Utracony czas cz. 7

Utracony czas cz. 7VII




     Podszedł do śpiącego starca, oceniając dokładnie jego wygląd pod kątem widocznych oznak choroby. Duża ilość potu na skórze świadczyła o trawiącej go gorączce. Ciężki przerywany oddech ze słyszalnymi odgłosami rzężenia w płucach. Uśmiechnął się do swoich myśli.. No tak staruszka dopadła grypa, osłabiła organizm, wdało się zapalenie oskrzeli, źle leczone zaowocowało z całą pewnością rozleglejszą infekcją. Zarzucił na siebie swój strój, klnąc na brak Kingii by mu pomóc. Sięgnął do plecaka, szukając antybiotyku zdolnego zabić dwoinkę zapalenia płuc. Nie był lekarzem, ale posiadanie siostry pielęgniarki miało swe zalety. Rozejrzał się po chacie w poszukiwaniu naczynia do podgrzania wody. Po kilkunastu minutach podgrzana woda z dodatkiem rozpuszczonego leku przeciw gorączkowemu i rozpuszczonym antybiotykiem była gotowa. Postanowił obudzić starca.
- Zbudź się! - wypowiedział dość wyraźnie delikatnie szarpiąc ramię śpiącego. Obserwował jak starzec powoli odzyskuje świadomość. Gdy zobaczył w jego oczach błysk przerażenia wiedział, że pora kontynuować - Jestem, tak jak obiecałem twemu wnukowi! - oczy dziadka rozszerzyły się jeszcze bardziej. Widocznie ogarniał stojącą przed nim postać, która otoczona grą świateł paleniska musiał wydawać się jeszcze wyższa. Na pewno nie widział twarzy przybysza ukrytej w kapturze, na którą nie padało żadne światło, ustawił się plecami do paleniska po to by osiągnąć ten efekt. Postanowił uspokoić starca.
- Nie musisz się mnie obawiać. Gdybym przyszedł z zamiarem uśmiercenia Cię już dawno byś nie żył.
- W.. w... wiem panie. Cz..Czego zatem chcesz od starca u kresu jego życia? - odezwał się nadal przerażony
- Chce upewnić się, że dożyjesz ponownego spotkania ze swym synem, abyś mógł błagać o przebaczenie za krzywdę jaką Jemu i Jego rodzinie wyrządziłeś! - powiedział to stanowczo, ostro.. trochę ostrzej niż właściwie planował. Sięgnął po przyszykowany kubek z zawartością.
- Pij! - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, po czym przystawił choremu do ust. Gdy ojciec Alvario upił połowę pozwolił mu nabrać powietrza mówiąc: - resztę wypijesz rankiem, polecałbym dolać ciepłej wody. Na pewno przychodzi do ciebie jakaś służka, możesz ją o to poprosić. - chory skinął głową w geście zrozumienia.
- Powiedz mi czemu szukałeś swego syna dopiero po prawie 17 latach?! Cały ten czas mogłeś się z nim pogodzić! A jedyne co zrobiłeś to wybrałeś wnukowi imię syna, którego wypędziłeś. Chciałeś by zastąpił Ci syna?
- Nie mój Panie! Odkąd Alvario odszedł byłem częstym gościem w jego.. - chory zaczerpnął tchu - jego terenie.. - mówienie sprawiało mu widoczną trudność, przerażenie wizytą wcale nie pomagało - Cieszyłem się, że jest szczęśliwy, obserwowałem jak układa sobie życie. Wiele razy chciałem wyjść z ukrycia, lecz duma mi nie pozwalała. Nakazałem memu ludowi omijać jego tereny, by zmniejszyć szansę, iż jakiś nadpobudliwy gnojek wyrządzi mu krzywdę. - starzec opadł na posłanie, wyraźnie wyczerpały mu się siły, dłuższą chwilę oddychał ciężko, aż zdecydował się mówić dalej.
