Stonehumans: Nowa Era

STONEHUMANS: NOWA ERA

"Pojawi się znikąd i będzie spadać na Ziemię przez wiele lat.  
Nie spadnie cała lecz rozpadać się będzie na miliony kamieni, które spadać będą wszędzie.
Moc ich będzie potężna i zmieni tamtejsze życie.  
Powstaną potwory, które niszczyć będą wszystko na swej drodze.
Narodzą się również wojownicy, którzy walczyć z nimi będą lecz sobie nie pozostaną dłużni  
i w ciągłej walce o władzę, zniszczą wszystko.
Jedni władać będą ogniem, drudzy wodą, jedni zatrzymywać czas będą w stanie, inni zmieniać rzeczywistość. Jedni niezniszczalni jak skała będą, drudzy władać będą ziemią.
Każdy nada sobie imię, godne swojej mocy.
Zwykli ludzie wobec wojowników bezsilni będą.
Wynik walki z nimi jeden być tylko może.  
Ludzie z kamieniami ponad zwykłymi.
Stonehumans władać będą Ziemią".

- Tato nadal to czytasz? Masz już 65lat. Może czas przerzucić się na coś innego?
- Lubię powspominać jak byłeś mały Joshua i Ci to czytałem.
- Czytałeś mi to prawie codziennie. Byłem chyba jedynym dzieckiem, któremu rodzice nie czytali bajek, tylko przepowiednie. Jaki był w tym cel, nie wiem.
- Chciałem od najmłodszych lat zarazić Cię moją pasją do rzeczy, które wszyscy oprócz mnie uważali za niemożliwe do spełnienia.
- Tato ale dobrze wiesz, że ta przepowiednia jest wyssana z palca. Potwory i wojownicy? Walka o władzę? Myślałem, że już z tym skończyłeś.
- Nie mogę ot tak po prostu zrezygnować z czegoś, w co zawsze wierzyłem. Zresztą Ty też kiedyś wierzyłeś w niemożliwe. Gdzie się podział mój syn marzyciel?
- Dorósł, jest astronautą i naukowcem oraz wierzy w to co widzi a nie w bajki, na których się wychował.
- Uważasz, że to co dzieje się w bajkach jest niemożliwe. A bajki o smokach? Ostatnio odkryto dowody na ich istnienie.
- Smoki smokami ale nie wojownicy z kosmosu.
- Ta przepowiednia nie mówi o wojownikach z kosmosu, tylko czymś co będzie rozpadać się na mniejsze części, dzięki którym powstaną wojownicy.
- Wojownicy w XXI wieku. Tato, na prawdę nie mam czasu na takie bajeczki. Muszę jechać do pracy.
- Jeszcze się synu zdziwisz jakie cuda będą miały miejsce na Ziemi.


6 godzin później, COBPK - Centrum Obserwacyjno-Badawcze Przestrzeni Kosmicznej

- Dyrektorze Burley!
- Słucham Cię, Susan.
- Nasz satelita to wykrył, niech Pan spojrzy.
- Co to jest?
- Asteroida, obawiam się, że leci w kierunku Ziemi. Jeśli w nas uderzy zginą miliony ludzi.
- Sprawdź dokładnie, może nas ominie.
- Już sprawdzam.
- Tylko zrób to naprawdę solidnie.


Godzinę później
  
- I co? Ominie nas?
- Według moich obliczeń nie ma na to najmniejszych szans.  
- Musimy te szanse zwiększyć.
- W jaki sposób? Nie mamy takich możliwości.
- Najpierw musimy zbadać tę asteroidę, skąd się wzięła, z czego jest i czy istnieje szansa na zmianę kierunku jej lotu, w najgorszym wypadku zniszczenie. Musimy wysłać tam statek badawczy z naszymi najlepszymi ludźmi.
- Kogo ma Pan na myśli?  
- Tych, dla których nie będzie to pierwszy lot w kosmos i którzy nie boją się takich misji. Trzeba dokonać możliwie najlepszego wyboru. Na statku są tylko cztery miejsca.
- Zająć się tym?
- Sam to zrobię a Ty sprawdź jeszcze raz tor lotu asteroidy oraz warunki pogodowe na najbliższe dni. A i najważniejsze, ile mamy czasu do teoretycznego zderzenia się obiektu z Ziemią?
- Asteroida leci dość wolno jak na swoją wielkość. Czas, który został nam do zderzenia  
to... 60 godzin.
- Czyli załoga poleci bez dodatkowych ćwiczeń. No trudno, będą musieli jakoś poradzić sobie bez nich.


