Utracony czas cz. 16

Utracony czas cz. 16XVI

     Joseph siedział na kawałku pieńka przed domem obserwując pracujących w pocie czoła mężczyzn. Chciał się na coś przydać przy budowie nowych domków, ale został uprzejmie "wyproszony", pod pozorem wykonywania akurat niebezpiecznych dla otoczenia prac. W ogóle w to nie wierzył! Był przekonany iż zwyczajnie chcieli się go pozbyć, żeby nie przeszkadzał. Nie rozumiał ni w ząb dlaczego zamiast zbudować typowe lepianki ten padalec uparł się na zbudowanie domów z drzewa i kamieni. Zaangażował w tą czynność wszystkich młodych, silnych mężczyzn. Patrzył na kręcące się przy rzece dziwne koło wodne, zbudowane jako pierwsze. Wykorzystywali je na 1001 sposobów, od siły pociągowej do rozcierania ziaren na mąkę. Pomysłowość Grubego już go nie dziwiła, dziwiło go natomiast po jaką cholerę, przez pierwszy miesiąc po sprowadzeniu kobiet do wioski wznosili ogrodzenie, z pni drzew, długich na 2, 5 metra, ostro zaciosanych na końcach i ustawionych pod kątem na zewnątrz. Niby miało to chronić przed kawalerią, ale po przepędzeniu nomadów z okolicy, kto miałby ich najeżdżać. W między czasie zbudowali mały plac zabaw dla dzieciaków, by matki nie musiały cały czas trzymać je na oku. A teraz trzeci miesiąc wznoszą domy. Doszedł do wniosku, że zniesmaczeniem napełnia go fakt, iż nie pozwalają mu pomóc. Jego jedyną rolą w ostatnim czasie było pilnowanie bawiących się na huśtawkach dzieciaków. Nagle jego wzrok przyciągnęły bliźniaczki. Żałował teraz, iż kolejnego dnia po pijackiej "naradzie" w domu Alte nie nalegał na zrealizowanie postanowienia poślubienia ich, były radością dla oczu. Niedawno zaczął też podejrzewać, iż Kinga jest w ciąży i co gorsza nie wiedział z kim. Obstawiał na 90% padalca, ale pewności nie miał. Zaczął się domyślać tego gdy przypadkiem był świadkiem urywka rozmowy podczas posiłku. Kinga zastanawiała się, czy w czasie ciąży można nadal się kochać i czy nie zajdzie się wtedy po raz kolejny w ciążę. Pytanie było naiwne, no cóż była młoda i większość czasu swego życia spędziła przez jego decyzję na wygnaniu, więc nie można się było dziwić. Ale zaintrygowała go odpowiedź padalca: "tak, tak kochanie, możesz ponownie zajść w ciążę i co miesiąc wypluwać z siebie dzieciaki - taka promocja". Świadomość, iż ten dowcipniś (tak nadal miał mu za złe dowcip tamtej pamiętnej nocy), miałby zostać ojcem dziecka Kingi wprawiała go w dziwny nastrój. Coś pomiędzy satysfakcją, a zdenerwowaniem. Wiedział ile Gruby dla nich znaczył, ile znaczył dla całej wioski. Przez tych kilka miesięcy chcąc nie chcąc i tak pełnił funkcje lekarza, doradcy, swata i pozostałych, których jawnego przyjęcia na swoje barki odmówił w rozmowie z Malachiusem. Nie tak dawno zresztą wraz z Malachiusem poszedł naigrywać się z padalca, że nie chciał jawnie, to i tak otrzymał te funkcje, ale bez stanowiska. W odpowiedzi rzucił tylko ponure "nie chcem, ale muszem" - co jak twierdził było metafrazą wypowiedzi pewnego "wodza". Joseph podejrzewał, iż tymi słowami odnosił się nie tylko do cytowanego, ale też do niego samego, co było jasne po tym specyficznym błysku w oczach padalca, gdy bywał złośliwcem. Jedyna rzeczą, której jako wódz nigdy nie negował, było codzienne trenowanie każdego, kto tylko chciał się nauczyć