Z góry przepraszam, ale piszę to opróżnieniu 0.7 Jacka Danielsa z kumplami - to jedyny trunek, któremu nie umiem odmówić.
XIII
Wódz patrzył z lubością na bawiących się rodaków. Przygotowania do świętowania przeciągnęły się dłużej niż myślano. Mężczyźni, w szczególności młodzi, chcieli sprawić by ten wieczór był wyjątkowy. Pośród powoli zapadającego wieczoru dało się słyszeć fletnie pańskie w akompaniamencie trzasku płonących ognisk i pokrzyków mieszkańców. Jeden z młodych, acz uzdolniony głosem od czasu do czasu uwieńczał melodie swym śpiewem. Wódz siedział z wyrazem zadowolenia na honorowym miejscu, otoczony szacunkiem i opieką, jednak nie czuł się wyizolowany. Nie jedna z mieszkanek wioski co jakiś czas porywała starca na chwilę do tańca, wojownicy co rusz wznosili toasty na cześć swego wodza. Jednak nie to cieszyło starca. Cieszyło go, iż rodacy są bezpieczni, nie głodują, no i że wioska rozrosła się zeszłej nocy. Młodzi nie będą musieli szukać żon u sąsiednich plemion, co nie raz kończyło się śmiercią młodego wojownika. Jego wzrok spoczął na zięciu. Alte szalał w tańcu z Colie. Był dla niej dobrym mężem, dbającym ojcem dla swych dzieci, pierwszorzędnym wojownikiem i obrońcą. Starzec kiwał delikatnie głową do swych myśli. Odszukał wzrokiem syna, niosącego w ramionach Beatrice, otoczonego okrzykami zachęty. Ponownie z zadowoleniem pokiwał głowa. Tak Alte i Alvario mieli być przyszłością tej wioski gdy jego zabraknie. Nigdzie nie mógł jednak dostrzec ich i swego przyjaciela. Szukał go wzrokiem obok swej wnuczki, lecz ta bawiła się z jednym ze starszych wojowników. Ruchem swych bioder sprawiała iż chwytał się za serce wywołując salwy śmiechu. Tak Malachius, kompan z lat młodości był zawsze niezrównany w wywoływaniu uśmiechu na twarzach kobiet, nie jednokrotnie sprawiało mu to niemałe problemy w domu, gdy zazdrosna żona robiła mu wymówki. Pamiętał jak raz zagadnął jego żonę, niezrównanej piękności wtedy Jezabeth, tłumacząc Jej iż Malachius robi tak bo lubi widzieć uśmiech wokół siebie, znał swego kompana. Rozbawiona odparła, iż doskonale zdaje sobie z tego sprawę i nigdy przenigdy nie była o to zła. Robiła co robiła bo Malachius uwielbiał się z Nią kochać po kłótni. Na Twarzy wodza wykwitł uśmiech. "Któż zrozumie kobiety" ta myśl tylko poszerzyła jego własny uśmiech. Przeniósł wzrok na Anne, którą co chwilę porywał jakiś młody wojownik, by porozumieć się z jej towarzyszkami niedoli. Mimo iż nie miała przez to jak się bawić na Jej twarzy widać było zadowolenie. "Tak.. Ta dziewczyna kocha być pomocną". Jakby wyczuwając myśli wodza skupione na Niej nalała do kubka wina, ciągle rozmawiając z Sygudem, najmłodszym z domu Rifuna, który wodził za Nią oczyma odkąd tylko się pojawiła, po czym przeprosiła go na chwile, składając amantowi lekki pocałunek na policzku, zostawiła go tam oniemiałego i ruszyła z pełnym kubkiem do wodza. Gdy podeszła pokłoniła się po czym stwierdziła z pokorą w głosie.
- Wodzu Twe naczynie stoi puste od pewnego czasu. Pozwoliłam sobie przynieść Ci pełne. - podając starcowi z niepewnością nową porcję wina.
