Przypadki Krzysia (1) Moja pani z krzaków

Jak zwykle we wczesnej młodości, człowiek musi przejść przez typowy rytuał inicjacyjny, rozmowy o seksie ze swoimi kolegami. Ze mną nie było inaczej. Gadało się sporo, głównie pod trzepankiem, bo jeszcze wtedy można było je spotkać na co drugim wrocławskim podwórku. Oczywiście były to rozmowy w ściśle męskim gronie, a jakże.  
– Ja widziałem parkę, jak się ruchała, nad Bajkałem – powiedział Wacek, najbardziej z nas doświadczony z tego grona.  
– Jak to się ruchali? przy wszystkich? – nie dowierzał Jacek.  
– E, nie... Na Bajkale jest całkiem pusto, jeśli znajdziesz odpowiednie miejsce. Masa krzaczorów, są miejsca, gdzie musisz się przedzierać, tam nikt nie przyjdzie, nawet nad samą wodę.  
– Opowiedz więcej – zażądał najmłodszy Marcin, brat Jacka, który był tu tylko dlatego, bo rodzice kazali starszemu bratu zaopiekować się nim.  
– E co tam opowiadać. Pojechałem się wykąpać, bo nie lubię takich tłumów jak na Morskim Oku. Szedłem przez las i usłyszałem jęczenie, ale takie dziwne. Myślę sobie, zarżnęli jakąś babę i ona teraz umiera. No to bezszelestnie poszedłem w kierunku tych jęków. No i widzę, ona leży na plecach, on na niej i ją ujeżdża.  
– Długiego miał? – zapytał dokładny jak zawsze Romek.  
– Mało widziałem, tylko jak jej wyciągnął i później wstawał. Mógł mieć góra trzynaście, czternaście centymetrów.  
– A ona? Jakie miała cycki? – dopytywał Jacek. – Ja nie lubię jak baba ma duże, obwisłe cycki, jak Andrzejewska z naszej klasy.  
– A skąd mam wiedzieć? Jak on ją ruchał to ona była w bluzce, tylko majtki miała ściągnięte. Pewnie normalne. Tylko miała strasznie owłosioną cipę, to widziałem. Chciałem zobaczyć więcej, ale, rozumiecie, nie bardzo mogłem podejść.  

Ta rozmowa była w pewnym sensie przełomowa w moim młodzieńczym życiu. Jeszcze nigdy nie usłyszałem tak wielu detali naraz i strasznie kłębiły mi się w głowie. Rozmowa odbyła się w marcu i trzeba było czekać co najmniej trzy miesiące, by zacząć się rozglądać. Bo że tam pojadę i będę szukał, to było dla mnie oczywiste. Już po tej rozmowie nie doszedłem do domu, musiałem sobie ulżyć na śmietniku, na szczęście nikt tego nie widział. Później wiele razy jeszcze indagowałem Wacka o szczegóły, ale nie dowiedziałem się wiele więcej. Mimo że to był ostatni rok w starej szkole i była masa nauki, czas dłużył mi się strasznie. W maju, korzystając z pięknej pogody w weekend, pojechałem rozpoznać teren. Sama świadomość, że tu można zobaczyć takie akcje, działała na mnie podniecająco. Co prawda nie zobaczyłem oczywiście nic poza starszymi panami z pieskami, ale wybrałem tereny, które warto mieć na oku.  

No i nadszedł ten dzień, kiedy wróciłem do domu ze świadectwem, fakt że mogłoby być lepsze, ale przecież miałem głowę pełną zupełnie innych myśli. Jako że na obóz jechałem dopiero w sierpniu, miałem cały lipiec na szukanie. Matka za dnia pracowała i na szczęście nie bardzo interesowało ją, co porabiam. Lipiec był ładny, by nie powiedzieć upalny i większość tego czasu spędziłem włócząc się po zaroślach starorzecza Odry. Na początku szło kiepsko, jedynym moim łupem był starszy, opalający się bez gaci facet. Wolałbym kobietę, oczywiście, ale trzeba było brać co dają. Nagiego mężczyzny też nie widziałem. I to jeszcze ta cholera tak się rozłożyła, że ciężko mi było go obserwować, byłem schowany w krzakach, które drapały mnie w plecy i musiałem się opanować, by za bardzo nie szeleściły. I stwierdziłem ze zdziwieniem, że wcale to mnie nie zniesmacza i popatrzyłbym na jego parówę z chęcią bliżej...