lepiej walczyć. Tak czy siak Gruby nie próżnował, mimo iż cały czas wspominał, iż za tydzień idzie na urlop, powtarzał to w każdym tygodniu, przesuwając swój "urlop" w przyszłość. Joseph miał jeszcze jedno wrażenie. Podejrzewał, iż Alvario, Beatrice, Kinga, a także Malachius i Jezabeth wiedzą coś co ukrywają przed pozostałymi, coś co dotyczy Grubego. Nie był pewien jak się dowiedzieć o co chodzi. Każdą jego próbę wejścia na ten temat zbywali zręcznie. Próbował nawet upić Malachiusa, by się stary kompan wygadał, ale zanim zasnął pod wpływem alkoholu stwierdził tylko "nawet jak mnie upijesz hehehe.. i tak Ci nic nie powiem..". Zamyślony wstał ze swojego pniaczka i ruszył w kierunku prowizorycznej kuźni, gdzie cały dzień dwaj najsilniejsi wojownicy prężyli swe muskuły wykuwając co raz to lepsze narzędzia i części. Materiał przywieziono z oddalonej o 3 tygodnie drogi wioski kupców ze wschodu, wkrótce planowano wyruszyć po nowe zaopatrzenie. Sponsorem okazała się.. Kinga, a właściwie Jej wyroby. Doszła do perfekcji w swej dziedzinie. Pogrążony w myślach stąpał nieostrożnie, skutkiem czego szybko spotkał się z podłożem, czując paskudny ból nogi. Do jego uszu dotarł krzyk dziecka:
- Maaaaamoooooo dziaaadek się przewrócił! - westchnął tylko i czekał na pomoc.
     Z unieruchomioną, dwoma deseczkami i sznurkiem, nogą siedział na swej pryczy z kwaśną miną, podczas gdy Gruby informował Felinę jakich ziół użyć na okłady i jakiej grubości kijem złoić ojcu tylną część ciała za nieuwagę. Tak.. padalec nawet na chwile nie przestawał być złośliwcem. Postanowił poczekać, aż Felina uda się do Beatrice po zioła i dorwać Grubego na chwile, wypytać o postępy, był strasznie ciekaw czy wyrobią się przed największym uderzeniem zimnej pory. Do chatki wkroczył jednak Serwal, zamieszkał z nimi odstępując swój dom dla części kobiet, tak jak Felina odstąpiła im swój. Cieszył go fakt, iż Felina znalazła oparcie w Serwalu. Nie tak dawno udzielił ślubu wdowie po swoim najstarszym synu i kilka lat młodszemu wojownikowi imieniem Rahim. Cieszył się iż ułożyli sobie życie i przede wszystkim nie zapomnieli o nim. Teraz planował udzielić ślubu Felinie i Serwalowi. Już dawno oświadczył całej wiosce, że w przypadku jego śmierci, wszystkie dobra dziedziczy po nim Felina i Jej dzieci, jako że odstąpili swą siedzibę dla kobiet. Jako swego następcę wyznaczył Alvario, jego prawą ręką miał być Alte. Ponieważ Alvario nie miał syna, po nim dziedziczyć tytuł będą dzieci najstarszego syna wodza, Lamsaca, no chyba, że Alvario dorobi syna i obdarzy wodza wnukiem jeszcze. To ostatnie wywołało gromki śmiech śmiech wśród zebranych i sprawiło wypieki na twarzy Beatrice. Stało się to podczas uroczystego, oficjalnego przyjęcia do wioski wszystkich uwolnionych kobiet, jako pełnoprawnych mieszkanek. Wódz obawiał się jednego pytania: "kiedy pełnoprawnym mieszkańcem zostanie Gruby". Pytanie oczywiście padło, a jedyną odpowiedzią jaka mógł udzielić było: "jak tylko wyrazi chęć zostania z nami, nikogo nie zmuszamy na siłę", szukał wzrokiem padalca, ale ten jak zawsze unikał imprez mocno zakrapianych i zmył się gdzieś. Tłumaczył się potem, iż ktoś musi pilnować wioski, gdy wszyscy się bawią. Z kolejnego rozmyślania nad zdarzeniami ubiegłych miesięcy wyrwał go głos Serwala.
