To nie koniec! cz. 9

Dni mijały tak szybko, że nie wiedziałam kiedy, już miałam za sobą ponad dwa miesiące pracy. I to naprawdę ciężkiej, w biurze siedziałam od rana do wieczora, minimum dziesięć godzin, dopinałam wszystko na ostatni guzik, sprawdzałam każdy możliwy projekt. Opłaciło się, po pierwszym raporcie dostałam gratulacje od zarządu i podwyżkę uposażenia z dołączoną propozycją przedłużenia kontraktu. Bardzo się cieszyłam, a swoją radością podzieliłam się ze swoim pracownikami, rozlewając szampana i dając dzień wolny na regenerację. Podobnie było po drugim miesiącu, sukces za sukcesem, nasze wyniki i zyski rosły, zleceń było coraz więcej, firma zyskała dobrą opinię na rynku a konkurencja zaczynała się nas poważnie obawiać. Zarząd wręcz nalegał na moje pozostanie w Anglii. Wszystko układało się wspaniale, mogłam być z siebie dumna. I byłam, ale dlaczego nie byłam szczęśliwa? Dobrze niestety to wiedziałam. Nie mogłam się podzielić swoją radością z jedyną osobą, z którą naprawdę bym chciała. Myślałam, że po takim czasie uda mi się choć trochę zapomnieć, odzyskać spokój, pogodzić się z tym co się stało. Ale nie, nie dla mnie takie rzeczy, ja z dnia na dzień coraz bardziej cierpiałam. Tęskniłam za nim tak mocno, że kilka razy chciałam wrócić, ale do czego? On nie był mój.
Tydzień przed świętami Bożego Narodzenia zadzwoniłam do Agaty, co przyniosło nie tylko wielką radość, ale i smutek.  
- Anka, dlaczego tak rzadko dzwonisz? Wiesz jak ja się o ciebie martwię? – znowu wyrzuty, faktycznie rzadko dzwoniłam, ale mimo wszystko dzwoniłam.
- Agatka, nie mam czasu. Jestem zarobiona. Przepraszam – nie chciałam się kłócić.
- Za ile przylatujesz? Już za kilka dni święta, mam nadzieje, że spędzisz je u nas.
- Bardzo chętnie, ale nie wracam na święta. I zanim zaczniesz krzyczeć, proszę zrozum mnie. Mam naprawdę dużo pracy, jestem wykończona a lot zniszczy mnie jeszcze bardziej, poza tym pewnie wszystkie loty są już zajęte. To są tylko trzy dni, w czasie których i tak bym tylko spała – nie mogłam jej powiedzieć, że nie chce wracać, bo boję się spotkania z Markiem.
- Ale musisz przyjechać.
- Agata ja już postanowiłam. Następne święta spędzimy razem, te muszę odpuścić.
- Słyszę ton, który mi się nie podoba. To znaczy, że już cię nie przekonam. W takim razie dobrą nowinę przekaże ci teraz, nie ma na co czekać.
- No to mów, co to za dobra nowina?
- Będziesz ciocią.
Przez chwilę nic nie mówiłam, a później piszczałam z radości, śmiejąc się i płacząc na zmianę, a Agata śmiała się ze mną. Przez dwa lata starali się o dziecko i nic, już się naprawdę martwili, a teraz będą mieli bobasa. Cudownie, wspaniale się ułożyło. Po fali radości zalała mnie fala smutku. Wszystkie myśli, jakie od siebie odsuwałam zakotłowały w mojej głowie. Tak bardzo za nim tęskniłam. Tak bardzo pragnęłam go zobaczyć, ale to może przynieść tylko ból, większą rozpacz i żal. Na wieść o ciąży chciałam zmienić zdanie i wsiąść do najbliższego samolotu, ale poza uniemożliwiającym to kontraktem był też strach. Spotkanie z Markiem na pewno nie należałoby do łatwych.
Wszyscy wiedzą, że święta to naprawdę rodzinny czas. Ale im dalej jest się od rodziny, tym gorzej wpływają one na człowieka. Ja miałam tylko siostrę i jej męża, to była cała moja rodzina, jedyna, jaką miałam, a zdecydowałam się do niech nie wracać. Teraz czułam, że to była bardzo zła decyzja, najgorsza z możliwych. Byłam głupia.  
