Utracony czas cz. 1

Utracony czas cz. 1Dla Endajs i Kiinia
za Wasze wsparcie  
i rady, oraz nakłonienie
mnie do publikacji tego




I


     Obudził go przenikliwy chłód. W półmroku błądził wzrokiem po otaczającej go przestrzeni, próbując zorientować się gdzie się znajduje. Dostrzegł resztki ogniska z ledwo żarzącymi się kawałkami drewna wśród popiołu przed sobą, do jego świadomości dotarł ból pleców wywołany przespaniem kilku godzin na twardym, nierównym, nagim podłożu. Po chwili przypomniał sobie wszytko - już pamiętał jakim cudem się znalazł tu, w miejscu, w którym przyjdzie stoczyć mu bitwę o odzyskanie swojego życia, swojego szczęścia. Dorzucił parę suchych gałązek nad żarzące się resztki, rozdmuchał i przykrył je dodatkową porcja twardszych gałęzi, z pobliskiego drzewa dobiegło go pohukiwanie sowy.
Przypomniał sobie swój ułożony w wielkim pospiechu plan. Od dziecka był wyśmienitym strategiem, interesowały go tylko gry wymagające od niego niezłego główkowania, tam mógł rozwinąć swoje "skrzydła". Gdy zaczął dorastać wykorzystywał swoja umiejętność w życiu codziennym nagminnie, by osiągnąć zamierzony cel. Jako nastolatek, jednym z celów jakie sobie postawił, było zaciągnięcie do łóżka jednej z jego sąsiadek. Planował długo, ostrożnie, jako że zdobyczą miała być 36 letnia kobieta, działająca na jego zmysły, jak afrodyzjak. Nie miał doświadczenia w zdobywaniu kobiet i szybko stwierdził, że w tej dziedzinie, oprócz logiki, trzeba użyć czegoś więcej. Na swoje szczęście dość często u Niej bywał, na początku proszony przez Nią, by naprawić Jej komputer, potem dla dotrzymania towarzystwa przy kilku drinkach. Mocnego alkoholu nie lubił nigdy, za piwem nie przepadał, ale drinki były jego żywiołem. Znajoma bardzo lubiła jego towarzystwo i gdy pewnego dnia sam zaproponował coś na rozluźnienie, pod pretekstem bycia niesamowicie wkurzonym, ochoczo i z ciekawością co mogło zdenerwować Jej darmowy i dostępny o każdej porze dnia i nocy serwis komputerowy, przystanęła na Jego propozycję.
Tej nocy nie wypuściła go od siebie.. Tak więc i na tym polu, jego umiejętności działały doskonale.
     Umiejętności, które posiadał i wiedza jaką później zdobył doprowadziły go również do pracy w jednostkach specjalnych, z których przeniósł się do jeszcze bardziej tajnych oddziałów. Co prawda był tylko "konsultantem", osobą której zadaniem było przewidzieć zagrożenia dla ruszających na akcje "trepów" jak ich potocznie nazywali. Pewnego dnia jednak ściągnięto go w zastępstwie za jednego z bardziej wtajemniczonych i wdrożonych "konsultantów", który z powodu "pechowego zbiegu okoliczności" zszedł z tego świata w wypadku samochodowym. Każdy w Agencji wiedział co to oznaczało - podejrzenie o wygadanie się komuś obcemu na temat samej Agencji i szybka reakcja służb specjalnych. Wybór na zastępcę padł na niego, był równie bardzo ceniony jako konsultant mimo wiele krótszego stażu pracy. Tamtego pamiętnego dnia jego życie zmieniło się diametralnie. Misja przebiegała szybko i sprawnie, aż za sprawnie. Grupa uderzeniowa wycofywała się do punktu zbornego z przejętym artefaktem, gdy zostali ostrzelani przez nieznanych napastników. Atak był precyzyjny, wykonany z perfekcyjna finezja.. Zbyt perfekcyjną, to nie mógł być przypadek! Do jego uszu w słuchawce dochodziły meldunki o utracie dowódców grup. Snajperzy! - to była jego pierwsza myśl, szybko rzucił okiem na holograficzny obraz topografii terenu. Po pierwszym rzucie oka wiedział gdzie są ukryci. W tej samej sekundzie - szybko wydawał polecenia i cele zostały zlikwidowane."Trepy" wycofali się z zagrożonego terenu. W tamtej chwili dotarło do niego jak adrenalina przyspieszyła bicie jego serca i jak bardzo czul się zmęczony po tych kilku minutach absolutnego skupienia by wyprowadzić ich z zasadzki.. Zasadzki zaplanowanej perfekcyjnie - chwila jego wahania przesądziłaby o porażce. Czul się jakby go niedźwiedź wszamał i wypluł, jak to raczył ujmować jeden z danych znajomych. Opadł na fotel bez sil, a ręką zsunął z uszu słuchawkę. Uspokoił się i wtedy dotarło do niego - ta zasadzka była wynikiem zdrady to było, oczywiste i jasne jak słońce! Udał się złożyć raport, a kilka dni później, w związku z bezbłędnym wyprowadzeniem zagrożonych oddziałów, wysłano go na szkolenie, by podnieść jego "kwalifikacje" - miał stać się dowódcą taktycznym jednej z grup - w rzeczywistości będzie nadal "konsultantem", ale "na miejscu akcji".
