Utracony czas cz. 6

Utracony czas cz. 6VI



     Dlaczego się do Niej nie dołączyłeś? - Tego pytania się nie spodziewał! Obstawiał na jakiś głupi komentarz jako przytyk że podglądał Jej nastoletnią córkę. Cały czas nie potrafił otrząsnąć się z wrażenia jakie wywarła na nim masturbująca się Kinga. Minęło już wiele czasu odkąd ostatni raz uprawiał sex, a taki pokaz bynajmniej nie ułatwiał mu przecież opanować narastające pożądanie jakim obdarzyła rodzaj męski natura. Sprawy wcale też nie ułatwiało mieszkanie z dwoma tak pociągającymi kobietami. Poczuł że jego podniecenie zamiast opadać ciągle rośnie. Im więcej o tym myślał tym bardziej jego organizm się nakręcał. Z pułapki jego własnych myśli wyrwała go ponownie Beatrice.
- Odpowiesz mi? - zapytała zdziwiona na pewno widoczną na jego twarzy grą emocji.
- Echhhhh - to jedyne na co było go stać w tej chwili. Spowolnił oddech i pozbierał myśli do kupy. - Czy Ty naprawdę zadałaś to pytanie? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, próbując kupić sobie więcej czasu.
- Tak. Zapytałam Cię czemu nie przyłączyłeś się do Niej?!
- Nie wierzę! - nadal grał na zwłokę.
- Co masz na myśli? - tym razem Beatrice przejawiała oznaki konsternacji.
- Beatrice.. Proszę porozmawiajmy o tym gdy dojdę do siebie, na chwilę obecną wszystko we mnie drży.. Proszę.. Zapytaj mnie wieczorem.
- Dobrze - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem, zrozumiała w jakim stanie znajdował się Jej przyjaciel, ale też nie zamierzała mu odpuścić.
- Ale nie myśl, że wieczorem się wykręcisz - mówiąc to spojrzała w jego błądzące oczy pewnym wzrokiem, po czym dodała - a teraz chodź na obiad! Ja pójdę po Kingę!
- Właściwie to zamierzałem się wykąpać w jeziorze, a w tej sytuacji myślę, że chłodna woda mi bardzo pomoże. Leć po córkę, zaraz do Was dołączę w domu. - mówiąc to prawie zerwał z siebie resztę garderoby i wskoczył z rozpędu do jeziora. Beatrice chwilę obserwowała jak oddala się od brzegu, by w końcu zniknąć pod powierzchnią tafli wody. Pamiętała przerażenie jakie ogarnęło ich, gdy pierwszy raz wypłynął na środek jeziora i zanurkował. Strach ich sparaliżował, myśleli że zaczął się topić, dopiero gdy po dłuższej chwili wynurzył się z wody w zupełnie innym miejscu odetchnęli z ulgą. Odwróciła głowę i skierowała się w stronę, gdzie pozostawili Kingę, by po chwili ujrzeć córkę, już ubraną, całkiem blisko, siedzącą i wpatrzoną w jezioro.
- Córciu, chodź coś zjeść - powiedziała jak zawsze swoim słodkim głosem, podchodząc do Kingi.
- Mamo!? Czy ja mu się nie podobam?
- Widziałaś go, czy tylko słyszałaś naszą rozmowę?- Beatrice usiadła obok córki.
- I jedno i drugie.. - mówiąc to schowała głowę między kolanami.
- Podobasz mu się, tego nie da się zaprzeczyć..
- Więc... dlaczego... - w jej głosie słychać było zbliżający się płacz.
- Odnoszę wrażenie, że on nie chce nas przede wszystkim skrzywdzić. Z resztą nie wykręci się od rozmowy dziś wieczorem. - stwierdziła Beatrice czule masując plecy córki, po czym dodała
- Chodź do domu kochanie.