- Anne..- rozpoczął wódz - nie musisz się mnie bać, a za wino dziękuje Ci wielce moje dziecko. Beatrice i Colie powiedziały mi jak rwiesz się do pomocy, z mojej strony chcę tylko powiedzieć, iż jeśli zechcesz tu zostać to czuj się jak wśród swoich. Będziemy zaszczyceni moja droga. - chciał dodać Jej otuchy, dobrze wiedział iż nie ma się dokąd udać, jednak pragnął by czuła się jak w domu od samego początku.
- Dziękuję Ci Wodzu.. - na Jej twarzy zagościł uśmiech, ukłoniła się jeszcze niżej i już chciała odejść kiedy starzec odezwał się ponownie.
- Anne.. Wiesz wszyscy mówią mi "Wodzu" przez tradycję, szacunek i parę innych dziwnych powodów. Aczkolwiek w towarzystwie to zrozumiałe, wolałbym byś na osobności mówiła mi po imieniu. Jestem zmęczony tym całym Wodzowaniem mi. Dla Ciebie jestem Joseph. Możesz do mnie śmiało przyjść z każdym problemem, a ja zawsze postaram Ci się pomóc. Jesteś jedną z nas. - sam nie wiedział czemu tak postąpił. Coś było w tych Jej pięknych niebieskich oczach. Doznał olśnienia. Tak ten wzrok był tak podobny do Beatrice. Dało się z niego czytać jak wspaniałą osobą jest w głębi duszy. Teraz zrozumiał ten swój impuls, przecież Beatrice zmusił by odnosiła się do niego po imieniu, lub ojcze. Uśmiechnął się na myśl jaką władze ma kobiece spojrzenie. Dostrzegł teraz jak oczy zaczynają się szklić. Podeszła do niego i przytuliła się jak do własnego ojca. Poczuł gorący całus na własnym policzku i ciepłe łzy jakie wylały się z Jej pięknych oczu. Pogładził ręką po jej plecach i dodał.
- A teraz idź się i baw, bo Sygud gotów wyzwać mnie na pojedynek o Ciebie! Młody jest, ale prawy. Nie musisz się obawiać go. Jego ojciec wychłostałby mu skórę do krwi, za sprawienie smutku kobiecie, a i bez tej groźby nigdy by się nie dopuścił do takiego czynu.
- Dziękuje..Joseph - wyszeptała mu przez łzy wzruszenia do ucha. Ucałowała ponownie i oddaliła się do czekającego w zdumieniu młodzieńca. Ocierała ukradkiem łzy, lecz to nie uszło Jego uwadze. Wódz obserwował jak po chwili rozmowy zdziwienie ustępuje radości na twarzy chłopaka. Zadowolony starzec znowu pokiwał głową. Zza swych pleców usłyszał głos Feliny, cieszył się że zdecydowała dołączyć do świętowania, ale podejrzewał iż większy w tym udział miał dawny pretendent do Jej ręki. Serwal nigdy nie pojął za żonę innej kobiety. Teraz zawsze niby "przypadkiem" przechadzał się kolo domu wodza, gdy Felina robiła coś na zewnątrz. Jeszcze bardziej ucieszył się na jej obecność tutaj. Odwrócił się i zapytał synową.
- Wybacz starcowi moja kochana, ta muzyka zagłuszyła co powiedziałaś do mnie.
- Mówiłam, iż widzę że masz nową służkę. - słowa Feliny były pełne radości. Wódz odparł:
- Siadaj koło mnie kochana jeśli chcesz, no chyba, że Serwal który właśnie idzie do Ciebie porwie Cię do tańca! - Felina nie zdążyła odpowiedzieć, Jej adorator już trzymał ją w swych rękach i prowadził na środek placu. Starzec napawał swe oczy widokiem rozpromienionej Feliny. Zasługiwała na szczęście jak wszyscy. Może Serwalowi uda się tym razem dopiąć swego. Z zamysłu wyrwała go świadomość osoby stojącej tuż za nim.
- Siadaj Malachiusie! - powiedział nie odwracając głowy.
- Skąd wiesz stary rozpustniku że to ja? - padło w odpowiedzi
- A kto inny skradałby się jak kot do mnie? Po tylu latach ciągle pamiętam jak robiłeś mnie w konia. - odpowiedź przepełniona była odgłosami śmiechu - co sprowadza Cię do mnie akurat teraz?
