Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Jeźdźcy Apokalipsy – część I

Jeźdźcy Apokalipsy – część IPatrick siedział na zimnej ławeczce przed małą kawiarnią, gdzie ruch uliczny był ledwie zauważalny. Typowe, spowite kurzem miasto Arizony, gdzie słońce paliło bezlitośnie, a powietrze było suche jak pergamin. Ludzie mijali go obojętnie, nieświadomi, że mężczyzna o surowym spojrzeniu i zaciśniętych dłoniach to nie byle kto.
Przed nim leżała zgnieciona gazeta, na której nagłówki krzyczały o kolejnych zbrodniach gangu Jeźdźców Apokalipsy. Przecierał zmęczone oczy, błądząc wzrokiem po kolejnych artykułach o porwaniach, przemycie i brutalności. Minęło dziesięć lat od tamtej sprawy, zniknięcia młodej dziewczyny, którą oficjalnie uznano za zaginioną, a śledztwo zamknięto z braku dowodów. Dla świata była to kolejna nierozwiązana zagadka, ale dla niego coś, czego nigdy nie potrafił zostawić za sobą.
– Kurwa mać… – wymamrotał pod nosem, ściskając gazetę tak mocno, że papier się przerwał. – Te jebane sukinsyny z Jeźdźców Apokalipsy myślą, że mogą robić, co chcą.
Oczy błyszczały determinacją, która nie gasła mimo upływu lat. Niepokój i gniew mieszały się z poczuciem odpowiedzialności — to była sprawa, którą musiał rozwiązać, bez względu na wszystko.
Wciągnął powietrze głęboko, czując ciężar lat niesprawiedliwości, które go dopadły. Nikt nie wiedział, jak bardzo ta sprawa go dręczyła. Nawet on sam jeszcze nie był gotów, by ujawnić, co naprawdę dla niego znaczyła.
Sięgnął do kieszeni, wyciągając telefon, który zaczął wibrować. Na ekranie widniał numer nieznany. Bez chwili wahania odebrał.
– Halo? – jego głos był niski, spięty, jakby pod napięciem.
Słowa rozmówcy pozostały niewysłowione, zasłonięte ciszą, która wisiała między nimi jak ciężka zasłona. Słuchał uważnie, mięśnie twarzy napięły się, a w oczach pojawił się ogień, który nie zapowiadał niczego dobrego.
Odkładając telefon na ławkę, sięgnął po paczkę L&M, wyciągnął papierosa i zapalił go. Dym wypełnił nozdrza, lecz zamiast ulgi, przywiózł jeszcze większy gniew.
– Kurwa, kurwa, kurwa... – wyszeptał pod nosem, trzymając papierosa między palcami. – Znowu zaczyna się pieprzona jazda.
Zacisnął pięści i spojrzał w dal, jakby chciał przebić wzrokiem ścianę, za którą kryły się odpowiedzi. Ale jedyne, co widział, to pustka i zagrożenie.
Odwrócił się gwałtownie, wszedł do swojego samochodu i odpalił silnik. Miasto oświetlały blade latarnie, a on wiedział, dokąd musi jechać. Po krótkiej chwili dotarł na miejsce.
Zgasł silnik i na moment zawahał się, patrząc na budynek posterunku, który tonął w półmroku. Brudne okna, zimne światło jarzeniówek i ciężka, duszna atmosfera — wszystko to przypominało mu, że to miejsce nie zna litości.
Wysiadł z auta, ubrał się w czarny skórzany płaszcz i ruszył w stronę wejścia. Każdy jego krok odbijał się echem na betonowym chodniku, a chłodne powietrze gryzło w twarz, jakby chciało wypalić z niego wszelkie emocje.
Przekroczył ciężkie, metalowe drzwi, które skrzypnęły cicho, ale dosadnie — jak przypomnienie, że za nimi zaczyna się inny świat. Hol był pusty, zimny i obleczony w blady odcień szarości, typowy dla każdego posterunku, jaki znał.
Minął recepcję bez słowa, a jego spojrzenie spotkało wzrok siedzącej tam kobiety — zmęczonej, ale z błyskiem, który sugerował, że zna historie, których nie warto pytać.
Idąc korytarzem, jego buty wydawały stłumione uderzenia na linoleum, a ściany zdobiły plakaty przypominające o prawie i obowiązkach — puste frazesy, które tego wieczora nie miały dla niego żadnego znaczenia.
W końcu dotarł do drzwi oznaczonych tabliczką „Sala przesłuchań”. Oparł rękę na zimnej klamce i wślizgnął się do środka. W pomieszczeniu panowała półmrok, a powietrze było gęste od zapachu starego dymu i potu.
Rzucił torbę na krzesło i usiadł przy stole, gotowy, by rozpocząć kolejny etap swojej samotnej walki.
Drzwi sali przesłuchań zatrzasnęły się z hukiem za nim. Na krześle skulona siedziała Melanie, drżąca z odstawienia, ale gdy tylko spojrzała na mężczyznę, w jej oczach zapłonęła niepewność i strach.
