Utracony czas cz. 8

Utracony czas cz. 8VIII


     Już prawię tydzień, dzień w dzień, zakapturzony "medyk" odwiedzał wioskę. Czasami sam, czasami w towarzystwie, drugiej zakapturzonej osoby. Nikt nie ważył się zaczepić ich - Alte zebrał całą wioskę i oznajmił im życzenie schorowanego wodza, które zabraniało im tego. Nawet jego synowie wydawali się respektować wolę swego ojca-wodza. Raczej nie wierzyli jednak w możliwość ozdrowienia swego rodzica. Tymczasem kuracja przynosiła pożądane efekty, wsparta naparami z ziół wybranymi przez repozytorium, a zebranymi przez Beatrice, powodowała szybki powrót sił u wodza. Jedyną osobą, która nie mogła powstrzymać swej ciekawości, był młody Alvario, którego twarz nadal nosiła ślady feralnego dnia. Zebrał się w końcu na odwagę i zapukał do drzwi chaty swego dziadka, gdy tylko Alte wprowadził do niej obie zakapturzone postacie. Ze środka rozległ się głos rozzłoszczonego męża Colie, oznajmiający:
- Ile razy mam mówić?! Nie wolno przeszkadzać! - ruszył w stronę drzwi, by dać reprymendę bezczelnej osobie. Otwierając drzwi jego wzrok padł na młodzieńcu, od którego wizyty w "dolinie Alvario" wszystko się zaczęło. Zakapturzony medyk też dostrzegł swą niedawną ofiarę, i skinął w jego kierunku by ten wszedł.
- Siadaj chłopcze, zobaczmy jak Twoja twarz się goi. - stwierdził spokojnym głosem do chłopca, podczas gdy druga zakapturzona postać wybrała kilka ziół ze swego pakunku i wrzuciła do kotła z wodą. Młody zebrał się na odwagę i zapytał:
- Panie czy z dziadkiem.. czy dziadek wyzdrowieje?
- Tak, jeszcze parę dni i będzie mógł swobodnie sam się poruszać, ale tylko przez krótki czas, jeszcze za wcześnie by pozwolić mu na dłuższe eskapady. Za jakiś tydzień powinien być całkowicie zdrów. - mówiąc to bacznie przyglądał się opuchliźnie twarzy, by sprawdzić czy nie ma wyraźnych oznak jakichś wewnętrznych urazów. Oprócz przekrwionych oczu, wydawało się że młody organizm zniósł przygodę nad wyraz dobrze, więc dodał tylko sprawdzając czy napar sporządzony przez Beatrice jest gotów.
     Tak to Beatrice była zazwyczaj tą drugą zakapturzoną postacią. O Jej udziale w całym przedstawieniu zdecydował Gruby, chcąc by schorowany wódz czuł iż w głównej mierze swój powrót do zdrowia zawdzięcza kobiecie, której odmówił prawa do mieszkania wśród nich. Pamiętał doskonale jego minę pierwszego dnia, gdy po podaniu mu wszelkich lekarstw i wywarów, Beatrice zrzuciła kaptur z głowy, powodując burzę swych kasztanowych włosów. Pamiętał długie szczere przeprosiny, przepełnione łzami, które potem przemieniło się w opowieść Beatrice o ich wspólnym życiu, które wódz swego czasu bacznie śledził, opowieść o tym jak owoc związku Beatrice i Alvario rozwijał się i dorastał i wreszcie o zahartowaniu się Alvario, który sprostał wszelkim zadaniom jakim musiał, by zapewnić im byt. W pewnej chwili chory przerwał Jej opowieść by oświadczyć:
- Spośród wszystkich, którzy mają prawo mówić do mnie po imieniu (przyjęte było w tradycji plemienia, iż do wodza zwracało się tylko po tytule), Ty masz największe spośród wszystkich. Będę dumny jeśli zechcesz mówić mi po imieniu, lub jako żona mego syna, przebaczysz mi krzywdy jakie Wam wyrządziłem i zwrócisz się do mnie "tato"
- Dziękuje Tato. - tymi serdecznymi słowy, dała do zrozumienia iż nie chowa urazy, wiedziała przecież jakimi motywami kierował się wódz w przeszłości. Te słowa zdjęły jednocześnie wielki ciężar z chorego, który chciał natychmiast przywrócić ich na łono plemienia, kończąc ich wygnanie. Tutaj Gruby musiał interweniować:
- To jeszcze nie czas. Muszę przygotować Alvario. Dzięki pomocy Alte i Colie, oraz ich dzieci (które mimo, iż nie były wtajemniczone wykonywały część pracy w gromadzeniu zapasów) możemy teraz poświęcić prawie cały czas na trenowanie Alvario.
