Co ona mi zrobiła?

– Jak ja mogę cię puścić na imprezę, skoro ty się bijesz z chłopakami – powiedziała matka. – Poza tym ja dobrze wiem, co się na takich imprezach dzieje. Mało to piszą w gazetach? Seks, narkotyki, alkohol. A ciebie już fajfus swędzi, jeszcze zrobisz coś głupiego i później wszyscy będziemy przez to cierpieć. Mało to brzuchatych małolat chodzi po mieście?
Jak mam się wytłumaczyć z tak absurdalnych zarzutów? Przecież nie idę tam żeby, jak to mawia Syczewski, dymać laski. Alkohol… Hm, na pewno będzie coś na przepłukanie gardła, o alkoholu na dyskotekach mówiło się całkiem otwarcie. I nawet, jeśli rodzice Andżeliki nie pozwolą, na pewno ktoś coś przyniesie.  
– No dobrze, może będzie jakieś piwo – powiedziałem uległym tonem. Nie było sensu odgrywać świętego, matka by się na to nie nabrała. – Ale zapewniam cię, że nie będzie żadnych prochów ani innego świństwa. Poza tym Andżelika powiedziała, że jej matka będzie cały czas obecna.
Było to oczywiste kłamstwo, rodzice Andżeliki wyjeżdżali na całą noc, co zresztą było zasadniczym powodem zorganizowania tego przyjęcia. Ale czy matka musi wiedzieć wszystko? Ona mi się z niczego nie spowiada, nawet do dziś nie wiem, dlaczego wróciła z pracy wcześniej tamtego popołudnia.  
– No dobrze, pod warunkiem, że wrócisz przed dziesiątą – powiedziała ugodowo. – I nie wolno ci wypić więcej niż jedno piwo, rozumiemy się? W zasadzie to w ogóle nie powinieneś pić, ale jestem realistką. Inga Stadnik będzie na tym waszym party? – ostatnie słowo wymówiła ze słyszalnym przekąsem.  
Inga Stadnik chodziła do mojej klasy, a nasze matki pracowały w tym samym biurze. Taki jest niestety urok tej małej miejscowości i, podejrzewam, wszystkich innych dziur i zadupi. Poza tym Inga nie zwykła trzymać języka za zębami i była jedna z największych plotkarek. Szanse, że mamuśka się dowie, co wyprawiałem na tej imprezie, wzrosły momentalnie.  
– Tak, będzie – odpowiedziałem wbrew samemu sobie. I tak się dowie wcześniej czy później.

Andżelika mieszkała w zamożniejszej części miasta, przy drodze na Wrocław, w jednorodzinnej willi, do której szło się co najmniej piętnaście minut. Byłą już szósta, impreza miała zacząć się o siódmej, a ja nawet nie byłem gotowy. W co się ubrać? Jakoś do tej pory umierałem się w to, co kazała matka, teraz jednak wolałem zdecydować sam. Otworzyłem szafę i obrzuciłem krytycznym wzrokiem wszystkie moje ubrania. Nie miałem nic, co różniłoby się od tego, co na co dzień noszę do szkoły, pominąwszy garnitur do pierwszej komunii, który nie wiedzieć co robił w mojej szafie. I pomyśleć, że przyszedł dzień, w którym zachowywałem się jak zwykła baba. Gdyby na tej imprezie był Paweł, możliwe, że włożyłbym jakąś koszulę i kamizelkę, której nie lubiłem, za to matka uważała, że jest elegancka. A może tak poprosić matkę, by pomogła mi się ubrać? Co to, to nie, nawet jeśli miałbym wyglądać jak pół dupy zza krzaka. Moja impreza, sam się ubiorę. Zdecydowałem się w końcu na granatowy wełniany sweter, w miarę elegancki i nie za gruby oraz na spodnie z materiału, które wyglądały porządnie głównie dlatego, że ich mnie lubiłem i rzadko nosiłem. Uff, nareszcie to wszystko za mną. Przed wyjściem popsikałem się Old Spicem, który dostałem na gwiazdkę. Miałem nadzieję, że nikt tego nie wyśmieje, zresztą niektóre dziewczyny w klasie, wbrew zakazom nauczycieli, malowały sobie paznokcie i perfumowały się. Jeśli one to robią w szkole, to tym bardziej na imprezie…