- Widzę, że szukasz wzrokiem kogoś konkretnego.
- Tak. I nie rozumiem dlaczego go tutaj nie ma.
- Mekeli..
- Daj spokój! Mekeli nie istnieją.. - odparł wódz - poza tym nawet gdyby istniały, to myślę że ON dałby sobie z nimi radę.
- Och nie rozumiesz.. Tak masz rację. Zabił Mekeli dziś..
- Nie może być! - wydusił z siebie wódz.
- Wyjaśniłem mu jakie prawa daje mu ten czyn. Odpowiedział, że nie jest.. godzien takiej funkcji. Dał mi futro bestii, abym wiedział iż mój pradziad pomszczony. Mówił co prawda iż zna te bestie z grubsza i to na pewno nie jest ten sam, raczej potomek, ale jeśli mi to ulży to bez żalu w sercu wręczy mi tą skórę. Prawdziwie wielki jest.
- Poważnie powiedział, że nie jest "godny"? -spojrzenie wodza nie było niedowierzające lecz jawnie kpiło z kłamstwa Malachiusa.
- Tak po prawdzie to stwierdził że nie jest na tyle głupi by bawić się w doradcę, sędziego, księdza i kilku innych w jednym! Ale uznałem że godny lepiej zabrzmi..
- Cały on! To gdzie on jest?
- To wie chyba tylko Alvario i spółka. Próbowałem zagadać Kinge.., ale miała nade mną.. przewagę..
Był już późny wieczór, świętujących wioskowiczów oświetlały jedynie światła ognisk.
Wódz odczuwał delikatne zmęczenie, jednak taka okazja nie zdarzała się często. Postanowił zostać jak najdłużej da radę, by cieszyć się radością rodaków. Przez chwilę jego wzrok przykuł jakiś szczegół w tłumie, jednak nie potrafił sprecyzować czym ten szczegół był. Po chwili zrozumiał iż spośród "świętej trójcy" jak żartobliwie określił Malachius Alvario, Alte i Grubego, Ci dwaj pierwsi utkwili wzrok w czymś poza zasięgiem światła. Nagle bez słowa ruszyli w kierunku w jakim patrzyli. Wódz domyślał się częściowo co tam zobaczyli. Przywołał jednego z młodych by pomógł mu wstać. Dziękując skinieniem głowy ruszył za synem i zięciem. Obawiał się tego co może zobaczyć, wnioskując po reakcji Alvario i Alte, mogło to świadczyć tylko o tym iż Grubemu coś się stało. Widział jak mężczyźni znikają w domostwie Alte. Podążył za nimi. Gdy otworzył drzwi jego oczy ujrzały widok trójki mężczyzn pochylających się nad ranną kobietą. Gruby wydawał szybkie polecenia, Alvario wykonywał je wręcz natychmiastowo. Alte szykował wodę do obmycia rany. Do uszu wodza w końcu zaczął docierać sens poleceń Grubego. Żaden z mężczyzn nie zwrócił na niego uwagi. Gruby przystąpił do dzieła. Alte stał jak wmurowany, Alvario działał z prędkością wiatru na każde polecenie. Wódz obserwował jak urzeczony szybkością z jaką Gruby zasklepiał ranę kobiety. Dopiero teraz zwrócił uwagę na Jej wygląd. Czarne, proste włosy za szyję, Drobna okrągła twarz. Wódz widział niezdrowy kolor skóry kobiety, spowodowany utratą krwi. Zapatrzony w poczynania nie dostrzegł Alte, który zorientował się iż są obserwowani i który zbliżył się do starca.
- To niesamowite - jedyne co powiedział Alte, wodza nie było nawet ze zdumienia stac na odpowiedź, jedynie pokiwał powoli głową w geście potakiwania. Stali obaj patrząc na poczynania Alvario i Grubego. Z transu wyrwali się dopiero gdy tamci zakończyli. Gruby widząc wodza skinął głową na powitanie, uprzedzając potok pytań zwrócił się do Alte.