     "...Do what you want to do! Touch the sky! Spread your wings and we will fly!!!" Zanurzony całkowicie w wodzie zastąpił swe myśli jednym ze swych ulubionych utworów, próbując znaleźć ukojenie dla swych nerwów w spokojnej toni. Słowa Beatrice ciągle jednak odbijały się echem w jego głowie. Był zły na samego siebie, za swoją nikłą zdolność wyjaśniania swego postępowania. Poczuł, że zaczyna brakować mu powietrza, jednak zamiast wynurzyć się, spokojnymi jednak energicznymi ruchami popłyną jeszcze kawałek pod wodą, wynurzając się dopiero przy jednej ze skałek wystających ponad powierzchnię jeziora, oblepioną glonami i delikatnie porośniętą typową dla takich miejsc zielenią. Wynurzał się powoli, odczekał aż woda spłynie mu z głowy i nabrał powietrza nosem, opierając się plecami o oślizgłą od glonów powierzchnię. Spokojnie poruszał nogami, by swobodnie się unosić na powierzchni. Do jego uszu dotarły słowa Kingi: ".. czy ja mu się nie podobam?". Poczuł się jakby ktoś wymierzył mu siarczysty policzek. Bojąc się skrzywdzić rodzinę, której czuł się członkiem i wobec której czuł wewnętrzną potrzebę chronienia ich, sprawił niewymowną przykrość ich córce. Czuł się winien wyjaśnienia im swego zachowania, czuł się winny przeprosin. Chciał znowu się zanurzyć gdy kątem oka dostrzegł coś niepokojącego. Na skraju lasu przycupnął uzbrojony w łuk młody mężczyzna. Obserwował oddalające się w stronę chaty kobiety. Szybkim ruchem napiął cięciwę, lecz kobiety były już za daleko na strzał, wiec rozluźnił uchwyt i podąrzając skrajem lasu w szybkim tempie próbował dogonić je na odległość strzału.
     Szybkość z jaką zareagował na narastające zagrożenie życia matki i córki zdumiewała nawet jego. Przebył odcinek dzielący go od brzegu w expresowym tempie. Na suchy ląd właściwie wyskoczył z wody, a nie wyszedł. Wiedział, że ma tylko jedno podejście i musi się spieszyć. Skierował swój bieg w miejsce gdzie łucznik byłby zdolny oddać strzał. Patrzył jak ten przyspiesza kroku, więc nie zważając na raniące jego bose stopy kamienie, przesadził oddzielające go od celu metry w kilku susach. Łucznik zorientował się, że nie jest sam zdecydowanie za późno. Jego zdumionym oczom ukazał się widok stopy zbliżającej na spotkanie z jego własną twarzą. Cios zwalił się na niego jak piorun, był tak silny, że nim poczuł ból stracił przytomność.
     Zlustrował nieprzytomnego niedoszłego zabójcę. Chciał go zabić na miejscu, lecz nim pochwycił jego głowę by skręcić mu kark zauważył na szyi swej ofiary wiszący na cienkim rzemieniu metalowy wisiorek. Podobny był do amuletu, na którego natknął się kiedyś u Alvario, wielkością i wyrzeźbionymi znakami. Amulet ten, jak wyjaśnił Alvario, otrzymywał każdy z rodziny wodza. Mężczyzna był jednak za młody na któregoś z jego braci. Sądząc po rysach twarzy niedoszły zabójca nie miał nawet 20 lat.
- Jesteś szczylu w wieku Kingi - powiedział, a właściwie wycharczał ze względu na kotłujące się w nim nerwy w kierunku leżącego chłopaka. - zaraz dowiemy się o tobie więcej - dodał wymierzając w jego twarz jeszcze silniejszego kopniaka, by mieć pewność, iż ten nie obudzi się zanim dotrze z nim do domu Alvario i jego rodziny. Podniósł go i przerzucił sobie przez plecy, kierując się do czekających już pewnie w domu członków rodziny.
     Zatrzymał się kilka metrów przed domem, głośno przywołał do siebie mieszkańców, orientując się, że nawet nie zabrał swoich ubrań po drodze, zbyt zaaferowany zaistniałą sytuacją. Trójce mieszkańców lepianki ukazał się niecodzienny widok nagiego przyjaciela taszczącego jakiegoś mężczyznę na plecach. Nim zdążyli zadać pytanie, zwrócił się do Kingi:
- przynieś mi proszę mój kombinezon, nie mam czasu wracać po ubranie. - W odpowiedzi skinęła głową i zniknęła we wnętrzu chaty, by po chwili zjawić się niosąc strój. Przyjmując strój od niej zauważył, że w jej oczach zdziwienie ustąpiło smutkowi na jego widok, więc szybkim ruchem ręki przyciągnął ją do siebie i ucałował w czoło.
- Wszystko Ci wyjaśnię wieczorem, teraz jednak mamy tu większy problem! - stwierdził do niej ciepłymi słowy, po czym zrzucił ofiarę na ziemię. Ubierając się w swój strój szybko nakreślił im zdarzenie jakie miało miejsce, pytając Alvario czy rozpoznaje w nim kogoś ze swej rodziny. Mężczyzna przykląkł przy nieprzytomnym, popatrzył z ciekawością na opuchniętą twarz młokosa, nie rozpoznając w nim jednak nikogo. Sięgnął po wiszący na szyi amulet nabierając pewności kim był ich nieproszony gość.