Impreza powoli rozkręcała się. Siedziałem przy stole zajęty kanapką, z dużego boomboxa leciał właśnie jakiś wolny utwór nieznanej mi, za to beznadziejnej wokalistki, kiedy podeszła do mnie Inga. Nigdy nie widziałem jej tak luźno ubranej, a dekolt miała taki, że prawie było jej widać sutki. Sukienkę też mogłaby mieć nieco dłuższą, jak na mój gust.
– Zatańczymy? – zapytała w było w tonie jej głosu coś, z czym do tej pory się nie zetknąłem. Jak to nazwać, zalotnie?  
– Yhm – wymamrotałem ledwie słyszalnie. Przygotowując się do tej imprezy przewidziałem wszystko poza tym, że trzeba będzie tańczyć. To znaczy tańczył kto chciał i nie cieszyłem się dotąd większą popularnością jako tancerz. Raczej byłem zajęty przekraczaniem limitu alkoholu narzucanego mi przez matkę i udawaniem, że bawią mnie głupie rozmowy przy stole. Tymczasem Inga chwyciła mnie za rękę i wywlokła mnie na środek dużego pokoju, który robił za parkiet. Tańczyliśmy, choć ludzie znający się na tańcu nie byliby tacy pewni. Ona przytulała się do mnie, ja, nie bardzo się kontrolując, przyciskałem ją do siebie, głównie dlatego, że tak robili wszyscy wokół mnie. Nic nie czułem poza eleganckimi i pewnie drogimi perfumami i delikatnym zapachem marihuany i dymu papierosowego.  
– Ślicznie pachniesz – wyszeptała mi do ucha, a ja nie wiedziałem, jak zareagować. Przycisnąłem ją bezwiednie i poczułem jej piersi na korpusie. Myślałem, że mnie odepchnie, ale nic takiego nie nastąpiło. Modliłem się w myślach, żeby ten utwór skończył się jak najszybciej. Bałem się patrzeć jej w oczy, toteż obserwowałem tańczących w okolicy. Gospodyni, Andżelika, tańczyła z chłopakiem, którego bliżej nie znalem. On trzymał ją za pośladki a jego palce wędrowały coraz niżej w miejsce, którego publiczne dotykanie uważane jest ca coś nieprzyzwoitego, ona wręcz wisiała na nim i miała jakiś dziwny wyraz twarzy. Tymczasem utwór dobiegł końca, dbający o muzykę Rysiek Zagrobelny zmienił to na Despacito i partnerki w mig poodklejały się od partnerów zaczynając grupowe podskakiwanie. Usiadłem by coś przekąsić, kiedy znów pojawiła się wokół mnie Inga.  
– Chodź ze mną – powiedziała nachylając się nade mną tak, że czułem jej oddech w uchu.  
Nie wiedziałem, gdzie i po co mnie wyciąga. Miałem jednak tak dość gorąca, prymitywnej muzyki i piwa, że zgodziłbym się w tym momencie na każdą zmianę. Inga chwyciła mnie za rękę i powiodła do schodów prowadzących na górę.  
– No nie bój się, Andżelika się zgodziła – powiedziała i wyprzedziła mnie. Weszliśmy do pokoju, który wyglądał na sypialnię rodziców. Na pewno nie na pokój młodzieżowy, młodzież nie mieszka w pokojach z zabytkowymi szafami i innymi biedermeierami. Nie wiem zresztą, czy to był biedermeier, słowo znalem z lekcji plastyki, na której nauczycielka zapewniała nas, że tak nazywają się jakieś stare meble. Inga usiadła na brzegu łóżka i pociągnęła mnie za rękę.  
– Usiądź – powiedziała. Nim zdążyłem wykonać polecenie, Inga zdjęła swoją białą bluzkę i zaczęła rozpinać biustonosz. Bylem przerażony. Czego ona oczekuje?  
– No pomóż mi, na co czekasz? – popędziła mnie. Chcąc nie chcąc przystąpiłem do zadania, tymczasem Inga rozpinała mi spodnie. Byłem sparaliżowany. Uciekać, nie uciekać? Przecież nie wylecę na dół z gołą dupą. W co ja się dałem wciągnąć? Inga dotarła już do majtek i lada chwila wszystko będzie na wierzchu. W tym momencie poczułem jak z nerwów, bo przecież nie z podniecenia, sztywnieje mi wacek.  
– No niezłego masz – powiedziała. – Pobaw się moją cipką jak chcesz.  
Nie chciałem. Patrzyłem tępo, jak jej głowa chodziła to w górę to w dół i siłą powstrzymywałem się od wymiotów. Jeszcze chwila a nie wytrzymam…  
– Inga, ja już… – skłamałem. W tym momencie wyszła ze mnie a ja chwyciłem wacka tak, by nie mogła nic zauważyć.
– Pokażesz mi jak się spuszczasz? – zapytała.
Takiego. Coś tam wymamrotałem, niechlujnie podciągnąłem spodnie i zbiegłem na dół. Łazienka na szczęście była wolna…
Gdy już zwymiotowałem i umyłem malucha, doprowadziłem się do porządku i poszedłem prosto do przedpokoju,w którym wisiała moja kurtka. Nie przewidywałem, że spotkam tam Andżelikę.  
– Już idziesz? – zapytała wyraźnie rozczarowana.  
– Źle się czuję – odpowiedziałem starannie unikając jej wzroku. Fala mdłości dopadła mnie po raz kolejny i nie chciałem się wyrzygać bezpośrednio na drogą wykładzinę.  
– Jak chcesz – powiedziała wyraźnie niepocieszona. – Jak ci przejdzie, zawsze możesz wrócić. Jeszcze szampana nie odpaliliśmy.  
– Pa – powiedziałem i wyszedłem starając się możliwie nie trzaskać drzwiami.  