- Proszę zawołaj Anne. - Alte odwrócił się na piecie jakby to był rozkaz i zniknął za drzwiami. Gruby podszedł jednej z mis Kingi i opłukał ubrudzone krwią ręce (od przybycia do wioski głównym zajęciem Kingi było tworzenie swych arcydzieł dla mieszkańców, którzy wręcz zakochali się w jej wyrobach. Nie narzekała na monotonie, jedynie na zmęczenie spracowanych stóp i dłoni, od czasu do czasu podstawiając Grubemu stópki do masowania, co z resztą było jego, no bo czyim, pomysłem.), spojrzał na wodza i rzekł
- Tak wodzu za chwilę wszystko wyjaśnię, usiądziemy, napijemy się i wtedy wódz wszystkiego się dowie. - w odpowiedzi zobaczył skinięcie głową. Alvario usadowił ojca przy stole. Do chatki weszli Alte i Anne. Gruby widząc pytający wzrok dziewczyny rzekł.
- Pamiętasz tą dziewczynę.. nosz zapomniałem Jej imienia, ta która prosiła mnie o odnalezienie jej siostry, która najwyraźniej została w obozie?
- Tak tak pamiętam..
- Świetnie, chciałbym abyś się po Nią udała, ALE - zaintonował "ale" by zatrzymać dziewczynę która już chciała wyjść, gdy odwróciła się ponownie dodał - proszę przekaż Jej że Jej siostrze nic nie będzie, jest bezpieczna i za jakiś czas dojdzie do siebie. Lecz póki co potrzebuje ona spokoju i troskliwej opieki. Więc niech mi się tu nie rozpłacze i.. w ogóle.. wiesz o co chodzi - dodał uśmiechając się. Skinęła głową i już Jej nie było. Nie trwało to 2 minut gdy powróciła z dziewczyną łudząco podobną do rannej.
- Bliźniaczki? - Alvario, Alte, wódz rzucili to słowo jednocześnie. Widząc to zdziwienie Gruby zapytał.
- No a co w tym nadzwyczajnego? - na co Alvario uśmiechnął się i wyjaśnił
- Bliźnięta w naszej tradycji to wróżba szczęścia. Bliźniaczki to wróżba dużej.. płodności w wiosce..
- Zboczuchy.. Już wiem co wam po głowach chodzi. - patrzył jak zdrowa siostra delikatnie gładzi po czole ranioną. Odwróciła wzrok do Grubego, w którym wyczytał wdzięczność i uwielbienie. Uśmiechnął się w odpowiedzi, po czym zwrócił się do wodza i Alte.
- ranna będzie potrzebowała spokoju, przynajmniej przez tą jedną noc. Może dało by się gdzieś rozlokować mieszkańców tego domu. Myślę że Anne i bliźniaczki powinny tu zostać. Dla świętego spokoju mógłbyś wodzu przenocować Alvario i jego rodzinę. Dom Feliny odpada. Zgodziła się nocować w nim pozostałe kobiety. Ja na wszelki wypadek będę nocował tutaj, gdyby coś.. ale nie sądzę by cokolwiek się miało dziać.
- Twoja przezorność już raz uratowała mi życie - padło w odpowiedzi - z tym się nie będę sprzeczał. A Alvario jak i Beatrice czy Kinga są zawsze u mnie mile widziani więc nie wiem po co pytasz w ogóle! - jednak do rozmowy wtrącił się Alvario
- Gdyby coś się działo myślę, że osoba równie wtajemniczona jak ja w sekrety Grubego będzie tu potrzebna. Jednak nie myślę tu o sobie, a o Beatrice, to ona uczyła się od Niego jak dobrze opatrzeć me rany. Więc myślę że Alte ustąpi miejsca mej żonie.
- Oczywiste - padło szybkie potwierdzenie z ust Alte
- No to ustalone. Anne jeśli Gruby wpadnie na jakiś głupi pomysł masz przyjść i mi powiedzieć. Ten zboczuch gotów oszaleć otoczony przez same kobiety - Anne parsknęła śmiechem w odpowiedzi i grzecznie pokiwała głową, co Gruby skomentował
- Prędzej oszaleje przez Nie, niż przez fakt, że mnie otaczają..