- Wodzu słyszałem co się stało, przygotowałem Ci kulę, przy pomocy której będzie Ci łatwiej się poruszać. - podał wodzowi solidny kawałek roboty, laska miała idealną wielkość i mocno zamontowany uchwyt, niewątpliwie przygotowana za pomocą wynalazków Grubego do cięcia drewna, napędzanych kołem wodnym. Serwal bardzo szybko stał się jednym z najlepszych w posługiwaniu tymi.. narzędziami. Wódz postanowił zwrócić na siebie uwagę Grubego, zwrócił się z podziękowaniem do Serwala:
- Dziękuje Ci synu, ale powiedz, nada się ona by wygarbować skórę padalca, czy muszę poszukać czegoś mocniejszego? - Serwal zaniósł się śmiechem, a Gruby podniósł wzrok znad swego mocno wysłużonego plecaka. Obdarzył wodza uśmiechem i spytał:
- Mam rozumieć, iż chcesz starcze zamienić kilka słów ze swym medykiem?
- Brak wychowania!.. Tak masz racje chcę.. - stwierdził Joseph, po czym zwrócił się do Serwala - dziękuję Ci bardzo Synu za podarunek, jest piękna i posłuży mi wyśmienicie, nie wątpię. Ale czy mógłbyś zabrać swą przyszłą żonę, postarać się o kolejne wnuki dla mnie, podczas gdy Ja wypytam padalca o kilka jego tajemnic?
- Oczywiście wodzu - padło w odpowiedzi, po czym Serwal zwrócił się do Feliny - kochanie słyszałaś.. Wódz nakazał nam postarać się o..
- Chodź już, a nie marnuj czasu na gadanie - odpowiedź Feliny rozbawiła wszystkich. Gdy wyszli Gruby zwrócił się do wodza.
- Co się dzieje wodzu?  
- Lada dzień uderzy zimna pora, wasze prace.. nie dacie rady ich skończyć?
- Najważniejsze rzeczy już zrobione. Dziś, lub jutro skończymy dachy, na wszystkich trzech domach, więc nawet jak się rozleje na amen, to możemy działać spokojnie w środku. Jedynym problemem są kończące się materiały, no i uzupełnienie zapasów przed deszczową porą.W ciągu tygodnia wszystko powinno się udać. Ale nie o tym chciałeś rozmawiać raczej?
- Dobra powiem bez ogródek - wymamrotał wódz - wiem, że Kinga jest w ciąży!
- To wie połowa wsi.. Co w związku z tym?
- Jak to połowa?!
- A wierzysz w to, że kobiety nie plotkują? Bo ja od dawna nie. No ale do rzeczy wodzu.. Co w związku z Jej ciążą?
- O nie.... nie... połowa wioski wie i NIKT mi nie powiedział?!
- Pytałeś? - to pytanie zbiło wodza z tropu. W końcu zebrał się na odwagę.
- Ty jesteś ojcem? - utwierdził swój wzrok w Grubym, który widząc, że nie ma wyjścia odparł.
- A co wodzu wiesz, lepiej zapytam. Wtedy będę wiedział od czego zacząć.
- Wiem, że Kinga jest brzemienna.. I to właściwie tyle. Nikt nie chce mnie wtajemniczyć w nic. - ostatnie słowa niosły znamiona wyrzutu.
- Ech.. Jest w czwartym miesiącu, ale do końca ciąży nie będzie po Niej widać Jej stanu. To skomplikowane, zaraz wyjaśnię. Wszystkich którzy się domyślają, lub wiedzą poinformujemy wkrótce, iż poroniła. To nie żadna nowość dla młodych matek. A co do samej ciąży..- Gruby nakreślił pobieżnie sprawę, ujawniając wodzowi fakt jeszcze jednej "mieszkanki wioski", która rezydowała w jego ciele. Wódz tylko kiwał głową, a gdy Gruby skończył zapytał.
- A co w tym wszystkim robi Malachius? Zdaje się, że od początku wiedział o wszystkim.