I kiedy wydawało mi się, że do końca wakacji już nic nie zobaczę, bo termin mojego wyjazdu nadciągał wielkimi krokami, nagle pojawiło się tych dwoje. Było widać, że coś jest na rzeczy, bo szli objęci, a on jej macał tyłek, i to nie z wierzchu, a po prostu wsadził łapsko w gacie. Zaschło mi w gardle z podniecenia i mało ich nie zgubiłem, bo skręcili w jedną z mniej oczywistych ścieżek. Krok po kroku, rozglądając się na boki, doszedłem do miejsca, które kończyło się trawiastą polaną. Dziwne, ale po miesiącu łażenia i buszowania, tego konkretnego miejsca nie znałem. Serce zaczęło mi łomotać jeszcze bardziej, kiedy oboje zatrzymali się na tej polanie a on wyjął z plecaka wielki, kraciasty koc i rozłożył na trawie. Polana była niewielka i otoczona dość zbitymi krzakami, więc nawet nie musiałem zbyt długo szukać dobrego punktu obserwacyjnego. Miałem ich teraz jak na widelcu. On mógł być pod pięćdziesiątkę, może nie gruby ale bardzo masywny, z lekkim brzuszkiem, grubymi udami i ramionami, mocno opalonymi. Ona nie miała więcej niż trzydzieści lat i była ładną kobietą, z tych, które mi się zawsze podobały: szczupła, z niewielkimi kształtnymi piersiami i włosami zaczesanymi w koński ogon. Byłem ciekaw, co ich łączy, na małżeństwo mi nie wyglądali, to znaczy na pewno on jest mężem a ona żoną, tyle że nie w tej konfiguracji. Oni chyba nie przyjechali tutaj patrzeć sobie głęboko w oczy – oceniłem.  

Długą chwilę leżeli na kocu i wydawało się, że nic z tego nie będzie. Owszem, były delikatne macanki, ale takie to widziałem nawet na plaży, nic ciekawego. Nagle zakotłowało się na polanie, oboje jak na komendę zaczęli się rozbierać i nie wiedziałem, na kim zatrzymać wzrok. On ściągnął polo, szorty, stał w samych majtkach, z włochatym torsem i widać było że jego fiut rozrywa mu gacie. Teraz stał nad nią, a główka ogromnego jak na moje uprzednie wyobrażenia członka pobłyskiwała mu w słońcu. Musiał być nieźle podniecony, mnie się też tak ślini. Mimowolnie przejechałem ręką po kroczu, wyczuwając niewielką mokrą plamkę. Ona tymczasem uwalniała się od stanika i już po chwili mogłem obserwować jej niewielkie, jędrne piersi ze zgrabnymi sutkami, a po kilkunastu sekundach kształtny tyłek. Nawet nie poczułem początkowo, że robi mi się mokro między nogami... Wtedy on coś mruknął, a ona uklękła, wypinając tyłek. Nie bardzo widziałem szczegóły, bo facet klęknął i mocnym ruchem w nią wszedł. Jęknięcie i cisza. Wtedy zaczął ją ujeżdżać. Mocnymi, wolnymi ruchami, wraz z upływem czasu coraz szybszymi. Ona oddychała głęboko, niemal dźwięcznie, aż wibrowało mi w uszach. Początkowo nieruchoma, zaczęła dostosowywać ruchy tyłka do niego. Nie tak sobie wyobrażałem ruchanie, zgodnie z moimi poprzednimi teoriami on powinien leżeć na niej i jej wsadzać. Cóż, widać można to robić inaczej, też fajnie. Nagle ich oddechy przeszły prawie w krzyk, ruchy stały się łapczywe, chyba nawet na granicy bólu i po chwili osunęli się na trawę.  