2 godziny później, 58 godzin do zderzenia

- Słuchajcie wszyscy. Proszę o uwagę. Wybrałem już załogę. W celu zdobycia wszelkich możliwych informacji o asteroidzie, na misję badawczą polecą nasi najlepsi fachowcy,  
a mianowicie: Joshua Rhodes, Nicholas Vaughn, Victor Burke oraz jego żona Joan Burke.
Reszta pracowników proszona jest o odłożenie swoich zajęć na później i całkowite skupienie się na wyprawie.
- Dyrektorze?
- Słucham Cię.
- Warunki pogodowe w najbliższym czasie będą sprzyjające, nie zakłócą lotu na asteroidę.
- Bardzo dobrze, reszta już zależy od załogi. Statek ma być gotowy jutro z samego rana, musimy się śpieszyć. Jednak wcześniej zawiadomię generała Hoover'a, wojsko powinno o wszystkim wiedzieć.


14 godzin później, 46 godzin do zderzenia

- Rozpoczynamy procedurę startową statku Andromeda, zgłaszać gotowość.
- Silniki gotowe.
- Dopalacze gotowe.
- Kurs obrany.
- Tu centrum sterowania, do startu pozostała jedna minuta.
- Opuśćcie przesłony.
- Odpalić silniki.
- Gotowe.
- Załogo Andromedy, powodzenia, liczymy na Was.
- Start za 3, 2, 1...

- Wystartowali.
- Miejmy nadzieję, że ich lot będzie udany.


Kilka minut później, statek Andromeda

- Nie mogłem się doczekać swojego kolejnego lotu w kosmos. Uwielbiam to.
- Nie gniewaj się Victorze ale chyba nie ma się z czego cieszyć. Od naszej wyprawy zależy życie milionów ludzi. Nie lecimy na asteroidę w celach rozrywkowych.
- Wiem i nie cieszę się z powodu, dla którego tam lecimy. Po prostu lubię latać.
- W porządku. Według wyliczeń Susan powinniśmy być na miejscu w ciągu godziny.
- To może w tym czasie sprawdźmy sprzęt, żeby nie okazało się po lądowaniu, że przypadkiem nie działa. Teraz mamy czas na możliwe naprawy.
- Dobry pomysł. Nie zaszkodzi wszystko sprawdzić.
- Nicholasie, sprawdź skafandry. Joan, Ty sprawdź na wszelki wypadek kapsuły ratunkowe. Victorze, my sprawdzimy sprzęt.
- Prowadź.
Idę z Victorem sprawdzić sprzęt, który będzie nam potrzebny do pobrania wszelkich próbek z asteroidy. Nie wiemy, czego możemy się tam spodziewać, więc mamy ze sobą nawet materiały wybuchowe. Joan bała się je zabierać na statek lecz są odpowiednio zabezpieczone, nic nam z ich strony nie grozi.
- Joshua, co sądzisz o tej asteroidzie?
- W jakim sensie?
- Mój znajomy pracuje w wojsku. Zadzwonił do mnie, kiedy dowiedzieli się o odkryciu przez nas asteroidy. Mówił mi, że wywołało to spore poruszenie w ich bazie. Podobno ich satelita również ją wykrył a zdjęcia, które przesłał obudziły spory niepokój, ponieważ na każdym miała inną barwę.
- Co to znaczy, że miała inną barwę?
- Że przykładowo na jednym zdjęciu była ciemnoczerwona a na drugim ciemnozielona lecz na większości granatowa i nie wiadomo, czemu tak z nią jest. Szczerze mówiąc po jego telefonie zacząłem obawiać się trochę naszego lotu ale z drugiej strony chciałem to zobaczyć na własne oczy.
- Zaniepokoiłeś mnie trochę, choć to moim zdaniem nic pewnego. Może po prostu mieli jakieś złe odczyty czy zakłócenia, możliwości jest wiele.
- Ja tam w to wierzę, Benny ma zawsze sprawdzone informacje. Nie mogę już się doczekać, kiedy w końcu sami to sprawdzimy.
- Poważnie mówisz? A jeśli okaże się to czymś niebezpiecznym? Nadal będziesz tak tego pożądał?
- Nie pożądam tego. Po prostu jestem bardzo ciekaw, dlaczego asteroida zmnienia barwę.