- To syn mojego drugiego starszego brata, widzisz te nacięcia na brzegu? - zwrócił się do Grubego - ich ilość i grubość wskazuje na powinowactwo wobec wodza. Gdy się ocknie dowiemy się więcej.
- Eeeeeee... to nie chcesz bym go dobił? - Gruby wyraźnie zdziwiony patrzył pytająco na przyjaciela.
- Nie!.. Chcę się dowiedzieć czego chciał!
     Skrępowali bratanka Alvario i unieruchomili przy drzewie.
Gruby poszedł z wazą po wodę w kierunku jeziora.. I tak chciał pozbierać swoje, pozostawione wcześniej na brzegu rzeczy. Gdy wrócił udał się do lepianki by ponownie się przebrać. Widząc na stole półmiski z przygotowanym przez Beatrice posiłkiem poczuł ponownie ssanie w żołądku, o którym zapomniał ze względu na rozwój wypadków. Wyszedl przed chatę i rzekł:
- proponuje zjeść teraz obiad, póki on pozostaje nieprzytomny - wszyscy przystali na jego słowa. Spożyli jednak posiłek w pośpiechu i w milczeniu. Gruby wstał pierwszy od stołu, przerywając milczenie powiedział szczerze do Beatrice.
- Twoje potrawy są pyszne, nawet jak wystygną! Żałuję, że przez tego młodzika nie mogłem się tym razem należycie delektować, a to kolejny powód przemawiający za tym by nasz więzień zginął w męczarniach! - Oczy Beatrice wyrażały zarówno wdzięczność za komplement jak i przerwanie niezręcznej ciszy. Wdzięczność, że jak zawsze zrobił to na swój rozbrajająco zabawny sposób. W ślad za słowami Grubego nastąpił komentarz Alvario:
- Wiesz.. Pewnego dnia, jeśli tak dalej Jej będziesz słodził, nawet ja nie zdołam powstrzymać Jej przed brutalnym zgwałceniem Ciebie! - Na te słowa cała rodzinka parsknęła śmiechem.
     Cała woda stanowiąca zawartość wazy wylądowała na głowie nieprzytomnego więźnia, czyniąc górną część jego ubioru doszczętnie przemokniętą. Skrępowany bratanek Alvario zaczął powoli odzyskiwać świadomość. Zamglony wzrok utrudniał mu widzenie, ale narastające uczucie pulsującego bólu pomogło mu szybciej dojść do siebie. Dotarło do niego że nie może otworzyć jednego oka, siniec od kopniaka powodował paraliż mięśnia. Chciał się podnieść lecz dotarło do jego obolałej świadomości iż jest przywiązany. Poczuł strach i przypomniał sobie ostatnie co widział, czyli nadciągającą w jego kierunku stopę.Próbował się szarpać lecz bezskutecznie. Zrezygnowany przyjrzał się mężczyźnie stojącemu przed nim. Był na oko 2x starszy niż on sam. Poczuł wzbierającą się panikę, nie wiedział co go czeka, ani kim był ten człowiek. Tymczasem wewnątrz chaty Gruby pośpiesznie zakładał wykonany, zgodnie z jego prośbami i wytycznymi, przez Kingę workowaty strój, sięgający po samą ziemię, o rękawach bardzo obszernych i wręcz zbyt długich. Kaptur opadający głęboko na twarz dopełniał wrażenia jakby wewnątrz nie było nikogo. Pomoc Kingi w tej czynności była wielkim ułatwieniem zadania, jednak młoda ślicznotka nie robiła tego tylko z chęci pomocy. Gdy rekami sięgnęła za głowę Grubego ten pochylił się by ułatwić jej narzucenie kaptura na głowę i odpowiednie jego ułożenie. Gdy to uczynił Kinga złączyła szybkim ruchem usta z jego ustami, przyciągając jego głowę do siebie. Bez zastanowienia odwzajemnił Jej pocałunek, tak że małej ślicznotce zabrakło tchu. Zmuszona brakiem powietrza niechętnie oderwała się od jego ust, jej oczy przepełnione były nie wypowiedzianym szczęściem. Otrzymała kolejny całus w czoło i delikatne klepnięcie w pupę. Gruby skierował swe kroki przed chatę. Ubrał się tak ponieważ w jego umyśle narodził się pomysł nastraszenia młodzika. Jeśli zdecydują się go wypuścić chciał by chłopak definitywnie stwierdził iż tu mieszka jeszcze ktoś, ktoś bardzo potężny i tajemniczy.