- Znowu narzekasz, tak źle tak niedobrze.. - Alvario wtrącił mimochodem
- U mnie w kraju tak wszyscy.. Jest lato chcemy zimy, jest zima chcemy lata itd itd.
- Mam nadzieję że to nie jest zaraźliwe - tym razem Alte parsknął śmiechem
- Co za los!.. Idźcie już, dajcie dziewczynie odpoczywać. Wodzu przełóżmy moją opowieść na jutro. - w odpowiedzi padło skinienie głową.
Colie wprowadziła małe zmiany w planach mężczyzn. Stwierdziła iż dzieciaki mogą jednak być uciążliwe, więc lepiej jeśli przenocuje z jednym u Zacharusa, Alte z drugim u Sephira, obaj ochoczo się zgodzili. Stanęło na tym iż w domu Alte zostaną bliźniaczki, Anne, Beatrice i Gruby. Beatrice właśnie przygotowywała swój wywar na po raz kolejny obite mięśnie Grubego, gdy odezwała się Anne. Zebrała się w końcu na odwagę by zapytać czy mógłby użyć tej magii co na niej by nauczyć pozostałe kobiety ich mowy. Wiedziała, że każda z nich zechce tu zostać, ich wioski nie istniały, wymordowane przez nomadów, a tu znalazły dom gdzie są traktowane jak wszyscy inni. Otoczone opieką i przede wszystkim nie są wykorzystywane, katowane czy poniżane. Nim jednak gruby zdążył się odezwać głos zabrała Beatrice.
- Nie martw się, może i marny z niego mag, ale na pewno coś się będzie dało zrobić, daj mu tylko trochę czas, ostatecznie pomachaj mu stopami przed oczyma, to zazwyczaj przyspiesza u niego wszelkie.. akcje.. - Gruby obdarował pustym spojrzeniem Beatrice, a gdy chciał już coś odpowiedzieć położyła tylko palec na swych ustach w geście milczenia. Natomiast Anne rozbawiona tłumaczyła Serenity, bo tak zwała się bliźniaczka, o co takiego poprosiła i jaką otrzymała odpowiedź. Czarnulka zarumieniona na twarzy parsknęła śmiechem, lecz szybko starała się go ukryć.
- Tak jak mówiłem.. oszaleje tu przez nie - wymruczał Gruby
- Nie marudź tylko zdejmuj łachy, wywar będzie gotów za chwilę, więc kładź się na pryczy!
- Dobra tylko mnie nie pobij.. - położył się na pryczy i wkrótce poczuł jak delikatne dłonie Beatrice zaopiekowały się każdym bolącym miejscem. Masaż sprawiał iż ponownie odpływał w Nirvanę, cieszył się że tym razem to nie Kinga, tym razem nie obyłoby tylko na zadowoleniu jej palcami, szczególnie po tym co zafundowała Jej Endays. Cały czas zastanawiał się czy Endays zadbała o to by Kinga nie zaszła w ciążę, ale bał się pytać tej nieobliczalnej, a jednak w głębi słodkiej, humorzastej, a jednak stałej na swój sposób istoty, do której nietypowego poczucia humoru już chyba się przywiązał( starał się wymienić jak najwięcej komplementów, by nie narazić się na kolejną zemstę). Otworzył na chwile oczy, gdy Beatrice siłowała się z jego ciałem by przerzucić go na bok, dostrzegł wtedy wzrok Anne spoczywający na nich. Zdawało mu się, że dostrzegł iż dziewczyna zagryzła delikatnie wargę, jednak za szybko przymknął oko i nie był pewien. Czując błogie działanie rąk Beatrice prawie zasypiał, jednak znowu został brutalnie odwrócony, tym razem leżał na plecach, a dłonie masowały, wcierając miksturę w jego tors. Po chwili poczuł iż Beatrice usiadła na jego stopach, ale wspaniałe uczucie masowania powróciło