Godzinę później

- Centrum odbiór. Wylądowaliśmy. Powtarzam, wylądowaliśmy.
- Słyszymy Was. Meldujcie na bieżąco.
- Założyliśmy skafandry i przygotowujemy się do zejścia na asteroidę. Nicholas, otwórz właz.
- Niesamowite. Mówiłem, że Benny ma zawsze sprawdzone informacje?
- Aż trudno w to uwierzyć. Joan, Nicholas, spójrzcie.
- Ona zmienia barwę czy mi się zdaje?
- Zmienia, tylko co to może oznaczać
- Kapitanie Rhodes, tu Centrum. Zrobiliście coś na ateroidzie?
- Dopiero wyszliśmy. Coś się stało?
- Asteroida przestała lecieć bezpośrednio w kierunku Ziemi, tylko zaczęła ją okrążać.
- Co macie na myśli, mowiąc, że okrąża Ziemię?
- Zmieniła kierunek lotu.Nie uderzy w Ziemię, tylko będzie poruszała się wokół niej.
- Coś jak słońce?
- Można tak powiedzieć.
- Jak to możliwe?
- Nie mamy pojęcia. Pobierzcie próbki i wracajcie. Im wcześniej rozpoczniemy badania, tym lepiej. Bez odbioru.
- Słyszałeś, co mówili?  
- Tak ale nie wiem, co Ci na to powiedzieć. Zróbmy to co kazali, wtedy może zdobędziemy jakieś odpowiedzi.
-Dobrze, zaczynajcie pobierać.
- Joshua, spójrz.
- Na co?
- Widzisz? Albo mi się zdaje albo ta asteroida pęka.
- Sama z siebie zaczęła pękać?
- Zobacz tutaj, zresztą tutaj też, wszędzie.
- Nie ma śladów pękania. Moim zdaniem wyglądała tak cały czas.
- Wygląda jakby była zbudowana z małych kamieni, coś jak zabawka z klocków lego?
- Co powiedziałeś?
- Klocki lego?
- Wcześniej?
-... zbudowana z małych kamieni. Takie mam wrażenie. Pewnie się mylę, nie przejmuj się.
Zbudowana z małych kamieni... z małych kamieni... z małych kamieni. Przepowiednia?!?!?!Nawet o tym nie myśl, bo zwariujesz jak ojciec. Jeszcze wczoraj uważałeś to za głupią bajkę a dzisiaj dopuszczasz do siebie myśl, że może się sprawdzić? Wyobrażasz sobie minę ojca i to jego jakże denerwujące "a nie mówiłem". Nie ma mowy, spanikowałem trochę a to jest zwykła asteroida. Pomogę reszcie w pobieraniu próbek.
- Jak Wam idzie?
- Jedyne co możemy pobrać to kamienie. Nie ma tu nic innego. Joshua?
- Tak?  
- Słyszałeś, co mówiłem? Odkąd wyszliśmy na asteroidę, stałeś się jakiś nieobecny. Wszystko w porządku?
- Raczej tak.
- Czyli coś nie gra. O co chodzi?
- Rozmawiałem dzisiaj z ojcem i przypomniał mi przepowiednię, którą mi kiedyś często czytał. Mówi ona o tym, jak to z nieba zaczną spadać kamienia z mocami, dzięki nim powstaną wojownicy i takie tam. Kiedy zauważyłeś, że asteroida, na której jesteśmy, zbudowana jest z kamieni od razu pomyślałem o tym.
- Znam tą przepowiednię bardzo dobrze i od razu o niej pomyślałem, jak zobaczyłem te kamienie ale nie wziąłem tego na poważnie. Przecież to bajka.
- Niby tak ale no... nie ważne. Wszystko już zrobione? Joan, możemy wracać?
- Tak, tak. Wzięłam cztery kamienie i zabezpieczyłam każdego osobno. Możemy wracać.
- Dobrze, więc wchodźcie na statek. Odlatujemy.


Pół godziny później

Coś się stało. Słyszę alarm. Komputer daje komunikat.
ALARM!!! ALARM!!!  
SILNIKI NIESPRAWNE!!! SILNIKI NIESPRAWNE!!!
URUCHAMIAM PROCEDURĘ NATYCHMIASTOWEJ EWAKUACJI.
KAPSUŁY GOTOWE.
PROSZĘ NATYCHMIAST UDAĆ SIĘ DO KAPSUŁ!!! PROSZĘ NATYCHMIAST UDAĆ SIĘ DO KAPSUŁ!!!
- Co się dzieję, Joshua?
- Musimy się natychmiast ewakuować. Wchodźcie wszyscy do kapsuł. Każdy niech weźmie jeden kamień. Gdyby, nie daj Boże coś się stało, będzie większa szansa, że chociaż jeden materiał do badań dotrze na Ziemię.

-Wszyscy gotowi?
- Tak.
KAPSUŁY GOTOWE DO WYSTRZELENIA NA ZIEMIĘ.
ZACZYNAM ODLICZANIE.
3, 2, 1
KAPSUŁY WYSTRZELONE.

