Utracony czas cz. 11

Utracony czas cz. 11XI



     - Czy Ty gdziekolwiek się udasz musisz znaleźć sobie jakąś kobietę? - pytanie zadała Coli, gdy tylko wkroczył do Jej domu, wraz z Alvario i jej mężem, po naradzie w domu Jej ojca. Patrzyła na niego rozbawionymi oczami widząc zaskoczenie malujące się na jego twarzy. Nim zdążył coś powiedzieć wtrąciła się Beatrice.
- Nawet nie raczył się dowiedzieć jak Jej na imię.. Dla Twojej wiadomości brzmi ono Anne.
- A niby jak miałem zapyta.. - Gruby przerwał widząc politowanie w oczach Beatrice i Colie - co z Nią? - zmienił temat.
- Umyta, nakarmiona, rany opatrzone. - stwierdziła Beatrice wypuszczając głośnym westchnięciem powietrze - wiele przeszła, to widać.. Dałam Jej coś - co pomoże Jej spać do rana. - mężczyźni kiwnęli głowami w geście zrozumienia intencji Beatrice. Gruby zwrócił się do Alte.
- Słyszałem, że Felina i jej dzieci przeniosły się do wodza, czyli dom Rohera stoi pusty?
- Tak. Wiem co masz na myśli. Ale lepiej jeszcze nie poruszać tego tematu, dajmy Jej czas na jako takie pozbieranie się do kupy. - Gruby pokiwał kłową, szukając miejsca w które mógłby się wcisnąć. Od dłuższego czasu czuł się zmęczony, do tego stopnia, że zapomniał o głodzie. Jego myśli "namacały" ponownie słowo głód, by po chwilowym zatrzymaniu na nim przywołać uczucie ssania w żołądku z siłą kilkukrotnie większą niż to miało miejsce wcześniej.
- Nie wiem jak Wy, ale ja osobiście zaraz przerobie durną szkapę na pieczyste. Jestem głodny jak nigdy! - Powiedział na jednym tchu, co wywołało uśmieszek na twarzach kobiet, a Beatrice poklepała go po brzuchu mówiąc.
- Zaraz Was nakarmimy..
     Najedzeni mężczyźni stali się nadmiernie gadatliwi, wrócili do rozważania możliwości ewentualnych poczynań kolejnego dnia. Alte i Alvario oponowali za rozpoczęciem budowy fortyfikacji, Gruby wyjaśniał im, iż teren na jakim przyjdzie się im zetrzeć z wrogiem jest niedogodny do obrony, a nie zdążą wznieść mocnego ogrodzenia w tak krótkim czasie. Jego zdaniem najlepszy byłby atak prewencyjny - zaatakowanie wroga pod osłoną nocy, robicie ewentualnie spalenie ich obozu, co dałoby im czas na wzniesienie umocnień. Przypomniał sobie o możliwości wykopania na przedpolu wioski, będącego łagodnym stokiem, wilczych dołów, które rozbiłyby każdą nacierającą formację konną.
- A jak zamierzasz zaatakować i rozbić ich obóz. Nawet pod osłoną nocy, nadal mają lepsze uzbrojenie i więcej ludzi! - pytanie Alte nie było podszyte ironią, jedynie ciekawością pomysłu przyjaciela. - Nie wierzę też, że obóz gotujący się do wojny nie wystawi strażników. My też od kilku dni wystawiamy straże. Według mnie atak na nich to jawne samobójstwo.