- A kiedy przyprowadzicie mą wnuczkę? - to pytanie wywołało delikatny uśmiech na twarzach tak Beatrice jak i Grubego.
- Jutro mnie zastąpi tato.. - swym słodkim głosem oświadczyła Beatrice.
     Spostrzegł, iż Beatrice przelewa napar do jednej z pięknych mis wykonanych przez Kingę. Nie rozmawiali ze względu na obecność młodego chłopaka. W ciszy zamoczył kawałek tkaniny w naparze, mającym załagodzić ból, jak i przyspieszyć gojenie, wytłumaczył chłopakowi jak ma sam sobie przygotować później kompresy, przemywając jego twarz wywarem, by pobudzić krążenie i przyspieszyć regenerację. Wręczył mu misę Kingii, mówiąc: - Dbaj o nią, właścicielka jest wściekła gdy ktoś rozbija Jej dzieła - i z kompresem na twarzy odesłał chłopaka do własnego domu. Chciał, by cała wioska zobaczyła, jak genialnie wykonane są przedmioty, które mają. Plan powoli wcielał się w życie. Podszedł do Alte stojącego przy drzwiach i sprzedając mu kuksańca w bok stwierdził:
- Znowu Cię podszedłem! hehe
- Kurwa! Nie strasz mnie! - wystraszony mężczyzna oddychał głęboko.
- Nad czym tak się zamyśliłeś?
- Nad Tobą.. Co takiego masz, oprócz satysfakcji, z pomocy jakiej udzielasz nam? - pytanie było szczere, nie podszyte podejrzliwością
- Mam Kingę, której celem jest zaciągnięcie mnie do łóżka, Beatrice która chce bym zszedł na zawał, Alvario który najchętniej nie przeszkadzałby swym kobietom w wykończeniu mnie.., szkapę która robi wszystko by uprzykrzyć mi życie.., wyliczać dalej?
- A na poważnie? - Alte wyraźnie rozbawiony odpowiedzią kompana czekał na normalną odpowiedź.
- Mam układ z Alvario. Ja pomagam Jemu i jego rodzinie w odzyskaniu swego życia w wiosce, które niewątpliwie jest łatwiejsze, niż na wygnaniu w dolince, jak i mniej niebezpieczne. On natomiast pomoże mi odzyskać moje życie..
- Jeśli potrzebujesz pomocy to Ja chętnie.. -słowa Alte przerwał tym razem rozbawiony Gruby
- A co TY z tego będziesz miał?
- Jeśli faktycznie jesteś w stanie pokonać tych dwóch palantów, to moją ceną będzie możliwość przyglądania się ich upadkowi. Chcę napawać się widokiem porażki tych bydlaków! - słowa Alte były tak szczere jak mocne.
- Na to przedstawienie wstęp będzie wolny, wymyśl coś innego..hehe
- To zaprosisz mnie na nie osobiście! Kurwa przestań się ze mną droczyć! - mówiąc to rozbawionym głosem zwrócił kuksańca właścicielowi.
- Normalnie brak szacunku dla lekarza to był!
- Musiał byś jeszcze nim być! - rozbawieni mężczyźni wrócili do środka, gdzie ujrzeli Beatrice pomagającą wodzowi wstać z łóżka.