Co się dzieje? Kamień w skrzynce wariuje. Wyskoczył i trafił we mnie! Gdzie on jest?!? Czuję go w sobie, przebił mi skafander!!! Co za ból!!! Nie krwawię nigdzie ale boli strasznie. Ten ból promieniuje, rozchodzi się po całym ciele. Jak ten kamień znalazł się we mnie?!?! Dziwne, ból nagle ustał, już wszystko w porządku, nic mnie nie boli. Muszę wyjąć ten kamień. Którędy on się dostał? Nie mam żadnej rany.
- Joshua, odbiór. Słyszysz mnie?
- Słyszę Victorze.
- Ja, Joan i Nicholas mieliśmy problem z kamieniami, które jakoś się aktywowały i weszły w nas. Rozumiesz? Weszły w nas.
- U mnie byo tak samo. U Was widać miejsce, którym kamień się dostał? U mnie nie ma żadnej rany, nic.
- Też nic nie mam.  

UWAGA!!!
LĄDOWANIE NA ZIEMI ZA 3, 2, 1.

Wylądowaliśmy. Przez ten problem z kamieniem czas lotu w kapsule minął bardzo szybko. Nie zdążyłem nawet powiadomić Centrum lecz na pewno o wszystkim wiedzą.  
Chyba przyjechali właśnie. Ktoś otwiera właz mojej kapsuły.

- Joshua Rhodes?
- Tak, to ja.
- Wszystko w porządku? Potrzebujesz pomocy?
- Właściwie to nie wiem. Co zresztą załogi?
- Siedzą w samochodzie i czekają na Pana.
- Więc już do nich idę.
Jak się czujecie?
- Właściwie to nic nam nie dolega.
- Joan tylko się trochę źle czuła i wyszła na powietrze.
- Co to za wrzask?
Usłyszałem przeraźliwy krzyk, jakby wycie jakiegoś wielkiego stwora.
- Słyszeliście?
- Co to było?
- Sprawdźmy.
- Tam leżą ubrania Joan, miała na sobie tę kurtkę!!! Joan!!!  
- Victor, uważaj, tam coś jest.
Znowu to przeraźliwe wycie.
- Potwór!!! Victorze uciekaj!!!
- Muszę ratować Joan! Joan!!!
- Victor?
- Ty... Ty mówisz. Skąd znasz moje imię? Gdzie ona jest.
- To ja.
- Co Ty?
- To ja ale już nie mam na imię Joan.
- To Ty? Co się z Tobą stało?  
- To dzięki kamieniowi. Zyskałam moc. Nikt nie może się teraz ze mną równać.
- Joan... nikt nie chcę się z Tobą mierzyć. Jesteś moją żoną...
- Nie jestem Twoją żoną. Teraz jestem Twoim wrogiem. Nie jestem Joan, tylko Hostile a Ty zaraz zginiesz.
- Nie...
Nie wierzyłem własnym oczom. Joan zmieniła się w potwora, tak jak w przepowiedni i uderzyła Victora swoją wielką łapą. Trzeba mu pomóc. Tylko jak? Ona jest wielka. Ja, Victor i Nicholas nie jesteśmy tak silni jak ona. Zaraz... W przepowiedni było, że powstaną potwory i wojownicy. Czyli my jesteśmy wojownikami? Mamy jakieś moce? Jak to sprawdzić?
Chwila... w wyniku szoku, jakiego doznałem w wyniku obserwowania nowej Joan nie zauważyłem, że Victor zatrzymał jej cios, tylko jak on to zrobił i gdzie ona się podziała. Nic nie widzę przez ten kurz.
- Victorze !!!
- Joshua, ta przepowiednia nie jest bajką, właśnie się spełnia. Odruchowo zasłoniłem się rękoma przed uderzeniem Joan i niechcący wywołałem wstrząsy, w wyniku których powstała wyrwa w ziemi, do której wpadła Joan. Uwierzysz? Twój ojciec miał rację. Ty i Nicholas też musicie mieć jakieś moce. Może ktoś będzie w stanie zmienić Hostile z powrotem w moją Joan.
- W przepowiedni jest napisane, że wojownicy będą walczyć z potworami. Nie wiem czy jesteśmy w stanie ją zmienić.
- Jesteś moim przyjacielem, obiecaj mi, że zrobimy wszystko, co tylko będzie w naszej mocy, żeby ją zmienić lub chociaż jej pomóc... Na miłość boską, to moja żona. kocham ją.
- Oczywiście, że zrobię wszystko. Nie zostawię przyjaciół w potrzebie.
- Dziękuję Ci.
- Nie masz za co dziękować, pomoc Wam teraz, to mój obowiązek. Sprawdźmy co z nią.
- Dobrze. Joan!!! Chcemy Ci pomóc, nie atakuj nas.
- Przestań używać tego żałosnego i słabego imienia. Jestem Hostile i zaraz Was zniszczę!!!
- Przestań !!!
Dziwne. Uniosłem rękę, każąc jej się zatrzymać i przestała się ruszać.
- Victorze, widzisz to? Victorze?
Co się dzieję? Hostile się nie rusza, Victor też, wszystko zamarło w bezruchu. Jakby czas się zatrzymał... Zaraz... czyżbym potrafił zatrzymywać czas? Spróbuję puścić czas. Udało się a ręka Hostile przeleciała nad moją głową.
- Victorze, widziałeś?
- Co takiego?
- Potrafię zatrzymywać czas lecz nie udowodnię Ci tego, ponieważ Ciebie też zatrzymam.
- Naprawdę to potrafisz?
- Tak. Przed chwilą dzięki temu uniknąłem ciosu Hostile.
- Czyli jeśli my i Joan mamy moce, to musi je mieć również Nicholas.
- Racja. Nicholasie, Ty również posiadasz jakieś moce od czasu ewakuacji?
- Nie a czemu miałbym jakieś mieć?
- Każdy, kto miał ze sobą kamień, dostał od niego moc.
- Ja nie dostałem.
- Dziwne a gdzie jest kamień, który miałeś w kapsule.
- Mój kamień?... Mój kamień zniknął.
- Trzeba go znaleźć ale najpierw musimy złapać Hostile zanim zrobi komuś krzywdę.
- Dobrze ale ja nie zrobię jej krzywdy. Pomimo tego kim się stała, to nadal moja żona.
- Więc zróbmy to bezboleśnie.
- Wojsko przyjechało.
- Jestem generał Hooker. Kto tu dowodzi?
- Chyba ja.
- Pańska godność?
- Joshua Rhodes, dowodziłem statkiem, byłem kapitanem.
- Przejmujemy potwora, nie możemy pozwolić aby dostał się do miasta.
- Z całym szacunkiem generale, w wyniku kontaktu z kamieniami z asteroidy, otrzymaliśmy moce, dzięki którym sami możemy ją powstrzymać.
- Ją? Jakie moce? To nie są żarty.
- Ten potwór, to Joan Burke. Była z nami na asteroidzie. W wyniku kontaktu z kamieniem, zmieniła się w potwora i każe mówić na siebie Hostile.
- A Wy nie zmieniliście się w potwory?
- Na szczęście nie. Ja potrafię zatrzymywać czas a Victor potrafi wywoływać wstrząsy, trzęsienia.
- Udowodnij.
- Joshua, Ty swoich mocy mu nie pokażesz. Pozwól, że ja to zrobię.
- Dobrze.
Victor wywołał takie wstrząsy, że do powstałej od nich dziury, kolejny raz wpadła Hostile.
- To niesamowite ale i tak nie mam pewności, że Wy nie zmienicie się w coś podobnego do niej. Zakuć ich i do samochodu. Pogadamy z nimi w bazie.
- Pomogliśmy Panu. Nie damy się aresztować, generał chyba żartuje.  
- Victorze spokojnie, to dla bezpieczeństwa. Zobaczą, że jesteśmy, że tak powiem zdrowi  
i nas wypuszczą.
- Uśpić tego potwora.
Ludzie generała potraktowali Hostile masą usypiających środków. Wiem, że jest potworem ale mam nadzieję, że nie zrobią jej krzywdy. Obiecałem Victorowi, że pomogę mu ją zmienić z powrotem w Joan. Nie wiem jak ale muszę znaleźć na to jakiś sposób.

