Sto lat młodej parze, czyli nigdy nie tańcz z topielicą! (część 5)

Sto lat młodej parze, czyli nigdy nie tańcz z topielicą! (część 5)*

ROZDZIAŁ 5/9

*

     Oczywiście nikt nie ma wypisane na twarzy: „jestem les”, niemniej uważam się za na tyle dobrą obserwatorkę, iż dostrzegam pewne rzeczy. I nie chodzi tylko o niejednokrotnie wiele mówiący styl ubierania się lub czesania, a bardziej o to, jak ktoś przygląda się mnie. W jaki sposób reaguje na moje ruchy, odwzajemnienie spojrzenia lub drobniutkie gesty w rodzaju uwodzicielskiego uśmiechu lub mrugnięcia okiem. Na razie jednak nic takiego nie dostrzegam, więc do głowy przychodzi mi pomysł, by zacząć od… świadkowej? Co jak co, ale już na samym początku udowodniła ona, że potrafi się ruszać – i to tak na serio, a nie tylko podrygiwać nieskoordynowanie w rytm „umcy-umcy” – a i jej mężowi, jowialnemu misiowi z modnie wytrymowanym zarostem, dobrze z oczu patrzy. No i oboje siedzą zaraz obok, więc zagadanie tym bardziej powinno być proste.
     Wypijam więc jeden kieliszek dla odwagi i podchodzę do obojga. Przedstawiam się oficjalnie, rzucam paroma komplemencikami i wreszcie pytam. Wprost, bo tak będzie najlepiej. Chyba.
     – Przepraszam, że się ośmielam, ale czy mogłabym porwać panią na parkiet?
     Odpowiadają mi dwa mocno zdziwione, lecz także niespodziewanie przyjazne spojrzenia. Wzruszenie ramion. I wreszcie zgoda.
     Nie mija pięć minut, a zaczynam coś nieśmiało podejrzewać. Czyżby naprawdę już pierwszy, całkowicie ślepy strzał okazał się celny? Nie dość bowiem, że świadkowa… znaczy pani… znaczy Asia, bo tak właśnie każe się do siebie zwracać, nie wstydzi się dotyku, to jeszcze odważnie obejmuje mnie w talii. Co więcej – sama z siebie ujawnia, że ów domniemany mąż jest po prostu przyjacielem. I o ile generalnie bawią się razem, o tyle jedno nie będzie miało pretensji, jeśli drugie postanowi zaszaleć z kimś innym.

     Choć wstępnie założyłam sobie tylko pojedynczy wspólny taniec, oddaję Asię dopiero po trzecim. W tym jednym wybitnie romantycznym. Odprowadzana spojrzeniami paru co bardziej zaskoczonych – a może nawet zgorszonych? – gości, padam zadyszana na krzesło. Arek także na mnie zerka, jednak dyplomatycznie ogranicza się jedynie do podania czegoś dla przygaszenia emocji.
     Dwie szklanki lodowatego soku później wyciągam się na oparciu i mrużę oczy. Nie, nie powinnam sobie zbyt wiele dopowiadać! Owszem, Asia jest miła, sympatyczna, świetnie tańczy, a jej apetycznie dojrzałe kształty – choć wciąż dalekie od mojego prywatnego ideału – coraz bardziej mnie kuszą, to wciąż o niczym to nie świadczy. Absolutnie! A już na pewno nie o tym, bym miała ją otwarcie podrywać! Zwłaszcza kiedy ma ukochana siedzi taka samotna…

     Popędzana wyrzutami sumienia wybiegam na taras, by przewietrzyć umysł ze zdecydowanego nadmiaru nie tylko emocji, lecz także i sprośnych myśli. Wyciągam z torebki telefon i wybieram jedyny słuszny w tej sytuacji numer. Amelia odbiera praktycznie od razu, jakby specjalnie czekała na połączenie.
     – Tak, jestem… Wiem, że miałam zadzwonić zaraz jak dojadę, ale uwierz, było straszne zamieszanie i… Nawet dobrze się czuje, tylko jestem jakaś taka zmachana… Sporo tańczymy, bawimy się i w ogóle… No zespół jest. I taka fajna wodzirejka, która super prowadzi zabawę… Ale jak to ładna? A bo ja wiem? Nie przyglądałam się jakoś specjalnie… No daj spokój, przecież wiesz, że ja… Amelia, przestań! Sama mnie namawiałaś na ten wyjazd! Mówiłaś, że to taki dobry przyjaciel i na pewno będę żałowała, jak się z nim nie wybiorę… To teraz się zrobiłaś zazdrosna, co? Trzeba było o tym myśleć wcześniej, a nie… Tak, oczywiście, dopowiadaj sobie! Myślisz, że co, ja tu będę jakieś lachony wyrywała? Przecież to ty masz wolną chatę i możesz sobie sprowadzić kogo ci się rzewnie podoba bez kontroli, a do mnie się dowalasz… A chuj cię to obchodzi, ile tych lachonów jest i czy są ładne! Tak, całe tłumy! I latają z gołymi cycami! Takimi zajebiście wielkimi! I cipkami na widoku też... No kurwełe, czy ciebie do reszty nie pojebało? Może se zrób jeszcze raz sama dobrze, to ci przejdzie... Amelia… Amelia?!
     Wpatruję się w wygaszony ekran z narastającą gwałtownie irytacją. Złością. By nie powiedzieć niekulturalnie… a, pierdolić, jebać i co tam do pizdy jeszcze – ostrym wkurwem. Zwłaszcza że kątem oka zauważam najwyraźniej niezrażonych moim pokrzykiwaniem amatorów mocnych wrażeń, którzy nieźle sobie używają dosłownie kilkanaście metrów dalej, ledwie schowani za altanką. Aha, schowani, na pewno! Nawet nie starają się być cicho, tylko bez skrępowania pieprzą się jak króliki po panzerschokoladzie. I idę o zakład, że jeszcze nie tak wcale dawno każde z nich siedziało przy innych stolikach i ze zdecydowanie innymi osobami towarzyszącymi. A ja się mam przejmować może i sprośną, lecz w gruncie rzeczy niewinną myślą…

*

Tekst (c) Agnessa Novvak
Okładka na podstawie ilustracji Piotra Gratkiewicza

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 01.12.2021. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobało Ci się opowiadanie? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na FB i Insta (niestety nie mogę wkleić linków, niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

Dodaj komentarz