     Widok przechadzającego się wodza w towarzystwie Alte i dwojga kapturników, odbił się echem po wiosce. Wszyscy, niemal pewni, że wodzowi już nic nie pomoże, pełni szacunku dla umiejętności medyków, jak i szacunku dla wodza ustępowali drogi głośno pozdrawiając tak swego naczelnika jak i przybyszy. Gruby i Beatrice przyglądali się jak wódz wypytuje swych rodaków, o zajścia jakie miały miejsce podczas jego choroby, prosząc o cierpliwość jeszcze przez parę dni, do czasu całkowitego odzyskania sił, wtedy zajmie się rozstrzygnięciem sporów pomiędzy członkami i innymi obowiązkami spoczywającymi na nim z racji swej funkcji. Wszystko przebiegało spokojnie, ale do czasu. Na drodze stanął im mocno wstawiony Roher, trzymający swój topór na ramieniu, przy pasie miał przypięty krótki prymitywny miecz. Bujając się odrobinę na nogach rzucił w kierunku zakapturzonych:
- Doszły mnie słuchy jakobyś był silny jak tur, Alte wspomniał że zabiłeś niedźwiedzia gołymi rękami! Ha ha ha! Stań więc do walki ze mną, bo ani trochę w te bajki nie wierzę - Alte rzucił porozumiewawczy wzrok do Grubego, plotka którą miał udając wstawionego rozpuścić odniosła skutek, jednak szybciej niż się spodziewali. Tymczasem oburzony zachowaniem swego syna wódz podniósł głos na syna!
- Jak śmiesz zwracać się tak do mych gości! Spierdalaj do domu zanim wygarbuję Ci skórę! - w słowach tych brzmiała złość, ale jednocześnie nadzieja iż przez szacunek do ojca syn opamięta się. Wstawionemu Roherowi jednak nie było to w głowie.
- Ojczulku, wracaj do swej chaty, nie jesteś w stanie nawet się sam podnieść z łóżka.. Przyszedł czas byś przekazał swe stanowisko jednemu ze swych synów. Powstrzymaj mnie przed utłuczeniem tego tu konowała, siejącego bajki o swych możliwościach, jeśliś wodzem! - rzucił pyszałkowato Roher, lecz ku jego zdumieniu kilka kroków w jego kierunku zrobił zakapturzony medyk.
- Widzę, że boisz się rzucić wyzwanie ojcu, gdy ten jest zdrowy! Rzucasz je teraz, gdy jego siły zabrała choroba i musi je dopiero je odzyskać. Jak odważnie z Twojej strony. - mówiąc to wodził wzrokiem po zebranych mieszkańcach wioski. Szukał wzrokiem drugiego brata, lecz tego nigdzie nie było. Wśród mieszkańców rozległ się śmiech z obelgi jaką poczęstowany został Roher. Zacisnął palce na swym toporze i odkrzyknął.
- Wytnę Ci ten kąśliwy ozor, a czaszkę zatknę na pal!
- Jako, że Twój ojciec nie jest w stanie podjąć Twego wyzwania, Ja będę walczył w Jego imieniu. Jeśli wygrasz zostaniesz wodzem, jeśli przegrasz utracisz prawo do walki o sukcesję.. na zawsze! - słowa wypowiedziane przez Grubego brzmiały spokojnie, acz dobitnie. Wśród gawiedzi rozległ się pomruk akceptacji, a z tyłu rozległ się syk pogardy "Dalej Roher! Boisz się zdrowego? Tylko choremu dasz radę?", co wywołało gromki śmiech pogardy z Rohera.
- Dobrze więc! Już jesteś trupem. Znajdź sobie broń!
- Prowadź na miejsce! - Gruby rzucił w odpowiedzi - Pokonam Cię gołymi rękami. - tego już było Roherowi za wiele. Rzucił się w kierunku zakapturzonego biorąc zamach swym toporem. Na spotkanie z Roherem Gruby wyskoczył całym ciałem wysuwając łokieć do przodu. Był szybszy niż wstawiony mężczyzna. Cios łokciem w szczękę zamroczył Rohera, nawet nie zorientował się kiedy z jego rąk wybity został szybkim ciosem drugiej dłoni topór. Lata szkoleń w sztuce samoobrony jakie przeszedł Gruby, nie dały Roherowi nawet szans na kontratak. Kilka szybkich uderzeń w krtań (nie za mocno, by nie zabić przeciwnika na miejscu) dopełniły obrazu błyskawicznego pogromu. Na zakończenie pochwycił głowę Rohera obiema dłońmi i poprowadził ją na spotkanie z własnym kolanem. Nieprzytomny Roher osunął się na podłoże bezwładnie, wypuszczony z uścisku dłoni Grubego. Przedstawienie dobiegło końca. Gruby powiódł wzrokiem po zebranych, trwali oni w ciszy, nie wiedząc czy ta błyskawiczna walka miała w ogóle miejsce. Powiódł wzrokiem na nieprzytomnego Rohera i zabrał głos.
