Piszę to słuchając "Too dark tonight", wybaczcie więc odrobinę melancholijną formę.
Endajs, młoda damo, jeśli nie spodoba Ci się to zakończenie (a czuje, że nie), to kończę moje pisanie. Jeśli tu polegną moje "pseudo zdolności pisarskie" to będzie to najgorszy FAIL z możliwych dla mnie..
XVIII
Endays przejęła wszystkie obowiązki Grubego. Gdy nastąpił ranek po jego odejściu, wyruszyła ku zmierzającym w ich stronę oddziałom wroga, miała przewagę nad Grubym, zbliżyła się tylko na połowę drogi, by swą świadomością wykryć wroga i jego liczebność. Bez problemu też odnalazła zaginioną Karo i Jej rodzinę. Nie chciała jednak ujawniać swoich pełnych możliwości, więc działania militarne przeprowadzono zgodnie z planem nieobecnego. Efekt był oczywisty, straty po stronie wioski nie istniały, wróg na sam widok konnicy rozpoczął ucieczkę, nie podejmowali walki, ratowali swe zady. Endays zabroniła pościgu, a na widok kilkuosobowej grupy wrogich wojowników zmierzających ku szeregom obrońców wioski zakazała otwarcia ognia. Zmierzali z gestem poddania się. Wiedziała o tym, że chcą dołączyć do wioski, a ich intencje były zrozumiałe. Cały czas udając Grubego, kazała ich pojmać, ale nie robić krzywdy. Wróciła do wioski, by zasięgnąć opinii Wodza i starszyzny. Był to pierwszy raz, gdy niematerialna na własnej skórze doświadczyła niezwykłości rasy, z którą miała do czynienia. Pozwolono niedawnemu śmiertelnemu wrogowi przyłączyć do społeczności, nakarmiono, przydzielono obowiązki, a Endays nauczyła ich mowy mieszkańców. To jednak nie było wszystkim, co zaskoczyło niematerialną. Joseph jak i Malachius, nie wiedząc nic o desperackim kroku Grubego, a mając w końcu okazję, by znaleźć się na dłużej w Jej obecności, bezbłędnie odgadli z KIM rozmawiają. Nie próbowali obwiniać nikogo za to co się stało, powitali Ją jak dawnego przyjaciela, mimo iż Jej obecność oznaczała dla nich utratę innego. Wszystko wydawało się wrócić do normy. Dni mijały, jedynie Joseph chodził ze zgorzkniałą miną. Któregoś dnia nie wytrzymał i będąc w gościnie w domu swego syna zwrócił się do Endays.
- Wiesz.. Nigdy nie myślałem.. Nie sądziłem, że wieść o jego śmierci tak mnie przygnębi.
- Ale teoretycznie on nie umarł.. Jest po prostu nieobecny. - odparła niematerialna. - To było jedyne wyjście, pozwalające nam zyskać na czasie.
- Z tego co wiem.. Nie wiadomo, czy w ogóle się z tego obudzi. Ty będziesz musiała przenieść się wkrótce do ciała dziecka Kingi, z tego co wiem da Ci ono większe możliwości niż ciało.. Ciało Grubego. Co z Nim się stanie wtedy?
- Wtedy przeniesiemy jego ciało do miejsca w którym wszystko się zaczęło, tam ułożymy go do snu, a miejsce to zadba by nic mu się nie stało. - Endays próbowała wyjaśnić w miarę zrozumiale swój zamiar hibernacji Grubego. - przynajmniej tyle możemy zrobić. - Wódz skinął jedynie głową w odpowiedzi. Żałował, każdej i wszystkich swych złośliwości pod adresem przyjaciela.
