego.
-Masz pięć na koniec i nie musisz już chodzić do końca roku. W piątek po świadectwo. – zaczerpnął powietrza, jak po złożonym raporcie. – Średnia 5,2? No, no…  
Daria była nie mniej zaskoczona.
-Pięć na koniec? Zastraszyłeś ją? – nie wiedziała, czy ma się śmiać czy płakać. Wiedziała za to, że w przypadku Kacpra wszystko jest prawdopodobne. Nawet z bronią pozostawioną w samochodzie.
-Przepraszam, czy ja wyglądam na kogoś, kto potrafi jedynie zastraszać? – żart miał być przedni, ale nie trafił na podatny grunt. Daria patrząc na wskroś przez mężczyznę obserwowała wychodzących ze szkoły kolegów z klasy. Uśmiechnięci, zrelaksowani, pełni wiary w przyszłość. Planów zaczynających się od słów „po maturze…”. Dziewczyna skurczyła się w sobie i odwróciła głowę.  
-Jedźmy po mój samochód. – szepnęła.  

Daria jedynie rzuciła okiem na automatyczne drzwi izby przyjęć. Szklaną taflę, co dzień i co noc obojętnie otwierającą swe ramiona przed setkami ludzkich dramatów. Nie znalazła siły, by iść po wypis i zająć się załatwieniami związanymi z pogrzebem. Długi sen stracił swój dobroczynny wpływ, a dobre wiadomości ze szkoły zamiast przynieść ulgę, jedynie osłabiły. Odpalając trzylitrowy silnik marzyła o tym by wrócić do domu i jednak znów na chwilę się położyć. Miała jechać za Kacprem, ale zgubiła go gdzieś po drodze. Gdy jeździł sam miał zdecydowanie cięższą nogę.
Otwarta brama nie zdziwiła tak bardzo jak dwa dodatkowe samochody na podjeździe. Jeden z nich znała – Skowiński, ten wielki nieobecny, podstawił się do wygarnięcia opieszałości. Chociaż teraz nie miała ani do tego głowy, ani czasu. Ale czarny Range Rover na przemyskich blachach? W dodatku ubłocony jakby wrócił z off roadu? Dziewczyna była pewna, że nigdy wcześniej go nie widziała.  
-Daria? Dobrze, że jesteś. – Kacper wyglądał nieswojo. I to dosłownie. Nie jak nieprzystępny, chłodny introwertyk. Jak ktoś kto zabarykadował wszystkie wejścia, a intruder właśnie uświadamia mu, że zapomniał o okienku w piwnicy.
-Kto to przyjechał? Skowiński go przytargał? – dziewczyna była rozdrażniona. Uważała dom za azyl. Świątynię spokoju, w której właśnie planowała poszukać schronienia przed całym światem. Jako dziecko zazwyczaj pozostawiana sama sobie, była przyzwyczajona do samotności. I tylko o tym teraz marzyła.  
-Daria, posłuchaj. Tylko spokojnie. Musisz kogoś poznać…  
Miała wrażenie, że Kacper mówiąc  o spokoju próbował uzyskać ten efekt u siebie. Rzuciła na niego ostatnie zdziwione spojrzenie i energicznie przeszła w głąb domu. Jak wryta stanęła w drzwiach salonu.
Chociaż nigdy nie widziała tego osobiście, znała całą postać ze zdjęć, które, jako mała dziewczynka, uwielbiała przeglądać. Jej własny ojciec. W wieku mniej więcej trzydziestu lat. A właściwie to jego wierna kopia.
-To z pewnością jest Daria! – mężczyzna stojący ze szklaneczką whisky na środku salonu uśmiechnął się szeroko.
Kopia jednak nie była aż tak wierna. Daria nigdy nie widziała u ojca tak fałszywego spojrzenia. Przynajmniej nie w swoim kierunku.  
-Kacper… - dziewczyna odwróciła się niepewnie. Z ulgą zauważyła, że ochroniarz stoi zaraz za nią. – Kacper, co to za człowiek?
-Daria, pozwól, że ci przedstawię… - mecenas Skowiński wyskoczył z dłońmi rozłożonymi w teatralnym geście.  
-Twój przyrodni brat! – falsyfikat impertynencko przerwał prawnikowi. Odłożył szklankę i autorytatywnie położył dłoń na skórzanym fotelu ojca. - Aleksander Zamojski. Olek. A właściwie – Sasza.  
Melodyjny zaśpiew złowrogo odbił się od marmurowej posadzki.  

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał i dramaty, użyła 1284 słów i 7408 znaków, zaktualizowała 20 sty 2019.

3 komentarze

 
  • Użytkownik agnes1709

    Ledwo wypełzł, a już go nie lubię :weapon:

    20 sty 2019

  • Użytkownik angie

    @agnes1709 Hahahaha !!! Ach,te uprzedzenia ;)

    20 sty 2019

  • Użytkownik AnonimS

    No proszę..pojawił się kolejny "króliķ z kapelusza". Pozdrawiam

    20 sty 2019

  • Użytkownik angie

    @AnonimS Szwarccharakter musi być :D

    20 sty 2019

  • Użytkownik AnonimS

    @angie aluzja do imienia Sasza  to "oczywista oczywistość "

    20 sty 2019

  • Użytkownik angie

    @AnonimS To w sumie ładne imię. Osobiście spotkałam kogoś, kto dla świata był Alexem, a dla przyjaciół Saszą.

    20 sty 2019

  • Użytkownik AnonimS

    @angie ja też poznałem rezydenta mafii ruskiej w Polsce o imieniu Sasza ksywa Afganiec :P

    20 sty 2019

  • Użytkownik angie

    @AnonimS Ale ten mój nie był gangsterem... Bez przesady. Normalny inwestor, elegancki, na poziomie ... ;)

    20 sty 2019

  • Użytkownik AnonimS

    @angie to masz szczęście do miłych facetów.  Ja często się musiałem spotykać z tymi niemi"ymi

    20 sty 2019

  • Użytkownik angie

    @AnonimS Do miłych? Pozwól, że "potwierdzę" ścieżką dźwiękową:  

    "Ha.  Ha.  Ha."  
        
                     Dziękuję.

    20 sty 2019

  • Użytkownik Somebody

    No ty jak się rozkręcisz, dziewczyno... Brawo i chylę czoła  :bravo:

    20 sty 2019

  • Użytkownik angie

    @Somebody Ojejku...  :redface:  Teraz nie zasnę spokojnie ;)  "Kacper! Chodź mnie przytul!" ;)

    20 sty 2019

  • Użytkownik AnonimS

    @Somebody myślę że angie to jednak kobieta a nie dziewczyna  :P

    20 sty 2019

  • Użytkownik angie

    @AnonimS Jedno drugiego nie wyklucza. Do jednych kobieta, do innych dziewczyna....    :cool:

    20 sty 2019

  • Użytkownik Somebody

    @angie  ;)

    20 sty 2019