szybko. Był zbyt zmęczony by zastanawiać się jak to możliwe, i nie za bardzo go to obchodziło. Jednak w głębi jego umysłu jak zawsze zapaliła się czerwona lampka "halo! coś tu jest nie taaak!" Z wielką niechęcią otworzył jedno ślepie, jednak widok był zbyt zamglony. Otworzył więc i drugie, powoli mrugając powiekami. Gdy zdolność widzenia powróciła, ujrzał stopy Beatrice jeżdżące po jego klacie. Było mu jednak zbyt dobrze by cokolwiek z tym zrobić. Zwyczajnie gapił się więc na wyczyny przyjaciółki. Jakby z oddali usłyszał jej głos mówiący:
- To na zachętę by magia dla dziewczyn szybciej zadziałała.. - westchnął tylko, szybkim ruchem ręki schwycił jedną ze stóp, bez ceremonialnie przyciągnął ją do ust, złożył pocałunek, po czym odstawił na miejsce z którego ją zabrał. Nie umiał sobie tylko wytłumaczyć dlaczego jeszcze nie puścił tej stopy. Ostatkiem sił walcząc z samym sobą zabrał rękę. Odpłynął w sen. Tym razem nie był to zwykły sen, miał wrażenie jakby z kimś rozmawiał, ale nie do końca on. W chwilowym przebłysku zrozumiał iż to Endays! Endays z kimś rozmawiała. Poczuł jednak jak szybko jest "wyłączany" na powrót w sen.
"Kolejny poranek, który nastaje zbyt szybko" - ta myśl towarzyszyła mu podczas zwyczajowego procesu budzenia się. Tym razem jednak czuł iż obudził się za wcześnie.
Półprzytomny zastanawiał się co to takiego mogło być. Krew zaczynała w nim szybciej krążyć. Przypomniał sobie miniony wieczór, "znowu zasnąłem w ubraniu", było kolejną, aczkolwiek nadal półprzytomną myślą. Otworzył oczy, pomrugał, zamknął i jeszcze raz otworzył. Nadal widział ciemność. "To nie poranek nastał za wcześnie to tylko ty jełopie się za wcześnie obudziłeś! Jest środek nocy!" to już była całkiem świadoma myśl. Postanowił ponownie zapaść w sen, jednak w tym momencie dotarło do niego, iż czuje na swojej klacie czyjąś dłoń. Do świadomości dotarło też, iż wcale nie jest ubrany, a za swymi plecami słyszy miarowy oddech. Tego co zrobił w następnej sekundzie mocno pożałował. Szybkim ruchem odwrócił się na lewy bok by sprawdzić kto śpi obok niego. Robiąc ten manewr uderzył zesztywniałym, jak każdego poranka, penisem w podbrzusze śpiącej obok Beatrice. Nie żeby to uderzenie go zabolało, ale zabolał go fakt, iż obudził tym Beatrice. Otworzyła oczy, przymknęła, otworzyła znowu, uśmiechnęła się i wtuliła w Grubego, który leżał zdębiały jak kłoda. Beatrice była naga, czuł Jej piersi na swoim ciele. Przypomniał sobie wrażenie, iż Endays rozmawiała z kimś, jego myśli były w rozsypce. "Nie.. To nie możliwe by.. Co ja mówię Endays zdolna jest do wszystkiego, nawet do zmuszenia mnie do sexu z jeżem". Z ewidentnej paniki i niepewności wyrwały go słowa Beatrice.
- Kochany.. Byłeś cudowny.. Czuję, że znowu jesteś gotowy.. - powiedziała to z niedwuznacznym uśmieszkiem. Oczy Grubego powiększyły się bardziej, niż to było kiedykolwiek możliwe. Otworzył usta by coś powiedzieć, ale nic sensownego nie przyszło mu do głowy. Poczuł usta Beatrice na swych rozszerzonych wargach, delikatnie zagryzła jego dolną wargę i wessała ją w swoje własne usta, po czym wybuchnęła śmiechem.
