To nie koniec! cz. 15

Miesiąc później czułam się bardzo dobrze. Bark szybko przestał boleć, żebra niestety nadal czułam, ale mogłam już porządnie nabrać powietrza w płuca, noga była w gipsie i nie mogłam na razie ruszyć palcami, bo wtedy czułam ból, ale nie martwiłam się. Lekarz uprzedzał mnie, że może trochę potrwać zanim będę mogła nimi poruszyć. Martwiło mnie za to czoło, bo blizna niestety była bardzo widoczna, ale musiałam jakoś się z tym pogodzić, już zawsze miała tam zostać.  
Czas po powrocie do domu był spokojny, dużo wypoczywałam i relaksowałam się. Marek robił wszystko, żebym ja nie musiała robić nic, cały czas był przy mnie, wspierał mnie, pomagał. Pewnie gdyby mógł oddychałby nawet za mnie. Ale jednocześnie zachowywał dystans. Na początku nie zauważałam tego, ale z czasem zaczęło mi brakować nas. Sypiał ze mną, ale tylko dosłownie, przytulał mnie bardzo ostrożnie i tylko jak się upomniałam, jak w nocy się budziłam leżał ode mnie bardzo daleko. Wiedziałam, że boi się mnie skrzywdzić, ale nie wiedział, że takim zachowaniem krzywdzi mnie bardziej. Zazwyczaj sypiałam bardzo dobrze, teraz jednak zdarzały się noce, kiedy nawiedzała mnie Justyna. Tej znów miałam koszmar, śniło mi się, że leżałam na podłodze w kuchni, a ona stała nade mną z nożem w ręku. W oczach miała szaleństwo i żądze mordu. Wiedziałam, że tym razem nie uda mi się uciec, że zaraz mnie zabije. Prawie z krzykiem usiadłam na łóżku. Kiedy dotarło do mnie, że to tylko sen, zaśmiałam się nerwowo. Spojrzałam na Marka, leżał na samym kraju łóżka, chyba centymetr dzielił go od upadku. Zrobiło mi się bardzo przykro, żeby być dalej ode mnie musiałby położyć się na ziemi, albo w swoim pokoju, który od tak dawna był nieużywany. Spuściłam nogi na podłogę i wstałam. O jednej kuli przeszłam do kuchni i usiadłam na krześle przy stole. Nienawidziłam tego, że nie mogę się normalnie poruszać, czułam się przez to tak wybrakowana, słaba, niezdolna do życia. Ze wstrętem odstawiłam kulę, która oczywiście upadła z trzaskiem. Cholera jasna! Złośliwość rzeczy martwych daje o sobie znać najbardziej w takich momentach. Nie podniosłam jej, niech leży.
- Coś się stało? – Marek wszedł do kuchni przecierając oczy – czemu tu siedzisz?
- Bo mam ochotę – odburknęłam. Nie miałam ochoty na rozmowę.
- Kochanie, powiedz mi.
- Przestań mi tak nadskakiwać! Nie jestem ułomna, jeszcze nie, nie traktuj mnie tak.
- Nie traktuje cię tak, chciałbym ci pomóc
- Chcesz mi pomóc?
- No oczywiście, że tak – kucnął przede mną i załapał mnie za dłoń – co tylko zechcesz.
- No to chce seksu – patrzył na mnie jakbym była nienormalna.
- Anka, to za wcześnie, wszystko cię boli. Musisz odpoczywać.
- Nie, nic mnie nie boli i mam dość odpoczywania. Masz mnie wziąć tu i teraz!  
- Kochanie, przestań … - uścisnął mocniej moją dłoń – nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
- Mam gdzieś, co sądzisz – nachyliłam się i zaczęłam go całować, ale nie odpowiadał na moje pocałunki, zaczęłam całować jego szyję, ale on wstał i odsunął się ode mnie.