     Zakapturzona postać stanęła w milczeniu obok pierwszej. Młody jeniec, poczuł jak kolejny przypływ paniki zmienia się wręcz w histerię. Kim byli i czego chcieli od niego. Jakby wyczuwając jego myśli zakapturzona postać skinęła głową do pierwszego mężczyzny, a ten odezwał się:
- Kto Cię tu przysłał - głos był twardy, nieznoszący sprzeciwu - nie próbuj kłamać to może zachowasz swe życie!
- Ja.. Ja przyszedłem tu sam. Chciałem upolować te 2 bestie które od lat mordują w okolicy jeziora mężczyzn. Zwabiając ich w głębiny jeziora i topiąc. - odparł histerycznie młodzik.
- Szukałeś więc tu syren? Jesteś głupszy niż myślałem. Syreny nie istnieją, to bajka dla dzieci, by te nie podchodziły do wody!
- Nn.. nie prawda! Mój ojciec był świadkiem! Pojechali odszukać swego młodszego brata, bo ich ojciec, a mój dziadek, schorowany wielce, chciał przed śmiercią widzieć syna. Wieść o śmierci najmłodszego, wpędziła go w chorobę jeszcze bardziej. Chciałem mu ulżyć i przynieść głowy morderczyń jego syna! - tą wypowiedzią wprowadził Alvario w osłupienie. Widząc to gruby przejął pałeczkę. Nie odkrywając kaptura rzekł do młodzika.
- Powiedz swemu dziadkowi, że przed śmiercią ujrzy swego syna w chwale całego i zdrowego, jako że ten nie został zabity! Ale jeśli prawdziwie chcesz ulżyć swemu dziadkowi nie wolno Ci nikomu innemu o tym powiedzieć, a zwłaszcza twemu ojcu Roherowi, ni jego bratu a następcy po twym dziadku Lamsacowi - znał imiona rodzeństwa z opowieści Alvario, starał się wypowiadać wszystko z akcentem własnego języka, by tym bardziej wprawić młodzieńca w pewność, że ten ma do czynienia z kimś obcym, a jednocześnie wiedzącym więcej niż powinien. Dla utwierdzenia efektu dodał: - Ci dwaj nie mogą o tym nigdy się dowiedzieć, będą pewni że to kolejna sztuczka syren. Ty natomiast masz jeszcze jedno zadanie. Przekażesz dziadkowi, że odwiedzę go w śnie, a jeśli będzie to w mojej mocy spróbuję wyrwać go szponom śmierci. - mówiąc to podszedł i rozsznurował więzy młodzika. Alvario właśnie dochodził do siebie po szoku jaki sprawiły słowa jego bratanka, zrozumiał intencje przyjaciela, chcąc jeszcze bardziej zszokować młodzieńca dodał:
- Wróć tu jutro przed zmierzchem ze swą ciotką Colie. Powiedz Jej o zajściu jakie spotkało Cię tutaj i poproś o zachowanie milczenia - wiedział, że to ryzykowne zagranie, lecz kontynuował - powiedz Jej, że druh z dawnych lat, któremu ocierała gorzkie łzy porażki z twarzy, pragnie spotkać się ponownie. I zdradź mi swe imię dziecko.
- dziadek wybrał mi imię Alvario..
- Ruszaj w drogę Alvario i wypełnij swe powinności co do joty! Inaczej dowiem się i tym razem nie wywiniesz się z mych rąk! - rzucił Gruby do juniora i obserwował jak wystraszony młodzieniec biegnie w kierunku odległej wioski.
- Nie wiem czy spotkanie z siostrą to był z Twojej strony najlepszy pomysł Alvario, ale wiem że teraz nie ma odwrotu i musimy przyspieszyć nasze plany - powiedział spokojnie do Alvario - chodź dokończymy nasze poranne dzieło i zaczniemy przygotowania!
     Pracowali w skupieniu i z ogromną wręcz prędkością. Gruby starał się przejąć większość na swe barki wiedząc, że rana Alvario przy takim wysiłku, mimo iż częściowo zabliźniona, nadal sprawia mu ból przy nadmiernym wysiłku. Bezskutecznie jednak.. Alvario nie szczędził sił. mimo starań skończyli dopiero gdy zapadał zmierzch. Gruby postanowił nauczyć Alvario korzystać z broni jeszcze tego wieczoru, zanim uda się do wioski, by "we śnie" sprawdzić stan ojca Alvario. Zebrał całą rodzinkę przed domem. Rozwiązał uprząż konia i odprowadził go dalej od domu, zawiązując go mocno u młodego ale wytrzymałego drzewa. Nie chciał by zwierzę, spłoszone hukiem wystrzałów, uciekło. Wrócił do domowników i krótko nakreślił im co zamierza.
