Krótki tekst, napisany na trening wyobraźni.
Zestaw:
Postać: Nielojalny współpracownik
Miejsce: Zarośnięty staw
Zdarzenie: Wesele
Suchy i pełen goryczy wiatr owiewał twarz Deana, wydawało mu się, że ledwie dwa dni temu spokojnie tańczył, pił na własnym weselu z piękną Levi u boku. Goście upojeni zabawą, orkiestra grała, alkohol lał się strumieniami, a oni wspaniali i młodzi, cały świat stał u ich drzwi. A teraz? Tkwił na tej cholernej pustyni, klęcząc na kamieniach ze związanymi rękoma z lufą broni przystawionej do tyłu głowy.
– Ile to już minęło od naszego ostatniego spotkania, wspólniku? – Thomas, dawny partner w napadach na bank, towarzysz i przyjaciel mierzył do niego z broni, uśmiechając się szeroko.
– Co nic nie mówisz? Czyżbyś był wściekły za to, że zabawiłem się z twoją świeżo upieczoną żonką przed tobą, czy też za utopienie jej w zarośniętym stawie? No, już się tak nie złość. – Przybliżył się do niego, położył rękę na ramieniu i wskazał na słońce.
– Czyż niepiękny zachód na tle rdzawych wraków, ruin budynków i wszechobecnego piachu? Cóż więcej może chcieć od życia człowiek? Jak ci brakuję dziewczyn, to spróbuj poszukać w ziemi, może sobie jakąś wykopiesz? –wyszeptał, pokazując na widnokrąg i z głupim uśmieszkiem odszedł dalej, wysunął bębenek, sprawdzając, czy załadował tylko jeden nabój. Zakręcił nim i włożył z powrotem, odciągnął kurek do tyłu.
– Mam dla ciebie pięć pytań, jak odpowiesz na nie, twoja wolność nie będzie niczym ograniczona. Zbyt mało ludzi pozostało na świecie, by marnować kulę akurat na ciebie. – Zimny pot oblał twarz Deana, wiedział, że Thomas ma chorą głowę, skąd mógł jednak wiedzieć, że zamiast na biednych pracownikach banku, odbije się to na nim. Świr był idealny do straszenia ludzi, uniemożliwiając im jakikolwiek ruch, a on, jako ten mądrzejszy zajmował się planowaniem i otwieraniem sejfów. Układ niby gwarantujący stuprocentowy sukces. ale mógł przewidzieć, że zabawa gorącym źle się skończy. Przełknął ślinę, nawilżając wyschnięte gardło i chrapiącym głosem powiedział.
– Pierdol się. – Zwariowany nachylił się nad nim i szepnął:
– Zła odpowiedź. – Uderzenie kolbą niemal zamroczyło związanego Deana.
– Skoro już jesteśmy po grze wstępnej, niech zacznie się wielka gra! Wygrasz, przeżyjesz, przegrasz, zginiesz, chyba prościej być nie mogło. – Zachichotał głośno.
– Pierwsze pytanie, co zrobił Thomas Warren, gdy dowiedział się, że jego najlepszy przyjaciel chce go wtrącić do wariatkowa? – Oczy przyszłej ofiary zrobiły się wielkie ze zdziwienia, w czasie ostatniej akcji, kiedy to jego partner niemal zabił wszystkich zakładników, to było przed samym weselem, zadecydował, że to koniec, on się ustatkuje, a dla przyjaciela znajdzie pomoc medyczną.
– To nie tak, ja chciałem ci tylko pomóc, durniu! Sam mówiłeś, że głosy karzące ci zabijać wszystkich wokół są nieznośne i męczące. – Próbował się odwrócić do towarzysza, lecz ten tylko boleśniej wbił mu chłodną stal w głowę.
– A, a, a. To nie była odpowiedź. – Pociągnął delikatnie za spust, a Dean zamknął oczy. I... Usłyszał tylko suchy trzask, odetchnął z ulgą.
– No proszę, pierwsza zła odpowiedź i pierwszy nie wypał. Gratulacje, przechodzisz do następnej rundy. A odpowiedź brzmiała, rozczarowany i diabelnie wkurzony. Pytanie number two, kto wydał cię policji, tak że aresztowali cię dzień po twoim najważniejszym świecie i nie mogłeś przyglądać się śledztwu w sprawie twojej zamordowanej Levi? – Dał mu czas na namyślenie się, a w międzyczasie zakręcił bębenkiem.
– To byłeś ty?? Ale jakim cudem wiedziałeś, gdzie schowałem zagrabioną forsę?
– Bim Bong, poprawna odpowiedź, martwiłem się drogi Deanie o ciebie, więc zamontowałem pluskwy i kamery, tam, gdzie ty przebywałeś, na paru płytach mam niezłe porno z tobą i Levi w roli głównej, naprawdę skąd wy mieliście tyle siły? Pytanie numer trzy. Co twoja żonka chciała ci powiedzieć po weselu, w dniu, kiedy zawinęła cię policja, tydzień przed wielką burzą? – Związany przypomniał sobie o tym, jego ukochana była naprawdę szczęśliwa i podekscytowana, gdy chciała mu przekazać wiadomość.
– Diiiing, czas minął. – Dean kątem oka zauważył, że bębenek broni jest pusty, to znaczy, że kula siedzi w lufie, ponownie przymknął oczy i usłyszał głośny huk. Jednak nie było to Magnum, a kula z karabinu Winchester, ciało dawnego wspólnika runęło obok niego, a martwe oczy wpatrywały się pusto z wielkim zdziwieniem. Widząc, że już po zagrożeniu próbował wstać z kolan, jednak odrętwiałe nogi odmówiły mu posłuszeństwa.
– Może ja ci pomogę, kowboju? – Sylwetka kobiety, pojawiła się w zachodzącym słońcu. Levi podeszła do niego i pomogła mu z rozprostowaniem kończyn, a po chwili rozwiązała go.
– Nie mogłaś pomóc szybciej? – spytał, lekko zirytowany.
– Miałeś tak rozkoszną minę, że nie mogłam się powstrzymać, chciałam to pociągnąć dłużej, ale ten świrus mógł wygadać moją niespodziankę dla ciebie. – Levi uśmiechnęła się, kładąc ręce na swoich biodrach.
– Niespodziankę? Już jedną mi zrobiłaś, gdy wparowałaś mi na widzenie, niemal zemdlałem z szoku, widząc cię całą i zdrową. – Podszedł do niej i objął ją w pasie.
– Zapomniałeś kochany mężulku, że jestem z Mosadu? Wstrzymanie oddechu i udawanie trupa to cześć mojej dawnej pracy. A co do radosnych wieści, wyobraź sobie coś małego, plączącego i dającego nieźle popalić. – Pocałowała zaskoczonego męża.
– Żartujesz sobie ze mnie, będę ojcem?
– Na to musisz sobie jeszcze zapracować... Chodź, musimy poszukać rzeczy dla dziecka, a w tych warunkach będzie to trudne.
Odchodzącą dwójkę żegnał nadchodzący mrok, który przykrywał zasłoną litości, morze piasku i resztę, która pozostała po niegdyś panującym człowieku, a jego miejsce zajęła bezlitosna natura.
Dodaj komentarz