Z pamiętnika dwudziestoletniej pseudofilolożki [part 1]

Stwierdziłam, że zrobię taką serię, żeby czasem poopisywać coś śmiesznego z życia. Dajcie mi znać, czy się podoba:)




Uwielbiam Włochów. Włosi są mega specyficzni, zwłaszcza ci, którzy żyją w Polsce. Niby się już przyzwyczaili do tego, że inny klimat, że zimno, że zewsząd słyszą jakieś „sz”, „dż” i inne dziwne dźwięki, a jednak dalej są tak bardzo włoscy.  
Na uczelni mam czterech Włochów i każdy jest zabawny na swój sposób. Ale jedną cechę mają wspólną: spóźniają się. Zawsze. Na każde zajęcia. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby któryś z nich przyszedł punktualnie. Można się na tym trochę przejechać – minuty mijają, wykładowca nie przychodzi, odliczasz ten upragniony kwadrans akademicki i kiedy zostają dwie minuty, to nagle wchodzi on, cały na… no nie. Nie na biało. Włosi nie lubią białego. Zwłaszcza białych skarpetek. Po prostu wchodzi.

Po pierwsze: pan Andrea. Mój chyba najmniej ulubiony, muszę to przyznać. Mówi szybko i cholernie niewyraźnie, a ma przy tym też zdolność natychmiastowego usypiania. Raczej nie mówi po polsku, najwyżej „dzień dobry”, „dobrze” itp. Śmieszne jest w tym to, że mimo wszystko chce nam tłumaczyć włoskie słówka, których nie rozumiemy. Świetny pomysł – niech Włoch mi wytłumaczy po włosku włoskie słowo, używając przy tym innych włoskich słów, których nie znam. Na pewno zrozumiem. Dzięki, wolę słownik. Pan Andrea nosi zawsze ten sam garnitur, gdzie marynarka jest za duża o dwa rozmiary, a spodnie są nie do pary. Ale w sumie jest całkiem zabawny. I nie zadaje prac domowych.

Po drugie: pan Stefano. On mówi po polsku, co czasem sporo ułatwia, zresztą włoski akcent w polskich słowach to po prostu jakaś bajka. On z kolei nie nosi garniturów, tylko sweterki. W zimie nosi taki uroczy z reniferami. Często też rzuca jakieś zabawne teksty, najczęściej patrząc na nasze miny. Oto kilka z nich:
- przychodzimy na zajęcia, a tam jakiś trudny temat. Zadaje nam parę ćwiczeń, ale my dalej tego nie kapujemy, więc miny nam rzedną. Na to on patrzy na nas i mówi: „Nooo… to w jakim stadium jest nasza depresja?”

- mówisz coś do niego, pleciesz, co ślina na język przyniesie. On cię słucha, kiwa głową, po czym mówi: „Oprócz błędów wszystko dobrze”. No i jak tu się nie ucieszyć z takiej subtelności?

- niby polski rozumie, ale jak się człowiek rozpędzi i zacznie nawijać jak katarynka, to wiadomo, że są problemy. Wtedy słucha cię równie uważnie, po czym powie: „Bardzo dobrze mówi pani po polsku. Tylko teraz trochę wolniej”

Kiedyś przyszedł do nas na zajęcia z innym wykładowcą, usiadł w pierwszej ławce i powiedział „Ja chciałem się nauczyć włoskiego”. Nie wiem do dziś, jaki to miało sens. Ale było zabawnie.

Po trzecie: pan Ilario. Też mówi po polsku i to bardzo dobrze, więc wielki plus. Z nim jest o tyle zabawnie, że po pierwsze jego nazwisko to Cola, więc można łatwo zapamiętać, tylko później ma się ochotę na pewien napój. Z nim każde zajęcia są fajne, bo pan Ilario chyba minął się z powołaniem i powinien zostać komikiem. Często robi jakieś pantomimy albo mówi coś w zabawny sposób. Zewsząd słyszę od ludzi z innych kierunków, że na nich wykładowcy to krzyczą albo ich ochrzaniają. Pan Ilario zawsze robi wszystko, żeby nas rozśmieszyć i to jest super. Przynajmniej zajęcia nie są drętwe. Ostatnio robiliśmy analizę tłumaczeń i zastanawialiśmy się nad jednym słowem – czy przetłumaczyć je jako „połączone” czy może „zjednoczone”. Wspólnie stwierdziliśmy, że „zjednoczone” brzmi głupio. A pan Ilario na to:
„Z dupy wzięte, rozumiem”
Ale i tak najfajniejsze w nim jest to, że kiedyś postanowił pokazać nam na zajęciach, jak prawdziwy Włoch robi prawdziwą włoską pizzę. Mieliśmy składniki i w ogóle. Pokazał nam, jak samodzielnie robił ciasto. Nie upiekliśmy tej pizzy, niestety, bo nie mieliśmy jak. Ale pan Ilario zrobił nam niespodziankę i wyciągnął pudełko z małymi kawałkami pizzy, którą zrobił dla nas w domu. Najfajniejsze zajęcia ever.

