Stop thinking... - Rozdział 3.

Pięć lat wcześniej…
- Dlaczego Mia nie może wyjść? - usłyszałam zagłuszone przez drzwi mojego pokoju słowa. Na dźwięk znajomego głosu usiadłam na łóżku, czego od razu pożałowałam. Czułam ogromny ból głowy i nie tylko.  
- Jest chora - odpowiedziała nasza opiekunka. - Nie możesz się z nią widzieć.
     Opadłam zrezygnowana na łóżko, a do moich uszu doszło ciche westchnięcie mojej najbliższej koleżanki. Kelly jako jedyna nie próbowała za każdym razem wplątać mnie w jakieś tarapaty. Wszystko, co najgorsze zawsze było moją winą nawet, jeśli miałam dowody, że to nie ja. Wbiłam wzrok w biały sufit i dokładnie lustrowałam każde możliwe pęknięcie widoczne na nim. Niestety w tej chwili nikt nie mógł mnie widzieć.  
     Po tym jak poprzedniego dnia o mało nie zabiłam w akcie złości jednego z podopiecznych, nie mogłam się nigdzie ruszać. Nie tylko z powodu zakazu, ale także przez to jak się czułam. Pomijając ból głowy nasilający się przy jakimkolwiek ruchu moje ciało było pokryte czerwonymi plamami. Z godziny na godzinę wyglądało to coraz gorzej, a nie mogłam oczekiwać pomocy. Wszyscy mnie tu nienawidzili. Cena za moje umiejętności lub bardziej moje przekleństwo.  
     Wystarczył mój jeden dotyk, a chłopak był już pod moją kontrolą. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Był przerażony kiedy nóż w jego dłoniach nieubłaganie zbliżał się do jego klatki piersiowej, a on nie mógł przestać. W jego głowie panował chaos, który był dla mnie słyszalny doskonale. Każda jego myśl była moja. Słyszałam także każde przekleństwo, które w myślach kierował w moją stronę.  Wszystko co czuł było podane jak na tacy. Strach, przerażenie, chęć znalezienia pomocy. W momencie kiedy zorientowałam się, że w pewnym sensie odczuwam z tego przyjemność, jeszcze bardziej chciałam sprawić mu ból. Gdyby nie interwencja opiekunów uznaliby, że chłopak popełnił samobójstwo, a ja miałabym czyste ręce. Nigdy nie byłam normalna i nigdy nie będę.
     Leżałam tak do wieczora myślami będąc bardzo daleko. Starałam się tym zagłuszyć potworny ból. Nie usłyszałam nawet przekręcania klucza w zamku drzwi mojego pokoju. Do środka weszła czarnowłosa kobieta w średnim wieku. Nie przepadała za mną, ale nie bez wzajemności. Uśmiechnęłam się pod nosem i zwróciłam wzrok w jej stronę.
- Przenosimy cię do innego ośrodka - warknęła łapiąc mnie za ramię i szarpiąc, abym wstała. Zauważyłam, że na dłoniach miała białe rękawiczki. Zaśmiałam się na ten widok mimo bólu, który sprawiała mi wbijając palce w nowo powstałą ranę.
- Wstawaj! - krzyknęła mi prosto w twarz, a ja z trudem podniosłam się z łóżka. Widząc moje poranione ramiona i szyję szybko zarzuciła na mnie bluzę, która wisiała na oparciu krzesła. - A teraz ładnie się uśmiechaj i nie kombinuj - szepnęła do mnie otwierając drzwi i wypychając mnie na korytarz.  
     Wbiłam tępo wzrok w jeden punkt przed sobą podążając obok trzymającej mnie kobiety. Wyprowadziła mnie przed budynek, gdzie mimo deszczu znaleźli się wszyscy podopieczni. Na moje usta wstąpił uśmiech kiedy poczułam zimne krople deszczu na twarzy. Nie przestawałam kroczyć do przodu, prosto do czarnego auta stojącego przed bramą. Przy jego drzwiach stał wysoki i dobrze zbudowany mężczyzna w garniturze. Nie wyglądał mi na opiekuna z kolejnego sierocińca, ale w tej sytuacji było mi wszystko jedno. Chciałam się stąd jak najszybciej uwolnić. Posłusznie usiadłam z tyłu i po chwili usłyszałam trzask zamykanych drzwi.  