Mijał czas, Endays osiągnęła pełnię formy, jednak nie czuła się do końca szczęśliwa. Nie było z nimi Grubego, który mógłby cieszyć się Jej radością. Uświadomiła sobie jak bardzo Jej samej go brak, nie wspominając o Alvario i jego rodzinie, którzy mimo iż nie okazywali tego, każdego dnia stawali się coraz bardziej przybici. Uświadomiła sobie, że może ich nazwać swoimi przyjaciółmi.. "Niematerialna z uczuciami materialnych - tego jeszcze nie grali" pomyślała, jednak w głębi siebie dobrze wiedziała, że tak jest. Stali się częścią Jej samej, ale wśród nich wszystkich najbardziej brakowało Jej tego nieobecnego.. przyjaciela. Ukrywane przed wszystkimi próby odszukania go, których podejmowała się każdego dnia, przestała zrzucać na karb swej dumy, iż jako niematerialna powinna być w stanie przekroczyć ograniczenia materialnych. Każda jednak próba odzyskania Grubego kończyła się zwyczajnym fiaskiem. Teraz wiedziała, że szuka go nie z powodu dumy, lecz zwyczajnie szuka swego przyjaciela. Nadal nie mogła też zrozumieć o jakim "impulsie" myślał, mając nadzieje na znalezienie dzięki niemu drogi powrotnej.
Zbliżał się czas rozwiązania u Kingi. Czas wyznaczający kres udawania przez Endays Grubego. Wszyscy wtajemniczeni pomagali w uświadomieniu wiosce, iż Gruby musi wyruszyć w swą dalszą drogę. Że jego czas nadchodzi. Wspominano też, co głównie było pomysłem Malachiusa, że Gruby przyśle na swe miejsce kobietę, która będzie się nimi opiekować, tak jak opiekował się nimi on sam. "Tak zrobiłby ON, gdyby z nami był. Starałby się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu", mawiał Malachius. Ostatniej nocy przed planowanym "wyjazdem" Grubego, cała wioska bawiła się, na przyjęciu pożegnalnym. Choć wszyscy udawali dobrą zabawę, robili to tylko po to, by Gruby dobrze zapamiętał ich wdzięczność, oddanie, no i ich samych. Tylko "wtajemniczeni" mieli jawnie smutne miny. W pewnym momencie Beatrice poprosiła Endays o rozmowę na osobności. Gdy przyjaciółki znalazły się w chacie, Endays ujrzała łzy, długo skrywane łzy, w oczach Beatrice. Wiedziała jak będzie brzmieć prośba. Nie zawahała się, by tą prośbę spełnić. Miała jednak dziwne wrażenie, iż i Gruby akceptuje w pełni tą prośbę, czuła jakby jego nieme przyzwolenie. Następnego ranka wyruszyli, zanim wioska się zbudziła. Endays i pozostali "wtajemniczeni" udali się do doliny nazwanej Doliną Alvario. Endays wprowadziła ich do komnaty dysków, znajdującej się, tak jak przeczuł to Gruby, dokładnie w miejscu jeziora. Złożyli jego ciało w jednej z komór, którą stworzyła Endays, po wejściu do swej dawnej bazy, a obok komory złożono jego ulubioną broń, nalegał na to Joseph, w którym wizja pozostawienia przyjaciela bez możliwości obrony była nie do przyjęcia. Po zahibernowaniu Grubego, Endays wniknęła w ciało dziecka Kingi, które wkrótce miało się urodzić. Kinga i Jej rodzice pozostali w Bazie, aż wszystko dobiegło do końca. Endays nadała swemu nowemu ciału, taki kształt, w jakim wyobraził sobie Ją Gruby. Ten sam uśmiech, te same oczy, burza włosów, te same rysy twarzy, nie pomięła nawet kształtu stóp i dłoni, ani odcienia skóry. Gdy zobaczyła się "na żywo" zrozumiała czyją postać nadał Jej w wyobraźni Gruby. Z Jej oczu pociekły łzy wzruszenia.. Zobaczyła nieme pytanie w oczach Alvario, pytanie którego treść znała, w odpowiedzi skinęła tylko głową. Ten delikatny ruch wprawił w falowanie Jej głębokich w odcieniu rudych włosów. Gdzieś w głębi siebie usłyszała muzykę, muzykę jaką często przywoływał Gruby do swych myśli. Słowa utworu przygnały jeszcze więcej łez, same zaś wypełniły na chwile Jej umysł:
"..You use to hide behind a wall
The part of you nobody knows
No one ever saw it
No one ever saw it before.."