- Kochanie, proszę cię, nie możemy, musisz na siebie uważać – wstałam zapominając o niesprawnej nodze, prawie się przewróciłam, ale Marek szybko mnie złapał i podtrzymał. Nie chciałam tego słuchać, przylgnęłam do niego znów całując, gładząc jego nagie plecy. Po chwili zaczął odpowiadać na moje działania, ale bardzo oszczędnie, jakby zamierzał przeczekać mój atak. W spodnie od piżamy wsunęłam rękę i złapałam go za pośladek, zaraz jednak przesunęłam dłoń między nas i złapałam za penisa. Był gotowy, może jego umysł mówił nie, ciało jednak miało swoje plany. Aż syknął czując mój dotyk.
- Marek, weź mnie.
- Sama tego chciałaś – warknął zrywając ze mnie majtki i podciągając na blat stołu – tylko, żeby nie było płaczu.
Dosłownie rzucił się na mnie, bez odrobiny delikatności rozłożył mi nogi i stanął między nimi, całował jak opętany, miażdżył moje usta swoimi. Wbił się we mnie nie dbając, czy jestem gotowa, poruszał się szybko, a ja dłońmi dociskałam go do siebie, choć prawa strona ciała zaczęła mnie boleć. To był szybki, mocny i zachłanny seks, prawie zwierzęcy, po prostu mnie zerżnął. Byłam bardzo zaskoczona jego pośpiechem i agresywnością. Nie doprowadził mnie jednak do orgazmu, nie zdążył, bo sam doszedł bardzo szybko. Kiedy znieruchomiał, uśmiechałam się mimo tego, że nie dostałam tego, co chciałam. Nareszcie poczułam, że znów jesteśmy razem.  
- Przepraszam.
- Za co?
- Za to. Nie zadbałem o ciebie, poza tym na pewno sprawiłem ci ból.
- Nic mnie nie boli poza myślą, że mnie już nie chcesz – kiedy powiedziałam te słowa dotarło do mnie ile jest w nich prawdy. Cały czas miałam w głowie, że może być ze mną z poczucia winy, z przyzwoitości.
- Co? – odsunął się i spojrzał na mnie – Anka, czyś ty oszalała? Przecież nie tknąłem cię tyle czasu, bo bałem się, że będzie cię boleć! Jakbym wiedział, że naprawdę nic ci nie dolega, to już dawno rzuciłbym się na ciebie.
- To dobrze – zawstydziłam się – zacznij mi to okazywać, bo bardzo mi przykro jak mnie tak obchodzisz dookoła.  
- Przepraszam. Nie wiedziałem, że możesz to odbierać w ten sposób.  
- A jak inaczej mam to odbierać? Nie zbliżasz się do mnie już w ogóle – znów miał tę minę, jakby popełnił zbrodnie – nie ważne. Chce po prostu czuć, że nadal jesteśmy razem, że nadal jestem dla ciebie pociągająca.
- Oczywiście, że jesteś – mocno mnie pocałował – a skoro przed chwilą byłem tak samolubny, pozwól mi się zrehabilitować.
- Najwyższa pora, zabierz mnie do łóżka – wziął mnie za pośladki i zaniósł do pokoju. Delikatnie ułożył na łóżku i zaczął całować, spokojnie, delikatnie i z miłością. Tak bardzo mi tego brakowało, tęskniłam za jego dłońmi, ustami, za nim całym. Ściągnął ze mnie koszulkę i pieścił każdy centymetr mojego nagiego ciała, skupiając się wyjątkowo na moich piersiach. Ssał moje sutki, podgryzał je, a ja wzdychałam z rozkoszy. Kiedy nareszcie wszedł między moje nogi, aż podskoczyłam czując jego język. Spojrzał na mnie, bojąc się, że zrobił coś złego. Nie mogłam pozwolić żeby przestał. Lewą stopę położyłam na jego ramieniu i delikatnie docisnęłam go niżej, widziałam jego delikatny uśmiech. Jego język znów zaczął się poruszać, a ja jęczałam jak nigdy dotąd. Byłam tak wyposzczona i spragniona, że czułam się jakby pieścił mnie pierwszy raz. Znów miałam wrażenie, że odkrywa miejsca, których sama nie znałam. Podczas orgazmu krzyczałam rękami dociskając jego głowę, a on nie zaprzestawał swoich pieszczot przedłużając tę chwilę. Długo jeszcze leżeliśmy przytuleni, nareszcie rozmawialiśmy tak, jak kiedyś, zanim to wszystko się wydarzyło. Znaleźliśmy od nowa wspólny język, ton, tę bliskość, której miedzy nami chwilę nie było, za którą tak tęskniłam.  