- Rozpierała mnie duma, iż najsłabszy syn radzi sobie lepiej niż poradziłby sobie niejeden wiele silniejszy od niego, zaprawiony w bojach wojownik z plemienia. Okazał się być twardym, a jednocześnie czułym człowiekiem. - słowa znowu przerwał brak sił, tym razem na dłużej. Mimo to ojciec Alvario kontynuował:
- Chciałem poznać wnuczkę jaką obdarzył mnie syn i Beatrice, gdy ujrzałem ją jako małego brzdąca była równie piękna jak Jej matka.
Nadali jej imię mojej żony, żony która nigdy nie wybaczyła mi wypędzenia syna. Wiedziałem, że ona też przychodzi patrzeć na syna i jego rodzinę. Ona... ona.. dane Jej było nawet nosić swoją wnuczkę na rękach. Gdy zobaczyłem Kingę wśród wygnanych wpadłem w furię, lecz.. Furię, która natychmiast zamieniła się w płacz. Tak bardzo chciałem dołączyć do żony, do syna i jego rodziny...
- Dlaczego nie dołączyłeś?! - pytanie rzucił chłodno, by ukryć ciekawość. O wizytach matki Alvario wiedział z opowieści, wiedział o przynoszonym przez nią jedzeniu, ubraniach. Lecz nigdy nie dowiedzieli się na pewno dlaczego przestała ich odwiedzać. Gdy nie odwiedziła ich przez ponad miesiąc byli już pewni, że stało się najgorsze. Wieść o śmierci matki przyniosła im Colie. Był to najsmutniejszy dzień dla Alvario i Jego żony. Każde pytanie małej Kingi "kiedy przyjdzie babcia?" wywoływało niepowstrzymany potok łez u rodziców. Coli nie wiedziała o wizytach matki u swego brata. Trzymała je w tajemnicy do ostatniego dnia, kiedy to przywołała ją do siebie i prosiła by zaniosła im wiadomość. By powtórzyła im jak dumą i szczęśliwą ją uczynili. Jak smutna jest wiedząc, że nie dane jej już będzie opiekować się swą wnuczką, ani pomóc synowej w domu. I jak bardzo prosi o wybaczenie, że nie mogła być z nimi każdego dnia. Matka Alvario zmarła z niewiadomych przyczyn. Choroba powaliła ją w ciągu jednej nocy i do końca przez kilka tygodni nie pozwoliła jej wstać.
- Gdy przestałem płakać ich już nie było, widziałem jak moja żona, odwiązuje konia, na którym często woziły się razem z Beatrice i Jej dzieckiem.. - (to tłumaczy skąd u nich taka ogromna lubość jazdy na tej durnej, tępej, wścibskiej..- Gruby zaczął wymieniać epitety pod adresem konia - wiecznie śmierdzącej szkapie, której wydaje się że jest zabawna, a na pewno mądrzejsza od ludzi)
- Nie wiele myśląc dosiadłem konia, nie chciałem iść do nich sam, bałem się jak mnie przyjmą. Jednak po powrocie do wioski, moja durna duma wzięła znowu górę i odrzuciłem myśl zaproponowania małżonce wspólnej podróży kolejnego dnia. Wspólnej wizyty, która zaprowadziłaby pokój w moje serce.. Teraz gdy moje dni są policzone.. chciałem.. pragnę błagać syna by mi przebaczył, pragnę błagać jego żonę o darowanie mych win i ech... pragnę przytulić swą wnuczkę choć raz przed śmiercią..Myliłem się! Myślałem.. że... że będzie kaleką, będzie chora lub szkaradna..Tak bardzo się bałem..
- A czemu miałaby być chora? Przecież tylko rodzice Beatrice byli blisko spokrewnieni?! A nawet to przecież bliskie spokrewnienie to nie jest wyrok na upośledzenie dzieci. To że rodzice są bliskimi krewnymi w większości przypadków nie daje kalekiego potomstwa -próbował w prosty sposób wyjaśnić zagadnienia z dziedziny genetyki.
- Ale Alvario i Beatrice też są spokrewnieni! - to wyznanie zaszokowało Grubego pozwolił jednak kontynuować starcowi - Inversa... Inversa była moją siostrą.. mój ojciec i jej matka... - teraz zrozumiał obawy - nigdy nikomu tego nie mówiłem..