Samochód, którym jechaliśmy właśnie stanął. Chyba dotarliśmy na miejsce, to musi być  
baza wojskowa, w której generał Hooker Nas przesłucha.
- Wysiadać. Zaprowadźcie ich do centrum operacyjnego.
- Jakiego centrum?
- To miejsce, w którym pracujemy nad ważnymi sprawami, w tym wypadku, nad asteroidą i Wami. Obserwujemy stamtąd wszystko.
- Wiecie już coś o tej asteroidzie?
- Nie mam obowiązku zdawać Ci relacji z naszych działań... kapitanie.
- Nie ma pan ale jeśli połączymy siły, to możemy zdziałać więcej razem, niż osobno. Byłem na tej asteroidzie, kamień, który z niej zabrałem, dał mi moc. Więc wychodzi na to, że mam więcej informacji o niej, niż mogłoby się wydawać. Możemy wzajemnie sobie pomóc.
- Co proponujesz?
- Podzielę się z Panem wszelkimi informacjami, jakimi dysponuję na temat asteroidy a Pan obieca, że nie zrobi nic Hostile i nie będzie Nas więził.
- Na to mogę przystać. Więc mów, co wiesz.
- Istnieje przepowiednia...
- Nie wierzę w bajki.
- Też nie wierzyłem... do dzisiaj.  
- Dobra, mów, co wiesz.
- Przepowiednia mówi, że coś się pojawi, nie wiadomo skąd i będzie spadać w postaci kamieni na Ziemię. Kamienie zmienią ludzi w potwory i wojowników, którzy będą z nimi walczyć.
- Wszyscy ludzie się zmienią ?!?! Coś trzeba z tym zrobić !!! Trzeba zniszczyć tę asteroidę, zanim ona zniszczy ludzkość.
- Nie jest powiedziane, że wszyscy się zmienią i że to zniszczy ludzkość. Kamienie mają spadać przez wiele lat.  
- Czyli asteroida nie spadnie na Ziemię?
- Mają spadać kamienie a nie ona cała, czyli Ziemi teoretycznie nic nie zagraża.
- Teoretycznie?  
- Tak... nic jej nie grozi...
- Chociaż jedna pozytywna wiadomość. Ciężko mi uwierzyć w to, co mówisz. Wy jesteście dowodem, na to, że to może być prawda. Wojownicy z mocami na Ziemi... Jakie moce  
będą mieli, znaczy się, będziecie mieli?
- Victor potrafi wywołać niewidzialną falę energii, która doprowadza do bardzo intensywnych wibracji, ja potrafię zatrzymywać czas, Joan, jak Pan już wie, zmieniła się w potwora. Został jeszcze Nicholas ale on nie ma mocy a jego kamień zniknął.
- Czyli na razie jest Was nadludzi tylko czterech?
- Nie mam pojęcia. Możliwe, że kamienie zaczęły już spadać na Ziemię.
- Czyli może już Was być więcej?
- Możliwe, że tak.
- Dobra, wyprowadźcie ich stąd i skończcie z nimi.
- Jak to... ?
- Generale, wykonaliśmy rozkaz ale z całym szacunkiem, obiecał Pan, że będą wolni.
- Dla dobra ludzkości warto kłamać. Doskonale znam przepowiednię, o której mówił cały  
ten Rhodes. Wojownicy nie tylko będą walczyć z potworami ale i ze sobą i wszystko zniszczą. Nie pozostaje nam nic innego jak zniszczyć ich zanim oni zniszczą nas. Musimy to zrobić, póki mamy na to szanse, teraz jest ich mało. Z czasem mogą łączyć się w grupy i nie będziemy mieli z nimi szans. Słyszałeś, co Ci dwaj potrafią. Mogę się założyć, że pojawią się  
jeszcze silniejsi od nich.
- Ale co to da, że zabijemy ich trójkę? Tym bardziej, że chcieli współpracować?
- Im ich mniej, tym lepiej. Ludzkość musi przetrwać. Szkoda, że w przepowiedni nie napisali, co się dzieję z kamieniem, po śmierci właściela.
- Chyba zostaje w ciele. Co ma się z nim dziać?
- Nie wiadomo.Na wszelki wypadek jak już ich zabijecie, nie zbliżajcie się do nich za  
bardzo. Utrzymujcie bezpieczną odległość i przygotujcie specjalne pojemniki na nie. Będziecie musieli jakoś zabezpieczyć te kamienie, z zachowaniem szczególnego bezpieczeństwa.
- Mamy się do nich nie zbliżać ale mamy zabezpieczyć kamienie? Jak mamy to zrobić zachowując bezpieczną odległość?
- To już Wasza sprawa. Musicie coś wymyślić.


