To nie koniec! cz. 1

- Chciałbym, żebyś się wyprowadziła – powiedział do mnie.
- Czy na pewno tego chcesz? – zapytałam.
- Tak.
- Jeśli taka jest twoja decyzja.  
Wstałam z kanapy w salonie i poszłam do kuchni. Do miejsca, gdzie on już od dawna nie wchodził i mogłam chwilę pobyć sama. Z torby wyciągnęłam paczkę papierosów i drżącą ręką odpaliłam jednego. To drżenie to był jedyny objaw tego, co się właśnie stało, jedyny na jaki było mnie stać.
- No to stało się, nareszcie – pomyślałam, paląc papierosa. Pomyślałam tak nie, dlatego, że dla mnie też to był koniec naszego związku i chciałam się wyprowadzić, że go już nie kochałam, ale dlatego, że byłam bardzo zmęczona. Tak, byłam wykończona swoim własnym życiem. Mam zaledwie 27 lat i jestem zmęczona życiem! To chyba najbardziej żałosne stwierdzenie, jakiego można dokonać będąc jeszcze stosunkowo młodym. Zresztą żałosne jest całe moje życie, jedna wielka porażka, katastrofa za katastrofą….. tak, te określenia też są niezłe.  
Moje myśli przeskakiwały swoimi torami, myślałam o tym, jak to się może dziać. Jak to jak? Normalnie! Facet ma mnie dość, jestem dla niego nikim, pora zwijać manatki. Po 10 latach związku usłyszałam tylko jedno zdanie, a znaczyło więcej niż można przypuszczać.
Odpaliłam drugiego papierosa i zauważyłam, że Daniel stoi w progu i się przygląda.
- Chciałbyś coś dodać? – zapytałam, choć tak naprawdę miałam to w dupie.
- No nie wiem, twoja reakcja trochę mnie zaskoczyła. Myślałem, że będziesz się szarpać.
Spojrzałam na niego uważnie, był przystojny, oj naprawdę przystojny. Brązowe włosy i oczy, bardzo męska twarz ze starannie wystylizowaną brodą, szerokie ramiona, wąskie biodra i umięśnione nogi. Młody bóg, który właśnie mnie zostawił. Zgasiłam papierosa i wyjęłam butelkę wina, potrzebowałam go jak nigdy dotąd.
- Napijesz się ze mną? – bez słowa wziął ode mnie wino i otworzył je. Rozlał do dwóch kieliszków i usiadł ze mną przy stole.
- Nie zamierzam się z tobą szarpać. Nie widzę w tym sensu. Powiedziałeś, czego chcesz i to wystarczy – wypiłam duszkiem wino i dolałam sobie kolejną porcję – ale chce wiedzieć jedno. Szczerość mi się należy. Masz kogoś?
Byłam pewna, że zaprzeczy. Jak ostatnia naiwniaczka myślałam, że on jeden nie jest zwykłą dziwką.
- Mam. Przepraszam.
- W dupie mam twoje przepraszam! Od jak dawna?
- Spotkałem ją dwa miesiące temu. Naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło, po prostu zakochałem się.  
- Och, nie chciałeś, na pewno nie. Nikt nie chce nikogo skrzywdzić ani zdradzić. Ale tak czasem bywa, prawda panie idealny? Jesteś gnojem, zwykłym gnojem.  
- A na co miałem czekać? Jesteś zajęta sobą, tylko praca i praca, nie masz dla mnie czasu, jesteś oschła! Nie mogę się nawet do ciebie zbliżyć. Ona taka nie jest.
- Więc o seks chodzi? Że dawno nie ruchałeś? Wybacz, że dostałam awans i nie zamierzam z niego rezygnować tylko dlatego, że chwilowo czujesz się zaniedbany. Powinieneś mnie wspierać, a nie dymać jakieś przybłędy.
- Pewnie tak, ale nie zamierzam tkwić z tobą do końca życia. Od dawna chciałem odejść, ale nie chciałem cię skrzywdzić. Teraz już nie ma na co czekać. Od dawna już cię nie kocham, już nawet nie pamiętam, od kiedy – w momencie, kiedy kończył mówić wiedział, że powiedział za dużo. Ja też to wiedziałam. Zabrałam butelkę i kieliszek ze sobą i poszłam na kanapę.
Jak mogłam czuć to co czuję? Facet właśnie powiedział, że mnie nie kocha, że mnie nie chce, ma kogoś, kto jest lepszy ode mnie, a ja czuje jak płyną mi łzy rozpaczy. Bo już nigdy więcej z nim nie będę, a tak naprawdę bardzo go kocham. Ból rozsadzał mi serce, bolało mnie wszystko. Nie chce tego czuć, chce zapomnieć. Na szczęście wina jeszcze było dużo.  
Obudziłam się o 7 rano, na kanapie z wielkim bólem głowy. Kiedy usiadłam poczułam mdłości, chwilę odczekałam i poszłam do łazienki. Spojrzałam na siebie w lustrze i stwierdziłam, że nigdy nie wyglądałam gorzej. Aż się zaśmiałam. Wzięłam długi prysznic i zrobiłam sobie kawę. Zaczęłam się zastanawiać, co dalej. Jak to co, idiotko? Pakowanie. Miałam za sobą już 6 przeprowadzek, więc ilość moich rzeczy była naprawdę mała. Nie przywiązywałam się do niczego, nie magazynowałam nic, myśląc, że może się jeszcze przydać, jak coś było nie potrzebne od razu lądowało w koszu. W tej chwili pomyślałam, że to bardzo dobrze. Pakowanie zajęło mi niecałe 2 godziny. Zapaliłam papierosa i spojrzałam w okno. Kolejna przeprowadzka, kolejne wyzwania, nowy etap, ale teraz jest inaczej, bo teraz jestem sama. Nie mam żadnego wsparcia, mój ukochany się na mnie wypiął, mogę polegać tylko na sobie. Zgasiłam papierosa i po 10 minutach cały mój dobytek zmieścił się w aucie. Przynajmniej mogłam się sama wynieść. Wróciłam do mieszkania i skierowałam się do sypialni. Daniel spał, chwile mu się przyglądałam, ale nie chciałam żeby się obudził, więc poszłam do kuchni i położyłam klucze od mieszkania na stole. Zastanawiałam się, czy nie zostawić jakiejś kartki, swego rodzaju pożegnania, ale po co? I co miałabym napisać? Żegnaj? Powodzenia? Udanego życia? Nie warto.  
Zamknęłam za sobą drzwi.