- Czyli wysłałeś synów by sprowadzili najmłodszego do domu?!
- Tak ale powrócili z opowieścią o syrenach na ustach.. Mogłem się już tylko domyślać co uczynili.. Za słaby, za stary...
- Twój syn żyje, ma się dobrze. Wyleczyłem go jak i wyleczę Ciebie. Przywołasz z rana Colie i wyślesz ją do chaty twego syna, wszystkim powiesz, że ślesz ją po medyka, Ona ma mówić to samo..Nie możemy pozwolić by pozostali Twoi synowie wiedzieli że Alvario żyje.. Przynajmniej dopóki nie dowiemy się co nimi kierowało.. A zrobimy to tak..
     Śpiesznie opuścił chatę wodza, rozejrzał się czy nie jest obserwowany przez nikogo, po czym ruszył ukrywając się za ścianami. Dotarł do szkapy, która obdarzyła go zniecierpliwionym spojrzeniem. Czuł dziwne zmęczenie, nie fizyczne, lecz gdzieś w głębi swej świadomości. Był już w połowie drogi gdy zrozumiał, że nie dotrze do Alvario, że zaraz starci przytomność i spadnie z konia. Jego myśli szukały powodu - trucizna? nieee żadna nie działa tak subtelnie! - środek usypiający? też nie.. większość miała na niego wręcz odwrotne działanie, wpadał w histeryczny śmiech, a te które działały musiały być podane dożylnie.. Świat zawirował i nieprzytomny spadł z konia.
- Przepraszam. Naprawdę mocno przepraszam! - w jego głowie rozległ się głos, słodki ale tajemniczy, bliski a jednocześnie obcy.
- Co?.. Kto?.. Gdzie ja jestem? - stał w jakiejś dziwnej przestrzeni, nie było widać żadnego źródła światła, jednak nie było ani ciemno, ani jasno.
- Przepraszam.. Nie przewidziałam tego. O tej porze normalnie już śpisz a ja mam wtedy czas, by kończyć swą przemianę. Jednak raz rozpoczętego procesu nie da się zatrzymać, jedynie spowolnić. Spowalniałam tak długo jak mogłam, by nie zagrozić ani Tobie, ani mnie..
- Repozytorium? A więc jednak są komplikacje podczas procesu? - powiedział tym razem rozbawiony
- Nie byłoby żadnych gdybyś spał - odpowiedziało równie rozbawionym tonem repozytorium, jednocześnie dawało się wyczuć nutkę zażenowania i wstydu. - problem polega na tym, że nie możesz świadomie myśleć gdy ja się..gdy ja wracam do mej właściwej postaci. Jesteś teraz.. gdzieś na granicy podświadomości ze świadomością.
- Jednym słowem śpię w najlepsze?
- Tak.. jak wolisz to tak ująć.
- Cool with me.. ale Alvario i spółka na bank się niecierpliwią, jak temu zaradzimy?
- Nie mogę pozwolić Ci teraz działać świadomie.. Skończyłoby się to śmiercią nas obojga, ale mogę.. myślę że będę już w stanie poprowadzić Twoje ciało..
- Spoko jedynie utrzymuj równowagę na koniu.. to wymaga kontroli mniejszej liczby mięśni niż spacer..
- Skończ już rozdawać rady na lewo i prawo!
- oj pannica zła, że nie jestem zdziwiony formą żeńską jaką przybierasz?
-.. właściwie to tak!
- hehe czułem w kościach, ze nie jesteś rodzaju nijakiego, ani też rodzaju męskiego.. czemu nie mogę poruszyć brwiami? A no tak.. Dobra nie przeszkadzam, powiedz gdzie tu jest łóżko w końcu mam spać... no nie brak mi mojej mimiki twarzy przy mówieniu.. nawet nic nie mogę powiedzieć w myślach tylko do siebie
- No ciężko byś rozmawiając ze mną za pomocą myśli mógł jeszcze jakieś zachować dla siebie..  
- NO TO JEST DOPIERO BRAK PRYWATNOŚCI! haha
- co do pytania o łóżko.. nie chcesz dotrzymać mi towarzystwa?