Wracali spokojnym tempem do wioski Alvario. Endays dosiadła tą samą "durną szkapę", na którą Gruby tyle razy narzekał i której tyle razy obiecał przerobienie na kabanosy i salami. Nawet koń wydawał się być przybity. Endays została powitana w wiosce z ogromnym szacunkiem. Mieszkańcy początkowo powaleni Jej urodą, szybko odkryli także, jak doskonale można było się z Nią porozumieć, poszukać u Niej wsparcia i rady. Gdy po raz pierwszy zjawiła się na treningu wojowników, zastępując Grubego w roli nauczyciela, wojownicy mieli pewne obawy, jednak dość szybko przekonali się na własnej skórze, jak wiele mogą się od Niej nauczyć. Nie rzadko pytano Ją, czy i kiedy wróci Jej przyjaciel. Spuszczała wtedy głowę, by ukryć napływający smutek, oświadczając: "Gdy dokona niemożliwego.." Mijał czas, zbliżała się moment połączenia wszystkich pętli, rozstrzygający moment. Endays wyczekiwała spotkania z Najstarszym, chcąc osobiście wymazać jego istnienie, za stratę tak bliskiej Jej osoby. Osoby, która nadała Jej formę swej ukochanej, osoby która nie zawahała poświęcić samego siebie, by tylko kupić czas potrzebny dla Endays, aby uratować co się da. Patrzyła na syna Beatrice, którego powiła dziewięć miesięcy po przyjęciu pożegnalnym Grubego, śmiejąc się w myślach z rozmów z Grubym, na temat paradoksów podróży w czasie.. Nie obawiał się paradoksu "dziadka", czyli zabicia własnego przodka i wymazania siebie samego z czasu, co stwarzało paradoks sam w sobie. Bardziej frapowało go delikatnie ujmując rozwiązłe zachowanie Endays, kiedy przejmowała kontrolę nad jego własnym ciałem. Jak to często Jej wypominał: " Nie chciałbym zostać własnym przodkiem, to paradoks Fry'a, on został własnym dziadkiem, a to utrwaliło pętlę w jakiej się znalazł, nie dało się jej "rozwiązać". Obserwowała jak dzieciak rośnie zdrowo, otoczony miłością Beatrice, Alvario i Kingi, jak i pozostałych członków rodziny. Każdy w rodzinie wiedział czyim potomkiem było niemowlę, każdy też cieszył się, iż przynajmniej tak zatrzymali Grubego między sobą. "Utrwaliłam Cię w naszych życiach na zawsze Przyjacielu", z tą myślą opiekowała się jego synem, synem który nim zginie w heroicznej obronie swej wioski w dość młodym wieku, da początek linii genealogicznej, z której wywiedzie się Jego ojciec, nie była jednak tego jeszcze świadoma. Jak i nie była świadoma, iż syn Grubego, będzie tak bardzo do niego w przyszłości podobny, nie przewidziała jak wielki smutek będzie każdego dnia sprawiał jego widok Kindze, dla której Gruby zawsze pozostanie wyobrażeniem idealnego mężczyzny, pierwszą miłością, która nigdy nie umrze w Niej do końca. Nie przewidziała do czego dojdzie między Kingą, a jej przyrodnim bratem, ostatniej nocy nim polegnie on walcząc za swych rodaków, łamiąc w pojedynkę szyki wroga, co da obrońcom czas na kontratak i odparcie wrogów. Nie wiedziała też jeszcze, iż to z takiej mieszanki genów, wykształci się dziwna odporność cechująca niektórych członków tej linii genealogicznej.