- Taaak! Ale Cię wkręciłam! Jakbyś widział swą minę! O chłopie! Prawie zszedłeś na zawał! 1 :0 dla mnie! - oparła głowę na jego klatce i wręcz histerycznie się śmiała. - O ja pierdolę! To było genialne! - zdołała wypowiedzieć pomiędzy atakami śmiechu.Gruby czuł się jakby uszło z niego całe powietrze. Leżał tak chwilę czekając, aż Beatrice dojdzie do siebie. W jego głowie zaświtała myśl "To musiał być pomysł Endays!". Czekał spokojnie, aż Beatrice przejdą i słabsze ataki śmiechu. Nagle uświadomił sobie, że również ją obejmuje.. Do głowy przyszedł mu plan zemsty doskonałej. "Poczekaj Skarbeńku" pomyślał, "Zaraz wyrównamy rachunki". Opanował swe emocje w zupełności. Jednak chciał się upewnić czyim to było pomysłem.
- Tak.. żałuję, że nie zerknąłem we wspomnienia Endays wcześniej.. wykryłbym wasz spisek! - Beatrice podniosła oczy pytająco po czym odparła.
- Ale przecież miała zatrzeć każdy ślad po naszej rozmowie! Jakim cudem wiesz?
- Właśnie mi powiedziałaś.. A teraz spotka Cię kara.. - mówił to rozbawiony w głębi serca, lecz udawał strasznie złego, by zwieść Beatrice. Przesunął jedną rękę na Jej głowę i szybkim ruchem przyciągnął ją do własnej twarzy, składając na jej ustach gorący, głęboki pocałunek. Beatrice nie zawahała się go odwzajemnić. Oto iście diabelski plan Alvario i Beatrice, mający włączyć ich przyjaciela do swego intymnego świata znalazł się w nieoczekiwanym punkcie zwrotnym. Małżeństwo od dawna czuło, iż chcą się dzielić i obdarzyć swego przyjaciela swym szczęściem, nie wiedzieli jednak jak mu to zaproponować. Beatrice przylgnęła całym ciałem do grubego, poczęła drażnić kolanem jego męskość, ręką natomiast docisnęła jego głowę jeszcze mocniej do siebie. Uwolniła drugą, przyciśniętą własnym ciałem i wsunęła pod bok przyjaciela, by dłonią docisnąć go jeszcze mocniej od siebie. Czuła jak Gruby przenosi pocałunki na Jej szyje, a Jej własny oddech mocno przyspiesza. Przesunęła obie ręce na jego plecy i zaczęła je masować, co rusz to zjeżdżając na jego pośladki. Wykręciła delikatnie głowę by również całować jego szyję. Czuła jak Gruby zasypuje Ją pocałunkami, gładzi Jej ciało. Przesuwał ręce z pleców na Jej pupę, delikatnie ją ściskając, zjeżdżał na udo również ściskając wewnętrzną stronę. Druga ręka na stałe zagościła na jej tyłeczku, masując go, gdy pierwsza powędrowała na Jej pierś, czule pieszcząc całe Jej ciało po drodze. Leżeli w objęciach dotykając swych ciał, ich usta ponownie się spotkały, podczas gdy Gruby przesunął Jej nogę na własną. Czuła jego pulsującą męskość obok wejścia do swej szparki. Delikatnie poruszała biodrami by drażnić końcówkę jego penisa swoim skarbem. Gruby cały czas zwiedzał jedną ręką Jej pupę, a druga przesuwał się po udzie, od kolana w górę, prawie dotykając jej kobiecości, by powrócić ta samą drogą w dół. Jego usta zawędrowały na jej piersi, ssąc je zawzięcie i podgryzając jej malutkie, sztywne brodawki. wydawała z siebie westchnienia za każdym delikatnym ugryzieniem. Dociskała swe piersi do jego ust, masując jedną ręką jego głowę. Poczuła jak na jej dłoni zaciska się jego dłoń, po czym zabierając ją delikatnie, składa pocałunek na wewnętrznej stronie dłoni. Ponownie stopili się ustami w pocałunku. Poczuła jak ręka na pupie zmienia swe ruchy z kolistych na podłużne. Za każdym ruchem był coraz bliżej ujścia jej pochwy. Nie panowała już nad