- Co do straży, owszem na pewno je mają, ale zdjęcie ich nie będzie problemem, sam się tym zajmę - mówiąc to poruszył porozumiewawczo brwiami w kierunku Alvario - co do ich liczebności, owszem zgodzę się, ale mając efekt zaskoczenia po naszej stronie, ich liczebność nie stanowi problemu. Co do wyższości ich uzbrojenia.. kłóciłbym się heh. Widzę, że pora by.. - poczuł w tym momencie ogromny przypływ zmęczenia. Zrozumiał, że budzi się Endays, postanowił nie zalewać Jej milionem pytań, dać czas by całkowicie się zbudziła. - pora by wtajemniczyć Cię w coś, jutro z samego rana pojedziesz ze mną i Alvario do doliny. Jak tylko świt wstanie. Dam Ci namacalny dowód, że będziemy w stanie ich rozbić. Dziś jest za późno, za ciemno by rozpocząć szkolenie. Co wy na to? - zwrócił się do obu mężczyzn. Obaj pokiwali głową na wyraz akceptacji. - no to ustalone. A teraz wybaczcie, muszę się położyć. - Tak naprawdę chciał w spokoju porozmawiać z Endays i jeśli będzie to możliwe uzyskać Jej opinie na temat tego co zamierzał. Chata Alte, mimo iż wiele przestronniejsza od tej jaką zbudowali Alvario i Beatrice, nie była przewidziana na dwie rodziny. Dziwnym zrządzeniem losu, w co zupełnie nie wierzył iż stało się przypadkiem, musiał spać na prowizorycznym posłaniu obok Kingi, w jego głowie odbiła się echem rozbawiająca go myśl, iż nie tylko on potrafi dobrze planować. Położył się obok Niej, mocno obejmując ją rękami, co zwyczajnie unieruchomiło Kingę. Wystarczyło poczekać, aż zaśnie, jednak czując ciepło Jej ciała, błogie ciepło wywołujące uczucie samozadowolenia, sam wpadł w objęcia Morfeusza, nie orientując się nawet kiedy. Minęło trochę czasu gdy w jego podświadomości rozległ się głos Endays.
- Typowa baba?! Nazwałeś mnie typową babą?! - Gruby przez chwilę nie wiedział co się dzieje. W końcu zrozumiał, że rozmawia z Endays w ten sam sposób, jak po upadku z konia.
- A TY skąd wiesz, że Cię tak nazwałem?
- Kiedy nauczysz się, że mam dostęp do każdego Twojego wspomnienia?
- No to wiesz też, że martwiłem się potem o Ciebie, jak widać niepotrzebnie..
- Tak wiem, wiem też o natłoku pytań i uprzedzając pierwsze, nic mi nie jest, taka była kolej rzeczy. Co do Anne, tak mogę tłumaczyć Jej język, mogę też dużo więcej, zastanawiam się skąd wzięło Ci się to pytanie, myślałam że niektóre rzeczy są oczywiste, ale jak widać nie jesteś tak rozgarnięty by to zrozumieć - Gruby w tej wypowiedzi poczuł nutkę zawodu ukrytą całkowicie pod ironią słów. - Co do reszty pytań.. wiesz, że możesz przeglądać moje wspomnienia do woli, tak jak ja Twoje, sam poszukaj odpowiedzi - tu poczuł nutę obawy.
- Wiesz, że nie oceniam. Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego jak WY podchodziliście do.. do wszystkich tych.. zdarzeń. Ocenianie was z punktu widzenia człowieka, to jak oceniać symfonię po tym jaki ma wpływ na piekące się w piekarniku ciasto. - zapewnił rozumiejąc obawę Endays, czując w tym samym momencie odbicie ulgi jakiej ona doznała.. Dodał więc szybko by zmienić temat: - pewnie utrzymywanie mnie w stanie półświadomości, nie jest Ci teraz na rękę?
- Tak, ale zanim odeślę Cię w sen, muszę się zemścić na Tobie! -powiedziała to wręcz tryumfalnie - pokażę Ci coś! - Gruby obserwował jak z jego poluzowanych snem objęć wydostaje się Kinga, odwracając się do niego twarzą, składa na jego szyi pocałunek, rękami obejmując jego plecy. Ujrzał jak jego własna ręka spoczywa delikatnie na plecach dziewczyny.
- NIE ODWAŻYSZ SIĘ!!! - jego słowa miały zabrzmieć zdecydowanie, brzmiały jednak bezsilnie.
- A jak mnie powstrzymasz? - wręcz śmiejąc się odpowiedziała Endays - Nie martw się, umieszczę każdą chwilę w Twoich wspomnieniach.. Nie odróżnisz ich od swoich własnych.
- Mówiłem Ci, że jak tylko znajdę sposób by wywalić Cię z mojej głowy..
- Tak, tak, nie musisz się powtarzać, w gruncie rzeczy nie masz sił się już dłużej opierać temu, taką masz.. taka jest Twoja biologia jako mężczyzny. Słodkich snów.. - poczuł jak odpływa, jednocześnie będąc w pełni świadomy tego co się dzieje.. Przestał z tym walczyć, odpowiadając tylko resztkami sił "pogadamy jutro", pogrążył się w przyjemności jakie jego ciało odbierało.