- Przegrał, nie widzę sensu zabijać go, zabierzcie to ścierwo z mej drogi. Do Rohera doskoczyło dwóch wyrostków, ale wbrew przypuszczeniom wcale nie wzięli się za jego przeniesienie. Chwycili go bez wyrzutów sumienia za nogi i pociągnęli, włócząc resztę jego ciała po ziemi, go do jego chaty. Gruby poczuł na swych plecach świdrujący wzrok. Odwrócił się by zobaczyć przepełnione podziwem oczy Alte.
- Daj spokój był pijany - prawie wyszeptał gdy znalazł się obok męża Colie.
- W gorszym stanie zabijał w walce trzeźwych ludzi! - równie cicho odparł Alte
- Chyba niemowlęta!



     Alte stał i obserwował zmagania dwóch mężczyzn. W Alvario wstąpił duch rywalizacji, jaki przewodził nim gdy był dzieckiem i chciał dorównać obu braciom. Ciosy, bloki wyprowadzał jak burza. Chwyty, rzuty wykonywał z ogromną siłą. Mężczyźni nie szczędzili się nawzajem, wyglądali jak zajadli wrogowie. Alte patrzył jak treningi do upadłego odnoszą pierwsze efekty. Gruby przez chwilową nieuwagę lądował na piasku z całym impetem jakim został rzucony przez swego przyjaciela. Tak Alvario miał szansę w starciu ze swymi braćmi, a Alte po cichu liczył iż uda mu się namówić któregoś z mężczyzn na choć kilka takich lekcji. gruby właśnie podnosił się z piasku po kolejnym bolesnym upadku, gdy Alvario rzucił zniecierpliwiony:
- Czemu dajesz mi się tak łatwo powalić? Nie poprawisz moich umiejętności podkładając mi się! - spojrzenie Grubego było puste i pełne zdziwienia. Po chwili odpowiedział:
- Wiesz.. Może i podkładałem się przez parę pierwszych dni, by zachęcić Cię i pokazać do czego jesteś i będziesz zdolny, ale tym razem po prostu skopałeś mi tyłek na całej jego rozpiętości. Pora chyba by podszkolić Cię w innej dziedzinie..
- Jasne już Ci wierzę! Dobra do czego przechodzimy?! - nabuzowany Alvario wyczekiwał odpowiedzi.
- Do kurwa szydełkowania! Idę odpocząć, weź poćwicz z Alte, pokażesz mu co i jak, z resztą obserwuje nas uważnie. Ty utrwalisz umiejętności, on się czegoś nauczy. Ja na razie wysiadam! - mówiąc to poczłapał w kierunku chatki z grymasem bólu na twarzy. Myślami karcił się za zwyczajną nieuwagę, która doprowadziła teraz do bolesnego urazu. Nie spodziewał się iż Alvario będzie tak pojętnym uczniem. Pół godzinny odpoczynek wydawał się być idealnym pomysłem. Wszedł do chatki, umykając zainteresowaniu w oczach obu ślicznotek, a właściwie ignorując go, rzucił swe bezsilne ciało na prycze. Nie dane mu było jednak mieć chwili spokoju. Obok niego przysiadła się Beatrice, obserwowała zaczerwienienia i sińce na ciele przyjaciela, przez ostatnich kilka dni pełno ich było tak u niego, jak i Jej męża. Skinęła głową na córkę, by zabrała, jakże często teraz stosowany, wywar z ziół do przemycia stłuczonych miejsc. Mimo iż Gruby wolałby być zostawiony teraz sam sobie, poddał się poczynaniom obu ślicznotek bez sprzeciwu - wiedział, że żaden sprzeciw nie powstrzymałby opiekuńczości matki i córki, poza tym wizja bycia gładzonym rękami kobiet, była równie przyjemna co efekt jaki wywoływała. Oddał się całkowicie przyjemności jaką dawała mu czynność Beatrice i Kingi. Z częściowego letargu wywołanego masażem przywrócił go do chwilowej świadomości głos Beatrice mówiącej do córki:
