48 godzin.

48 godzin.Środa, 22 kwietnia, godzina 10:30.

Czarne Nike Roshe poprowadziły Darię biegiem w dół szpitalnych schodów. Miała jeszcze podjechać do szkoły. Zdążyć przynajmniej na ostatnią lekcję, aby oddać projekt z biologii. Bez tego mogła tylko pomarzyć o promocji i zakończeniu liceum. A bez tego –tylko pomarzyć o maturze w terminie. Razem z cała klasą. Chociaż raz jak normalny człowiek.  
Po kilku bezwiednych łzach nad łóżkiem ojca pozostała już tylko gula goryczy w gardle. Dziewczyna przypomniała sobie o butelce wody w samochodzie. Być może bezczelnie ostre, kwietniowe słońce nie nagrzało zbyt mocno plastiku.  

Wywołane alarmem w kluczyku czarne cabrio mignęło światłami. Daria rzuciła torebkę na przednie siedzenie i podeszła do bagażnika. Nagle poczuła,  że zamiast dotknąć uchwytu ręką, całym ciałem ląduje na rozgrzanej blasze, popchnięta przez nieznaną, ale stanowczą siłę.
-Daria Zamojska? Jest pani aresztowana za posiadanie narkotyków. – głos zza pleców przełożył się na czynności służące do zatrzymania podejrzanego. Dziewczyna już miała skute dłonie, ktoś zaczął ją przeszukiwać. Drugi operacyjny otworzył schowek w samochodzie.  

-Ojej! A co my tu mamy! – triumfalnie wyciągnął woreczek z białym proszkiem.  Kilkanaście sekund wcześniej wyciągnął go z własnej kieszeni.
- Nic na mnie nie macie! – dziewczyna szarpnęła dłońmi.
Odwrócona ujrzała znajomą twarz podkomisarza Luranca.
-Ty gnoju! Wiesz, że mój ojciec umiera! Ty skurwielu! – zaczęła się wyrywać niedoświadczonemu sierżantowi.- Załatwię cię, zobaczysz!  
-Proszę się uspokoić i nie stawiać oporu. - beznamiętnie odpowiedział stary gliniarz.
- Na tym nawet nie ma moich odcisków! Wiesz, że nic na mnie nie masz! Wiesz to! – krzyczała jeszcze w drodze do nieoznakowanego radiowozu. Ale szła spokojnie. Pokręciła głową na myśl o biologii. Kilka bezwiednych łez rozmazało resztkę makijażu.  
____

-Kacper?! Zatrzymali mnie. Zadzwoń po Skowińskiego. Mhm. No tak, kurwa. Czwarty raz w tym roku. Wiem. Jakby cokolwiek im to dawało. – Daria potarła piekące oko i na znak dany przez pilnującego ją policjanta powoli kończyła rozmowę. – Wiem. Dzięki. Tak, będę czekać.

Zapewnienia żołnierza ojca nigdy nie były bez pokrycia. Zawsze mogła na niego liczyć jak na starszego brata. Wiedziała, że wystarczy spokojnie poczekać. 48 godzin to maksymalna niedogodność jaką jej mogli sprawić, ale Skowiński z pewnością zjawi się  do kilku godzin. „Trzeba dbać o ludzi.” Dobrze opłacany prawnik i dobrze opłacana ochrona. Dwa filary o których często powtarzał jej ojciec. O ile cokolwiek mówił jej o swojej pracy.

Daria czuła, że teraz jest jednak inaczej. Siedząc wśród zatrzymanych prostytutek, czekając na przesłuchanie, wiedziała , że coś idzie innym niż utarty torem. Nie umiała jeszcze określić co to może być. Domyślała się tylko, że niepokój z tyłu głowy nie jest bezpodstawny.
Odpuściła biologię.  
„Pogadam z dyrem. Przekonam go.” – dziewczyna miała nadzieję, że nauczycielka przymuszona przez szefa będzie musiała zaliczyć jej projekt po terminie. Sponsoring taty, ale też i całkiem dobre stopnie córki przemawiały do władz szkoły.  
Trochę gorzej z zachowaniem. Chociaż relatywnie spokojna, to jednak zawsze na cenzurowanym. A od czasu osiągnięcia pełnoletniości i cyklicznych zatrzymań na dwie doby – pod obstrzałem rady rodziców, która domagała się wydalenia z prestiżowego liceum elementu patologicznego.
-Zamojska?! – nieznoszący sprzeciwu głos wyrwał dziewczynę z zamyślenia.- Zapraszamy na rozmowę.
Złośliwy śmiech obił się echem od metalu krat.
______

-Już byś była z powrotem w domu. Oj Daria… Dlaczego nie chcesz nam nic powiedzieć?
-Nie utrudniaj, Zamojska! – uderzeniem pięści w stół drugi śledczy przerwał łagodną perswazję kolegi.  
-Nic na mnie nie macie, sierżancie. – odpowiedziała spokojnie. – Jak zawsze zresztą.  
Próbowała opanować uśmiech satysfakcji, ale równocześnie pragnęła go okazać, by był przykrywką do wewnętrznego rozdygotania.
„Gdzie ten Skowiński do cholery?!”
- Zatrzymujecie mnie czwarty raz w przeciągu pół roku. Zawsze bezpodstawnie.
-Na dołek na 48 możemy! Ty nas nie ucz naszej roboty! – warknął młodszy z policjantów. Był agresywny. Dostał rolę „złego”  i marzył o Oskarach.
-Pozwę was o nękanie. Jestem uczennicą. Przygotowuję się do matury! Nie możecie tak…
-Ty się lepiej do pogrzebu przygotuj, młoda. Jak nie będziesz współpracować to nie książki ci będą w głowie, tylko czarne kiecki! Tatuś nie doczeka wyników!
Daria zagryzła wargi i spuściła głowę. Nie czuła się na siłach by wdawać się w dyskusję na takim poziomie.

Wiedzieli o ojcu. Musieli wiedzieć i dlatego tym bardziej jej nie odpuszczali. Liczyli, że wykończą go szybciej niż rak płuc. Choroba, pogłębiona dokuczliwym zatrzymywaniem  jedynaczki, miała sprawić, że popełni błąd. Że po kilkunastu latach zdążą przynajmniej przedstawić mu zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą. Dostaną swoją kilkuminutową satysfakcję. I kilka groszy premii.
-To co? Znowu nie pogadamy? – starszy z policjantów zaczął się niecierpliwić. – Szkoda. Wracasz do celi. Przemyśl sobie wszystko. Masz jeszcze… - spojrzał na zegarek. – 42 godziny. Obyś zdążyła.  
Daria już była pewna – wiedzieli, że ojcu nie zostało nawet tyle.  

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał i dramaty, użyła 910 słów i 5553 znaków, zaktualizowała 20 sty 2019.

2 komentarze

 
  • Użytkownik AnonimS

    Ciekawy początek . Jak dla mnie trochę krótkie.  Pozdrawiam

    19 sty 2019

  • Użytkownik agnes1709

    Uwielbiam takie historie, czyt. czarne charaktery. Pięknie, kochanie!!! Mam nadzieję, że to nie jednoczęściówka (bo przynajmniej na takową nie wygląda).:kiss:

    19 sty 2019

  • Użytkownik angie

    @agnes1709 Dziękuję  !!!  Jeszcze ze dwie części może... We'll see...

    19 sty 2019