- jestem przekonany że po całym dniu znoszenia mnie, masz ochotę na chwilę wolnego ode mnie
- właściwie nie przeszkadza mi Twoja obecność teraz, ale zwracając uwagę na zadanie przede mną, będę musiała skupić się nad doprowadzeniem Cię do domu.
- A jak im wytłumaczysz ze Ty to nie ja?
- Jak tylko wejdę do domu wyślę ich do łóżek i każdy zaśnie!
- Cool with me!
     Obudził się późnym rankiem, wypoczęty jak mało kiedy. Jego poranne rozmarzone dochodzenie do siebie brutalnie przerwała ręka Kingi lądująca delikatnie na jego torsie. Jego zdumienie powiększył fakt że nie miał na sobie nic. Jedyne co pamiętał to rozmowę z repozytorium. Po chwili jednak logicznie wyjaśnił sobie sytuację. Jego prycza była najbliżej drzwi, więc to tu repozytorium posłało mnie i Kingę. Rozebrała mnie świadoma że robię to przed każdym ułożeniem się do snu.
- Wszystko jasne! - uspokojony odwrócił głowę, by zorientować się że nie jest w swojej pryczy, a u Kingi.. Kolejny przypływ zdumienia spotęgował fakt, iż Kinga również była naga..
- Oooooo nieeeee... - rzucił w myślach do repozytorium - jak Ty się obudzisz to pogadamy sobie poważnie! - repozytorium pozostawało uśpione przez dłuższy czas po tym jak on się budził od początku procesu przemiany. Delikatnie uniósł rękę Kingi i wymknął się z łóżka. poszukał wzrokiem swojego ubrania. Znalazł je rzucone na własnej pryczy, obok ubrań pozostałych domowników, zgarnął własne ciuchy i wyszedł cicho przed dom. Zaczerpnął kilka razy ciepłe już powietrze późnego poranka i uzmysłowił sobie, że muszą się przygotować na wizytę siostry Alvario. Było wiele do zrobienia, wrócił więc do chaty, by zbudzić resztę mieszkańców.
     Obudził delikatnie Alvario i Beatrice, pozwalając Kindze pospać jeszcze chwilę.Zapytał czy nic im nie groziło gdy był nieobecny.
- Jedyną dziwną rzeczą był Twój powrót.. Z chwilą gdy wszedłeś poczuliśmy nieodpartą chęć snu. Nawet nie pamiętam jak się rozebrałam - Stwierdziła Beatrice przeciągając się jeszcze w łóżku.
- poza tym było spokojnie jak zaw.. właściwie to nie.. było normalnie! Od czasu gdy mieszkasz z nami wieczory mamy zazwyczaj pełne śmiechu, a wczoraj było tu strasznie pusto! To ostatni raz jak gdzieś się wybierasz tak późno w nocy! - stwierdzenie Beatrice rozbawiło obu mężczyzn, po krótkiej chwili śmiechu Alvario osadził swój pytający wzrok na przyjacielu. Nie musiał pytać, by ten zaczął opowiadać historię jaką usłyszał od ojca gospodarza domu i o ustaleniach jakich dokonali. Przez chwilę wahał się czy opowiedzieć im o zdarzeniu w drodze powrotnej. Bał się że będą zmartwieni, jednak postanowił nie kryć przed nimi niczego. Chwilę zadumy przerwała Beatrice:
- Dlaczego Ty masz zawsze jakieś excytujące przeżycia? Nie żebym narzekała, bo myśl o kolejnym domowniku mi nie przeszkadza - mam na myśli to Twoje repozytorium, a już pewna jestem że Kinga ją polubi.. w końcu mogła dzięki Niej/ Niemu..?
- Nie pytałem o imię, ale to forma żeńska - przyszedł w sukurs Gruby.
- Dzięki Niej mogła w końcu przespać z Tobą noc. - tym razem Beatrice poruszyła brwiami i puściła oczko.