- Malachius.. Malachius to mądry człowiek. Zna stare legendy. W jednej z nich opisane było.. Opisani byliśmy Ja i Endays i Kinga. Alvario i Beatrice, a nawet Ty i on też.
- Legend nie tworzy się ot tak.. Co mówi ta legenda?
- Opisuje zmagania "bogów", dwóch frakcji, jedna jest "zła" druga jest "dobra", typowe.
- A jakie jest w tej legendzie Twoje miejsce?- zaciekawiony wódz nie przestawał zadawać pytań.
- Ja pełnię rolę "tymczasowego naczynia", prekursora kilku zdarzeń. Faktyczna walka odbędzie się między "bogami".
- Uhm.. no to jeszcze dwa piłujące pytania. Kto zatem dał początek legendzie?
- Endays twierdzi, iż musiał to być jeden z jej.."pobratymców". Są rozdzieleni w czasie, od kiedy użyła swej.. wiedzy by bronić Ziemię. Jedyne miejsce w którym wszyscy się spotkają, to miejsce gdzie odbędzie się walka. W każdym razie w jednym "przedziale" czasowym, z tego co rozumiem, może być tylko jeden z.. nich. Spotkają się dopiero wszyscy w punkcie zbornym, to dlatego wysłała mnie tutaj, by dać sobie czas na.. powrót do formy. To tutaj będą mieć przewagę nad tym jednym mającym na celu..już sam nie wiem co, ale jeśli uda mu się osiągnąć swój cel, my przestaniemy istnieć. Możliwości tych urządzeń, które zostawiła Endays, nie potrafię zrozumieć do końca jako człowiek. Jak i możliwości i niemożliwości niematerialnych do przemieszczania się między swoimi ramami czasowymi. To.. to coś typowego dla nich, a niesamowicie obcego dla nas. Nawet nie próbuje zrozumieć.
- A.. jak to jest.. mieć kogoś w głowie?
- Najgorszemu wrogowi nie życzyłbym takiej humorzastej bab.. kobiety, zachowuje się jakby okres się jej zbliżał, tylko że cały czas. Jest miła dla każdego, tylko nie dla mnie. A nie długo osiągnie swe właściwe stadium. Oj biada mi wtedy..
- To najlepsza wiadomość jaką usłyszałem od dłuższego czasu! - wódz, aż parskał śmiechem, trochę przypominał Grubemu ten obrazek z kotem, który w pierwszej części robi wielkie oczy pytając "Naprawdę? Pies zaginął?" a na kolejnych rozdziawia mordkę w grymasie podobnym do śmiechu, by na ostatnim z tym samym wyrazem, siedzieć oparty o ścianę, mówiąc : "Tak mi przykro! ha ha ha Poważnie! Ha ha ha". Postanowił ukrócić starcowi przyjemność z odgrywania się za wszystkie numery, więc szybko zmienił temat:
- Coś jeszcze wodzu? Czeka mnie wiele pracy..
- A tak... Mam jeszcze jedno pytanie. Jak.. jak już będzie po wszystkim.. zostaniesz z nami, czy..?
- Nie mam nawet pewności, czy ja to przeżyje - te słowa wywołały u wodza wielkie zdziwienie na twarzy, więc Gruby chcąc nie chcąc kontynuował - nawet w "legendzie" nic o mnie nie jest wspomniane po spełnieniu mego zadania, tak jakbym przestał istnieć. Ponieważ mam jako takie pojęcie z kim, lub z czym muszę się zmierzyć.. Obstawiam na to, że po prostu zostanę.. że przestanę istnieć heh.. tak to najlepsza forma na ujęcie tego zagadnienia. - teraz wódz zrobił wielkie oczy.
- Ale jak to?! - to było jedyne co dał radę wypowiedzieć.
- No normalnie, ale spokojna Twoja rozczochrana (ha ha ha), jeszcze przez ponad rok musisz znieść moje docinki! - jednak zaczepny ton wypowiedzi wcale nie poprawił nastroju wodza. Siedział zamyślony przez chwilę, aż w końcu się odezwał.