Dzięki temu kolejny miesiąc był naprawdę wspaniały. Chętnie pozwalałam Markowi opiekować się mną, tym bardziej, że na nowo zdobyte połączenie między nami sprawiało, że każda chwila była wyjątkowa. Mimo to nadal czasami w jego oczach dostrzegałam poczucie winy, jakby nadal uważał, że to on ponosi odpowiedzialność za tę sytuację. Nie wiedziałam, co z tym zrobić, mogłam tylko wyzdrowieć, tak jak powiedziała Agata. Ale to też nieco mnie martwiło, cały czas z tyłu głowy błąkała się obawa o tę nogę. Gdyby nie gips można byłoby mnie uznać za zdrową i tak też się czułam, jednak wizyta u ortopedy zbliżała się wielkimi krokami, a ja nieznacznie poruszałam palcami. Bałam się, że nigdy nie będę sprawna. Marek też się bał, temat mojej nogi był dla niego tabu, nigdy go nie poruszał, nie pytał, a ja w chwilach samotności maltretowałam mięśnie próbując je jak najmocniej rozruszać. Dało to efekt, bo w dniu wizyty w szpitalu siedząc w łazience wachlowałam palcami, jak nigdy dotąd. Nie powiedziałam o tym Markowi, nie pytał, a ja chciałam dowiedzieć się od lekarza, czy to dobry znak. Potrzebowałam potwierdzenia, bo bardzo bałam się uwierzyć. Marek zawiózł mnie i pomógł wysiąść, zaprowadził pod gabinet i posadził, a sam zajął się rejestracją, nic nie musiałam robić. Kiedy nareszcie przyszła moja kolej bardzo się cieszyłam. Siedzieliśmy przez półtorej godziny w całkowitej ciszy, co tym razem bardzo mnie zmęczyło, żałobny nastrój Marka niestety udzielił mi się, chciało mi się płakać.
Do gabinetu weszłam sama, przywitałam się, a lekarz uśmiechnął się i spojrzał w kartę.
- Aaaaa, to pani. No to proszę mówić, boli?
- Na początku bolało trochę, ale teraz już nie.
- Palce ruszają się?
- Ruszają – uśmiechnęłam się.
- No to bardzo dobrze. Proszę pokazać – posłusznie zaczęłam ruszać palcami – no, całkiem nieźle. Ćwiczyła je pani?
- Tak.
- Proszę uważać, nie może się pani teraz przeforsować, bo to może zaszkodzić – surowo na mnie spojrzał, a mnie zrobiło się głupio – no dobrze. Ściągniemy ten gips i zobaczymy jak to wygląda.
Szybko pozbył się gipsu i ujrzałam własną nogę, ale wyglądała zupełnie inaczej, bo wzdłuż łydki ciągnęła się długa na 10 cm blizna. No cóż, to była operacja. Lekarz dokładnie przyjrzał się linii cięcia, coś pomruczał i odsunął się.
- Proszę opuścić nogę i stanąć, ale na tej zdrowej, tylko podpierając się prawą – udało się, trochę się zachwiałam, ale dałam radę. Wstał i podał mi ręce – proszę mały kroczek prawą nogą – wysunęłam nogę i chciałam na niej stanąć, ale nie utrzymała mnie. Runęłabym jak długa gdyby nie jego pomoc.
- To nic, noga będzie sprawna, ale za jakiś czas. Wypiszę skierowanie na rehabilitacje. Niestety kolejki są bardzo długie, więc nie wiem, ile pani będzie czekać, dlatego proszę uważać na tę nogę. Nadal chodzić o kulach, ale próbując delikatnie stawać na niej. Tylko nie za szybko, spokojnie zwiększać obciążenie na nią – uśmiechnął się.