Dzień przed wigilią wszyscy wcześniej poszli do domu, sama skróciłam im godziny pracy, co przyjęli z wielką radością. Ja zostałam w pracy dłużej, jak zwykle, nie miałam, po co wracać, więc nie śpieszyło mi się. W zasadzie to chciałam, jak najbardziej opóźnić swoje wyjście, ale kiedy nie było już nic do zrobienia, powoli opuściłam biuro. Szłam do mieszkania smutna, to będą ciężkie trzy dni, ale zadzwonię do Agaty i na pewno poprawi mi trochę humor. Teraz będąc tak daleko od niej czułam jeszcze większy smutek z powodu śmierci rodziców, zmarli dziewięć lat temu, ale w takich momentach zawsze o nich myślałam, o naszej ostatniej wigilii. Na to wspomnienie łza spłynęła mi po policzku, nie przejmowałam się nią byłam już przed swoimi drzwiami. Z kluczami w ręku podniosłam wzrok i zamarłam. Marek swobodnie opierał się o drzwi mojego mieszkania, jego plecak i kurtka leżały na ziemi. Jego widok sprawił, że mnie sparaliżowało, a on powoli oderwał się o moich drzwi i podszedł do mnie. Wierzchem dłoni pogładził po policzku.
- Nie płacz kochanie – nachylił się i mnie pocałował, w pierwszej chwili chciałam go przytulić i już nigdy nie puścić, ale przypomniał mi się widok Justyny, mocno odepchnęłam go od siebie.
- Co tu robisz? – mój głos był ostry jak nigdy dotąd, co spowodowało zupełną zmianę w postawie Marka, cały się spiął.
- A jak sądzisz? Ile można błagać o jakikolwiek kontakt?! Musiałem w końcu cię znaleźć i upewnić się, że nic ci nie jest.
Minęłam go i otwarłam drzwi.
- Upewniłeś się, więc pora wracać do narzeczonej – zanim zrobiłam choćby krok, złapał mnie za rękę i zatrzymał.
- Chyba sobie kurwa żartujesz! – wepchnął mnie do mieszkania, złapał plecak i bezczelnie wszedł za mną zamykając drzwi – narzeczonej?!
- No a może nie? Wyobraź sobie moje zaskoczenie, kiedy dowiaduje się, że facet, z którym się bzykam ma narzeczoną! Co więcej ona stoi przede mną i mówi, że zaraz będziecie brać ślub. Mówi to mnie, idiotce, która puszcza się z jej facetem! – szybko odpięłam płaszcz i rzuciłam na kanapę, z nerwów zrobiło mi się gorąco – oszukałeś mnie zupełnie, jak Daniel.
- Anka, musisz zacząć być ostrożniejsza, bo moje nerwy też mają swoje granice. Nie mam narzeczonej, nigdy cię nie oszukałem.
- Dobre sobie. Wiesz co, nie chce z tobą rozmawiać, nie zamierzam cię słuchać – opuściłam głowę, i spojrzałam na jego plecak – możesz tu dziś spać, kanapa jest całkiem wygodna, ale jutro proszę, żebyś wyjechał, idę do siebie i proszę nie przychodź – spokojnie ruszyłam przed siebie, wzięłam torebkę i minęłam go, a on nie zatrzymał mnie, nawet nie próbował.
Zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam na swoje dłonie, trzęsły mi się z nerwów, kilka razy zacisnęłam pięści, ale to nie pomogło. Moje emocje szalały, tak pragnęłam go zobaczyć, tak tego chciałam, ale on kłamie. Jak mam słuchać kłamstw? Usiadłam na łóżku i zamknęłam oczy, łzy spływały mi po policzkach. Po co przyjechał? Żeby mnie tylko bardziej dręczyć? Co z jego narzeczoną? Nie żeni się? Odpowiedzi znajdowały się za ścianą, ale nie mogłam wstać, trzęsłam się cała, byłam jak w panice.  
Poczułam, jak siada obok mnie na łóżku i mocno obejmuje, bezwiednie położyłam głowę na jego ramieniu.
- Nie płacz kochanie, proszę, nie płacz przeze mnie.
- Nie mów do mnie kochanie, nie jesteśmy parą, nigdy nie byliśmy.
- Byliśmy, nawet, jeżeli żadne z nas tego nie powiedziało – spojrzał mi w oczy – nie oszukuję cię, nie mam narzeczonej, i wtedy, gdy uciekłaś też nie miałem. Czy teraz pozwolisz mi wszystko wyjaśnić? – tylko kiwnęłam głową, więcej nie dałam rady.