Endays oczekiwała w komnacie dysków przybycia swych towarzyszy. Pojawiali się kolejno, łącząc się w jedność umysłami. Wiedzieli z kim i o co będą walczyć. Podzielili zamiary swej przywódczyni. Sami opiekowali się ludzkością, będąc w swych wyznaczonych ramach czasu. Wiedzieli jak ciężko będzie im pokonać tak potężną istotę, istotę potężniejszą od wszystkich innych. Uruchomili wspólnie stworzoną broń, zabijając wszystkich pozostałych Najstarszych, oczekujących na efekt zmagań, uniemożliwiając swemu gatunkowi na zawsze używanie innych ras do własnej ewolucji. Pozostało im oczekiwać na wyłonienie się tego jednego, jedynego potężnego na tyle, by uchronić się przed efektem ich działań. Uzmysłowili sobie też coś jeszcze, broń zadziałała, na wszystkich pozostałych, lecz nie zadziałała na nich, byli bezpieczni w komnacie. Będą więc, jeśli uda im się pokonać ostatniego z Najstarszych, odpowiedzialni za kontynuowanie ich dzieła, lecz w normalny sposób, bez niszczenia i niewolenia. Oczekiwali przybycia swego wroga, wroga do którego Endays pałała esencją nienawiści. Uświadomiła sobie odkrywając w sobie i tą emocję, czemu w ogóle Gruby i ludzie stali się Jej przyjaciółmi. Ich życie, jakże kruche, ulotne i krótkie, miało potencjał, by zmienić świat. Ludzie, mimo iż żyli tak krótko, żyli pełnią swego życia, upadając i podnosząc się, smucąc i ciesząc. A ta jakże krótka znajomość z Grubym pokazała Jej, jak wspaniałe może być życie, jak można czerpać z niego pełnymi garściami. W Jej umyśle odtwarzał się obraz tego co przeżyła z nimi. Przeżywała raz jeszcze swój kontakt z nimi, czuła determinację Grubego, czuła jego chęć niesienia pomocy, jeszcze raz oglądała świat jego oczyma. Uśmiechy, troski, radość, gorycz utraty, przyjaźń i miłość, jego szybko mijającą złość za Jej wybryki, dumę gdy razem udało im się dokonać czegoś wielkiego. Jej kompani doświadczali tego samego, uczyli się tego samego. Każdy z nich udał się by złożyć niemy hołd dla istoty, która poświęciła się, by Oni mogli kontynuować swą misję. Istoty, która wykorzystała wiedzę niematerialnych, by odesłać swą świadomość tak daleko, aby nawet Najstarszy nie potrafił jej odnaleźć. Usłyszeli w swych umysłach głos Endays. "Gdybym miała określić tą rasę jednym słowem.. Nadzieja.. to słowo jakie pasuje do nich najbardziej". Endays patrzyła teraz w umyśle na twarze Beatrice, Alvario, Josepha, Alte i pozostałych, gdy układali przyjaciela w komorze. Na ich twarzach malował się nieopisywalny smutek, ale w oczach mieli nadzieję, że wróci do nich, tak jak zawsze wracał. Jak zawsze stanie u ich boku gdy będą w potrzebie, i jak zawsze zaproponuje "snickersa" gdy będą gwiazdorzyć. Nadzieję, że wróci, by cieszyć się ich sukcesami i być najlepszym wsparciem gdy zbliża się porażka. Endays czuła jak łzy napływają Jej do oczu. Przypadkiem zahaczyła myślami o jedną z rozmów z Grubym. Wypominała mu wtedy, iż za dużo planuje, niech cieszy się z życia jak pozostali. Odparł Jej wtedy:
- Ale ja czerpię radość z życia, a szczegółowe planowanie pozwala mi sprawiać, by moi bliscy mogli również cieszyć się życiem.. - Endays odtwarzała w myślach jego słowa raz po raz, odpowiedziała mu wtedy:
- Kiedyś nie uda Ci się wszystkiego zaplanować, do najdrobniejszego detalu.. - na co Gruby odparł Jej:
- Mylisz się "NIEOMYLNA" - "a jednak nie pomyliłam się.." odpowiadała mu w myślach teraz, przepełniona smutkiem, iż tak ważna dla niej osoba postawiła wszystko na jednej szali, licząc.. nie nie licząc... mając nadzieję, a właściwie cień nadziei, że stanie się COŚ.