Edit: jak usłyszała o tym inna wykładowczyni (nie Włoszka, ale urodziła się we Włoszech) to stwierdziła, że ona nam pokaże, jak robić aperol, bo zna się tylko na alkoholu

No i na sam koniec: pan Michele. Najbardziej zakręcony człowiek, jakiego znam. Nigdy nie pamięta, co nam zadał. W trakcie lekcji pyta się pięć razy, o której koniec zajęć. Wymyśla dla każdego zupełnie inne imię. Na mnie na początku mówił Alessandra, a gdy po raz setny powiedziałam, że to jest samo SANDRA, nagle zrobiła się z tego Alessia. Z kolei na kolegę mówił Ivan. Tylko delfinów zabrakło.
Czasem przyjdziemy na normalne zajęcia, a on nagle mówi, że robimy zaliczenie. My tu stres, harówa i tak dalej, a koniec końców on nie wystawia nam za to żadnych ocen, więc później jest kolejne zaliczenie. Kiedy robimy burzę mózgów, zawsze rysuje na tablicy jakieś słońce i wypisuje słowa na promykach. Jakby nie można było tak po prostu ich wypisać, bez żadnych słońc. Zadania nam tłumaczy tak chaotycznie, że nikt nic nie rozumie. Później pyta, czy to jasne. My, oczywiście, tak, tak (bo kolejne tłumaczenie nic by nie zmieniło); on wychodzi na espresso, a my dopiero wspólnie naradzamy się, co on właściwie miał na myśli. Najczęściej później okazuje się, że on sam tego nie wiedział i w połowie roboty zmienia tok myślenia albo temat. Potem, jak już wreszcie dowiemy się o co mu chodziło i coś mu opowiadamy (jak mieliśmy wypowiedź ustną), to on sprawia wrażenie, jakby w ogóle nas nie słuchał, a potem zaczyna opowiadać coś swojego. Raz nas pytał, jak są rodzaje ryb po włosku. Tak jakby to był nasz priorytet.  
Naprawdę nie wiem, jak on się odnajduje w tym życiu. Ostatnio była godzina piętnasta, słońce w pełni, a on przychodzi i rzuca do nas „Dobry wieczór”. Zaczynam podejrzewać, że on żyje w jakiejś innej strefie czasowej. Na jakimś innym globie.

Ale koniec końców go lubię. Wszystkich lubię. W końcu to Włosi. Włochów nie da się nie lubić.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii obyczajowe i komediowe, użyła 1155 słów i 6242 znaków.

4 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • POKUSER

    Hmm, na kolejny odcinek czekałem, początek innej serii dostałem. Jestem zadowolony  :jem:

    19 mar 2018

  • AnonimS

    Bardzo fajne i ciekawe opowiadanie , czekam na kolejny odcinek. Z jedną uwagą. Włochów da się nie lubić. Kiedyś pracowałem z setką Polaków i min z Włochami w fabryce w Niemczech. Pracowaliśmy od 6 rano do późnych godzin wieczornych. Każdy po przyjściu do robotniczego hotelu o 22-23 szybko brał prysznic coś tam zjadł i chciał spać . Robili tak wszyscy Palący , Jugole, Turki ,Araby, Murzyny tylko nie Włosi . Oni całymi rodzinami schodzili się na stołówce i gotowali makarony z czymś tam. Byli całymi rodzinami więc przy tym był  jazgot niesamowity. Nawet stopery w uszach nie pomagały. Tłumaczyliśmy im że spać nie dają ale nic nie docierało. Można było im dać w mordę ale przy dzieciach jakoś głupio. Koło 2-3 w nocy szli wreszcie spać i można było zasnąć na te 3 godziny. Ciut mało jak na tak ciężką kilkunastu godzinną pracę. To byli prości ludzie ale od tej pory jestem ciut uprzedzony do tej nacji.

    11 mar 2018

  • candy

    @AnonimS ano... racja. Taki naród, że im się nie przetłumaczy. Hałaśliwi i bez skrupułów. Ja się odnosiłam tylko do moich wykładowców, ale gdybym teraz była we Włoszech to też pewnie bym szału dostała

    11 mar 2018

  • Black

    Oczywiście, że się podoba :jupi: Stwierdzam zajadając włoską pastę, to nie może być przypadek :jem:

    11 mar 2018

  • candy

    @Black smacznego! :D

    11 mar 2018

  • Black

    @candy Dziękuję! :D Niech idzie w biodra, a co mi tam!

    11 mar 2018

  • agnes1709

    GENIALNE, ZAJEBISTE, BEZBŁĘDNE!!!:yahoo: :drinking:  :bravo:  PROSZĘ O WIĘCEJ!

    11 mar 2018

  • candy

    @agnes1709 łał, dziękuję ogromnie :D

    11 mar 2018

  • agnes1709

    @candy Fajnie macie na tej uczelni:D:D:D:D:D

    11 mar 2018

  • candy

    @agnes1709 oj to prawda :)

    11 mar 2018