***

     W chwili kiedy poczułam ciepłą skórę dłoni, która mnie złapała poczułam, jakbym dostała obuchem w głowę. Odruchowo chciałam się wycofać, ale postanowiłam nie robić przykrości spotkanej dziewczynce. Zrobiło mi się jednocześnie gorąco i słabo. Mimo tego zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam głęboki oddech, żeby się nie przewrócić.
- Wszystko dobrze? - mała widocznie zauważyła, że coś jest nie tak.
- Tak, spokojnie - odpowiedziałam otwierając oczy.
      Zostawi mnie i nie znajdę braciszka. Księżniczki powinny pomagać.
     Usłyszałam pierwszą z jej myśli i zauważyłam, że w jej oczach zaczynają zbierać się łzy. Czym prędzej kucnęłam przed nią i zaczęłam ją uspokajać. Wyczułam, że zaczyna panikować, a nie mogłam na to pozwolić. Tyle emocji odbije się także na mnie.  
- Pomogę ci - powiedziałam najspokojniej jak tylko mogłam patrząc prosto w jej błękitne oczy. - Chodźmy - dodałam ciszej i zebrałam się w sobie, żeby wstać.
     Po kilku minutach szukania znalazłyśmy punkt informacji. Od ogromnego holu oddzielały go szklane drzwi. Pchnęłam je przed siebie wpuszczając najpierw dziewczynkę. Bez cienia skrępowania wpadła do środka i zaczęła podziwiać każdy element wystroju.  
      Ładniej niż w moim pokoju. Chciałabym, żeby mama tu była.
     Zerknęłam na nią kątem oka i westchnęłam głęboko. Podeszłam do długiej lady i wysiliłam się na uśmiech w stronę siedzącej za nią blondynki.
- Dzień dobry, w czym mogę Pani pomóc? - odwzajemniła sztucznie uśmiech.
      Ten Pan wydaje się być miły. Przedstawię mu Karmelka.
     Podążyłam wzrokiem za dzieckiem, z którym tu przyszłam. W tej chwili urabiała jakiegoś starszego mężczyznę i pokazywała mu swojego misia. Była zbyt ufna, a ja nie mogłam się przez nią na niczym skupić.
- Chciałabym prosić o pomoc. Dziewczynka, która ze mną przyszła zgubiła się i nie może znaleźć swojego brata. Czy byłaby możliwość przekazania przez głośniki gdzie na niego czeka? - zapytałam wodząc wzrokiem za brązowowłosą postacią. Wiedziałam, że to było niemiłe, ale teraz w moim interesie było pilnowanie małej.  
- Pewnie, nie ma najmniejszego problemu - warknęła kobieta. - Jak nazywa się jej brat?
- Zaczeka Pani chwilę? - posłałam jej kolejny słaby uśmiech, na co tylko przytaknęła głową.  
     Podeszłam w kilka chwil do dziewczynki i kucnęłam przed nią kładąc dłonie na jej kolana. Podarowała mi szeroki uśmiech siedząc na kolanach pracownika, z którym zdążyła się już zaznajomić.  
- Możesz mi powiedzieć jak się nazywasz? - odsunęłam ostrożnie kosmyk włosów opadający na jej twarz.  
- Cassie - rzuciła po dłuższej chwili. - A mój brat to Will. Fajnie, gdyby cię poznał.
- Dziękuję - pogłaskałam ją delikatnie po policzku i wróciłam do wrednej kobiety, która miała mi pomóc.  
     Podałam jej wszystkie informacje, a następnie usiadłam na krześle pod ścianą. Oparłam łokcie na kolanach i schowałam twarz w dłoniach, ponieważ nie mogłam poradzić sobie z pulsującym bólem głowy.