- Tak, tak! Wiem, że jestem winny wam wyjaśnienia i obiecuję, że dziś wieczorem pogadamy o tym wszystkim! - odpowiedział Beatrice
- O czym? - zdziwiony Alvario taksował ciekawskim wzrokiem swą żonę i przyjaciela.
- Podglądał Kingę jak się zabawiała..- odpowiedziała Beatrice zanim zdążył zaprotestować, słysząc te słowa opuścił ramiona i wypuścił powietrze z płuc.
- Ale co w tym dziwnego? - dalej pytał Alvario
- W tym nic. Za to dużo w tym, że do Niej się nie przyłączył, bo widzisz Ona wiedziała o jego obecności. - znowu uprzedzając jakiekolwiek protesty stwierdziła Beatrice.
- A pomyślałaś, że nie zawsze ma się nastrój? - odparł spokojnie Alvario.
-Tta ta tak tak masz rację i tej wersji będziemy się trzymać! Absolutną rację! - Tym razem Gruby uprzedził Beatrice.
- Nie nazwałabym go wtedy "bez nastroju", raczej powiedziała..- w tej chwili gruby przerwał jej szybko z rozbawieniem w głosie:
- Cicho już kobieto! Mamy wiele do zrobienia dziś! Wstawaj z wyra! - Beatrice wstała, wywołując mimowolny opad szczęki u swego przyjaciela, po czym zapytała:
- Podasz mi moje ubranie? Czy mam paradować naga obok Ciebie?
- Wygrałaś - padło w odpowiedzi, a za odpowiedzią podążyły ubrania.
     
     Kinga i Beatrice zbierały zioła w ogródku, gdy im oczom ukazała się postać na koniu jadąca w ich stronę. Beatrice szybko rozpoznała w Niej Colie. Przywitały się ciepło. Minął szmat czasu od ich ostatniego spotkania. Mąż Colie był przeciwny Jej wizytom u brata.. Nie miał do niego nic, właściwie podziwiał jego odwagę i zaradność, ale nie było tajemnicą kto zabił ojca Beatrice, obawiał się że Colie mógłby spotkać ten sam los, gdyby Jej mający się za bogów bracia dowiedzieli się o wizytach. Przed dzisiejszym wyjazdem został wtajemniczony w prośbę Jej ojca. Zgodził się pod jednym warunkiem, warunkiem było to, że będzie im towarzyszył. Pozwolił żonie jechać do brata, sam natomiast pilnie obserwował okolicę. Może był przeczulony, jednak wiedział jak nieobliczalni są Jej bracia. Lecz nie tylko on był przeczulony. Gruby postanowił upewnić się, że nikt nie podąża za siostrą Alvario. Jego zdumienie na widok mężczyzny obok Colie było duże. Gdy byli u wejścia na ścieżkę przez las, która prowadziła, aż pod domostwo rodzinki, mężczyzna zatrzymał konia i zwrócił się do żony, że dołączy wkrótce, upewni się tylko że nikt ich nie śledzi. Słysząc to gruby rozluźnił się trochę. Obserwował przez lornetkę okolicę, a gdy był pewny iż ta jest "czysta", zakradł się na tyły męża Coli i głośno odezwał się.
- Coś słabo wypatrujesz zagrożenia, skoro mogę zajść Cię od tyłu tak blisko by poderżnąć Ci gardło!
- I co?! Zabijesz mnie teraz bezbronnego jak zabiliście ojca tej biednej dziewczyny? Jak próbowaliście zabić jej męża?! Jesteście hańbą dla rodziny wodza! oby bogowie przeklnęli dzień w którym się urodziliście!
- Skończ już pierdolić o braciach Alvario. Nic Ci nie grozi z mojej strony, ja też sprawdzałem czy Colie nie jest śledzona - wypowiedziane znudzonym głosem słowa sprawiły iż mężczyzna oniemiał. Odwrócił się i ujrzał mężczyznę w w swoim wieku, może ciut młodszego. Na twarzy widoczny był kilkudniowy zarost. Piwne oczy i czarne włosy dawały do zrozumienia, iż nie jest stąd, jednak karnacja i rysy twarzy sugerowały również, że nie wiele ma wspólnego z nomadami osiadłymi dalej na południe. Osobnik miał przewieszone coś przez ramię jednak dłoń prawego ramienia była wyciągnięta w geście "nie jestem uzbrojony, nie mam złych zamiarów" - chodź za mną, zaprowadzę Cię do reszty.