Godzinę później

Co się stało? Jestem jakiś ospały. Musieli nas czymś uśpić. Ostatnie, co słyszałem, to rozkaz generała, nakazujący z nami skończyć ale żyjemy. Mogłem zatrzymać czas ale zanim o tym pomyślałem, było już za późno. Niestety czas mogę zatrzymywać tylko dla siebie, może kiedyś, jeśli przeżyję dzisiejszy dzień, uda mi się rozszerzyć działanie mojej mocy. Teraz zatrzymanie czasu zdałoby się na nic, ponieważ uciekłbym sam a resztę zabiją. Reszta jeszcze śpi, obudzę ich i spróbujemy jakoś uciec.
- Victorze, Nicholasie, obudźcie się, musimy uciekać. Nie możemy tu zostać ani chwili dłużej, bo nas zabiją.
Za późno. Do pomieszczenia, w którym leżeliśmy wszedł człowiek generała, który przyjął rozkaz zabicia nas a za nim jego ludzie z bronią i jakimiś skrzynkami. Celują w nas.
- Generał opowiedział mi o tej przepowiedni. Wspomniał coś, że nie mamy z Wami szans,  
że nas zniszczycie a wiesz, co ja Ci powiem? Będę człowiekiem, który zabił pierwszych Stonehumans. Może dzięki temu awansuję. Macie coś do powiedzenia przed śmiercią?
- Ja mam.  
- Tak?
- Żegnaj.
Victor właśnie się ocknął i wywołał takie wstrząsy, że zapadł się sufit w naszym pomieszczeniu i kawały gruzu spadły na żołnierzy. Nas ominęły. Victor chyba potrafi nad nimi zapanować, za pomocą swoich wibracji. Niestety Nicholasa nie uratował. Jeden z żołnierzy zdążył  
pociagnąć za spust swojego karabinu i zabił naszego kompana. Próbowałem go jakoś uratować lecz było już za późno.
- Joshua, zostaw go, musimy uciekać. Nie pomożesz mu już.
- Dobrze Viktorze, uciekajmy.
- Teraz jestem Vibrato. Ty kapitanie również mógłbyś sobie wymyślić nowe imię.
- Jestem Joshua Rhodes. Nie potrzebuję nic zmieniać.
- Nie musisz zmieniać. Potraktuj to jakby był to Twój pseudonim, jeśli nie imię. Pseudonim, pod którym będą Cię znali zwykli ludzie. Ze względu na swoich bliskich powinieneś to przemyśleć. Będą chcieli nas dopaść, nie wiadomo co z naszymi rodzinami.
- Tylko jak się nazwać?
- Może coś z czasem? Władasz nim.
- Co powiesz na Timen?
- Jesteś kapitanem, więc...
- Kapitan Timen?
- Podoba mi się.
- Więc postanowione.
- Gdzie mogli zamknąć Joan?
- Nie mam pojęcia ale jeśli będziemy jej szukać, mogą nas złapać.
- Nie zostawię jej tu.
Biegliśmy przed siebie zaglądając do każdego pomieszczenia, z nadzieją, że znajdziemy tam żonę Victora, tylko nie wiem czy był to dobry pomysł. Obiecałem Victorowi pomoc lecz nie mam pojęcia jak mu pomóc. Co z tego, że znajdziemy Joan, skoro nowa Joan-Hostile, chcę nas zabić. Jak mam powiedzieć Victorowi, że może jej już nie odzyskać?  
Wbiegamy do kolejnego pomieszczenia a Victor je niszczy swoimi mocami, zabijając kolejnych ludzi. Oni nic mu nie zawinili, wykonują tylko swoje rozkazy. Kolejny raz próbuję go przekonać, żeby darował im życie.
- Victorze, przestań! Nie zabijaj ich. Ich śmierć nic Ci nie da.
- Jeśli ich nie zabiję, to oni zabiją nas.
- Ale tak nie można. To są niewinni ludzie.  
- Gdyby byli niewinni, nie uciekaliby przede mną.
- Uciekają, bo się Ciebie boją, oni tylko się bronią. Wiedzą, że nie mają z nami szans.
- Ucieczka nic im nie da.
Nic z tego, nie da się go przekonać. Może sam przestanie?