Nie przeszedłem może dziesięciu kroków, kiedy potężnie zakręciło mi się w głowie. Byle tylko dojść do końca tego osiedla, gdzie nie ma już domów, a tylko kilka drzew. Było mi niedobrze nie tylko od wypitego alkoholu, ale też od tego, co się stało w pokoju na górze. Zaciskając gardło powstrzymywałem się od wymiotów i, gdy już doszedłem do upragnionego drzewa, mało się nie udusiłem z braku powietrza i nieprzyjemnej kwaśnej fali idącej od żołądka w górę. Zwymiotowałem i dopiero potem mogłem nieco odsapnąć i zacząć w miarę konstruktywnie myśleć. Czy gdybym nie pil tego cholernego piwa, poszedłbym na górę? Kto widział, że urwaliśmy się z imprezy? Wszyscy tańczyli, więc są jakieś szanse. Dalej odczuwałem nieprzyjemne sensacje od mojego wacka. A więc tak to wygląda? Przecież mi wcale nie było przyjemnie, wręcz przeciwnie, męczyłem się i czułem upokorzony, również, a chyba zwłaszcza tym, że ogląda go dziewczyna. Zabrakło mi odwagi, by po prostu zapiąć rozporek i powiedzieć, że ja się tak nie bawię. Jeśli dotąd miałem jakieś złudzenia, że mój okres fascynacji facetami się skończy i wpadnę w normalne koleiny życia, teraz powoli traciłem nadzieje. Z niechęcią oderwałem się od drzewa i wszedłem na pobocze ulicy. Mijały mnie jakieś samochody. Chyba nawet jacyś ludzie, ale ja w ogóle nie zwracałem na to uwagi. Po jaką cholerę lazłem na to przyjęcia? Zabawy mi się zachciało… Już nic nie będzie takie jak dotąd, tego byłem pewny. Nie wiem, czy będę w stanie się przemóc, by popatrzyć na dziewczynę. Że co ona chciała? Pobawić się jej pipką? Jakie szczęście, że nie byłem aż tak nabzdryngolony. Chociaż widziałem, nie ma co ukryć. Na samo wspomnienie znów zrobiło mi się niedobrze i zwymiotowałem wprost na chodnik, odwróciłem się tylko w stronę pola, tak aby nikt nie zauważył. Co dalej? Popatrzyłem na zegarek, było piętnaście po dziewiątej. Matka pewnie wyczuje ode mnie alkohol, trzeba trochę pochodzić. Światła centrum zbliżały się do mnie coraz bardziej. Na stacji benzynowej kupiłem butelkę coli, wody mineralnej i pudełko tik-taków. Schowałem butelki i powłócząc nogami poszedłem do parku, mając cichą nadzieję, że spotkam tam Pawła. Nie sądziłem, że moglibyśmy normalnie rozmawiać, ale i tak byłaby to odmiana po tym, co właśnie się stało. Pawła nie zastałem. Otworzyłem mineralną i za jednym przytknięciem szyjki do ust wyżłopałem pół butelki. Poczułem się lepiej a cukier z coli, do której dobrałem się zaraz potem, przyjemnie rozlewał się po organizmie. Teraz trzeba coś zrobić, by w miarę normalnie wyglądać przy matce. Resztką mineralnej wypłukałem usta, ssałem cztery tik-taki naraz i po dziesięciu minutach byłem już gotowy do powrotu do domu.  