- Zgaduję że Alvario, Beatrice.. Uświadomiłeś ich? - Gruby skinął głową, nie zamierzał wdawać się w szczegóły, by wyjaśnić wodzowi, iż jego syn i synowa dowiedzieli się tego sami, bez jego pomocy. Wódz zamilkł znowu na chwilę, po czym dodał - rozumiem, czemu nikt nie chciał nic mówić. - Trwali w ciszy jeszcze przez chwilę, a Gruby powoli zaczął pakować plecak. Nim wyszedł wódz odezwał się ponownie.
- Mam nieodparte wrażenie, że dasz radę zmierzyć się z tym wyzwaniem. Że nic, a nic Cię nie powstrzyma.
- To pierwsze Twoje ludzkie słowa pod moim adresem od czterech miesięcy..- gruby odparł z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Jeśli jednak miałoby Ci się nie udać.. Chciałbym znać Twoje prawdziwe imię.. Aby móc..- Gruby otwierał już usta, gdy wódz zmienił ton i dokończył - Aby móc wyryć je na Twoim nagrobku, a potem bezczelnie śmiać się, że największa menda jaką znałem już nie będzie mi robić złośliwości! Ha ha ha!
- Typowe... dobra lecę, trzymaj się wodzu.. bo puścić się już i tak nie możesz.. hahahahah - z tymi słowami wyszedł z chaty.
     Strugi deszczu padały nieustannie od kilku dni. Świat poszarzał, wszystko zdawało się zamrzeć w bezruchu, spowity oparami. Gruby właśnie skończył uszczelnianie ostatnich łączeń między deskami wewnątrz domu przewidzianego dla Alvario, Beatrice i Kingi, a także dla niego samego. Początkowo chciał zbudować 3 domy - jeden dla Alvario, drugi dla Alte i trzeci dla Endays "gdy dorośnie", lecz niematerialna odrzuciła ten pomysł, wolała mieszkać z rodziną Alvario, czuła się równie z nimi zżyta co Jej obecny nosiciel, co przekreśliło nadzieje Grubego na trzymanie tej jakże nieobliczalnej istoty w bezpiecznej odległości od siebie. Postanowiono jednak zbudować ostatni dom znacznie zwiększając jednak jego rozmiary, aby uratowane z rąk medisów kobiety, miały lepsze warunki, będą mogły mieszkać tam, aż znajdą sobie wybranków, z którymi zamieszkają. Sam gruby zaplanował też zamieszkać w starym domu Alte, z wiadomych powodów, lecz gdy Alte "przypadkiem" wygadał się do Alvario o zamiarach, na głowę Grubego spadła apokalipsa w postaci, a raczej w trzech postaciach: przyjaciel i jego rodzina nie zamierzali pozostawić go samemu sobie, a chcąc zakończyć tyrady z ich strony zmienił zamiary. Rozglądał się właśnie po pomieszczeniu. Kamienny kominek (ileż to natrudzili się by stworzyć zaprawę mogącą skutecznie spoić kamienie wystawione na wysoką temperaturę), na tyle szeroki by ustawić na palenisku prowizoryczne ruszta, mające ułatwić prace kuchenne, miał jeszcze jedno zadanie. W zwyczajowym kształcie większość ciepła tracona była razem z odprowadzeniem dymu, postanowili więc zbudować dwa kanały, pierwszy zwyczajowy prosty, drugi zdążający po skosie, by oddawał więcej ciepła. Wybór systemu odbywał się przez przesunięcie prostej zastawki. Wszystko ukryte w jedynej kamiennej ścianie w całym domu, dzielącej go częściowo na pół. Gruby taksował z usatysfakcjonowanym wzrokiem efekt pracy swojej i innych mieszkańców. Każdy był szczęśliwy, Alvario miał chatę, mieszkańcy mieli dostawy potrzebnych im dóbr od kupców, z resztą i bez tego ochoczo przyłączyliby się do pomocy, Alvario i jego rodzina zawojowali ich serca, tak wielkimi czynami jak i codzienną uczynnością. Gruby wybiegł myślami w przyszłość. Planował stworzenie miniaturowego pieca hutniczego, gdy tylko minie deszczowa pora, nawet wybrał odpowiednie