- Dwa lata temu poznałem Justynę, nie powiem, bo bardzo mi się spodobała, łączył nas tylko seks. Ale ona od początku gadała o tym, jaki jestem cudowny, jak bardzo chce ze mną być, w końcu, jak bardzo mnie kocha. Trochę mnie to przeraziło, bo spotykałem się z nią nie cały miesiąc, a ona prawie zaplanowała nasze wesele – przerwał na chwilę i wziął głęboki oddech – więc oznajmiłem, że nic z tego nie będzie. Nie kochałem jej, i wiedziałem, że nie pokocham, ale do niej to nie docierało. Ciągle gdzieś się czaiła, a to po MOSiRem, a to przed moją firmą, nawet przed domem mojej mamy. Narzucała się okropnie, ale nie tylko mnie. Wszyscy moi znajomi byli przekonani, że jesteśmy razem, że ją kocham i zaraz kupię pierścionek, oczywiście wszystko to wiedzieli od niej. Same kłamstwa – znów na chwilę przerwał i spojrzał na mnie -  W końcu nie wytrzymałem i poszedłem na policje, podałem jej dane, opowiedziałem wszystko, no i jak się okazało, nie byłem pierwszy. Justyna od lat miała problemy, kiedy ktoś zwrócił na nią uwagę, robiła wszystko, żeby tę osobę przy sobie zatrzymać, nawet na siłę. Policja powiadomiła rodzinę, gdzie przebywa ich córka, a oni podobno już kolejny raz jechali przez pół Polski, żeby nie narobiła większych szkód. Wiedziałem o niej tylko tyle, że jest pod opieką psychiatry i zauważono poprawę, ale to było rok temu, nie wiedziałem, że wróci. I wybrała sobie świetny moment, bo nie mogłem się bronić, a ty po prostu rozpłynęłaś się w powietrzu.  
- Nie wiedziałam, nie rozmawialiśmy nigdy o takich sprawach.
- Wiem, nie winię cię za to, że nie wiedziałaś – mimo to spojrzał na mnie z ogromnym bólem w oczach – ale jak mogłaś, uwierzyć osobie, którą widziałaś pierwszy raz w życiu i nawet nie zapytać, co ja mam do powiedzenia?
Nie odpowiedziałam, nie miałam odpowiedzi, zrobiło mi się wstyd.
- Nie ważne  - podniósł się i stanął przede mną – kiedy wyszedłem z łazienki, poszedłem do kuchni, a Justyna w najlepsze piła sobie kawę i uśmiechała do mnie. Nie pamiętam dokładnie, co mówiłem, ale wyrzuciłem ją z mieszkania i poszedłem do ciebie, myślałem, że jesteś tam, czekasz na mnie, ale znalazłem tylko twoją kartkę. Czy wiesz, co się wtedy czuję? Bo ja nie umiem tego opisać. Dzwoniłem, pisałem, zero odpowiedzi, a po czterech dniach dowiaduje się, że jesteś w Anglii. Dalej już chyba nie mogłaś uciec – podniosłam głowę i spojrzałam na niego, czułam, że łzy znów spływają mi po twarzy
- Przepraszam, nie wiedziałam, co robię, byłam jak w amoku, to żadne usprawiedliwienie, ale naprawdę przepraszam – nie pozwolił mi dalej mówić, całował do utraty tchu, a kiedy oderwał się ode mnie usłyszałam tylko „kochanie, nie płacz”.
Nie chciałam już płakać, nie zamierzałam więcej tego robić. Jeśli przyjechał się tylko wytłumaczyć, chciałam pożegnać się jak należy. Ponowiłam pocałunek, gładziłam go i przytulałam, zaczęłam rozbierać, szybko pozbyłam się bluzy i już włożyłam ręce pod koszulkę, kiedy mnie przystopował.
- Anka, jeśli nie przestaniesz, nie dam rady się już powstrzymać – spojrzał mi w oczy, widziałam, że naprawdę walczy ze sobą, ze swoim pożądaniem.
- Proszę – tylko jedno słowo wystarczyło. Słowo, którego już kiedyś użyłam.  
Znów zaczął mnie całować, mocno i zachłannie, miażdżył moje usta, zdzierał ze mnie ubranie, a ja z niego, po chwili oboje byliśmy już nadzy. Nie było potrzeby bawić się w pieszczoty, jedyna potrzeba, jaką mieliśmy, to znów się połączyć. Kiedy wszedł we mnie, nareszcie poczułam się sobą, brał mnie tak chciwie i łapczywie, jakby jutro miałby koniec świata. Jego ciało idealnie pasowało do mojego, jego dotyk sprawiał niewyobrażalną przyjemność. Kiedy doszłam, mój świat rozpadł się na milion kawałeczków, po chwili Marek szczytował i widziałam, że on również przeżył to bardzo mocno. Chwilę na mnie leżał, kiedy chciał się odsunąć, przytrzymałam go.
- Nie odchodź – odchylił się lekko i uważnie na mnie spojrzał.
- Kochanie, nigdy od ciebie nie odejdę, ale nie możesz więcej uciekać – przymknął na chwilę oczy i znów na mnie spojrzał – proszę, nigdy więcej nie uciekaj.