Nie wiem, co mnie naszło, ale w tej chwili kichnąłem. To stało się tak nagle, że nie zdążyłem zareagować. I nic, cisza. Tylko on poruszył się, wstał, ciągle ze stojącym kutasem i rozglądał się dokoła.  
– Wyjdź z tych krzaków – powiedział głośno ale spokojnie.  
To było rzecz jasna do mnie, ale... Rozglądałem się za możliwością ucieczki. To jest to, czego nie rozważyłem, wybierając sobie miejsce obserwacji, że może trzeba będzie nagle spieprzać. I niechybnie bym to uczynił, bo przecież z gołą dupą nie będzie mnie gonił, tyle że w tym momencie było to absolutnie niemożliwe, a plecy oplatały szczelnie jakieś kłujące krzaczory. Posłusznie wyszedłem z krzaków, z trzęsącymi się ze zdenerwowania rękami, i stanąłem na polance przed nimi. Facet przypatrywał mi się z zaciekawieniem.  
– Podobało się? – zapytał i nie był to głos agresywny, jemu naprawdę chodziło o moje wrażenia...
– No – kiwnąłem niewyraźnie głową.  
– Gdybym ja nie zaczynał od podglądania na plaży, to bym cię sprał na kwaśne jabłko – roześmiał się. – Jola, to co, masz ochotę na jeszcze?  
Kobieta, szatynka, której twarz z bliska była jeszcze piękniejsza, uśmiechnęła się i kiwnęła głową.  
– To zdejmij majtki – powiedział mężczyzna i było to skierowane niechybnie do mnie, bo Jola jeszcze nie zdążyła nałożyć swoich. Mówi poważnie czy sobie ze mnie kpi? Nie myślałem zbyt wiele jednak, a podniecony byłem tak, że przydałoby się mojemu wackowi trochę wolności. Niech się dzieje, co chce... Kobieta o imieniu Jola kiwnęła na mnie, bym podszedł, a następnie chwyciła mojego malucha. No nie takiego aż malucha, ale przy tym mężczyźnie miałbym powody do kompleksów.  
– On już gotowy jest, jeszcze chwila a się zleje – powiedziała do mężczyzny, gdy na niemal skamlałem z rozkoszy przy ruchach jej palców. Jola przyjęła poprzednią pozycję. Klęczałem przed jej wypiętym tyłkiem ze stojącą dzidą, ale co dalej?
– No wejdź w nią – szepnął facet. A ja dalej byłem sparaliżowany. On żartuje czy mówi poważnie? Miesiące marzeń, a ja nie wiem, co zrobić w takim momencie. Widząc moją zupełną niemoc facet chwycił mnie za małego, odciągnął napletek, rozsmarował sączącą się śliskość, dając mi dodatkowe ciarki na całych plecach i ręką pomógł mi zaistnieć w jej wnętrzu.  
– No przyj! – powiedział wycofując rękę i ściskając mnie lekko za jądra, jakby dla dodania otuchy. Kolejny obezwładniający paraliż przeszedł mi przez kręgosłup.  
– A teraz chwyć mnie za kutasa – zażądał podchodząc tak blisko, że swą parówą prawie dotykał mi czoła. Po chwili klęknął.  Z ociąganiem zrobiłem, co kazał. Gorąc i lepkość rozlały się po mojej ręce.  A później znalazłem się miedzy dwoma wibrującymi ciałami, jego i jej. Jedną ręką ścisnąłem jego tańczącego wacka, drugą obejmowałem jej piersi. Jego jądra obijały mi się o rękę, co podniecało mnie jeszcze bardziej. Byłem w totalnej ekstazie... Prądy i fale rozrywały mnie od wewnątrz i z zewnątrz, jej ciało wręcz zassało mnie, wydawało mi się, że za chwilę eksploduję...  

– Nic ci nie jest? – usłyszałem nad sobą miły głos pani Joli.  
– Nie... – odpowiedziałem. Nawet nie wiem, co było przed chwilą. Czułem mokrość w kroku i w ręce.  
– Masz, wypij – mężczyzna podał mi butelkę chłodnej coli. – To był twój pierwszy raz?  
'– Tak – wyszeptałem.  
– Zmysłowa bestia z ciebie, dawno nie mieliśmy tak fajnego seksu – powiedział. Jak chcesz, przyjdź jutro... –  powiedział, kiedy już ubrany byłem gotowy do powrotu. Na pożegnanie pani Jola pocałowała mnie w policzek, a mężczyzna, którego imię było mi nieznane, zmierzwił mi czuprynę i puścił perskie oko.  
– Nie podwieziemy, bo my też musimy uważać...

Ale nie było żadnego jutra. Ołowiane chmury, które towarzyszyły mi już podczas powrotu z Bajkału, rozpruły się i następny dzień spędziłem w domu wściekły waląc konia i wspominając wydarzenia z krzaków. A następnego dnia jechałem na obóz...

Nowa szkoła, pierwsze wrażenia nawet pozytywne, było kilka osób z mojej podstawówki, czułem się nie tak samotny, jak przypuszczałem. Chciałem opowiedzieć Wackowi, temu, który mnie opętał tym Bajkałem, ale zdecydowałem się siedzieć cicho. Może kiedyś... Na razie to było wszystko bardzo świeże. Tymczasem weszliśmy do sali i czekaliśmy na nową historyczkę. Po chwili drzwi się otworzyły i na progu klasy stanęła ona, moja pani z krzaków. O cholera... Zawróciło mi się w głowie. I co teraz? Pani otworzyła dziennik i zaczęła czytać listę obecności, przyglądając się każdemu z nas uważnie. Gdy doszła do mnie, popatrzyła na mnie i rzuciła mi uśmiech. Pierwszy, od kiedy przekroczyła próg klasy.

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 2204 słów i 11874 znaków, zaktualizował 11 sty 2023. Tagi: #wakacje #biseks #jezioro #trójkąt

5 komentarzy

 
  • Rebus

    No przecież w ciągu roku są wycieczki szkolne. Może akurat na jedną z takich pojadą.

    11 sty 2023

  • trujnik

    Dziękuję za słowa zachęty, zobaczymy, co się da zrobić, z reguły pisuję o czym innym :) i to opowiadanie już zjechali na innym serwerze...

    10 sty 2023

  • wram

    No, ciekawa fabuła..... :bravo:

    10 sty 2023

  • TomoiMery

    Ciekawie się zaczyna 😁😁

    9 sty 2023

  • Rebus

    Koniecznie poviagnij ten temat dalej.

    8 sty 2023