Po kilku latach zaowocowało to kilkoma awansami i zdobyciem wielu umiejętności przetrwania, jak również szacunkiem wśród "trepów", którym niejednokrotnie przez swoje umiejętności ratował tyłki. Przestali stroić sobie żarty z "konsultantów", a jego, zawsze uzasadnione, obawy i spostrzeżenia brane były jak rozkaz. Problemem zawsze byli nowi komandosi, nie przywykli do brania rad od osób cywilnych, którzy to że żyją zawdzięczali tylko jego doraźnej pomocy medycznej. Nigdy nie zawahał się ruszyć w zagrożony teren, by ratować rannych. Taki już był i takiego cenili go sobie jego towarzysze, nie raz śmiejąc się, że bez ich prywatnej karetki na akcji żaden by nie przeżył. Ich zażyłość miała mu jeszcze raz w przyszłości pomóc, z czego nikt wtedy nie zdawał sobie sprawy.  
     Ale pamiętny dzień zaowocował nie tylko awansami w hierarchii, pozyskany artefakt został poddany gruntownym badaniom. Gdy w końcu naukowcy pracujący nad sprawa odkryli jakie możliwości otwiera znalezisko, liczące sobie wiek równy wiekowi Układu Słonecznego, należał już do pierwszej grupy oddelegowanej by zrobić z niego użytek. To miała być jego ostatnia misja w "polu". Stał się zbyt cenny dla Agencji by ryzykować jego życiem, lecz ta misja miała najwyższy priorytet i zgromadzono do niej tylko najlepszych. Stał pośród ludzi których nigdy nie widział, każdy z nich pochodził z innej filii Agencji. Stał pośród najlepszych z najlepszych, samemu będąc niedoścignionym w swojej dziedzinie.
     Odprawa była krótka i treściwa, czuł się jak przeznaczony na straty - nikt nie wiedział czy to wszytko zadziała tak jak należy. Ale z drugiej strony nie wysyłaliby ich z misją samobójczą, a już na pewno nie oddział składający się z ELITY. Był zatem pewien, iż nie mówią im wszystkiego. Przeszli przez portal otwarty za pomocą artefaktu o zagadkowej nazwie katalogowej TG0466. Nawet nie przyglądał się uważnie portalowi, zastanawiając się "co jest grane". Jako że nikt nie wiedział co jest po drugiej stronie obecność kogoś o jego zdolnościach była konieczna i oczywista. Zadaniem było sprowadzenie kolejnego artefaktu, nie natknęli się na opór, miejscem gdzie wylądowali okazała się być opuszczona, zalana półmrokiem sala podzielona na kilka części siecią ścian o wątłej budowie. Nie wiedział, ze w jego życiu właśnie szykuje się kolejny zwrot, po zabezpieczeniu terenu udali się mniejszymi grupami na poszukiwania. Sala nie była ogromna, ale labirynt ścianek bardzo utrudniał rozeznanie się i odszukanie celu. Sam został przy urządzeniu które miało otworzyć im drogę powrotną. Próbował zorientować się gdzie są ale jego przyrządy nie działały, zaklął pod nosem, a do jego świadomości dotarł fakt, że przez jedno z okien w sali widzi - gwiazdy - podszedł bliżej, jego oczom ukazał się Orion, lecz jakiś inny. Pas! Pas Oriona nie był przekrzywiony lecz prosty względem horyzontu. Nie wiedząc co o tym myśleć, rozejrzał się po sali w której głębi odbijały się smugi światła z latarek. Jego wzrok przykul delikatny blask światełek na jakimś urządzeniu. Światełka początkowo bez ruchu zaczęły "tańczyć" gdy umieścił na nich swój wzrok. Poczuł, że mimowolnie się zbliża do nich, chciał się zatrzymać, lecz to było silniejsze, jego ciało poruszało się wbrew jego woli coraz bliżej i bliżej świateł. Zalał go blask i stracił przytomność na ułamek sekundy, lecz zanim to nastąpiło o jego świadomość obiło się nikłe wspomnienie - pas Oriona miał taki kształt w czasach pierwszej cywilizacji Summeru, widział to kiedyś na jakimś programie na discovery, czy innym. Ocknął się gdy jego ciało osunęło się na podłoże, wykonane z litej płyty czerwonego marmuru. Światełek już nie było, a urządzenie które je wcześniej emitowało wyglądało na zupełnie martwe. Podniósł się szybko na nogi, jego