     Pomijając największego moralnego kaca w historii swego życia, czuł się świetnie i pełen sił, zastanawiając się jak to możliwe skoro jego ciało przejawiało bardzo dużą aktywność fizyczną przez ogromną część nocy. Nie chciał jednak dokładnie w to wnikać. Czekało go dziś wiele do zrobienia. Świt jeszcze nie nastał na dobre, gdy w trójkę opuścili dom. Chłód zbliżającego się poranka przegonił resztki senności. Sami nie byli pewni czemu tak bardzo popędzają swe konie, lecz prawie całą drogę przebyli galopem. Alte z ogromnym zainteresowaniem przyglądał się czarnej torbie niesionej przez przyjaciela. Gdy zobaczył jej zawartość nie był pewien już właściwie niczego. Obserwował jak Alvario sprawnie i zdecydowanie operuje rzuconym w jego kierunku.. czymś na kształt kawałka kija z metalowym prętem. Uprzedzony o huku jaki wywoła użycie jak się okazało broni, prawie uciekł po pierwszym wystrzale. Po około pół godzinie nie ustępował celnością Alvario. Z jego ust padło pytanie:
- To co robimy?
- Take a wild gues genius! - Odparł z lekką irytacją w głosie Gruby - Podchodzimy na dystans, likwidujemy snajperkami straże, tłumiki załatwią kłopot z odgłosem wystrzału. Podejdę od tyłu osadę, podłożę ogień - gdy podniesie się larum, zabiorą się za gaszenie, wtedy przerzucicie się na dubeltówki i narobicie im strachu kilkoma wystrzałami. Ci co nie zwieją padną od pocisków. Ja spróbuję zdjąć wodza. To powinno rozwiązać problem z nimi na długo. Po akcji zbiórka pod lasem. Musimy zrobić to przed północą, by jak najdłużej pozostawali w strachu i ciemnościach. Jakieś pytania?
- Czyli mam rozumieć że idziemy tam w 3..- Alte zostawiał chwilę ciszy na końcu każdej części wypowiedzi jakby dawał czas na ewentualną korektę - przeciwko dajmy na to mniej lub więcej 150 wojownikom.. - jak do tej pory cały czas jego słowa potwierdzały skinięcia głową - żeby nastraszyć wroga hukiem i ogniem?.. Czyś Ty ZWARIOWAŁ? - w odpowiedzi padło:
- Gdy ja przedstawiałem mój plan brzmiał on.. co najmniej sensownie. W twoich ustach brzmi jak zamiary samobójcy. Ale tak.. z grubsza taki mam plan.. - oczy Alte rozszerzyły się na te słowa, a usta mimowolnie otwarły się, po chwili wydusił z siebie :
- Ty chyba kpisz sobie..
- Po zastanowieniu się, przyznam Ci rację.. To za mało. - na twarzy Alte wymalowała się ulga, by zniknąć jak tylko przyjaciel dokończył swą myśl - Widziałem u nich zagrodę z końmi. Po zdjęciu straży zakradniemy się tam, ukradniemy cześć koni, reszta wystraszy się ognia i ucieknie z zagrody. Zanim się połapią będą bez środków lokomocji, co utrudni im jakiekolwiek działania w najbliższej przyszłości. - Alte miał już nieobecny wzrok - Ale będziemy potrzebowali więcej ludzi do tego, no i spróbuje wyciągnąć jakieś informacje od Anne. Jakieś sprzeciwy? Nie? No to mamy plan! Kogo proponujecie zabrać ze sobą do kradzieży koni? - Alte powrócił do świadomości, patrząc niedowierzająco na swego przyjaciela. Wydusił z siebie:
- Zacharus, Sephir - obowiązkowo; Vestatus, Karolis, Borgo - młodzi, ale doświadczeni i zdyscyplinowani, na dodatek bez rodzin więc nie osierocą nikogo gdy nas przez Ciebie wszystkich zabiją; Protheus i Almando - podstarzali, ale rozważni, potrafią się znaleźć w każdej sytuacji! Jak mamy ryzykować to przynajmniej zapierdolmy tyle koni ile się tylko da, zanim Twój plan runie nam na głowę w samym środku! - Ton Alte świadczył o pewności swych wyborów. Z resztą znał rodaków lepiej niż pozostali dwaj mężczyźni.