Pojechałam do Agaty, mojej siostry i przyjaciółki – jednej z dwóch. Była sobota i obie miałyśmy wolne, dobrze się złożyło. Zapukałam, a chwila jaką na nią czekała wydawała mi się wiecznością. Bardzo się bałam tej rozmowy.
- Cześć. Umawiałyśmy się? wchodź, co tak stoisz. Nie spodziewałam się ciebie i jestem w trakcie sprzątania, ale to nic. W sumie nawet dobrze się składa, że przyjechałaś, bo ufarbujesz mi włosy dobra? Co tak nic nie mówisz?
Nic nie mówiłam, bo nie wiedziałam, jak to zrobić, a po za tym jak zwykle nie dopuszczała mnie do głosu. Weszłyśmy do kuchni, Agata nastawiła wodę na kawę i usiadła. Wyjęłam papierosy i usiadłam naprzeciwko niej. Zaciągnęłam się i powiedziałam wszystko po kolei, na jednym oddechu, żeby nic nie zataić.
- Ja pierdole, co za szmata z niego, dziwka, jak….  
- Stop! Nie chce teraz tego słuchać. Wszystkie swoje rzeczy mam zapakowane w samochodzie i potrzebuje mieszkania. Jakiś czas temu mówiłaś, że Marek kupił mieszkanie i szuka lokatora. To jest aktualne?
- Nie wiem, nie interesowałam się tym za bardzo, ale zadzwonię – wstała po telefon ale przystanęła – nic się nie martw, wszystko będzie dobrze, ułoży się, zawsze byłaś twarda.
- Wiem, nie przejmuj się.  
Kilka minut później, dostałam adres i zaproszenie. Nie wiem, co Agata mu powiedziała, ale przypuszczam, że musiała go nieźle prosić. Marek był jej przyjacielem, jej i jej męża, przez to był też moim kolegą. W sumie zawsze mi się podobał, był starszy przystojny, wysoki, na dodatek zabawny. może nawet bym się w nim podkochiwała, gdyby nie to, że miałam Daniela. Ja go zawsze lubiłam i sądzę, że on mnie też, ale dla niego zawsze będę tylko młodszą siostrą Agaty, więc pewnie nie bardzo mu pasuje wersja ze wspólnym mieszkaniem. Pocieszałam się, że to tylko na chwilę.
Zaparkowałam pod blokiem i pewnym krokiem weszłam, do klatki. Nie było teraz czasu na zastanawianie się, czy robię dobrze. Pierwsze piętro, numer 6. Zapukałam. Natychmiast otwarły się drzwi, jakby Marek pod nimi czekał.
- Cześć Anka, wejdź. Agata wszystko mi powiedziała, nie ma co udawać, bardzo ci współczuje.
- Dzięki – chyba dawno go nie widziałam, bo trochę mnie zatkało na jego widok, zrobił się jeszcze bardziej przystojny i chyba zaczął chodzić na siłownie – i dziękuje za możliwość wynajęcia pokoju. Postaram się jak najszybciej ogarnąć i znaleźć sobie coś na stałe.  
- Nie musisz się spieszyć, ja szukałem lokatora, a ty pokoju, więc się zgraliśmy, poza tym znamy się, więc sądzę, że nie będziemy mieć problemu ze wspólnym mieszkaniem. A teraz chodź. Tu jest kuchnia, a obok łazienka – wskazał dwie pary drzwi w korytarzu – mój pokój jest tam, a twój na końcu korytarza po lewej.
Rozejrzałam się po moim nowym domu i stwierdziłam, że w sumie nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Mam gdzie spać i to się liczy.  
- Twój pokój nie jest zbyt duży, ale mam nadzieję, że ci wystarczy.
- Jasne, że wystarczy – spojrzałam na Marka, a on przyglądał się mnie – dzięki, jest bardzo ładny. Pójdę po swoje rzeczy.  
- Pomogę ci – uśmiechnął się i otworzył przede mną drzwi na klatkę.  
Wszystko wnieśliśmy za jednym zamachem, położyłam torby na łóżku i wzięłam od Marka kolejne.  
- Nie sądziłem, że kobieta może mieć tak mało rzeczy. Chyba, że nie wszystko zabrałaś ze sobą.
- To wszystko, co mam.  
- No tak…. To zostawię cię, żebyś się rozgościła, jak coś będę u siebie. Możesz wpadać, kiedy chcesz, pogadać, na piwo.
- Dzięki, ale...
- Wiem, że nie jesteś w nastroju, ale zawsze dobrze nam się gadało, więc jeśli miałabyś ochotę to zapraszam. To miło mieć towarzystwo.
Wyszedł, a ja zostałam sama.  
Znowu sama.

Hush

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1712 słów i 9255 znaków.

Dodaj komentarz