uszom dotarł sygnał odnalezienia celu poszukiwań. Priorytetem była extrakcja i wycofanie się oddziału. Ruszył pędem do machinerii mającej otworzyć im drogę do domu. Uświadomił sobie, ze WIE! Wie czym są i jak działają artefakty, miał ich obraz w głowie mimo iż żadnego z nich nie widział na oczy. Jego wzrok spoczął na ołowianej skrzynce niesionej przez dwóch komandosów, wiedział co ona zawiera. Wkroczyli w portal, by w jednej chwili znaleźć się znowu w bazie. W tej samej półokrągłej sali z jakiej wyruszyli w drogą, ruszyli w kierunku drzwi zmierzając w głąb bazy.
Przekonany co do konsekwencji niewłaściwego użycia artefaktu nie był pewien co począć, lecz w tym samym momencie do jego świadomości dotarło, iż osoba wydająca rozkaz przyniesienia konkretnie TEGO musiała wiedzieć co szuka i jak się tym posłużyć. Ta wizja go przeraziła. Totalna władza nad każdym, lub destrukcja planety w zależności jaki szaleniec położy na tym artefakcie łapy. Musiał COŚ zrobić. Nieuchronnie zbliżali się do windy podążając wgłąb pomieszczeń bazy. Nagle do niego dotarło, że faktycznie byli spisani na straty i na pewno nie pozwolą im przeżyć. Uświadomił sobie, że właśnie ku nim zbliża się winda, w ostatnim momencie nim drzwi się otwarły wykrzyczał:
- Kryć się! Zasadzka! - Rzucił się całym impetem swojego ciała na drzwi, jedne z wielu w korytarzu. Lekkie, puste w środku drzwi rozpadły się pod jego siłą i masa, a on sam wpadł do środka. Z windy rozległy się strzały. Upadł boleśnie na półki metalowe ustawione przy ścianie pomieszczenia, przewracając je tym samym, wyszarpał i odbezpieczył swój karabinek snajperski - jedyną broń w której używaniu był świetny, dawała mu pewien posmak ulubionej kontroli i planowania. Przywarł do ściany obok zniszczonych drzwi, oddychał głęboko, wychylił głowę przez dziurę w drzwiach. Pięciu! Szybko przerzucił swoje ciało na przeciwległą stronę i zajął dogodną pozycje do oddania strzału, lecz do jego uszu dotarły wystrzały z karabinków jego kompanów, niektórzy przeżyli pierwsza serie, otwierając ogień wobec napastników. Wiedział że nie mają czasu, cala baza jest usiana systemem przeciw pożarowym, za chwile czujniki zadziałają i spuszczą im na głowy halon, powodując uduszenie się każdego z nich.
      Przerzucił się przez wyrwany wcześniej otwór w drzwiach, trzymając głowę nisko przy ziemi, otworzył ołowiana skrzynie, leżącą na ziemi miedzy ciałami zabitych komandosów, którzy ją nieśli. Ukrył się za skrzynią - otwarte wieko stanowiło dodatkową osłonę przeciw pociskom, podniósł głowę i ujrzał wtedy zawartość skrzyni. Była identyczna z obrazem w jego głowie. Już wiedział że nie oszalał. Przez jego myśli przebiegło setki scenariuszy następnych wydarzeń. Większość kończyła się jego śmiercią. Podniósł się na tyle by móc operować artefaktem. Dysk o średnicy ok 50 cm, grubości ok 10 cm, pokryty w całości ruchomymi pierścieniami, na których widniały setki nieznanych mu oznaczeń. Nieznanych? W jego głowie zakłębiło się od informacji na temat każdego z nich. Wiedział, ze nie uda mu się zabrać dysku, ale wiedział jak uczynić go bezużytecznym. Szybkimi ruchami przesuwał więc obręcze, by wybrać odpowiednią kombinację, gdy wszystkie były na miejscu szybko uderzył w znak znajdujący się w centrum dysku, który natychmiast się rozświetlił i wysunął w górę ukazując przymocowane do niego źródło zasilania w kształcie fiolki wydzielającej fioletowe światło. Chwycił generator i jednym ruchem wyszarpał go z obudowy. Teraz musiał uciekać. Rzucił niepewnie wzrokiem - pozostali przy życiu komandosi próbowali się wydostać z korytarza, mocno krwawili a ich ruchy ograniczone przez bezwładne, ranione pociskami kończyny. Zobaczył jak jeden z bardzo rannych kompanów wyszarpuje ze swego paska granat odłamkowy.