Stał naprzeciw niej, bez cienia współczucia. Jego głos był twardy, jak beton:
– Słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzać. Wiem, że jesteś jedną z Jeźdźców Apokalipsy. Wiem, że masz więcej na sumieniu niż te dziwki z klubu. Więc lepiej zacznij mówić, zanim zacznę cię łamać na serio.
Próbowała się wyprostować, ale ciało zdradzało ją bezwzględnym drżeniem. Przez cienką bluzkę na ramiączka prześwitywały jej sutki, a tatuaże zdawały się krzyczeć o brutalności jej świata.
Nachylił się do niej, jego twarz była zimna jak stal.
– Każda chwila zwłoki to dla ciebie piekło. Masz dwadzieścia cztery godziny, zanim zamknę cię na kolejne czterdzieści osiem. Chcesz się bronić? Zapomnij. Nie mam litości dla takich jak ty.
Jego słowa były jak uderzenia – tnące i bezwzględne. Zacisnęła zęby, ale nie odpowiedziała. Wiedziała, że w tym pokoju nie ma miejsca na słabość.
Odstąpił krok, dając jej tylko odrobinę przestrzeni.
– Mów. Albo zapomnij o wolności na dłużej.
Uniosła głowę, a jej rozbiegane, pełne buntu oczy błysnęły dzikim ogniem. Zacięła się na krześle, zaciskając pięści, jakby chciała stawić czoła całemu światu, a zwłaszcza jemu.
– I co mi zrobisz, rycerzyku? – wycedziła przez zęby, szczerząc je w wyzwaniu. – Myślisz, że strachem i groźbami złamiesz kogoś takiego jak ja?
Nie drgnął ani na moment. Twarz pozostała zimna i nieprzenikniona, jak skała. Powoli zbliżył się do niej, jego krok był pewny, pełen nieustępliwości.
– Słuchaj, suko — powiedział nisko, z groźbą w głosie — nie jestem tutaj, żeby gadać o twojej dumie. Jestem tutaj, żeby wyciągnąć prawdę. A jeśli nie chcesz mówić, znajdę sposób, żebyś tego żałowała.
Szarpnęła się na krześle, próbując zachować pozory siły, ale on widział, jak bardzo jest rozbita. Była na krawędzi, a on miał zamiar ją zepchnąć jeszcze głębiej.
– Rycerzyk? – powtórzył, szyderczo unosząc brew. – Ja jestem twoim najgorszym koszmarem.
Zatrzymał się przy drzwiach i z zimnym, bezwzględnym spojrzeniem skinął głową w stronę niewidocznego głośnika.
– Wyłączcie kamery. Wyłączcie nagrywanie. Wszystko. Teraz!
Cisza rozlała się po pokoju, a powietrze zgęstniało. Z zimną precyzją pociągnął za linkę, spuszczając rolety, które zabrały z sali każdy promień światła. Pokój zalał półmrok — idealne miejsce na tortury, które miały się zacząć.
Spojrzał na nią z takim samym zimnym błyskiem, jaki miała bestia przed atakiem. Twarz była kamienna, a każdy ruch pełen napięcia i kontroli.
– Słuchaj uważnie, bo nie będę się powtarzał — syknął z niebezpieczną nutą w głosie. – Nie chcę słyszeć pierdolonych wymówek. Nie przyjadę tu po kolejną brednię, żeby cię wypuścić. Zaczniesz gadać, albo zrobię z twojego życia piekło. Fizyczne i psychiczne.
W jego oczach pojawił się ogień — niebezpieczny, dziki, gotowy podpalić wszystko dookoła.
Drgnęła, ale w oczach miała jeszcze odrobinę buntu, którą miał zamiar zdusić bez litości.
Uniosła brew, a usta rozciągnął chytry, wyzywający uśmiech.
— I co zrobisz, zerżniesz mnie, rycerzyku? — wycedziła z sarkazmem, zbliżając twarz do jego tak blisko, że prawie czuł jej oddech.
Powoli zbliżył się do niej, oczy błyszczały bezwzględnym ogniem. Nie czekał ani chwili — chwycił za cienką koszulkę na ramiączka i brutalnie rozerwał ją, odsłaniając nagie ramiona i fragmenty piersi. Materiał pękł z głośnym szarpnięciem, a kawałki tkaniny opadły na podłogę.
Zadrżała — nie tylko z zimna, ale z adrenaliny, która pulsowała w żyłach.
Nie spuszczał z niej wzroku. Dłonie zacisnęły się na jej ciele, twarde i nieustępliwe, jakby chciał wyryć w niej swoją dominację.
– Jesteś tylko moja — syknął — nikt cię tu nie uratuje. Jesteśmy sami.
Oddech przyspieszył, a serce waliło jak młot. Czuła, że traci grunt pod nogami, ale jednocześnie coś w niej krzyczało, by poddać się temu bez reszty.
— Mój kutas otworzy ci usta — powiedział powoli, z wyraźną obietnicą, że zmusi ją do mówienia, do wydobycia prawdy. — Nie uciekniesz od tego.

Dodaj komentarz