ruchami swych bioder, które coraz mocniej nacierały na jego penisa. Westchnęła głośniej gdy jeden z palców przejechał rowkiem między pośladkami, drażniąc jej dziurki delikatnie. Z każdym podejściem nacisk palca był coraz silniejszy, a ruchy jej bioder automatycznie nabrały na sile. Jej piersi ponownie zostały zasypane pocałunkami, które powoli przechodziły na jej brzuszek, a na ich miejsce na piersi pojawiła się jego ręka. Wczepiła swą dłoń w jego włosy kierując jego pocałunkami to w dół to w górę. Zagryzała wargi, obserwując jak pod naporem Jej dłoni głowa Grubego schodzi coraz niżej. Poczuła taniec jego języka w swoim pępku, podczas gdy palec wędrujący pomiędzy jej pośladkami zatrzymał się na tylnej dziurce i zaczął napierać. Rozwarła szeroko oczy i wydała jęk przyjemności gdy palec wdarł się do jej wnętrza. Czuła jego powolne ruchy, podczas gdy językiem znajdował się tuż nad jej kobiecością. Docisnęła jego głowę w dół, a gdy język dotknął jej szparki wygięła się w łuk. Pieszczona językiem łechtaczka nabrzmiała już bardzo mocno, gdy do pieszczot dołączyło delikatne początkowo, a następnie zdecydowane wsysanie jej guziczka do ust. Drżała na całym ciele, Jej biodra tańczyły swój taniec, a ona sama mocno i głęboko wzdychała. Dopychała jego głowę obiema rekami. Czuła jak powoli odpływa, jak zbliża się chwila Jej uniesienia. Czuła jak Jej własna wilgoć zrasza jej własne uda, jak i całą twarz przyjaciela. W jej drugiej dziurce tańczył szybszymi ruchami jego palec, gdy palec drugiej ręki znalazł wejście do jej dziurki. Tańczyły teraz zgodnie w Niej, a ona łapiąc szeroko rozwartymi ustami powietrze starała się nadążyć za ich ruchami. Jej ręce spoczęły na plecach Grubego. wbijała w jego skórę paznokcie. Czuła jak narasta w niej fala przyjemności. Od szczytu dzieliły ją już tylko sekundy. Jęczała już prawie nieprzerwanie. Jej głos przybierał różne odcienie i głębokości, by zacząć się ujednolicać w jeden kształt zmierzający prosto do szczytu. Nagle wszystkie pieszczoty ustały. Nie wiedziała czemu. Patrzyła na niego zamglonymi oczami, próbując się poruszyć, jednak jego dłonie i nogi sprawnie blokowały każdy Jej ruch. Uniesienie powoli opadało, a na Jej twarzy gościł wyraz zapytania. Znowu poczuła pocałunki i pieszczoty. tym razem obie ręce Grubego atakowały jej kobiecość. Jedna pieściła dzikimi ruchami łechtaczkę, druga wnętrze pochwy. Zdziwiona efektem spotęgowania doznań, czuła jak zbliża się jeszcze większa fala przyjemności. To było coś nowego. Pieszczoty i pocałunki posyłały Beatrice w tempie expresowym w rozkosz. Lecz u jej progu znowu ustały. Znowu leżała przygwożdżona przez Grubego. Obdarzyła go wzrokiem pełnym wyrzutu, lecz po chwili pieszczoty powróciły, delikatne ruchy zamieniały się w natarczywe i zdecydowane. Tym razem wręcz krzyczała mu do ucha.
- Jak tym razem przestaniesz to Cię zabiję! - z jej ust wyrywały się okrzyki i jęki. I znowu na progu Jej rozkoszy wszystko ustało, odczuła to niemal jako fizyczny ból. Każdy z jej nerwów wołał o zaspokojenie, jednak to nie nadchodziło. - Nie przestawaj!!!! Zabiję Cię! Dokończ!!!- Gruby trzymał Beatrice unieruchomiona i klnąca jak szewc. Gdy się uspokoiła i jej podniecenie opadło częściowo pocałował Ja w czoło i stwierdził
- Zemsta zaliczona! 1 :1 moja droga.- w oczach Beatrice widział nienawiść, teraz to on się śmiał.
Dodaj komentarz