Sto lat młodej parze, czyli nigdy nie tańcz z topielicą! (część 7)

Sto lat młodej parze, czyli nigdy nie tańcz z topielicą! (część 7)*

ROZDZIAŁ 7/9

*

     Po kilku minutach milczenia postanawiam wreszcie, że najwyższy czas na wznowienie rozmowy:
     – Uprzedzając pytanie: to dla mnie żaden problem, że teraz z tobą jestem. Po pierwsze, mój partner też bawi się z jakąś inną – celowo podkreślam to słowo – a po drugie… jest mi miło. Już od początku zwróciłam na ciebie uwagę i uważam cię za bardzo atrakcyjną i seksowną kobietę. Jesteś milutka i do tego fantastycznie tańczysz. I smutno mi, kiedy widzę, że zostałaś sama, więc jeśli tylko chcesz, to dotrzymam ci towarzystwa nawet do końca przyjęcia. Może tak być?
     – Ale ja naprawdę nie chcę się narzucać! – Asi powoli się polepsza, jednak wyraźnie wciąż się krępuje. – Poza tym… mówisz to tak, jakbyś była… i jeszcze ten taniec…
     – Tak, owszem, jestem lesbijką. – odpowiadam bez cienia wstydu i nikomu niepotrzebnej tajemnicy. I jakby tego było mało, dodaję bezczelnie: – A ty na pewno nie? Chociaż bi? Bo jak wtedy mnie objęłaś w tańcu, to przyznam, że aż mi się gorąco zrobiło…
     By spotęgować efekt, pochylam się ku Asi na odległość oddechu i uśmiecham. Wybitnie dwuznacznie. Przeciągam niedyskretnie językiem po rozchylonych wargach, po czym przygryzam je lekko. I szepczę najbardziej kuszącym głosem, na jaki tylko mnie stać, przystępując do decydującego ataku:
     – Mam na ciebie taką chcicę, że chyba się nie powstrzymam. A nawet na pewno…

     Teraz dzielą nas już jedynie centymetry. Skręcam lekko szyję. Przymykam powieki.
Asia smakuje cudownie. Szorstką goryczą kawy i gładziutką słodkością czekolady. Oraz wyraźnie niezaspokojoną namiętnością. Pozornie ukrytą, lecz pod skorupą całkowicie zbędnego wstydu, konwenansów i obaw rozpaloną do czerwoności. Czekającą tylko, by ją uwolnić. Pozwolić, by eksplodowała z całą mocą!
     Odsuwam się nieco, zostawiając Asię z rozedrganymi ustami, półprzytomnym wzrokiem i przekrzywiona grzywką. Z tak bliska mogę policzyć każdą jej zmarszczkę, kurzą łapkę, przebarwienie, naczynko, fałdkę, siwy włos… I tak naprawdę absolutnie mnie to nie obchodzi! Napaliłam się na nią tak bardzo, że nikt ani nic już mnie nie powstrzyma!
     Przeciągam palcami po coraz bardziej podobającej mi się fryzurce i na powrót wpijam się w wargi, tym razem nie próbując nawet trzymać emocji na wodzy. Na ślepo szukam zamka z tyłu sukienki, a gdy już go znajduję, pociągam w dół do samego końca. Rozchylam poły dekoltu. Nie przerywając pocałunków, podążam wprost ku niemu. Wreszcie docieram do miękkich, falujących pod najmniejszym dotykiem półkul. Może i nie najbardziej kształtnych ani tym bardziej jędrnych, lecz jakże zachęcających, by ich skosztować…
     Ignorując wstydliwe westchnienia, wsuwam dłoń pod biustonosz i wyciągam na wierzch duży, ciemny sutek. Obejmuje go ustami. Ssę coraz mocniej, delektując się intensywnym smakiem dojrzałego ciała. Jeśli już piersi tak na mnie działają, to co dopiero będzie niżej! Zanim jednak tam dotrę, prostuję się, sama rozpinam suwak i jednym ruchem zsuwam całą górę sukienki wraz ze stanikiem. Po czym podstawiam Asi jakże malutki w porównaniu do jej własnego, dziewczęcy wręcz biust pod samą twarz.
     – Zaczekaj… ja nie wiem, czy… – postękuje cicho.
     – Ani mi się waż teraz protestować! – błyskawicznie tłamszę te nędzne wątpliwości.
     Jedną ręką chwytam Asię za kark i przyciągam do własnych piersi, a drugą sięgam ku udom. Szybko znajduję krawędź majtek.
     – Zaraz cię tak wyliżę, że nigdy żaden facet nawet się do tego nie zbliżył…