- Kochanie podaj mi ten większy kawałek tkaniny, jest na półce obok. - te słowa uświadomiły mu za co tak bardzo uwielbia TE KOBIETY. Nigdy nie mówiły "jest tam, poszukaj tam", nie używały słów które najbardziej wytrącały go z równowagi. Po głowie przesunęła mu się myśl - jak można kiedykolwiek kogoś poprosić: "przynieś mi coś tam jest gdzieś tam koło ciebie"!!! Przecież to nawet sensu nie miało, a tylko informowało druga osobę, iż pierwsza zupełnie nie ma pojęcia gdzie to coś zostawiła, zwalając konieczność poszukiwań na proszonego! Zawsze doprowadzało go to do furii. Powtarzał sobie w myślach znienawidzone "jest gdzieś tam, jest gdzieś sram!" - "tam to kurwa znaczy gdzie!?". W tym czasie obie kobiety wznowiły masaż, jakby z oddali usłyszał podziękowanie Beatrice skierowane do córki, po czym doszedł do prostego i sensownego ( logicznego wydawało mu się wtedy) wniosku: "Nie no ja je obie adoptuje! Nie ma innego wyjścia!". Po czym pozwolił sobie odpłynąć, jego świadomość dryfowała w odległych zakamarkach, totalnie ignorując pojedyncze chichoty Kingii, które z czasem zwiększały swą częstotliwość. Przemknęło mu przez myśl:
- Ten mały sukkub znowu coś knuje - ale nie pozwolił by ta myśl zmąciła choć na chwilę przyjemności jakiej się oddawał. Leżał dalej na brzuchu z dryfującą w przyjemności świadomością. Zignorował kolejne chichoty: - jeszcze chwila i zasnę tu! Nirvana! - przebiegło przez jego myśli, gdy poczuł że ktoś siada na jego nogach. To też zignorował kwitując w myślach : - mogą nawet po mnie skakać, póki jest mi przez to tak dobrze! - po chwili całe jego plecy zalała fala przyjemności. Nie czuł już rąk na swych barkach, nie był pewien czym gładzone były jego plecy, ale sprawiało mu to ogromną przyjemność. Z ponownego zanurzenia się w letargu wyrwał go odgłos zamykających się cicho drzwi.
Nagle połączył wszystkie części w jedną całość - chichoty Kingii, odmienne uczucie na plecach i teraz czyjeś wyjście. Zrozumiał, że właśnie Beatrice zostawiła go na pastwę swej córki, w sytuacji w której oprzeć się już nie będzie umiał.  
- Udawaj że śpisz, to Twój jedyny ratunek - powtarzał w myślach jak mantrę. Poczuł na swej szyi pocałunek.
     Beatrice przyglądała się walce swego męża i Alte. Alte nosił miano jednego z najlepszych. Obserwowała jak ich starcie nie jest tak zacięte, jak miało to miejsce gdy Alvario walczył ze swym nauczycielem. Jej mąż co chwila udzielał wskazówek Alte, jak to miało miejsce przez parę pierwszych dni treningów z Grubym, tylko tym razem to Alvario powtarzał wszelkie wskazówki jakie dane mu było usłyszeć od swego mistrza. Wiedziała jednak, że oto spełnia się jedno z marzeń Alvario. Jej mąż zawsze obawiał się, iż nie będzie umiał obronić swej ukochanej i swojej córki, a teraz sam uczył jednego z najlepszych wojowników plemienia sztuki walki. Trzymając w rękach wazę z napojem przyrządzonym z mieszaniny owoców i ziół, który przygotowała dla powracających z treningu, a zabrała ze sobą przed wyjściem z domu, skierowała się ku ćwiczącym mężczyznom.
- Może chwila przerwy? Napijecie się czegoś? - zapytała podchodząc do nich. Alvario przeniósł wzrok na swą cudowną żonę i wręcz wykrzyczał.
- Taaak kochanie! Jeszcze chwila i wychlałbym całe to jezioro! - Beatrice obserwowała jak przyjętą wazę Alvario podał jako pierwszemu Alte, który przez krótki stosunkowo czas treningu zdążył się nieźle zasapać. Upił część zawartości, oddając i dziękując szwagrowi resztę i stwierdził.
- Beatrice! Pokaż mojej żonie jak to robić. To pierwszy niealkoholowy napój który mi naprawdę smakuje! - wywołał tym szczery uśmiech na twarzy Beatrice, gdy Alvario odrywając usta od wazy twierdząc:
- Alte, nie daj się nabrać! Ona dobrze wie jak świetnie przyrządza wszystko czego się dotknie. Z resztą Grubasek powtarza Jej to codziennie do znudzenia. A właśnie co z nim? - po czym przystawił wazę do ust ponownie.