- Nie wierzę osobiście, by młody nas zdradził, jednak nie mogę was zostawić bez zabezpieczenia. - wskazał na broń jaką zabrał z torby kontynuując wypowiedź - to śmiercionośne zabawki, a w niewyszkolonych rękach stanowią zagrożenie nawet dla posiadacza!
     Uprzedzając pozostałą trójkę domowników o huku jaki rozlegnie się po wystrzale zabrał przygotowany wcześniej pistolet, nakierował na jedno z twardych w pełni rozwiniętych drzew za domem i wypalił w jego kierunku. Mimo uprzedzeń usłyszał za sobą jęk strachu. Uspokoił wszystkich i poprosił by podeszli z nim do trafionego drzewa. Pocisk zarył się głęboko w drzewie, rozrywając wierzchnią warstwę w strzępy. Gdy zrozumieli jak potężny jest ten kawałek metalu ich strach przed bronią wzrósł jeszcze bardziej. Wyjaśnił im wszystko spokojnie, rzeczowo, odpowiadając na każde pytanie najlepiej jak umiał, po czym zaproponował by sami spróbowali. Poinstruował Alvario o sile odrzutu broni. Głowa rodziny przemogła swoje obawy i strzeliła do drzewa pudłując jednak. Po dostosowaniu się do kolejnych wskazówek, następny strzał trafił w drzewo. Alvario oddał jeszcze kilkanaście strzałów, aż magazynek broni zaświecił pustkami. Przyszła kolej na Beatrice..
     Zapadała noc, gdy wyjechał z domu, jeszcze czuł na sobie ciepło ciała Kingi gdy ta przywierała do niego podczas uczenia ją strzelania. Mimo iż skupił się całkowicie na przeprowadzeniu nauki w sposób najbardziej efektywny jego własny organizm szalał mimo jego woli gdy ta była obok, zresztą Kinga nie była wyjątkiem. Podczas pierwszych kilku strzałów Beatrice miał podobne uczucia, wywołane jej tyłeczkiem co chwile wbijającym się na jego odmawiającą posłuszeństwa i spokoju męskość. Pozostawił ich uzbrojonych w 2 dubeltówki, którymi mieli się posługiwać Alvario i Beatrice, jak i 1 zwykły pistolet bojowy. W przypadku jakiegokolwiek ataku liczył że sam huk wystrzału przerazi ewentualnych napastników do stopnia zawału i ataku paniki. Sam zabrał ze sobą tylko snajperkę, a medyczny plecak przytroczył do boku konia.  
Ruszył pędem w stronę wioski.
     Wokół wioski zapadła już całkowita ciemność, rozświetlana jedynie blaskiem pochodni przed niektórymi domami. Ukrył konia za jednym z większych głazów w sporej odległości od wioski, a z tobołka wyciągnął  
kilka jabłek w ramach przekupstwa dla szkapy by zachowała ciszę. Dałby sobie rękę odciąć, że widział rozbłysk zadowolenia w oczach konia. Nie tracąc czasu rozpoczął skradać się do wioski, której topografię znał na pamięć z poprzednich obserwacji. Dotarł do pierwszej z lepianek, kryjąc się za jej szeroką ścianą. Uważnie obserwował okolice, lecz wyglądała na całkowicie opustoszałą, aż zbyt spokojną. Spokoju nie dawały mu zostawione rozpalone ogniska, nie pilnowane mogły w nocy wzniecić pożar. Wyciągnął zawiniętą w swój workowaty strój snajperkę. Włączył funkcję termowizji w lunecie i gruntownie zaczął badać okolicę. Droga do chaty wodza wydawała się być czysta. Przekradał się zaułkami w jej kierunku, bacznie obserwując okolicę. Wyjątkową ulga napawał go brak obecności psów w wiosce.. szybko zdradziłyby jego obecność. Nie mniej jednak nie mógł pozwolić sobie na błąd, ani na nieostrożność. Obserwował dom wodza przez godzinę, luneta wskazywała tylko dwa źródła ciepła wewnątrz, lecz mogło to być zafałszowane ze względu na ścianę, no i na pewno przez samo palenisko w środku. Podjął decyzję. Nie mógł tu spędzić całej nocy. Ostrożnie zakradł się do lepianki.

Arni

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 3413 słów i 19473 znaków.

1 komentarz

 
  • Kiinia

    No pewnie, że troskliwa xD  :danss:

    15 gru 2013