Perspektywa Willa…
     Przeczesałem palcami włosy lustrując wzrokiem hol galerii handlowej. Nigdzie nie mogłem znaleźć Cassie. Jak zwykle nie słuchała co się do niej mówiło i już chwilę później zniknęła z zasięgu mojego wzroku. Byłem już chyba w każdym możliwym sklepie, ale mała jakby zapadła się pod ziemię. Zaczynałem się coraz bardziej denerwować, bo nie brakowało mi problemów. Ojciec kazał nam jechać po zakupy, bo sam nie był w stanie. Jak zawsze siedział zalany w domu i nie było z nim żadnego kontaktu. Im dłużej tu będziemy, tym więcej alkoholu zdąży w siebie wlać.  
     Krążyłem niespokojnie od jednego sklepu do drugiego, kiedy w głośnikach rozbrzmiał głos kobiety. Niestety jakość nie była powalająca, a większość słów skutecznie zagłuszyła muzyka dobiegająca z jednego z pomieszczeń. Na szczęście udało mi się wyłapać własne imię i domyśliłem się, gdzie może czekać moja zguba.
     Czym prędzej ruszyłem do punktu informacji i od razu zganiłem się w myślach za swoją głupotę. Mogłem iść tam, kiedy po pierwszym przejściu całego centrum nie znalazłem Cassie. Byłem idiotą.
     W kilka minut znalazłem się u celu. Pchnąłem szklane drzwi i zauważyłem swoją siostrę rozmawiającą z jakimś mężczyzną. Zmarszczyłem brwi i natychmiast ruszyłem w ich stronę. Mruknąłem tylko ciche „dzień dobry” zwracając na siebie ich uwagę.
- Will! - krzyknęła Cassie podbiegając do mnie i obejmując ramionami moje kolana. Kucnąłem przed nią po chwili i spojrzałem w jej błękitne oczy.
- Nigdy więcej mi nie uciekaj - powiedziałem ze spokojem. - Nawet nie wiesz jak się zmartwiłem - przytuliłem ją i wziąłem ją na ręce podnosząc bez większego wysiłku.  
- Dziękuję pani za pomoc. Inaczej nigdy bym jej nie znalazł - zwróciłem się do kobiety siedzącej za długim białym blatem.  
- Nie mnie powinien pan dziękować - uśmiechnęła się lekko po czym skinęła głową na siedzącą na krześle postać. Nie widziałem jej twarzy, ponieważ skryła ją w dłoniach. Podszedłem bliżej i cicho chrząknąłem chcąc zwrócić na siebie jej uwagę.  
     Kiedy podniosła głowę doznałem szoku i mimowolnie cofnąłem się o krok. Okazało się, że to nikt inny niż Mia. Nawet tutaj musiałem ją spotykać. Miałem wrażenie, że ta dziewczyna mnie prześladuje.  
- Co ty tu robisz? - warknąłem niewiele myśląc, na co westchnęła cicho.
- Mam nadzieję, że to jakiś przeklęty żart. Jest tyle ludzi na świecie, a to akurat musi być twoja siostra - zaśmiała się gorzko patrząc w moje oczy. Jak zwykle bezduszna, chociaż po chwili doszło do mnie, że sam nie postąpiłem lepiej w stosunku do niej.
- Masz z tym jakiś problem? - zapytałem nie ustępując. Skoro tak pogrywa to nie odpuszczę.
- Nie mam, ale ty widocznie tak. Wystarczyło zwykłe „dziękuję”! - warknęła mi prosto w twarz wstając z krzesła i wymijając mnie. Tym samym poczułem jak moja siostra wtula się we mnie mocno i chowa twarz. Domyślałem się, że zaraz się rozpłacze. Nie lubiła kłótni, bo powodowało to przykre wspomnienia. Mimo tego nie miałem zamiaru dać za wygraną.
- Za co mam ci dziękować? Sprowadzasz na mnie same nieszczęścia odkąd…
- Nie kłóćcie się! - przerwał mi krzyk Cassie i w tej samej chwili zobaczyłem jak Mia osuwa się na podłogę.  
     Nie wiedziałem co mam zrobić. Posadziłem małą na najbliższym krześle i rzuciłem się na pomoc leżącej czarnowłosej dziewczynie. Była jeszcze bardziej blada niż zwykle. W jednej chwili poczułem współczucie i złość na samego siebie. Jak można być takim kretynem? Powinienem jej podziękować, a nie wyżywać się dla własnej przyjemności.  
     Szybko sprawdziłem, czy Mia oddycha i kiedy byłem pewny, że tak, podniosłem delikatnie jej nogi do góry. Nie miałem pojęcia co robić, ale podobno to pomagało.

Perspektywa Mii…
     Ocknęłam się leżąc na zimnej posadzce, co było bardzo przyjemne. Ból nadal pulsował w skroniach, ale nie był już tak ogromny jak chwilę wcześniej. Otworzyłam z trudem oczy i pierwszym co zobaczyłam był widok zmartwionego bruneta. Aż dziw, że tak się tym wszystkim przejął. Pierwszy raz ktoś tak bardzo wyprowadził mnie z równowagi.  
Chłopak opuścił powoli moje nogi na podłogę, a ja jęknęłam cicho próbując podnieść się do siadu. Will zauważył mój nędzny wysiłek i od razu postarał się mi pomóc. Ostrożnie pomógł mi wstać trzymając mnie za przedramię i poprowadził do krzesła obok jego siostry.  
- Proszę - usłyszałam ciche słowo i nagle zobaczyłam przed sobą szklankę wody trzymaną przez kobietę z obsługi.
- Dziękuję - wychrypiałam i upiłam kilka łyków.  
- Zadzwonić po pogotowie? - zapytała wyraźnie przestraszona i już sięgała po telefon leżący na blacie.  
- Nie ma takiej potrzeby. Wszystko jest w porządku - odpowiedziałam stanowczo i odchyliłam głowę do tyłu zamykając oczy. Jeszcze tylko tego mi brakowało, żeby użerać się z ratownikami.
- Zajmę się nią. Niech się pani nie martwi - usłyszałam głos bruneta i nie mogąc się powstrzymać prychnęłam pod nosem.  
      Fałszywy bohater.


I kolejny ;) Bardzo dziękuję za każdy komentarz <3
I cieszę się, że Wam się podoba ;)
Miłej lektury

1 komentarz

 
  • Fanka566

    Niezwykle wciągające. Czekam na ciąg dalszy!;)

    19 mar 2020