- Cóż za optymizm bije z słów twego szwagra Alvario. Nie sądzisz? - zwrócił się do przyjaciela Gruby
- Jeśli o mnie chodzi, to myślę, że skręcisz sobie kark na tym rajdzie, albo któryś z medisów Ci w tym pomoże, ale dobra zróbmy tak. Tylko czym podpalimy ich chatki? Z namiotami nie ma problemu, ale chatki?
- Zdamy się na Beatrice i Colie. Na pewno mają gdzieś zapasy tłuszczu, coś się wymyśli w wiosce! - Gruby pozbierał broń i zapakował do torby. Jego wzrok padł na granaty, które chyba przypadkowo zgarnął wraz z amunicją, w każdym razie nie pamiętał, żeby specjalnie ich szukał w labolatorium, z drugiej strony od tamtych wydarzeń minęło sporo czasu - mógł nie pamiętać. Dwa odłamkowe, trzy zapalające - te ostatnie mogą okazać się bardzo poręczne przy czekającym zadaniu - pomyślał. Z zamysłu wyrwało go szturchnięcie Alvario.
- Jak już jesteśmy poza wioską, pora wybrać się na polowanie, przez ostatnich parę dni bardzo na pewno nadwątliliśmy zapasy Alte - w odpowiedzi z torby wydostał obie snajperki.
     Całą drogę powrotną liczył, że poczuje w końcu znane sobie uczucie zmęczenia, oznaczające wyrwanie się Endays z letargu, jednak jeszcze bardziej był pewien iż ta odezwie się dopiero, gdy on zaśnie - miała wtedy nad nim kontrolę i w razie ostrej burdy, którą zamierzał jej zrobić po prostu odeśle go w sen. Postanowił spróbować "poszperać" we wspomnieniach niematerialnej. Pierwsze co natrafił było jak przyczepiona magnesem na drzwiach lodówki informacja od Endays "zadbałam o Anne". To było wszystko czego na chwilę obecną potrzebował. Rzucił okiem na 2 młode sarny wiezione przez przyjaciół, zadowolony, iż łowy poszły im szybciej i efektywniej niż się spodziewał. Najbardziej jednak bawił go pozbawiony wątpliwości i zadowolony wygląd Alte, skuteczność broni w polowaniu zdawała się wywrzeć na nim korzystne wrażenie, oddalając wizje ewentualnej porażki podczas planowanego wypadu. Zaśmiał się w duchu do siebie - "tak, optymizm, mała dawka bardzo pomoże" - ta myśl i jemu poprawiła nastrój. Rozdzielili się wjeżdżając do wioski: Alvario miał zanieść zdobycz do domu, Alte udał się przedstawić plan pozostałym wojownikom. a Gruby poinformować wodza o całym przedsięwzięciu. Przed chatą wodza natknął się na Beatrice, wracała właśnie od ojca swego męża, chciała jak najbardziej wesprzeć Felinę. Gruby podejrzewał słusznie zresztą, że drugim powodem była chęć upewnienia się iż Felina nie obwinia ich powrotu za śmierć Jej syna. Jednak Felina nie szukała winnych swej rozpaczy. Jedyny prawdziwy winowajca, w wolnych chwilach damski bokser i rodzinny kat, był martwy. Felina utraciła już wcześniej dziecko, pobita przez pijanego męża poroniła. Ich dzieci też nie były szczędzone. Koszmar się skończył, jednak w ostatnim akcie swego trwania odebrał jej najstarsze dziecko. Mimo rozpaczy w jakiej się pogrążyła, wiedziała że musi być silna dla trójki pozostałych swych dzieci, a pomoc Beatrice przyjmowała z wielką chęcią i wdzięcznością. Widząc nietypowe spojrzenie Beatrice Grubego dopadła konsternacja. Nie wiele myśląc rzucił zsiadając z konia:
- Cześć śliczna! Co tak się patrzysz na mnie?
- I jeszcze pyta! - głos Beatrice był nieoznaczonego charakteru tym razem, coś pomiędzy złością a zrezygnowaniem, ironią a zdziwieniem.
- E..ummm...ale że niby o co..