     Klękam na twardych deskach altanki, rozszerzam dłońmi uda Asi i odsuwam krawędź sukienki. Pochylam się ku nie żadnym koronkowym stringom, a całkiem zwyczajnym figom z dość wysokim stanem, trzymającym przy okazji w ryzach krągły brzuszek. Dotykam czubkiem nosa czarnej bawełny. Pachnącej roznamiętnioną intymnością. Cudownie ciepłej. Wyczuwalnie mokrej.
     Asia próbuje się w ostatniej chwili odsunąć, lecz nie zwracam już na to najmniejszej uwagi. Dosłownie zdzieram z niej majtki i… odsłaniam niewielki tatuażyk, przedstawiający podążającą w wiadome rejony barwną pajęczycę. Nie bardzo wiem, czy za jej wędrówką kryje jakaś głębsza historia, jednak przyznaję, że sama obecność malunku mocno mnie zaskakuje. Najwyraźniej Asia wcale nie jest taka skromniutka i grzeczniutka, za jaką chciałaby uchodzić.
     Teraz jednak nie mam zamiaru nad tym deliberować i bez dalszych ceregieli wciskam twarz pomiędzy nogi. Zaciągam się ostrym, wręcz na granicy tego, co mogę uznać za przyjemne, oszałamiającym aromatem  podnieconej kobiety. Wysuwam język. Zbieram słono-kwaskowatą wilgoć z – a jednak! – wygolonej do gładka skóry. Wciskam się głębiej, pomagając sobie dłońmi. Obsypuje całusami wnętrze pełnych ud i równie pulchne łono. Obejmuję jakże apetyczną kobiecość ustami, smakując ją niczym najpyszniejszy łakoć. I dosłownie aż wyję z podniecenia.
     Wsuwam palec pomiędzy śliskie płatki i jednym pchnięciem zagłębiam się w nieoczekiwanie ciasne, lecz także wyraźnie chętne wnętrze. Ewidentnie stęsknione pieszczot. Czekające na więcej. O wiele więcej! Poruszam się więc szybciej i szybciej, powoli przygotowując miejsce dla drugiego palca. Gdy uznaję, że już wystarczy, dokładam go i w tym samym momencie zwiększam nacisk języka, by…

     Wtem Asia niespodziewanie napręża całe ciało. Tak nagle, bez żadnego wcześniejszego sygnału, że to już! Unosi uda, chwyta mnie za głowę i zaczyna się aż trząść, pojękując cichutko. A gdybym jeszcze miała jakiegokolwiek wątpliwości, że w taki właśnie sposób przeżywa orgazm, kleista żądza zalewająca usta nie pozostawia już żadnych złudzeń.
     Jestem tak pobudzona, że mimo najszczerszych chęci nie dam rady dłużej powstrzymywać spełnienia. Czuję, że zaraz nadejdzie. Za dosłownie kilka chwil. Dlatego, zamiast w panice prosić Asię choć o jeden intymny pocałunek, po prostu odklejam od niej usta, podnoszę się i wsadzam dłoń w majtki. Dochodzę stojąc na wprost kobiety, której tyle co wylizałam cipkę. Nie przejmując się zupełnie spojrzeniem ani jej, ani kogokolwiek innego, kto mógłby mnie teraz widzieć. A tego, że widzi, jestem bardziej niż pewna – już wcześniej słyszałam ciężkie kroki na drewnianym pomoście biegnącym ponad niedalekim stawikiem, a potem wyraźny plusk, jakby ktoś do niego wpadł.
     Cóż, mógł patrzeć pod nogi, a nie podglądać, zboczeniec jeden! A może zboczenica? Tym lepiej!

     Nie zaprzątam sobie tym jednak głowy. Ledwo żyję i nim postanowię, co dalej, muszę odetchnąć choć chwilę. Siadam przy wciąż półnagiej Asi i obejmuję ją wpół. Całuję w policzek. W szyję. W odsłoniętą pierś.
     – Dziękuję ci. Za to, że jesteś. – szepczę z największą czułością. – I mam tylko nadzieje, że jeszcze nieraz to powtórzymy, bo tak bardzo cię… A co tam się wyrabia?
     Zaalarmowana narastającym gwarem chcąc nie chcąc się podnoszę. Wystarcza mi jeden rzut oka na salę, by zrozumieć, że tym razem nie będę już mogła zignorować postronnych obserwatorów.
     – Asia, wstawaj i ubieraj się! Szybko! Wszyscy wyszli i idą w naszą stronę!
     W panice poprawiam bieliznę, dopinam kieckę i ocieram twarz z nadto rzucających się w oczy dowodów naszej niedawnej namiętności, po czym doskakuję do Asi, by pomóc jej zaciągnąć zamek i choć trochę poprawić uczesanie. Szczęście w nieszczęściu, że tłum nie zmierza wprost do altanki, lecz prowadzony przez wodzirejkę przystaje dokoła wspomnianego stawiku. Niektórzy przystają na brzegu, inni wchodzą na początek molo, lecz wszyscy są wyraźnie zaciekawieni, co prowadząca zabawę tym razem wymyśliła. Ja zresztą też.

*

Tekst (c) Agnessa Novvak
Okładka na podstawie ilustracji Piotra Gratkiewicza

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 01.12.2021. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobało Ci się opowiadanie? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na FB i Insta (niestety nie mogę wkleić linków, niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

Dodaj komentarz