-Nieeeee!!! wykrzyczał do komandosa, lecz było już za późno, granat pozbawiony zawleczki leciał w kierunku windy. Jednym skokiem doskoczył do pozostałych komandosów.
- Spierdalamy!!! rzucił krótko, przygotowując się do kolejnego skoku, lecz jego ciałem szarpnął podmuch explozji, rzucając nim kilka metrów dalej. Uderzył po raz kolejny dziś bardzo boleśnie, z jego ust wyrwał się syk bólu, lecz szybko zebrał się na nogi by pędzić w pobliski zakręt korytarza. Usłyszał sygnał czujek p.poz.. Światła zmieniły swój kolor na czerwony, rozległ się syk halonu pompowanego w korytarzu w sąsiednie pomieszczenia. Nabrał powietrza w płuca, choć wiedział, ze to bezsens, halon i tak zwiąże tlen, pędził co sil w kierunku grodzi pożarowej, która zaczęła opadać na końcu korytarza. Była coraz niżej i niżej, ostatkiem sil skoczył w jej kierunku i robiąc wślizg pod grodzią znalazł się w bezpiecznym pomieszczeniu. Zaczął spokojnie oddychać - maił parę minut zanim na miejsce strzelaniny dotrze ekipa sprzątająca, nim zorientują się, ze przetrwał i ze zabrał ze sobą generator. Miał kartę przetargowa. Oddychając coraz spokojniej zaczął układać w naprędce PLAN.
Przede wszystkim musi jakoś dostać się do pierwszego artefaktu - w jego myślach narodził się obraz prostokątu pokrytego symbolami o podobnej grubości jak dysk, zakończonego wypustem idealnie pasującym w środkowy symbol dysku. Tak TG0466 to jego pierwszy cel, musi uszkodzić, domyślał się czym on jest jeszcze przed utratą przytomności w sali artefaktów na misji, teraz w jego świadomości obudziła się znowu dziwna wiedza, którą nabył po kontakcie z dziwnym światłem, TG0466 dawał możliwość poruszania się w czasie, dysk zaś mógł być użyty w wielu celach, od urządzenia obronnego (w jego głowie pojawił się obraz sal z setkami takich dysków zapewniających kopułę niezniszczalnego pola siłowego nad jakąś nieznaną sobie osadą), po broń zagłady (przez jego świadomość przewinął się obraz planety rozrywanej w strzępy po zakończeniu się procesu odliczania autodestrukcji dysku). Skąd miał tą wiedzę? urządzenie którego światło go zniewoliło było czymś na wzór repozytorium wiedzy, w jego umyśle znowu przewinęły się obrazy, tym razem uświadamiające mu schyłek pewnej cywilizacji, po wyniszczających wojnach, pewna grupa postanowiła stworzyć przyczółek na tej planecie, odbudować swoje szeregi, ale nadciągający wróg zmusił ich do zostawienia wszystkiego w tyle i ucieczki. Zerwał się na równe nogi, musi uszkodzić TG0466 inaczej wyślą w czasie inną grupę by go unieszkodliwić. Wiedział, że mu się to uda, inaczej przecież nie byłoby go już tu, ale zastanawiał się jakim cudem cywilizacja mogąca cofnąć się w czasie przegrywała wojnę, obraz w jego głowie pokazał mu podobne urządzenie w rękach przeciwnika. Skierował się ku kolejnemu pomieszczeniu, a z niego ku kolejnemu, światła zmieniły kolor na normalny, co uświadomiło mu, ze od odkrycia tego, że przeżył dzielą go minuty. Przyspieszył kroku, artefakt był podłączony sieci komputerowej sterującej nim w pomieszczeniu nad salą, z której udali się na misje. Zorientował się ze zgubił karabinek podczas ucieczki przez gródź p.poż. -The hell!! wymamrotał pod nosem, - musiałeś idioto zgubić karabinek! Musiałeś! kurwa jego mać! Poruszając się pomiędzy pomieszczeniami magazynowymi bazy dotarł do schodków prowadzących na wyższy poziom. Już miał wbiec nimi w górę gdy uświadomił sobie, że za zakrętem stoją wartownicy, a on nie ma uprawnień do przejścia na wyższy poziom. -Magazyny! przebiegło mu przez myśl. Wrócił