- Mylisz się... - na Jej umysł spadały właśnie te jego słowa z siłą i częstotliwością wodospadu. - Mylisz się... Mylisz się.. Mylisz się.. - Endays jak oparzona odskoczyła od tych słów. Doznała wstrząsu, gdy zrozumiała iż po raz kolejny Gruby dał radę zakpić z Niej. "Ty gadzie!! Padalcu!! Jednak zaplanowałeś to wszystko z najdrobniejszymi szczegółami!!" Teraz Endays rozumiała ostatnie słowa w rozmowie Grubego z Najstarszym. Wiedziała co zaplanował i KIM był impuls. Poczuła się zwiedziona i oszukana do granic możliwości. Poczuła się, jakby sterował Nią, jak lalką na sznureczkach. Wszystko pasowało teraz do układanki. Przewaga Najstarszego, paradoks Fry'a, no i splot pętel czasu. Poczuła nagły przypływ irytacji. Przekazała towarzyszom to co odkryła, to jak istota materialna zaplanowała uratowanie swej ukochanej, zniwelowanie potęgi najstarszego, zniszczenie pozostałych najstarszych i zapewnienie bezpieczeństwa swemu gatunkowi. Plan, który jeśli się powiedzie, będzie jawnym zakpieniem materialnej istoty z całej potęgi Najstarszych. Kompani Endays skierowali uwagę ku spoczywającemu w komorze ciału, widząc w nim dowód na potwierdzenie ich racji. Do komory podeszła Endays, położyła rękę na głowie przyjaciela, czuła jak wzbierają w Niej mieszane emocje. Patrząc na Grubego z Jej oczu ponownie pociekły łzy, jednak tym razem pokiwała głową w niemym geście zgody na ten plan.
- Nim od nas odejdziesz, chcę Ci pokazać twojego syna.. - mówiąc to Endays wysłała w otchłań obraz rodziny, rodziny której Gruby był częścią, Alvario, Kinga, Alte, Joseph, Colie, Malachius, Jezabeth, Felina i Serwal zebrani wokół Beatrice trzymającej w rękach ich potomka, każde z nich przelewało uczucia jakimi darzyli Grubego, na jego syna. Obraz ten blyskawicznie odnalazł Grubego, a ten przestał spadać. Wiedział, że wszystko się lada chwila zacznie. Trwał w otchłani czekając na bodziec, który wskaże mu drogę. Tym czasem nieświadoma, iż nawet ten obraz był częścią planu, Endays kontynuowała - Będzie mu z nami dobrze, niczego mu nie zabraknie, Alvario stanie się jego ojcem, lecz będzie wiedział, iż poświęciłeś się byśmy wszyscy mogli żyć.. A jeśli jakimś cudem, ten Twój popierdolony plan się powiedzie całkowicie i uda Ci się przeżyć.. To znajdę Cię tam i uduszę!! - Endays odwróciła wzrok na uruchomioną broń, którą były połączone dwa artefakty, dysk i generator pętli, ten sam, którego Gruby w przyszłości użyje by przenieść się do tych czasów. Jej wzrok padł na generator, po którego przybędzie wkrótce Najstarszy. Sięgnęła po generator i włożyła go w dłoń Grubego, do drugiej dłoni włożyła mu jego własną broń. Kręciła z niedowierzaniem głowa, przypominając sobie jedną z kilku partii szachów, jaką rozegrała wspólnie z nim jeszcze przed tym wszystkim. Przypomniała sobie jak bardzo z Niej zakpił, z istoty niematerialnej, która mogła przewidzieć każdą kombinacje ruchów. Nigdy z nim nie wygrała. Rozpamiętywała Jego słowa:
- Szachy to nie tylko zestaw ruchów, to sposób myślenia. Możesz znać każdą kombinacje ruchów, przewidzieć ruchy przeciwnika, o ile ten gra wg takich zasad jak Ty. Jeśli jednak ktoś używa najbardziej pokręconej techniki, czy strategii, całe Twoje przewidywanie możesz sobie głęboko schować. - Chciała mu udowodnić jak bardzo nie zgadza się z jego opinią. Zabrała mu królową w kilku pierwszych ruchach, niszczyła jego figury jedną po drugiej. Gdy miała wykonać swój ostateczny ruch, Gruby dostawiając zwykłego pionka stwierdził z absolutnym spokojem "Szach i mat". Prawie wykopała go z ich miejsca spotkań. Gdy uspokoiła się nieco usłyszała jego słowa.