Kiedy wyszłam z gabinetu, Marek wręcz podbiegł do mnie.
- No i jak?
- Wszystko dobrze, ale chce być jak najszybciej w domu, ok? – o nic więcej nie pytał, wyprowadził mnie na zewnątrz i pomógł wsiąść do auta, nawet nie spojrzał na moją nogę. Całą drogę milczał, bał się jak sądzę zapytać, a ja czekałam. Wiedziałam, że to dla niego tortura, ale chciałam żeby zapytał, musiał w końcu zapytać. Kiedy weszliśmy do mieszkania, od razu skierowałam się do łazienki i zamknęłam się w niej. Nie wiem, czy inne kobiety miałyby tak jak ja, ale oprócz blizny zauważyłam, że ta noga dawno nie była golona. Musiałam jak najszybciej to naprawić. Kiedy wyszłam z łazienki, a Marek stał zaraz za drzwiami.
- No to co? Może kawki się napijemy? – zapytałam jakby nic się nie stało. Pokuśtykałam na kulach do kuchni i usiadłam. Czekałam.
- Ale… No jasne, że kawka, wstawie wodę – naszykował kubki i wsypał do nich kawy. Kiedy już nie miał, co ze sobą zrobić, odwrócił się w moją stronę.
- No więc dobrze. Powiedz to.
- Co mam powiedzieć?
- Że już nie będziesz sprawna, że zniszczyłem ci życie i że nie chcesz za mnie wyjść.
- Marek – głęboko odetchnęłam – na pewno pamiętasz dzień, w którym mi się oświadczyłeś. Powiedziałeś „chce mieć pewność, że zawsze będziesz moja” – uśmiechnęłam się na to wspomnienie – Czy pamiętasz, co ci odpowiedziałam?
- Że już od dawna jesteś.
- Czemu więc sądzisz, że teraz miałabym cię zostawić? Bo twoja była mnie przejechała? Nie ponosisz za to żadnej odpowiedzialności. Jeśli mam być szczera, to niestety, ale to ja jestem wybrakowana, dlatego sama się martwię czy jeszcze mnie chcesz – widziałam, że nie rozumie, co do niego powiedziałam – ledwo się poruszam, a na czole mam bliznę.
- Czy ja ciebie chce….to cię martwi?  - niepewnie poszedł do mnie i uklęknął – Anka, nie ma dla mnie znaczenia, jakie blizny masz i czy twoja noga jest sprawna, kocham cię za to, jaka jesteś, a nie tylko za to jak wyglądasz.
- Wiem, znam cię. Dlaczego więc ty mi nie wierzysz, kiedy mówię, że nadal chce z tobą być i cię nie winie? – długo milczał, jakby nie umiał znaleźć odpowiedzi – Marek, przecież to był zwykły wypadek, jakich tysiące każdego dnia. Teraz już jestem zdrowa i pora wrócić do życia.
- Przepraszam, chyba trochę zafiksowałem się na poczuciu winy – pokiwałam głową.
- A zatem, Marek, nie zniszczyłeś mi życia, dałeś mi je na nowo jeszcze długo przed wypadkiem, zamierzam za ciebie wyjść, choćby nawet dziś – pocałowałam go – a moja noga za niedługo będzie bardziej sprawna niż kiedykolwiek – uśmiechnęłam się. Widziałam, jak twarz rozjaśnia mu radość.
- Naprawdę będzie sprawna?
- No raczej, od tygodnia wachluje palcami, noga musi się jeszcze wzmocnić i rozchodzić, ale spokojnie. Jeszcze zatańczymy na naszym weselu.
Przytulił mnie tak mocno, że prawie nie mogłam oddychać, a kiedy puścił mocno pocałował.  
- Bardzo się bałem.
- Ja też, ale już nie musimy. Dziś mam ochotę na wino – odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam – może się troszkę zabawimy?

Hush

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i erotyczne, użyła 2522 słów i 13611 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Gaba

    NO NARESZCIE!!! BOMBA!!!  Tak trzymać! :yahoo: pozdrawiam

    18 mar 2018