- O co? Przez Ciebie całą noc nie spałam! Już myślałam, że wstanę i wam pierdolnę, albo sama Cię przelecę żebyś już poszedł spać! Kinga pół nocy wydawała z siebie jęki, sapania i cholera wie co jeszcze! I nie patrz na mnie takimi oczami! Wiem co powiesz i uprzedzając to uświadomię Ci że nie mogłam obudzić męża, bo dałam Tobie, Alte i jemu to samo co Anne, żebyście dobrze wypoczęli. Jakim cudem oni spali jak susły, a Ty nie?
- Wiesz co Beatrice - mówiąc to odwiązał dopiero co przymocowane wiązanie durnej szkapy - wskakuj na konia, muszę Ci wyjaśnić coś na osobności.Wódz może poczekać.. - poważny ton jego słów podziałał na Beatrice jak kubeł wody wylany na śpiącego człowieka. Wiedząc o kilku tajemnicach swego przyjaciela bez słowa pozwoliła się podsadzić na koń. Zatrzymali się w pewnej odległości od wioski, gdzie Beatrice usłyszała całą historię o przemianie, a właściwie powrocie repozytorium do swej prawdziwej postaci. O skutkach jakie to wywoływało pośrednio i bezpośrednio, a także o wczorajszym zdarzeniu. Dowiedziała się także o wrodzonej odporności na środki usypiające przyjaciela, który jednak nie był pewien, czy miało to główny wpływ na zeszło nocne wydarzenia, czy był to jednak skutek działania Endays. Zapadła chwila ciszy po skończeniu streszczenia wydarzeń, którą Beatrice przerwała pytaniem:
- Czyli wczorajszy maraton zafundowała Endays?
- Tak..
- Już ją lubię! Poważnie! Zapytaj się Jej czy dała by radę.. no wiesz może mogłaby.. wesprzeć.. Alvario? - szczęko spad Grubego był ogromny. Patrzył na przyjaciółkę pustym wzrokiem. Ostatecznie udało mu się odezwać.
- Yyyy.. to ja Ci opowiadam o cholernie prywatnych rzeczach, o tym że coś stało się bez mojej zgody, a TY mi tu z takimi..
- Przestań. To tylko sex. Dziwni jesteście w tej przyszłości! Mam płakać bo córka przeżyła sex swojego życia z facetem, w którym jest zakochana i który nigdy nie dałby Jej skrzywdzić, czego jestem pewna - za każdym razem stawałeś w naszej obronie nie zważając na nic, dbałeś o nas jakbyśmy byli Twoimi dziećmi a nie przyjaciółmi. Mam być zła? No chyba żartujesz. A co do Endays to w piękny sposób pozbawia Cię pruderii.
- Ale..- Grubemu nie dane było nawet przedstawić swojego argumentu.
- Żadne "ale"! Nie zasłaniaj się Kasią, aczkolwiek życzę Ci z całego serca byś całą tą gmatwaninę odplątał i mógł żyć z Nią, to jednak wiesz o tym bo sam mi mówiłeś, że szanse na powodzenie Twego planu były niższe niż zakładałeś. A teraz gdy zaczynasz podejrzewać, że Von jak-mu-tam nie jest zwykłym człowiekiem, bo za dobrze wie jak użyć tej technologii, nawet Twoje szanse na przeżycie spotkania spadły do zera! więc nie rozumiem dlaczego spędzając tu 2 lata, nie wiedząc czy to co robisz powiedzie się, miałbyś odmawiać sobie tych nielicznych przyjemności jakie niesie życie?
- Wiesz Beatrice, kochana jesteś.. I tak gwoli jasności właśnie uświadomiłaś, że Von Troff może nie być "normalnym". Wbrew temu co powiedziałaś ja nie miałem na myśli, że jest on kimś więcej niż człowiekiem, miałem na myśli, że ma władzę i wiedzę, miałem na myśli to, iż wie on o artefaktach chyba tyle co ja skoro wie jak ich użyć. Ale teraz dodając 2 do 2 znowu wychodzi mi 22. Te artefakty mogą być przecież użyteczne tylko dla niematerialnych. Na to nie zwróciłem uwagi. Chyba to miała na myśli Endays mówiąc, że widocznie nie jestem tak rozgarnięty jak myślała. Dziękuję.. Dziękuje za wszystko co powiedziałaś! - złożył na Jej czole gorący pocałunek, który skomentowała jedynie:
- Nie trafiłeś!..