     Obserwował jak rodzina Alvario opowiada sobie o wydarzeniach próbując nadrobić zaległości. Pobieżnie słuchał przeprosin ze strony męża Colie za to, iż ten nie pozwalał jej widywać się z bratem. Rozumieli jego obawy, zapewniając, ze nie mają mu za złe. Byli jak zawsze serdeczni, szczerze serdeczni. Uwielbiał ich za ta otwartość. Po cichu cieszył się też, iż ma chwilę świętego spokoju, na przemyślenie kolejnych działań. Wiedział co prawda, im więcej ludzi w konspiracji, tym większa szansa na dekonspirację, ale nowy wtajemniczony wydawał się być odpowiednim wyborem. Czuł to po jego reakcji, gdy zaszedł go od tyłu. Tak.. To będzie właściwa osoba z właściwym zadaniem. Zamknął oczy, poczuł delikatne zmęczenie, budziło się repozytorium.
- Masz wpierdol! - swoje myśli skierował do sprawczyni porannego zamieszania - jak mogłaś tak perfidnie.. sam nie wiem co.. wpakować mnie razem z Kingą do jednego łóżka!?
- Należała się Jej rekompensata za Twoje wczorajsze zachowanie..  
- Wiesz, rozmawianie z samym sobą podobno świadczy o chorobie psychicznej, ale widząc zachowania niektórych osób nie będących przy zdrowych zmysłach mam wrażenie, że każda z nich ma w głowie takiego gościa jak Ty.
- Marudzisz.. Nie próbuj chować się za miłością do Kasi..  
- Wiesz wolałem Cię gdy nie mogłaś mówić porozumiewając się ze mną za pomocą obrazów. Nie byłaś taka..
- Celna w spostrzeżeniach?
- Pyskata!
- Dobra dobra pamiętaj, że póki będę w Twoje głowie nic przede mną nie ukryjesz!
- uhm... no to jak tylko znajdę sposób to wracasz do tego pudła z którego przyszłaś ha ha ha ha! A tak na poważnie kiedy zakończysz swoją metamorfozę? Chciałbym rozpocząć poszukiwania tej durnej sali.
- Salę już znalazłeś, ale by do niej wejść trzeba spełnić jeszcze kilka warunków..
- Yyyyy? Jak to znalazłem?
- Wyjaśnię Ci wszystko gdy dokończę dzieła i uprzedzając Twoje kolejne pytanie.. Moje "imię" poznasz również wtedy. A teraz wybacz idę odpocząć i przygotować się na kolejny wieczór
- Dobra idź spać dalej nie przeszkadzam - w odpowiedzi na swój złośliwy komentarz usłyszał tylko delikatne, podszyte rozbawieniem, a mające imitować złość "grrrrrrrr". W jego umyśle zapadła cisza, spokój którym delektował się wręcz i z którego został wyrwany przez szept skierowany do jego ucha, który przypomniał mu o otaczającym go świecie, jednocześnie doprowadzając go na skraj zawału serca.
- Nie śpij w towarzystwie, to bardzo nie ładnie - Beatrice patrzyła z rozbawieniem jak łapie powietrze w płuca.
- Ty mnie naprawdę na zawał wykończysz! - odpowiedział kryjąc swoje zmieszanie. Rozbawiony Alvario włączył się do rozmowy.
- Wybaczcie mi, nie przedstawiłem was sobie. To jest moja siostra Coli - gesty jego rąk prowadziły od przyjaciela na siostrę - to jest Jej mąż Alte - ręka Alvario poprowadziła w geście ku mężczyźnie - a to jest nasz wspaniały przyjaciel, którego niechybnie spotka kiedyś śmierć na zawał, spowodowany przez moją żonę, lub przez córkę! - całe towarzystwo roześmiało się.

Arni

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 3676 słów i 20594 znaków.

Dodaj komentarz