Co to jest? Dziwne? W trakcie rozmowy z Victorem, miałem rękę zwróconą w kierunku drzwi, które teraz są zniszczone a kiedy ostatnio je widziałem, były w bardzo dobrym stanie. Victor ich nie zniszczył. Wtedy byłyby zmiażdżone przez jakiś gruz, one są zniszczone ze starości.
Ja musiałem to jakoś zrobić. Wychodzi na to, że jestem w stanie używać swojej władzy nad czasem nie tylko w stosunku do siebie ale i do innych przedmiotów. Sprawdzę czy mogę je odmłodzić. Niemożliwe! To niewiarygodne. Drzwi wyglądają jak nowe, aż trudno w to uwierzyć. Jak dużo dobrego można zrobić dzięki tej mocy. Inne również mogą służyć do czynienia dobra a nie tak jak jest napisane w przepowiedni.
Victor coś do mnie mówi.
- Kapitanie, spójrz kogo to moje oczy widzą.
To generał.
- Nie zabijaj go.
- Niby czemu? On zabiłby nas bez wahania.
- Ponieważ boi się nas i naszych mocy, nie wie, że można je wykorzystać do czynienia dobra a nie tylko zła.
- Nie będzie miał kiedy o tym pomyśleć.
- Nie rób tego. Jeśli go zabijesz, dasz ludziom postawionym wyżej od niego powód, żeby nas ścigali. Chcesz całe życie uciekać? Pomyśl.
- Ten raz mu daruję ale następnym razem nie zawaham się ani sekundy. Ale co z Joan?
- Wrócimy po nią.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć Victorowi. Chcę pomóc Joan ale obawiam się, że jest to prawie niemożliwe, chociaż nigdy niewiadomo. Wiedziałem jedynie, że najważniejsze teraz to uciec z bazy.  
Udało się. Uciekliśmy i wsiedliśmy do taksówki, która po kogoś przyjechała. Powiedziałem kierowcy, żeby jechał do COBPK lecz nagle usłyszałem przerażający ryk. To na pewno Hostile. Wysiedliśmy z samochodu i zobaczyłem ją w całej okazałości. Miała ze trzy metry wzrostu, była przerażająca. Swoimi łapami niszczyła wszystko na swojej drodze. Siła jej łap jest niesamowita. Ich uderzenie byłoby nawet groźne dla Hulka. Przydałby się tu choć nawet on miałby nie lada problem z jej pokonaniem. Lecz to jest realny świat, w którym niestety nie ma bohaterów Marvela. Jestem ja i Victor. Damy sobie z nią radę.
- Victorze, musimy z nią walczyć. Niszczy wszystko po kolei, aż strach pomyśleć, ilu ludzi  
już zabiła.
- Nie mogę z nią walczyć, to moja żona.
- Teraz jest potworem, który bez wahania Cię wykończy.
- Ale... to moja żona. Kocham ją. Nie chcę zrobić jej krzywdy.  
- Rozumiem to doskonale ale musimy ją jakoś powstrzymać. Wziąłem z bazy karabin ze środkami usypiającymi. Odwróć jej uwagę a ja ją uśpię.
- Dobrze, zróbmy to.
- Joan!!! Chodź tu!!! To ja, Victor!!!
- Jestem Hostile!!!
Victor wywołał takie wstrząsy, że Hostile już trzeci raz wpadła do wyrwy powstałej w wyniku działań jego mocy. Podszedłem do niej, żeby ją uśpić lecz Victor odgrodził mnie od niej niewidzialną falą energii. Nie mogłem się ruszyć.
- Victorze, co robisz?
- Jesteś taki sam jak oni. Nie chcesz jej pomóc, tylko tak jak oni, chcesz ją zabić. Nie pozwolę Ci na to. Zabiję ich wszystkich a potem Ciebie, jeśli wejdziesz mi w drogę.
- Jesteśmy przyjaciółmi. Jak możesz tak mówić?
- Już nimi nie jesteśmy. Przejrzałem na oczy. Wolisz ratować innych ludzi, niż Joan. Inni ludzie są dla Ciebie ważniejsi od przyjaciół.
- To nie prawda. Chcę ich po prostu obronić...
- Przed Joan. Czyli będziesz musiał ich także chronić przede mną.