Hush

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i erotyczne, użyła 2207 słów i 11848 znaków.

4 komentarze

 
  • rzepak6

    Babskie spojrzenie. Bardzo dobrze się czyta.
    Fajnie zagłębić się tak w damski umysł.  
    Jeden szczegół : do Manchesteru nie trzeba lecieć z przesiadką :)

    9 mar 2018

  • Hush

    @rzepak6 zapewne nie, ale tak się składa, że ja właśnie tak kiedyś leciałam. A ponieważ tę historię piszę ja, a nie Ty, moja bohaterka też tak leciała :) Cieszę się, że moje opowiadanie "dobrze się czyta". Pozdrawiam

    9 mar 2018

  • Margo1990

    Będzie dzisiaj nowa część ?

    8 mar 2018

  • Hush

    @Margo1990 raczej nie. Myślę że dopiero jutro wieczorem.

    8 mar 2018

  • Gaba

    Chyba nie chcesz -że to jednak zaprzeczenie tytułu??????? Z jednej strony dobry moment, z drugiej szkoda by było... Zbyt dobre to jest! No cóż, czekam... Pozdrawiam

    7 mar 2018

  • Hush

    @Gaba niestety każde opowiadanie musi się kiedyś skończyć, nawet moje. Jeśli będę je ciągnąć może sie okazać, że je po prostu popsuje. Dziękuję Ci za miłe słowa.

    8 mar 2018

  • Gaba

    @Hush ale może "kiedyś", ale już, teraz????? Mimo wszystko .........
    Pozdrawiam

    8 mar 2018

  • Margo1990

    Super😁 Czekam na ciąg dalszy !!!

    7 mar 2018