Wszystkie światła były zgaszone. Czyżby mamuśka poszła gdzieś balować? To do niej raczej niepodobne. Przeszedłem do kuchni, gdzie na stole leżała wyrwana z notesu kartka. „Boli mnie głowa, nie budź mnie. I nie zapomnij o psie. Mama”. Uff, chyba się upiekło. Na wszelki wypadek umyłem zęby i wyprowadziłem Newtona na kilka minut, przed blok. Był rozczarowany, że nie zabrałem go na dłuższy spacer, ale co ja na to poradzę? Kilka razy rzuciłem mu jakąś gałąź do aportu i wróciliśmy razem. Trzeba się wykąpać, pomyślałem i rozebrałem się do prysznica. Tylko zerknąłem na mojego wacka i znów zrobiło się niedobrze, a fala niedawnych wspomnień zaatakowała mnie ze zdwojoną siłą. Czułem się brudny i to brudny w taki sposób, że żadna woda i żel pod prysznic tego nie zmyją. Mimo to dałem wackowi takie mycie, jakiego chyba nigdy w życiu nie miał. Aż mnie zabolał. Jednak i to nie pomogło, dalej wydawało się, że ona go trzyma w buzi i pulsuje tam i z powrotem. Chciało mi się płakać, choć w tym wieku już nie powinienem. Chromolę to, będę robił to, co chcę a nie to, co wypada. W apteczce znalazłem jakieś pastylki na żołądek i wziąłem dwie. Może choć to pomoże? Wszedłem do pokoju i włączyłem telewizor. Właśnie leciał jakiś film dla dorosłych, w którym goła baba na ekranie macała faceta po kroczu. Wyłączyłem to ze wstrętem i włączyłem komputer. Intensywne światło ekranu spowodowało, że znów zawróciło mi się w głowie. Nieźle. Ile ja tego wypiłem? Próbowałem policzyć i doszedłem do trzech i pół butelki, byłem pewny, że ostatniej nie skończyłem, bo przecież poszedłem do tego cholernego pokoju. Położyłem się i chciałem sobie przed snem zwalić konika, jak to ostatnio robię co wieczór, ale nie mogłem się przełamać. Mój wacek, tak chętny do tych zabaw, tym razem zastrajkował, mimo że międliłem go kilka minut. Czyżby nadszedł kres tych przyjemności? Zamiast spać denerwowałem się coraz bardziej. Gdybym był wiedział…

Po tej imprezie, pierwszej w życiu bohatera, został oskarżony przez środowisko o gwałt. Jak to się skończyło, dowiesz się z powieści "Nie będzie bolało", którą znajdziesz na chomiku trujnik (adres w moim profilu). Polecam również inne opowiadania i powieści, głównie LGBT. 

trujnik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i kryminalne, użył 2554 słów i 13860 znaków, zaktualizował 24 lut o 17:23.

1 komentarz

 
  • eksperymentujacy

    Zostaję neutralny w ocenach, ale uważam że nie powinno się traktować lol jako promocji swoich materiałów w tej formie na innej platformie. Jeżeli publikujesz tutaj to pisz tutaj do końca

  • trujnik

    @eksperymentujacy Problem w tym, że generalnie to LGBT, a to nie cieszy się na tym serwerze powodzeniem. Poza tym jaka promocja? Ja z tego nic nie mam, piszę dla Was zupełnie free, zarabiam na czym innym (też związanym z językami i pisaniem). Poza tym nie będę zaśmiecał tego miejsca 50 odcinkami powieści, z których zainteresować czytelnika tego forum najwyżej 4.

  • eksperymentujacy

    @trujnik rzecz jasna nie ma tu finansowej gratyfikacji i nie o takiej promocji myślałem. Ciekawe podejście choć nie do końca się zgadzam z nim. Już masz prawie 200 odsłon ;)

  • trujnik

    Ależ masz prawo, :) Już to przerabiałem kilka lat temu na innym forum i mam jak najgorsze doświadczenia. Tu też widzę przeładowanie odcinkami powieści, w których nic się nie dzieje, jeśli nie znasz reszty. Moim zdaniem powinno być inne miejsce na powieści. A jeśli odcinek tłumaczy się jako "solówka" to dlaczego nie? W tym przypadku ten jest nieco inny niż reszta książki, która generalnie obraca się wokół przemocy domowej. Pzdr