- Joan, to ja, Victor, Twój mąż. Poznajesz mnie?
- Nie nazywaj mnie tak!!! Jestem Hostile!!!
- Nie będę mówił do Ciebie Hostile i nie będę również z Tobą walczył. Kocham Cię i nie chcę Ci zrobić krzywdy. Jeśli ktoś tego chce to ludzie w bazie i dlatego mam zamiar ich zniszczyć a Ty mi w tym pomożesz. Mamy wspólnego wroga, którego razem pokonamy.
- Nie mam z Tobą nic wspólnego.
- Masz. Po pierwsze jesteś moją żoną a po drugie ludzie w tej bazie chcą zabić zarówno mnie jak i Ciebie. Połączymy siły i rozniesiemy ich w pył. Wtedy tak się nas będą bali, że dadzą nam spokój.
- Czemu mam z Tobą współpracować? Zabiję najpierw Ciebie a potem ich.
- Ponieważ zabijając mnie stracisz jedynego sojusznika.
- A potem co?
- O tym pomyślimy później.  

Słyszałem ich rozmowę i nie mogłem pozwolić im na realizację pomysłu Victora. Ludzie w bazie są przekonani, że uciekliśmy a nie, że ich zaatakujemy. Zginie wielu niewinnych ludzi, jeśli ich nie zatrzymam.
Fala energii, która mnie trzymała, nagle wygasła. Podniosłem z ziemi broń, która wcześniej mi wypadła i podszedłem bliżej do Victora i Hostile.
- Victorze, Joan nie pozwolę Wam na to.
Wystrzeliłem jeden pocisk do Victora i drugi w Hostile lecz ta nawet go nie poczuła, więc strzelałem aż się przewróciła. Oboje leżą nieprzytomni lecz Victor coś szepcze.
- Czemu to zrobiłeś? Oni nas zabiją. Jesteśmy przyjaciółmi a Ty do mnie strzeliłeś.
- Groziłeś, że i mnie zabijesz. Kochałem Cię jak brata Victorze.
- Jestem Vibrato...

dantez

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction, użył 5336 słów i 29314 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik dantez

    Zachęcam do zapoznania się ze stronką, na której mam resztę opowiadań :)

    7 lis 2014