Jedno wspomnienie…
Ciało leżące bezwładnie na wyłożonej parkietem podłodze…
Dziecko wpatrzone pustym wzrokiem w twarz zapłakanej rodzicielki…
Matka próbująca podjąć decyzję lustrując twarz swojej córki…
I cisza…
Cisza zakłócona dźwiękiem syren samochodów policyjnych…
Oraz jedno zdanie odbijające się głośnym echem w głowie dziecka…
Zdanie, które nigdy nie zostało wypowiedziane na głos…
ONA NIGDY NIE BĘDZIE NORMALNA…
***
- Dziękuję, że przyjechała Pani już dziś i udało się podpisać wszystkie dokumenty. - wysoki brunet posłał mi szeroki uśmiech.
- Nie ma Pan za co dziękować. Raczej ja powinnam to zrobić. Szczerze, bardzo zależało mi na czasie. - odpowiedziałam chłodno podnosząc spojrzenie znad dokumentów.
Mam nadzieję, że wyjdzie stąd jak najszybciej. Mam dość jego spoufalania się.
Mężczyzna wyjął klucze do mieszkania z kieszeni swojej granatowej marynarki chcąc mi je podać. Trzymał je kilkanaście sekund w powietrzu z myślą, że po nie sięgnę. Spojrzałam na kawałki wytłoczonego metalu, które połyskiwały w promieniach słońca wpadających przez obszerne okno znajdujące się w przestronnym salonie. Uniosłam wzrok na stojącą przede mną postać i uniosłam brew patrząc prosto w jego zdezorientowane zielone oczy. Po dłuższej chwili w końcu zrozumiał o co chodzi kładąc klucze na szklanym stoliku obok nas i odchrząknął cicho.
Każdy ma własne zasady, a ja nie będę łamać własnych.
- Dziękuję Panu bardzo, ale muszę jeszcze jechać po swoje rzeczy. - zakończyłam tą farsę rzeczowym tonem.
- No tak, prze-przepraszam. - brunet zająknął się i podrapał po szyi nie wiedząc co zrobić z dłońmi.
Ruszyłam w stronę głównych drzwi łapiąc uprzednio pęk kluczy do moich nowych czterech kątów. Słysząc po odgłosach kroków Pan nieśmiały zrozumiał, że to już koniec spotkania i podążył za mną. Ciekawe czy za każdym razem tak bardzo peszy się rozmawiając z jakąkolwiek kobietą.
Zamknęłam za nami zamek i skierowaliśmy się oboje do windy. Nacisnęłam przycisk i po dłuższej chwili metalowe wrota w końcu się otworzyły. Kątem oka zerknęłam na wchodzącego za mną bruneta. Przycisnęłam przycisk z fantazyjnym wzorem okalającym cyfrę zero. Zapadła błoga cisza, która dla mojego towarzysza była widocznie męcząco niezręczna. Nie wiedząc co zrobić z dłońmi zaczął nerwowo skubać mankiety.
- Boi się mnie Pan? - mruknęłam uśmiechając się w duchu.
Nie zwróciłam w jego stronę spojrzenia, tylko uważnie skanowałam swoją twarz w odbiciu lustra. Spoglądała na mnie dziewczyna o chłodnym spojrzeniu szarych oczu. Nie było w nim żadnych emocji. Wszystko potęgowała blada cera oraz ciemne, krótkie włosy okalające twarz.
- Nie… To nie o to chodzi. - otrząsnął się zielonooki i uśmiechnął do mojego odbicia. - Po prostu myślę, że może dałaby się Pani namówić na nic nie zobowiązujące spotkanie dziś lub jutro? - dodał już ciszej.
- Po pierwsze żadna ze mnie Pani. O ile wiem jesteś ode mnie tylko o jakieś sześć lat starszy. - skierowałam spojrzenie na jego odbicie i mimowolnie zmierzyłam go uważnie. - Po drugie nie przyjechałam tu randkować, tylko w końcu ukończyć szkołę.
Mam tylko dziewiętnaście lat. Jest całkiem przystojny, ale ani myślę się z nikim umawiać. Mogłoby się to dla niego przypadkiem źle skończyć. Czas skupić się na ostatniej klasie i nie próbować tego znów zawalić.
- Jak na swój wiek jesteś aż nazbyt poważna. Może zrobisz wyjątek? - uniósł jedną z brwi w oczekiwaniu na odpowiedź.
Czyli przeszliśmy na ty, ale niestety wyjątków nie będzie.
- Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł. - stanowcza odpowiedź powinna zadziałać.
Brunet chciał już coś powiedzieć, ale szczęśliwie wybawił mnie dźwięk windy zwiastującej, że znaleźliśmy się już na parterze. Ruszyłam od razu w stronę głównego wyjścia i udałam się do swojego auta. Wygrzebałam kluczyki i już miałam się pakować do środka, gdy usłyszałam ciche chrząknięcie. Typ ewidentnie chciał mi coś jeszcze przekazać. Spojrzałam na niego lekko już podirytowana. Miałam serdecznie dość tego natręta.
- Gdybyś jednak zmieniła zdanie to masz mój numer, więc… - zmieszał się widząc mój brak zainteresowania. - …więc po prostu daj znać. - przywdział chyba swój najszerszy z uśmiechów i puścił mi oczko.
Nie odpowiedziałam, nie było najmniejszego sensu. Usiadłam na miejscu kierowcy i odpaliłam auto. Czym prędzej odjechałam sprzed budynku. Czas odebrać rzeczy z tego przeklętego bidula...
Dodaj komentarz