- Nieźle go poobijałeś.. - Alvario znowu odrywając się od wazy wtrącił szybko, przerywając Beatrice na moment:
- To przez to, że dawał mi za duże fory. Wiem, że chce mnie jeszcze bardziej zachęcić, ale.. - przerwał Alvario nie wiedząc właściwie co powiedzieć, więc przyssał się znowu do wazy.
- Leży teraz obolały w domu - dokończyła swą wypowiedź Beatrice. Alte którego zżerała ciekawość ostatecznie zebrał się na odwagę i zapytał:
- A możecie mi wyjaśnić o co chodzi z tym przezwiskiem "Gruby", do tej pory nie rozumiem czemu nie zwracacie się do niego po imieniu? Tak, tak wiem, jak bardzo nie lubi on wścibskich pytań. Sam byłem świadkiem sytuacji jak jeden z młodych wojowników podszedł do niego po walce z Roherem i zapytał: "Jak Cię zwą przybyszu?" A w odpowiedzi padło: "Gal Anonim! Nie Twój zasrany interes! Wypierdalaj!". Nie powiem rozbawiło mnie to, ale też wzbudziło ciekawość. To jak z tym imieniem w końcu jest? Powiecie mi?
- Takiej odpowiedzi się można było po nim spodziewać! - stwierdził rozbawiony Alvario, który dał już radę zawartości wazy, rzucając ukradkowe spojrzenia na jej puste dno, jakby jakimś cudem miało się tam nagle pojawić więcej uwielbionego napoju - z jego imieniem jest tak, że sami go nie znamy - dokończył rozbawiony. Widząc głupawą minę Alte w sukurs przyszła Beatrice.
- Jak wiesz nie pochodzi on stąd, a nasz język zna.. zna dzięki czemuś co cały czas tłumaczy mu to co mówimy, jak i powoduje że to co on wypowiada jest w naszym języku. Niestety nie jest to w stanie przetłumaczyć jego imienia, ani go wypowiedzieć. Więc posługujemy się przezwiskiem, które nadała mu jedna z jego sióstr.
- TAKIE buty! - stwierdził zdumiony Alte - teraz wszystko jasne, też bym się wkurwiał nie mogąc czegoś powiedzieć, a słyszał ciągle pytania o to.
- A gdzie Kinga? - zapytał zmieniając temat Alvario  
- W domu została - odparła jego żona - przemywa sińce i skaleczenia Grubego, które mu zafundowałeś.
- No to zaraz wyskoczy z domu jak oparzony! - stwierdził zanosząc się śmiechem Alvario.
- Raczej nie.. - odparła tajemniczo Beatrice.
- Chcesz powiedzieć.. - urwał w pół słowa widząc potakującą mu żonę.
- Został przyszpilony i nie ma jak uciec.. - słowa Beatrice wywołały grymas totalnego śmiechu na twarzy Alvario, jednak powstrzymał się przed nadciągającym spazmem i stwierdził.
- Będzie na Ciebie bardzo zły... tym bardziej, że wyjaśnił swe postępowanie i dobrze go rozumiem.
- Kinga i tak dorwałaby go prędzej czy później. Chyba postawiła sobie za cel zdobycie go.
- Ale zdajesz sobie sprawę moja kochana żonko, że on nie może zostać z nami na zawsze, to też jeden z powodów dla którego nie chciał się w nic angażować. A na pewno nie chciałby skrzywdzić naszej córki.
- Tak, rozumiem, ale ona mieszkając tu z nami nie miała jak poznać..
Wolę, by zakochała się w Nim, niż po naszym powrocie uciec z pierwszym lepszym.. - Beatrice miała problemy z doborem słów, mimo to tak mąż jak i szwagier pokiwali ze zrozumieniem głową. Do rozmowy ponownie włączył się Alte:
- Wracamy do domu, czy dajemy im więcej czasu? Bo szczerze mówiąc zebrałem dziś taki wpierdol.. - małżeństwo wybuchnęło śmiechem na słowa szwagra. Alvario pokiwał głową i dodał:
- A myślisz, że ja nie? Poza tym ciekaw jestem co wyprawiają.. Więc proponuje zbliżyć się do domu.. - poruszył brwiami w porozumiewawczym geście.

Arni

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 3924 słów i 21973 znaków.

Dodaj komentarz