miejsce. Pogrążony w myślach chwycił miotłę zrobioną ze związanych gałązek jakiegoś krzewu i przytwierdzonych do lekkiej ale długiej leszczynowej rączki i rozpoczął usuwać ostatnie ślady prac budowlanych. Planował jeszcze dziś wnieść tu przygotowane wcześniej meble. Zastanawiał się jak idzie Alte i Alvario, w drugim domku. "Pewnie też kończą" pomyślał, po czym poczuł pewną ulgę. Tak długo i ciężko pracowali, właściwie zaczęli już kolejnego dnia po jego ponownym powrocie do wioski. Tamtej nocy długo rozmawiał z Endays, dziwił się sobie, bo ani trochę na Nią zły nie był, zawarli coś na kształt paktu o nieagresji: Endays obiecała (żeby choć jeszcze umiała dotrzymać słowa) nie robić mu "niespodzianek", On zaś obiecał nie ukrywać przed Nią niczego. Właściwie wszystko wydawało się być ok, pracowali ciężko i długo każdego dnia. Ani on, ani Alte, ani Alvario przez cały ten czas nie mieli w głowach nic oprócz setek rzeczy, których koniecznie trzeba było dopilnować, tysięcy rad które trzeba było udzielić i całej wioski na głowie, którą trzeba było uczyć posługiwania się "czymś nowym". Oprócz tych kilku excesów Endays (do tej pory Anne patrzyła na niego zalotnie, jak i zresztą bliźniaczki, lecz Endays zapewniała go, iż tylko "pomogła" im się dobrze poczuć, ale nie chciał wnikać co dla Niej oznaczało słowo "pomoc") miał święty spokój. Tylko Beatrice coś tam marudziła, że zamiast mieć ich obu dla siebie, oni ciągle zajęci. Planował dziś zasnąć spokojnym, zasłużonym, a właściwie ciężko zapracowanym snem i nie miał nic przeciwko przespaniu kolejnego dnia. "Ciekawe co się stanie - zawsze jak mam w planie odpoczynek, cały świat się wali na głowę." Gdy tylko myśl przestała odbijać się echem w jego głowie, otworzyły się drzwi chaty, wpuszczając powiew chłodnego, przesyconego wilgocią powietrza. Gruby odwrócił się zrezygnowany. "Wykrakałem" ta myśl panowała teraz w jego głowie, a jego oczom ukazał się jeden z młodych wojowników. Wszyscy mieszkańcy darzyli Grubego szacunkiem, ale młodzi wojownicy widzieli w nim boga wojny. Jak do tej pory jedynie Alvario był na tyle dobrze wyszkolony, by móc pokonać od czasu do czasu Grubego, ale to nie za wyśmienite zdolności wielbili Grubego. Był dla nich wymagającym, lecz sprawiedliwym nauczycielem. Starał się wychwycić ich błędy, wspólnie je analizowali, jednym słowem wojownicy wiedzieli "czemu mają uderzać tak, a nie inaczej", wiedział jak ich zachęcić jeszcze bardziej, a kiedy pochwalić za osiągnięte efekty. Mimo, iż Gruby nie miał wiele czasu na szkolenia i obowiązkiem tym dzielili się razem a Alvario i Alte, to jednak właśnie on był "wzorem". Młodzik, który zdecydował się na wizytę u Grubego musiał mieć ważny powód, z błahostkami udawali się zazwyczaj do pozostałych nauczycieli, lub do starszych wojowników. Zanim Gruby zdążył zapytać o co chodzi jasnowłosy chłopak wyrzucił z siebie w wielkim zdenerwowaniu słowa.
- Mistrzu! Straszna rzecz się stała! - "i po odpoczynku" pomyślał Gruby słysząc te słowa, skinął na młodzika, by wszedł i zamknął drzwi, po czym zapytał:
- Co takiego?
- Strażnicy dostrzegli powozy jadące do nas. Wyjechali by sprawdzić kto to taki.. Okazało się, że to uciekinierzy z osad na północy. Zostali najechani.
- Przez kogo? I kiedy? Co za idiota prowadziłby działania militarne w takiej porze?!
- Tego nie wiadomo, ale niektórzy, z tych najbardziej na północy mówili o potężnych oddziałach.