- Król to kaleka.. może poruszać się tylko o 1 pole, ale to jego trzeba bronić, natomiast królowa, figura o największych możliwościach, zwykle niesamowicie potężna, nie jest "nieodzowna", można poświęcić swą atutową kartę, jeśli ma się plan. Bo przecież oprócz niej, są jeszcze inne figury, w tym tak nie przewidywalne w ruchach skoczki. Ich ruchy są jak pomoc z "zewnątrz". - Endays zrozumiała teraz jak wielką partię szachów rozegrał Gruby. Poświęcił siebie, atutową kartę - po otrzymaniu wiedzy, dysponował potęgą równą niematerialnym, by chronić niezdolne do obrony Endays i Katarzynę, oraz całą resztę ludzi- przecież porażka w tamtym momencie oznaczałaby tylko jedno. Pierwszym skoczkiem "pomocą z zewnątrz" miało być przybycie Kasi razem z Najstarszym. Bodźcem który wyrwie go i wskaże mu drogę. Jednak nawet jeśli wykorzysta moc, by uciec z pętli i powrócić do momentu w którym Von Troff przekracza portal pętli, by zabić ciało w którym rezyduje Najstarszy, wystawiając wchłoniętego niematerialnego na działanie broni, co zwyczajnie go zniszczy, a przewaga Najstarszego zniknie, to jak zamierzał uchronić siebie i Kasię przed śmiercią z rąk pozostałych, wiernych Von Troffowi oddziałów?
- Kim będzie Twój drugi skoczek? Co jeszcze ukrywasz.. Jeśli to przeżyjesz, znajdę Cię, podążę Twoją drogą i zanim osobiście pozbawię Cię życia, dowiem się jak to zaplanowałeś! - Endays czuła w sobie nadzieję.. Nadzieję iż ten nieobliczalny, szalony człowiek, będący Jej przyjacielem na dobre i złe, podoła zadaniu, które postawił przed sobą, by dać szansę Endays i jej towarzyszom na unicestwienie największego z zagrożeń. Ta nadzieja dodała Jej sił. W momencie gdy pojawił się Najstarszy i rozległ się krzyk przerażonej Kasi, zdołała wyrwać Ją Najstarszemu, gdy chwilę potem dziewczyna zniknęła, Endays była pewna, iż jednocześnie zniknął Gruby. Stanęła do walki z Najstarszym, który zrozumiał, iż nie ma przewagi, ciało ludzie zniknęło w tym samym czasie co dziewczyna, a wchłonięty niematerialny przestał istnieć. Najstarszy zrozumiał iż tu kończy się jego istnienie. Czuł z jaką furią Endays wymazywała jego byt. Tuż przed ostatecznym zniknięciem usłyszał głos swej oponentki:
- Tak naprawdę pokonał Cię człowiek, odejdziesz ze świadomością, iż to co chciałeś użyć jako pustego naczynia, pokonało Cię, jeszcze zanim tu przybyłeś!.. - Najstarszy przestał istnieć.
Światło poranka delikatnie muskając twarz Kasi zbudziło Ją. Przez chwilę próbowała poukładać sobie w głowie wszystko, aż doszła do wniosku, iż Jej ostatnie przeżycia musiały być snem, inaczej nie dało się tego wyjaśnić. Przeciągnęła się w łóżku, po czym szybkim, natychmiastowym ruchem objęła partnera i wtuliła się w niego. Poczuła na swym czole pocałunek, a na swej talii obejmujące Ją ręce. Uśmiechnęła się tylko w zadowoleniu. Jakiś czas potem oboje opuścili łóżko. Biorąc poranny prysznic usłyszała głos dobiegający z kuchni:
- Kochanie, masz na stole śniadanie, ja skoczę jeszcze po fajki do sklepu.. - uśmiechnęła się i podnosząc wyżej głos, by przebił się wyraźnie przez szum spadającej wody, odparła:
- Dobrze Skarbie, dziękuje. Wracaj szybko! - po chwili usłyszała zamykające się drzwi wejściowe. Wkrótce potem, ubrana w swój zwyczajowy sobotni strój domowy, na który składały się szare dresy i jasno szara, delikatna w dotyku bluzka, kończyła nakładanie podkładu, którym chciała zakamuflować przebarwienia na twarzy jakie zostawił po sobie długi sen w tej samej pozycji, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. "Znowu zapomniał kluczy.." pomyślała idą w stronę drzwi. Otwarła je i ujrzała siebie. Patrzyła zdumiona w swą wierną kopię, błądząc myślami, gdy "gość" odezwał się:
- Wpuścisz mnie? Czy mam sterczeć przed drzwiami? - Oczy Kasi zwężyły się odrobinę, uśmiechnęła się do gościa, odsunęła się z wejścia, wykonując zapraszający gest ręką. Gdy kobieta wchodziła Kasia zadała jedno pytanie, tak dla pewności.