do poprzedniego pomieszczenia zapełnionego metalowymi półkami pod sam sufit. W pośpiechu zaczął przerzucać zawartość pudełek ustawionych na półkach, szukając czegokolwiek co pomogłoby mu. W pewnym momencie zobaczył biały fartuch jednego z magazynierów wiszący na prostym składanym krześle obok maleńkiego biurka. szybko podszedł do niego. -A gdzie twój właściciel? Rzekł do fartucha z plakietką przypiętą na piersi. Założył na siebie fartuch, plakietka stanowiła przepustkę na wyższe piętro! Za bocznymi drzwiami usłyszał dźwięk spuszczanej w ubikacji wody. Jednym skokiem przysadził do drzwi i gdy te się otworzyły jednym ciosem ogłuszył magazyniera, wrzucając go ponownie do ubikacji. Zamknął drzwi i spokojnie poszedł na wyższe piętro, mijając obu wartowników podszedł do mechanizmu czytnika i przesunął po nim kartą ogłuszonego magazyniera. Usłyszał dźwięk otwierającego się elektrycznego zamka. Myślał czy nie zaatakować wartowników, by zabrać im broń jednak widok odbezpieczonej broni dał mu do zrozumienia, iż jeden fałszywy ruch i mógłby paść trupem. Przeszedł przez drzwi wchodząc do marnie oświetlonego pomieszczenia. Nie znał tej części bazy rzucił więc wzrokiem na wiszący na ścianie schemat ewakuacji tego poziomu, jego wzrok przyciągnęło ambulatorium i zbrojownia zaznaczone po przeciwnych stronach poziomu. Wymamrotał przekleństwo i ruszył dalej, wychodząc z pokoju jego wzrok zatrzymała jednak jedna z szafek. Niedomknięta szafka ukazała zapasowe umundurowanie zwykłego szeregowca. W jego głowie szybko pojawił się zarys planu. Zrzucił fartuch odpinając z niego plakietkę - ta mogła się jeszcze przydać, jego własny strój był w opłakanym stanie, na szczęście wszelkie uszkodzenia przykrył fartuch - zdał sobie sprawę jak blisko wpadki był przy wartownikach. - Musze zacząć przykładać wagę do tego jak wyglądam! rzucił rozzłoszczony sam na siebie. Przebrał się w mundur szeregowca, natomiast swój własny czarny kombinezon upchnął w szafce, łącznie z fartuchem, by uniknąć ewentualnej wpadki. Jeśli ma nie wzbudzać podejrzeń musi zdobyć broń. Szybkim krokiem udał się w kierunku zbrojowni, będąc tuz przed ostatnim zakrętem doszły go odgłosy rozmowy. - Kurwa! rzucił w myślach i przylepiony do ściany wychylił się poza winkiel korytarza, omiótł wzrokiem sytuacje i odetchnął z ulgą. Dwóch szeregowych robiących rutynowy obchód kierowało się schodami w dół. Szybko przemknął pod drzwi zbrojowni, szarpnął klamkę. lecz ta stawiła opór. Jego wzrok padł na siekierkę zawieszoną na pobliskiej ścianie jako element wyposażenia p.poż, odczekał aż wartownicy oddalą się bardziej, zerwał plombę blokująca siekierkę, zabrał ja z uchwytu i jednym mocnym uderzeniem wyłamał zamek drzwi zbrojowni. Zabrał potrzebne uzbrojenie, oczywiście zbrojownia nie posiadała snajperek, wiec zniesmaczony skrzywił twarz w grymas dezaprobaty, kolejny przystanek to ambulatorium. W głowie huczało mu od różnych możliwych przebiegów wydarzeń, dopadł drzwi ambulatorium, pchnął je silnie otworzyły się na oścież. Wiedział, że czasu coraz mniej, że jego przetrwanie zostanie odkryte w ciągu kilku następnych chwil. W ambulatorium zastał młoda pielęgniarkę, która nie raz opatrywała jego drobne rany po powrocie z akcji. Odwróciła szybkim ruchem głowę, powodując, że burza blond włosów podążyła za jej słodka bądź co bądź twarzyczką. Na jej Twarzy widniał wyraz zdziwienia, lecz po chwili na usta wybiegł zalotny uśmieszek, tak wiedział, że jej się podoba, wiele razy też pomagali sobie nawzajem w kłopotliwych sytuacjach.  