- Z północy? - w myślach szukał wzmianki z historii o silnych ugrupowaniach na północy z tych czasów, lecz nic nie znalazł. - i zmierzają ku nas?
- Tak nadjechali z północy, łupią każdą osadę jaką napotkają!
- Acha, czyli nadjechali z północy.. - "równie dobrze może to być armia jakiegoś "power happy" wodza, wycofująca się z przedsięwziętej wyprawy, prą na południe, gdyż tam zapasy pożywienia się skończyły" zadumał się na chwilę, po czym zapytał:- Powiadomiłeś już wodza?
- Tak! Wysłał mnie do Ciebie Mistrzu!  
- No to chodźmy, do starca, kiedy dotrą tu uciekinierzy?
- Wkrótce, większość idzie na piechotę - odpowiedział młodzik, po czym zapytał - Mistrzu.. gdzie my ich pomieścimy? Mało ich nie jest..
- Biegnij po Alvario i Alte, niech przeniosą z kilkoma młodzikami meble do domów, zaczynając od tego przewidzianego dla "naszych" kobiet. Leć! - w myślach cieszył się, iż początkowy zamiar zbudowania 3 domów, nie został odrzucony. Będą 3 wolne chaty - dwie, które zajmowały kobiety i jedna, w której mieszkał Alte. Pobiegł do chaty wodza, by jak najmniej zmoknąć.
     Przysłuchiwał się opowieściom zebranych uciekinierów. Większość nie miała problemów z dogadaniem się, raczej ta sama rodzina lingwistyczna, tylko Ci pochodzący najdalej z północy napotykali na problemy. Gruby doszedł do wniosku iż może Anne lub Jej koleżanki mogą pomóc. Jakie było jego zdziwienie gdy Anne na widok jednego dość młodych, wychudzonych tułaczką chłopaków, prawie krzyknęła z zaskoczenia, po czym zawisła mu na szyi. Chłopak okazał się być Jej bratem, uniknął rzezi z rąk medisów, był w tym czasie w sąsiedniej wiosce. Gdy wreszcie udało się zebrać najważniejsze informacje Wódz zwrócił się do rodaków.
- Mamy nad sobą widmo armii jakiegoś watażki, są głodni, niebezpieczni i kilkakrotnie liczniejsi.. Jakieś pomysły? - mówiąc to utkwił swój wzrok w odległym zacienionym kącie chaty. Po chwili z półmroku dobiegł głos Grubego:
- Głodni owszem są, czy niebezpieczni.. To się jeszcze okaże.. Co do liczebności, idą od północy. Ich liczebność nie będzie stanowiła problemu.. O ile zdążymy na czas się przygotować. - słyszał jak Anne tłumaczy swojemu bratu słowa, po czym poczuł na sobie wnikliwy wzrok chłopaka, kontynuował jednak. - Mamy porę deszczową, nie mają koni, prawdopodobnie to typowe oddziały piechoty, lub wszamali swe konie by nie umrzeć z głodu, poruszają się zatem powoli. Daje nam pięć do siedmiu dni. Jeszcze dziś wyjadę im naprzeciw. Spróbuję się zorientować ilu dokładnie ich jest, jak są uzbrojeni i gdzie zmierzają. Wy zajmiecie się przygotowaniem wioski.
- Za parę godzin zapadnie zmrok, ciągle pada.. Nigdzie nie jedziesz teraz. Wyruszysz o świcie. Jak sam mówiłeś mamy czas. A ryzykowanie stracenia Ciebie przez Twe marne zdolności jeździeckie w czasie jazdy nocą, byłoby czystą głupotą! - oświadczył wódz.
- Jak miło z Twojej strony, ale wspominanie o moich zdolnościach jeździeckich nie było konieczne. Chcemy, czy nie.. Jesteśmy w stanie wojny. Musimy podwoić nasze zapasy przede wszystkim. Ale to dopiero jutro, dziś rozlokujmy i nakarmmy przybyszy, przygotujmy plan działania na dni kolejne.

Arni

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 4279 słów i 24378 znaków.

Dodaj komentarz