- Chodź sukkubie, pora wypytać Anne co ona wie o medisach, może mi się to przydać dziś, no i muszę jeszcze odwiedzić wodza.
- Heeeeey!  N i e  T r a f i ł e ś ! - wzrok Grubego po usłyszeniu tych słów był bardzo pytający, jego chwilowy bezruch wykorzystała Beatrice by ucałować go w usta. Nie wiedząc nawet kiedy odwzajemnił pocałunek, Jej usta smakowały słodyczą. Beatrice oderwała się od niego i z uśmieszkiem stwierdziła:
- Nawet nagrodę za pomoc muszę odebrać sama.. - Gruby pokręcił tylko nie dowierzając głową, stwierdził w myślach, iż nigdy do końca nie zrozumie kobiet, a już na pewno nie zrozumie Beatrice, która zdawałoby się chciała zadbać by ich przyjaciel nauczył się korzystać z życia w pełni, nie tylko przeżywać je pomiędzy jednym detalicznym planem, a kolejnym. Na głos odważył się jednak tylko powiedzieć:
- Jaka matka taka córka.. Alvario miał rację...
- Jakbyś wiedział co planuje Alvario, to już byś pewnie uciekł - odpowiedź Beatrice ponownie wbiła w ziemię Jej przyjaciela, otrząsnął się i podsadził ją na koń. Zdołał jedynie wydukać półgłosem "nie wiem i nie chcę wiedzieć".. Wracając do wioski Beatrice wtrąciła, niby przelotem: "wiesz że Kinga ma trudności z chodzeniem? Pogadaj z Endays... wiesz o czym"
- Ona DOSŁOWNIE czyta mi w myślach więc nie muszę o niczym mówić i tak gdy się zbudzi przewertuje wspomnienia dzisiejszego dnia, czy mi się to podoba czy nie, będzie wiedzieć co Ci chodzi po głowie!
     Wódz patrzył na trójkę mężczyzn. Nie wierzył ani jednemu słowu, które dane mu było usłyszeć. Ostatecznie otrząsnął się ze zdumienia by prawie wykrzyczeć:
- Czy wyście zdurnieli? Chyba wam słońce do głów przygrzało wczoraj za mocno, lub za dużo pijusy wypiliście wina Beatrice! Nie zgadzam się!
- Wodzu - odezwał się Gruby - to nasza jedyna szansa, wojownicy gotowi. Anne opowiedziała co wie o obozie. Zamierzam zabić ich wodza, wiem gdzie rezyduje. Nastraszymy ich śmiertelnie. To najlepsze wyjście, inaczej wkrótce oni zaatakują nas.
- Ojcze ufałeś naszemu przyjacielowi nie jeden raz, zaufaj nam i tym razem! - słowa Alvario działały uspokajająco na wodza. Długo bił się z myślami, aż wreszcie powiedział:
- Przy pierwszej oznace, że coś w waszym szalonym, karkołomnym, nieprzemyślanym planie idzie nie tak jak powinno, macie się wycofać i wracać do wioski! Nie chcę słyszeć, że coś się KTÓREMUKOLWIEK z was stało! A teraz idźcie zanim zmienię zdanie co do tego durnego pomysłu! - Trzech mężczyzn opuściło chatę wodza. Zaczęły się ostatnie przygotowania. Gruby dostrzegł Anne obserwującą go zza rogu chatki. "Miła dziewczyna" stwierdził w myślach. Szybko zaakceptowała ich wioskę jako nowy dom. Pochodziła gdzieś z północy. Była jedną z wielu wziętych do niewoli kobiet, podczas gdy plemię nomadów wymordowało większość Jej wioski. Nie miała gdzie wracać. Zapewniona przez Alte i Alvario, iż może z nimi zostać poprosiła o przydzielenie jej jakichś obowiązków. Nie chciała być ciężarem. Nie mogła jedynie zrozumieć jakim sposobem nagle może z nimi rozmawiać, ale Colie uprzedzając Beatrice stwierdziła, iż w wiosce mają maga, któremu raz na kilka lat uda się dobrze rzucić jakiś czar. Śmiejąc się z tego w myślach stwierdził, iż kobiety z tej wioski są wyjątkowo czarujące, ale też pyskate. Cechy nierozłączne jak dwie strony jednej monety.

Arni

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 3930 słów i 21696 znaków.

Dodaj komentarz