- O! Cześć! Co Cię tu przygnało? Znowu zrobiłeś sobie kuku? - wypowiedziała jawnie flirtując.
- Klaudia! Musisz mi pomóc, a jak będą zadawali pytania powiedz że groziłem Ci bronią! - Powiedział jednym tchem.
- O czym Ty mówi..
- Posłuchaj! - przerwał jej w pół zdania - Chcą mnie zabić, nie ważne kto i dlaczego! Rób to co mówię! Błagam!
- Ale...
- Klaudia! - znowu jej przerwał - masz tu gotowy polowy zestaw medyczny?!
- Mam, oczywiście że..
- Potrzeba mi go, i dorzuć kilka dodatkowych zestawów chirurgicznych - wysapał - i zestaw antybiotyków!
Widząc desperacje w jego oczach, Klaudia szybko wykonała polecenia, podając mu dodatkowo wzbogacony plecak medyczny.
- Dziękuje Klauduś - mówiąc to podszedł, mocno ją objął i pocałował ja w czoło - i pamiętaj jak coś groziłem Ci bronią! Ale jeśli nikt nie zapyta, to nic nikomu o tym zajściu nie mów! - dodał i wybiegł z ambulatorium
- Nie dziękuj tylko się w końcu ze mną umów! - rzuciła po jego wyjściu, cicho i z lekką goryczą, zdziwiona i rozdyganą pielęgniarka czując jeszcze na swoim ciałku jego dotyk, po czym opadła na fotel z którego wyrwała ją cała ta sytuacja. On był w tym czasie już w drodze do pomieszczenia z artefaktem, biegnąc korytarzem dotarło do niego jak nikły sens dla Klaudii miał jego słowa, ale przywykł do gruntownego instruowania tej co najmniej "łatwo gubiącej się w sytuacji" dziewczyny. Chwycił mocno broń, wybrał dubeltówkę o szerokim polu rażenia, chciał jedną salwą zmieść ewentualnych przeciwników. Myślami wrócił do Klaudii, doszedł do wniosku, że siedzi tam z głupią miną - uwielbiał tą słodką, niestety mało rozgarniętą blondynkę, która totalnie odpowiadała stereotypom. Na dodatek ten burdel u Niej w mieszkaniu, który zastał pewnego dnia, przywożąc jej niezapowiedziany stertę papierów, którą zostawiła w pracy.
- W sumie.. odstrzeliła się wtedy tak, że ledwo się hamowałem, gapienie się na totalny nieład w mieszkaniu było jedynym wyjściem by się na Nią nie rzucić - uśmiechnął się w myślach na wspomnienie tamtej sytuacji, przywołując obraz jak sexy wyglądała w tej czarnej mini ledwo sięgającej za tą kształtną pupę, uświadamiając sobie, że może jednak te papiery w pracy nie zostały przypadkiem.
- nieeeeee, to musiał być przypadek! - zapewnił samego siebie w myślach, ani trochę jednak sobie nie wierząc w te zapewnienia. Dobiegł do drzwi i jednym kopniakiem je wyważył, wyłamując zamek w drewnianych pokrytych blachą drzwiach. Szybko ustawił się w przejściu i zrozumiał ze ma szczęście. W środku byli tylko dwaj naukowcy, których nagłe wtargnięcie oderwało od komputerów. Jednym ruchem broni kazał im się odsunąć pod ścianę, sam podszedł do panelu w którego zagłębieniu znajdował się TG0466 podpięty do szeregu przewodów. Wyszarpał go, a wokół rozległ się alarm.
- No dobra, łatwa część planu za nami, teraz będzie hardcore! - wymamrotał do siebie chowając pod mundur artefakt.
Z zadumy nad minionymi wydarzeniami wyrwały go trzaskające ponownie odgłosy ogniska, pochylił się i dorzucił grubsze kawałki znalezione nieopodal. Poczuł głód, więc wyciągnął z plecaka jedną z nielicznych pozostałych mu racji żywnościowych.

Arni

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 4051 słów i 23631 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Kiinia

    <3 xD

    15 gru 2013