- To jednak nie był sen?..
- Wyglądasz tak, a nie inaczej z oczywistych względów, nie bez powodu każdy Ci mówi, że masz doskonałe geny, domyślasz się po kim je odziedziczyłaś?
- O Boże..
- Miło mi, mów mi Endays.
***
- Heh, ale ja nie przeniosłem się do momentu, przekroczenia portalu pętli.. Przeniosłem siebie i Kasię do bazy, zaraz po tym jak wróciłem z grupą i dyskiem. Zadzwoniłem z bazy po ludzi z mojego oddziału, powiedziałem, że potrzeba mi pomocy, wyjaśniłem o co chodzi. Bez "ale" zjawili się gdzie prosiłem. To oni byli moim drugim skoczkiem. Sam udałem się tam gdzie odtransportowali dysk, zabrałem go, by the way dzięki za snajperkę, ułatwiła mi zadanie. Gdy moje wcześniejsze "Ja" przeszło przez portal aktywowałem dysk z generatorem i podpiąłem do generatora pętli. Gdy Von Troff zbliżał się do portalu zwyczajnie nie widział co go generuje. Dałem sygnał, moi kompani otworzyli ogień na ludzi Von Troff'a. Najstarszy pchnął "wcześniejszą Kasię" do portalu i gdy sam do niego wkraczał, dostał kulkę, ostatnią z resztą jaką miałem w magazynku. Dysk i generator pętli w tak bliskim otoczeniu dały radę zabić wchłoniętego niematerialnego, resztę zrobiłaś Ty.. Niestety połączenie pętel zostało przerwane autodestrukcją obu artefaktów. Dysk zamiast zniszczyć planetę zniszczył węzły, przywracając ciągłość linii. Paradoks Fry'a nie pozwolił jednak mnie wymazać, dlatego w tamtej pętli wszystko pozostało takie jakie było. Dlatego musieliście zostać w wiosce, co też było w moim planie.. Opiekowaliście się Nimi, gdy Ja nie mogłem. - Endays dostrzegła łzę, w oku Grubego, gdy mówił ostatnie słowa. Miała w zamyśle zatrzymać ostatnią wiadomość jeszcze przez jakiś czas, lecz widok smutku na twarzy Grubego nie pozwolił Jej trzymać go w nieświadomości.
- Opiekowaliśmy się nimi, a gdy nadchodził ich czas.. Utrwalaliśmy ich w Nas, ich świadomości żyją w Nas, połączyliśmy się tak jak chciała tego pierwsza z ras, w pokoju i zgodzie, w pełnym porozumieniu. A gdy przyjdzie Wasz czas dołączycie do Nich. Razem spróbujemy zerwać koła paroksyzmów. Nie myśl, że uwolnisz się ode mnie tak łatwo! Nawet śmierć Ci nie pomoże. Zemszczę się za tamte rajstopy i opaskę..
- Trzy tysiące lat z okładem, a Ty ciągle masz mi to za złe?
- NIENAWIDZĘ RAJSTOP!!!
3 komentarze
Without
Powinna, nie lubię pisać długich komentarzy, bo ... nie lubię. Ale dobra masz. Opowiadanie jest PIĘKNE! Fajnie, że piszesz i wgl. Tak więc no Arni, ciesz się, bo napisałam opinię.
Arni
Without.. od zawsze obszerność Twoich komentarzy rzucała mnie na kolana..
Without
dobrze.